Dzieki Januszu za poprawę blędów. Jak szybko piszę to czasem zapominam o polskich znakach, a czasem mi w polskie slowa wskakuje chorwacka pisownia
Taki mętlik lingwistyczny mam, żebyście widzieli co wyprawiam na egzaminach z filologii....dobrze,że mam tolerancyjnych wykladowców i dają szansę na poprawę blędu zaraz po jego wychwyceniu.
A więc w temacie śmieszne:
- pamietam naszą pierwszą wspolną Wigilię. 20 stopni za oknem,słonko grzeje,a dziecko marudzi,że jest nie zimowo i dziwnie wygląda choinka bez śniegu.Kazalam mu posprayować drzewko i okna na biało. Ale do sedna.Otoż zarządałam od męża ryby.Jestem z Polski,u nas taka tradycja,ryba ma być,karpia się nie czepiam,ale rybę chcę. Mąż z domu zniknął,wrocił po pół godzinie z jakąś siatką,położył w kuchnii oznajmiając,że ryba jest i zajął się dalej choinką. Więc ja do kuchni,otworzylam siateczkę i ryk się rozlegl potworny, bo z środka spojrzały na mnie jakieś oczy, cialko galaretowate, jakies macki wiszą, dostalam histerii bo ja nie lubię takich morskich stworzeń. Okazalo się, że to lignie,które na oczy zobaczylam pierwszy raz( wczesniej widzialam przygotowane już).Ja w krzyk, chcialam rybę, a on mi jakieś coś przynosi.
I sie wyjasnilo: otoz tam lignie na stole wigilijnym to symbol dobrobytu, jak ktos to ma to znaczy że mu sie dobrze powodzi,przygotowuje się to w tym okresie i tyle. Ale plecial jeszcze raz i rybę przyniosł i nawet wypatroszył. A potem się cholernie zdziwil na widok czerwonej zupy. Z czego to,że w takim dziwnym kolorze? jak objasnilam,że z buraków to oczy miał jak pięć zlotych, bo u nich burak to tylko w ocet i do słoika.Ćwikla znaczy.
Oj, cięzka byla ta nasza pierwsza Wigilia, oczywiście co się tyczy strony kulinarnej, bo reszta przeszla ok. Ciasta moje wielbi dziko,więc tu nie bylo kłopotu. Klopot byl jak się w domu zjawił bakalar. Ja szczerze mowiąc zaczelam się zatanawiać czy będziemy kogoś tym bić i do czego to służy. Jest to bowiem wysuszona na kamień ryba gdzieś z morza połnocnego, ktorą sie potem moczy jakieś dwa dni, a potem gotuje a`la gulasz lub zapieka z kartofelkami w okolicach Sylwestra. Ja naszą zapiekłam, a potem kupilam drugą, powiesiłam na ścianie i zagrozilam, że jak bedzie dla mnie niedobry to mu tym przyleje
I działa