Pomysłów na wakacje 2014 było kilka, choć kierunek generalnie zawsze ten sam Braliśmy pod uwagę Macedonię, Grecję i Albanię, kilka miejsc, w kilku różnych konfiguracjach: Macedonia i grecka Lefkada, Albania i grecka Lefkada, Macedonia i Albania, Albania i grecki Epir...
W końcu doszliśmy do wniosku, że na naszej liście jest jeden kraj, który w ostatnich latach bardzo szybko się zmienia, że być może jest to ostatnio szansa, żeby zobaczyć go jeszcze trochę "egzotycznego", a może już jest za późno? Decyzja zapadła, jedziemy do Albanii.
Jednak zanim dojedziemy do Albanii spędzimy kilka chwil w Bośni, dokładniej w Sarajewie, którego wcześniej nie braliśmy pod uwagę, a który później miał być jedynie noclegiem tranzytowym z rzuceniem okiem na miasto. Jednak kiedy zaczęliśmy się bardziej interesować stolicą Bośni i Hercegowiny, doszliśmy do wniosku, że jeden nocleg to zdecydowanie za mało. Uznaliśmy, że Sarajewo jest warte dłuższej chwili. Zarezerwowaliśmy więc dwa noclegi w jednym z wielu hosteli - Hostelu Ljubicica. Planowaliśmy zatrzymać się w Hostelu Magaza, który sprawiał wrażenie bardziej klimatycznego, ale nie mieli już wolnej piątki.
A nas, co pewnie niektórzy pamiętają z moich poprzednich relacji, jest pięcioro. Kierownik wycieczki czyli ja nasz dzielny kierowca, który musiał się nieźle tą kierownicą w tym roku nakręcić, czyli szanowny mąż oraz rozbrykany (muszę przyznać, że z każdym kolejnym wyjazdem coraz mniej) tylni pokład - 11-letni Mikołaj, 8-letni Kajtek oraz 4-letnia Hanka.
Ruszamy spod domu w Częstochowie 13. sierpnia o godz. 20:28. Leje. Leje do granicy z Czechami, leje podaczas krótkiego przejazdu przez Czechy, leje na Słowacji... Deszcz mocno nas spowalnia i męczy. Na jakieś 1,5h zatrzymujemy się na parkingu przy słowackiej autostradzie, czas na krótki sen.
Na szczęście deszcze daje za wygraną a na węgierskiej autostradzie przez chmury zaczyna nieśmiało przebijać słońce.
Jednak nam nie jedzie się wcale lepiej... Mąż zauważa, że samochód zaczyna kopcić z rury wydechowej. Mieliśmy już z nim wcześniej problemy, dokładniej z silnikiem, była nawet obawa czy pieniądze na wyjazd nie zostaną wydane na remont silnika... Jednak sprawdzony mechanik powiedział, że nie jest tak źle i życzył nam udanych wakacji
Na parkingu mąż podnosi maskę i okazuje się, że wszystko jest zachlapane olejem... sprawdza poziom oleju, dość sporo go ubyło. Mamy olej (jak już pisałam mieliśmy wcześniej problemy z samochodem i mąż zapobiegawczo zabrał olej, gdyby trzeba było dolać), jednak zapobiegliwy mąż nie przewidział, że będzie potrzebny już na granicy węgiersko-chorwackiej... Olej schowany jest w kole zapasowym, więc żeby go wyjąć trzeba wypakować wszystko z bagażnika... na szczęście boksu nie trzeba rozpakowywać
Olej dolany, jedziemy dalej. Samochód, kiedy mąż mocniej doda gazu, zostawia z tyłu czarną chmurę dymu, zresztą mocniejsze dodawanie gazu traci sens, ponieważ samochód ma duże problemy w przyspieszanie, całkowicie stracił moc...
Pokonujemy bez problemu kolejną granicę i jesteśmy w Bośni. Wroga wije się wzdłuż rzeki, na której widać wyraźne ślady po tegorocznej powodzi.
W planach, zanim dojedziemy do Sarajewa, mieliśmy odwiedzenie Travnika. Jednak, ponieważ mamy poważne wątpliwości czy w ogóle dojedziemy, odpuszczamy Travnik i jedziemy prosto to stolicy Bośni.
Dochodzi 15:00, po przejechaniu 1132km, po spędzeniu ponad 18h. w samochodzie jesteśmy w Sarajewie. Parkujemy na chodniku ulicy Mula Mustafe Beseskije, tuż obok biura naszego hostelu. które znajduje się w centralnym miejscu Sarajewa, tuż obok placu Sebilj. Młody chłopak jedzie z nami pokazać nam gdzie będziemy mieszkać. Pokoje są porozrzucane w różnych miejscach w centrum miasta. Nasz znajduje się w niewielkim domu, na wzgórzu, po drugiej stronie rzeki (w stosunku do starej, tureckiej dzielnicy - Bascarsiji), niski budynek, z niewielkim podwórkiem oraz całkiem ładnym widokiem na miasto. Dojechanie do tego miejsca było pewnym przeżyciem, ponieważ uliczki są tutaj bardzo wąskie i bardzo strome. Standard nie jest zbyt wysoki, raczej adekwatny do niskiej ceny - za pokój pięcioosobowy, za dwie noce płacimy niewiele powyżej 300zł, ciężko znaleźć coś tańszego Do Placu Sebilj idzie się z naszego pokoju jakieś 10min.
Po rozpakowaniu się w pokoju i pozostawieniu nie całkiem sprawnego samochodu na parkingu przed hostelem, idziemy na wstępny rekonesans.
Zaczynamy od Placu Sebilj. Jak już wspomniałam, jest to główny plac starej, tureckiej dzielnicy, zwanej Bascarsiją. Na placu znajduje się jeden z symboli miasta - studnia (sebilj). Piękna, drewniana, ażurowo rzeźbiona konstrukcja została wykonana w 1753r., pierwotnie stała w innym miejscu, na obecne przeniósł ją w 1891r. architekt Wittek, który też wymodelował ją w stylu mauretańskim.
Tego dnia nie zrobiliśmy żadnego zdjęcia ze studnią, jakoś strasznie tu tłoczno, a ja nie lubię zdjęć z tłumem ludzi...
Siadamy za to w jednej z licznych knajpek i jedząc kebaby (za pięć kebabów, 4 soki i wodę płacimy 24KM czyli ok. 53zł), chłoniemy atmosferę tego miejsca. Już wiemy, że przyjazd do Sarajewa bym dobrym pomysłem, bardzo nam się tutaj podoba.
Najedzeni idziemy na spacer. Ulicą Ferhadija idziemy w kierunku meczetu Ghazi Husrev-bega. Jest on najbardziej reprezentacyjnym obiektem muzułmańskiej architektury sakralnej na Bałkanach, wzniesiony w latach 1530-37 z fundacji Ghazi Husrev-bega (namiestnika sułtana). Przed meczetem, pośrodku rozległego dziedzińca, pod daszkiem wspartym ośmioma drewnianymi kolumnami, stoi studnia służąca do ablucji i picia wody. To chyba moje ulubione miejsce w Sarajewie, będziemy tu jeszcze kilka razy.
Idziemy dalej ulicą Ferhadija, jest to główna ulica starej części miasta. Sympatyczny, tętniący życie deptak (ulica jest wyłączona z ruchu) łączy dzielnice muzułmańską z chrześcijańską. Zanim jednak dojdziemy do dzielnicy chrześcijańskiej, siadamy w jednej z licznych kawiarni. Po tak długiej podróży i niewielkiej ilości snu w nocy, potrzebujemy kawy. Do kawy obowiązkowo lody.
Dłuższa chwile później dochodzimy do katolickiej katedry pw. Najświętszego Serca Jezusa, mijając po drodze Starą Synagogę - istna mieszanka kultur i religii.
Po katedrą stoi, niezbyt udany, jak to się często zdarza również u nas, pomnik Jana Pawła II, który odprawił tutaj mszę św. w 1997r.
Na zdjęciach pod pomnikiem widać rower z biało-czerwoną flaga. Dojechali tutaj polscy rowerzyści Jeśli przypadkiem odwiedzą tą relację to serdecznie pozdrawiam, robiłam Panom zdjęcie przed pomnikiem Jana Pawła II w Sarajewie
Idziemy dalej, docieramy do miejsca zwanego Vjecna Vatra (Wieczny Ogień), gdzie zawsze pali się płomień. Jest ono poświęcone pamięci Boszniaków, Chorwatów, Serbów, a także przedstawicieli innych narodowości, którzy oddali życie w obronie miasta podczas II wojny światowej.
Na tym kończymy dzisiejszy spacer po mieście i wracamy do naszego hostelu. Sarajewo bardzo nam się spodobało i jesteśmy bardzo zadowoleni, że postanowiliśmy zatrzymać się tutaj na dwie noce. Niestety, spokój zakłóca nam niepewność co do naszego samochodu. Wieczór spędzamy więc szukając mechanika w sieci, w hostelu jest bezpłatne wi-fi.
Ostatni tego dnia rzut oka na miasto spod naszego hostelu:
cdn...
Pozdrawiam
Asia