Gandaliela napisał(a):Witam zatem ponownie
Nastrój mam optymistyczny,wczoraj przebrnęłam przez dwa zaliczenia na uczelni, wiec pozostanę na razie przy tematach optymistycznych.
Wczoraj było trochę "rybnie" to dzisiaj będzie "mięsnie".
Do końca życia nie zapomnę swojej pierwszej wyprawy do sklepu z mięskiem czyli tzw. mięsnego na terenie Cro. Oczywiście w towarzystwie męża.I chwała Bogu, bo miałam się kogo złapać kiedy mnie zatkało z wrażenia. Ja raczej nerwy mam mocne,na widok otwartego złamania nie mdleję,ale wtedy autentycznie mnie zatkało. Na hakach wbitych w sufit wisiały sobie prosiaczki,jagniątka, całe albo połówki,obdarte ze skórki lub nie i czekały na klienta.Krew się lała po ścianach i podłodze, a wokół tego kłębili się ludzie, nierzadko trzymając za rączkę potomstwo. Brrrrr...
Moje dziecko ze sklepu zwiało szybciej ode mnie. Miałam po tym nadzieję, że w mięsnym nic już złego mnie spotkać nie może,nazw się nauczyłam i na zakupy zaczęłam latać sama. Zaprzyjaźniłam się nawet z jednym rzeźnikiem i generalnie w błogim spokoju odwiedzałam jego sklepik. Czujność została uśpiona i to był mój błąd.
Dnia pewnego bowiem otworzyłam jak zwykle drzwi,zrobiłam kilka kroków do środka jakoś tak nie patrząc przed siebie.Jak popatrzyłam to zamarłam. Dosłowne.
Pan właśnie wciągnął na pieniek łeb(zdaje się że cielęcy) świeżo obdarty ze skóry, z oczami i zębami.Obrócił się za siebie, złapał jakiś tasak i walnął ten łeb w sam środek, a następnie przez tą dziurę czy pęknięcie ( nie mam pojęcia bo już byłam na etapie problemów z widzeniem) wsadził do środka rękę i wyciągnął mózg, a że w tym samym momencie zobaczył mnie to jeszcze się grzecznie przywitał szeroko się przy tym uśmiechając.
Podniósł łapkę, razem z tym mózgiem, i powiedział "specjalitet"
Znaczy, że to się je???
Jezusie, tego już było dla mnie za wiele. Facet się na szczęście zorientował,że ja tak jakoś nie bardzo i podstawił stołek.
Od tego momentu mamy umowę,że jak znowu będzie coś takiego uprawiał to mnie krzykiem ostrzeże zanim zdążę spojrzeć.
A jak to potem opowiadałam znajomym w kawiarni, oczywiście miejscowym, to połowa knajpki umierała ze śmiechu włącznie z moim mężem.
Mąż polskie potrawy mięsne akceptuje prawie bez wyjątków,krzywi się tylko na widok wątróbki drobiowej