Decyzja zapadła, po pracy odwiedziłem kantor, zakupiłem 100EU i w kopercie zaliczka została wysłana do właścicieli. Nerwowo śledziliśmy czy list dotrze na miejsce, a po 5 dniach dostałem potwierdzenie że już jest .Kilka dni później pani Snieżana przesyła mi voucher z potwierdzeniem rezerwacji i pozdrowieniem do zobaczenia w sierpniu.....................bardzo śmieszne pomyślałem.
Nastał długi czas na analizę trasy, czym jechać? tak tak........... pytanie może głupie, ale nasze autko ma już trochę lat więc jest w grupie podwyższonego ryzyka. Trzeba było zrobić mały rachunek sumienia co jest do zrobienia i czy przejedzie 1350 km bez szemrania.
Nasz dzielne Opelek miał przecież ponad 200k km najechane, zawsze istnieje ryzyko awarii i to takiej co uniemożliwi dalszą jazdę , stoisz i kwiczysz. W międzyczasie pojawił się pomysł zmiany na nowszy model, ale ciężko pogodzić gromadzenie środków na wakacje + nowy samochód, przynajmniej dla mnie. Więc jak nie nie ma co się lubi, to się lubi co się ma!
Zatem ostatecznie jedziemy starym, ale sprawdzonym. Auto było kupione jako nowe, od początku pieszczone przez mojego tatę nigdy nie zawiodło, więc daaaaa radę …....... musi.
Planowanie trasy: 1340 km w jedna stronę, standardowo Poznań- Brno-Wiedeń-Graz-Macelj- Poljica. Początkowo miałem przejechać się tą super autostradą w Słowenii za 30 Eu, ale objazd jest banalny przez Lenart-Murec-Ptuj.
14.08.2014 Dzień wyjazdu- czwartekOd rana spokój, byliśmy spakowani już od wtorku, przygotowaliśmy z żoną check listę i po kolei sprawdzane kilka razy czy wszystko mamy. Tak szczerze to najważniejsze to dokumenty, kasa w gotówce lub plastiku i szczoteczka do zębów. Spakowanie 500 litrowego bagażnika było nie lada wyzwaniem. Było w nim wszystko: prowiant, walizka , gadżety wodne dla dzieci ehhhhhhhh wszystkiego po trochu. Krótko przed godziną 15 wyruszamy w kierunku Wrocławia. Nasz cel to Lądek Zdrój, tam będzie przystanek u moich rodziców, którzy aktualnie wypoczywają w sanatorium. Do Lądka docieramy po godzinie 20, niestety korki po drodze trochę opóźniły naszą jazdę , ale spokojnie jedziemy na urlop!
Dzieci są nadzwyczaj były grzeczne, pytań kiedy będziemy w Chorwacji nie było końca, w końcu córka wypaliła „tata już jesteśmy” taaaaa chciałbym.
Dzieci zaliczają kolację, kąpiel ...ja z żoną zresztą także. Kawa i prysznic działa na mnie rewelacyjnie, nie czuję w ogóle zrobionych 330 km . Zapadła już ciemność, niestety pada deszcz i o 22 wyruszamy w kierunku granicy w Międzylesiu. Droga miejscami kręta ale bez kłopotu mijamy granicę, ruch prawie zerowy jedziemy sami na tym zadupiu.
W Czechach podobnie, jakby bombę zrzucili normalnie, nuda i jeszcze raz nuda. Żonka kręci krótkie filmiki, ale po chwili przykleja się do oparcia i zasypia. Największy kibel drogowy to zaliczamy przed Brnem, wyfrezowana nawierzchnia robi taki hałas że momentami dzieciaki się kręcą...porażka, za co ta winieta? Krótko po przejechaniu Brna przed Mikulovem, mniamniuśne rowy w poprzek drogi......... korek w kierunku do PL sięga 5-6 km, notujemy kolejne spóźnienie , ale co zrobić inni także stoją i w żółwim tempie zmierzają ku granicy.
Tankowanie LPG mam zaliczyć w Mikulovie, przecież tu jest kilka stacji.....taaaaa Maarcin potrafi się zakręcić.
Pierwsze podejście AGIP..... kilka rodzajów paliwa na tablicy, ale gdzie LPG za cholere nie wiem, butli nie widzę, no to super. Obok Shell, podświetlone tylko noPB i ON, gdzie ten gaz jest??????
W zbiorniku miałem jeszcze paliwo, więc zapada decyzja jazdy dalej i coś mi się przypomniało że 40 km za Wiedniem jest stacja BP z LPG, więc może dociągniemy. Docieramy bez problemu , tankuję naddrogi gaz po 0,91 Eu/ l i jedziemy dalej.
Generalnie w Austrii znowu nuda, autostrada równa jak stół, miejscami ograniczenia i remonty. Kilkadziesiąt kilometrów przez Grazem, nasza nawigacja odmawia posłuszeństwa. Nawiguje dobrze nagle twierdzi że „nie mogę wyznaczyć trasy” noż...k#@$@@ ać, nic nie pomaga ani reset, ani wyłączenie po prostu pierwszy raz taki numer nam zrobiła. Lekko się wpieniłem bo było to przed zjazdem na A9, a w nocy o pomyłkę nie trudno.
Lekko zwolniłem i patrząc na tablice drogowe, które muszę przyznać są gęsto postawione wpadamy na autostradę A9 i zmierzamy na południe do magicznego zjazdu 226. Ruch jest spory, widać gdzie wszyscy zmierzają, powoli zaczynam się obawiać korka na granicy w Macelj. Aha.... nasza nawigacja ożywa , ot tak wytyczyła trasę dalej i do końca wyjazdu nie było z nią kłopotu.
Objazd słoweńskiej autostrady zajmuje nam godzinkę między 5.10 a 6.10, tylko nie wspomnieliście że jest dość mocny podjazd po przekroczeniu rzeki Mur.............. nasz Opelek miał co targać.
Ok. godziny 6.20 meldujemy się na granicy w Macelj, stoimy może z 20 minut, Słoweńcy wnikliwie oglądają dokumenty, a Chorwaci tylko zerkają i liczą czy ilość dowodów się zgadza. No to jesteśmy! Croatia Welcome!
Cel naszej podróży:
cdn........