Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Podróże RobaCRO - Lutalicy iz Novogardu

Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 18688
Dołączył(a): 26.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 07.06.2013 23:37

Piękną wycieczkę mieliście Robercie :D

Sporo warownych kościołów odwiedziliście , ale trochę szkoda , że nie wchodziliście do środka tych warowni - nie wszystkie widziałem ( pracuję nad tym , żeby to się zmieniło ) .
My też często mamy niezły ubaw z węgierskimi nazwami miejscowości - czytanie ich nagłos nawet przy niewielkiej prędkości z powodzeniem zastępuje radio i Redbula :lol:

Rumunia to bogaty w atrakcje turystyczne kraj , który uzależnia 8) . Przekonuję się o tym przy każdej następnej wizycie .

Czekam na ciąg dalszy

Pozdrawiam
Piotr
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 12.06.2013 18:12

Odcinek VI – Malowane cerkwie Bukowiny

Jedną z największych atrakcji turystycznych Bukowiny są malowane cerkwie. Planowaliśmy zwiedzić kilka z nich. Z zaplanowanej trasy wykreśliliśmy Arbore. Nasz gospodarz poinformował nas, że trwa tam jakiś remont (coś nie tak jest z dachem) i że lepiej podarować sobie to miejsce. Nawet nam to w sumie pasowało, bo Arbore niespecjalnie było po drodze i musielibyśmy tam trochę extra kilometrów podjechać…

Od rana dopisywała pogoda. Wg prognoz na ten dzień przewidywane było jakieś załamanie. Ale, nic takiego nie nastąpiło :).

Cerkwie zwiedzaliśmy w czasie Wielkanocy, co w dużym stopniu przyczyniło się do atmosfery, jaką zostaliśmy w poszczególnych miejscach. Prawosławnej Wielkanocy nie planowaliśmy. W tym roku była miesięczna różnica między katolickimi a prawosławnymi, gdy zwykle są to dwa tygodnie.

Pierwszym miejscem, do którego dojechaliśmy było Mănăstirea Humorului (Humor) z cerkwią pod wezwaniem Zaśnięcia Bogurodzicy. Akurat odbywało się nabożeństwo. Muzyka dodawała szczególnego uroku.

Pierwszy monastyr na tym miejscu został zbudowany w końcu XIV lub na początku XV wieku. Budowa obecnego monastyru (z którego zachowała się jedynie cerkiew) nastąpiła w 1530 r. Kilka lat później, w 1535 r., cerkiew została ozdobiona freskami, których wykonanie nadzorował mistrz Toma z Suczawy. Monastyr był otoczony murami obronnymi, które zostały później zniszczone. Przetrwała natomiast wolno stojąca wieża obronna wzniesiona w 1641 r. służąca także jako dzwonnica.

Freski zewnętrzne cerkwi, pokrywające całe jej ściany, stanowią jeden z najlepszych przykładów malowideł. Dominuje w nich kolor czerwony. Więcej o freskach można przeczytać tutaj.

Mănăstirea Humorului:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Cerkiew bardzo się nam spodobała. Tylko możemy pomarudzić trochę na…słońce. Operowało tak mocno, że część zdjęć wyszła prześwietlona.

Z Humor pojechaliśmy do Voroneţ zwiedzić cerkiew pod wezwaniem św. Jerzego zbudowaną w 1488 r. Malowidła zewnętrzne, w których dominujący jest kolor błękitny nazywany niekiedy "błękitem z Voroneţ”, pochodzą z 1547 r. Najbardziej znanym z nich jest uznawany za najcenniejszy fresk malowanych cerkwi Bukowiny - Sąd Ostateczny wypełniający zachodnią elewację świątyni. Więcej o Voroneţ możecie poczytać tutaj.

Voroneţ:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z Voroneţ pojechaliśmy do Vatra Moldoviţei z cerkwią pod wezwaniem Zwiastowania. Pierwszy monastyr w tym miejscu został wzniesiony już w latach 1402–1410, uległ jednak zniszczeniu wskutek osunięcia się ziemi. Został ponownie zbudowany w 1532 r. Cerkiew ozdobiona jest malowidłami wewnętrznymi oraz zewnętrznymi. Malowidła zewnętrzne wykonane zostały w 1537 r. (być może przez mistrza Tomę z Suczawy, autora fresków cerkwi w monastyrze Humor). Więcej o cerkwi można poczytać tutaj.

Vatra Moldoviţei:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nasz kolejny przystanek był w Suceviţa i wizyta w cerkwi pod wezwaniem Zmartwychwstania. Monastyr został ufundowany przez przedstawicieli rodu Mohyłów: Jeremiego i Szymona (przyszłych hospodarów) oraz Jerzego (przyszłego metropolitę mołdawskiego) w latach XVI w., a następnie – w okresie zasiadania kolejnych Mohyłów na mołdawskim tronie hospodarskim (od 1595 r.) – stopniowo rozbudowywany. W tym okresie zbudowano wokół niego potężne mury z narożnymi basztami, a samą cerkiew ozdobiono freskami zewnętrznymi (1595-1596), których autorami byli malarze Sofronie i Ion. Zachowały się one w bardzo dobrym stanie, także na ścianie północnej, zazwyczaj zniszczonej wskutek wiatrów wiejących najczęściej z tego kierunku. Więcej o cerkwi można poczytać tutaj.

Suceviţa:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W Suceviţa postanowiliśmy podejść na wzgórze górujące nad monastyrem. Przypuszczaliśmy, że będzie z niego fajny widok. Nie pomyliliśmy się. Widok naprawdę warty poświęcenia kilku minut na „wspinaczkę”.

Klasztor widziany z góry:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z Suceviţa pojechaliśmy do Suczawy (Suceava). Po drodze w Milisauti kupiliśmy słoik…kiszonej kapusty. Trafiła na kolacyjny stół :).

Obrazek
Uliczny handel kiszoną kapustą

W Suczawie chcieliśmy zwiedzić cerkiew św. Jerzego z XVI wieku. Budowę monastyru zainicjował w 1514 r. hospodar mołdawski Bogdan Ślepy, a ukończył w 1522 jego syn i następca Stefan Młody. Przeznaczony był na nową siedzibę metropolity mołdawskiego oraz schronienie dla relikwii patrona Mołdawii św. Jana Nowego. Fakt złożenia w nim zwłok św. Jana Nowego, czyni z monastyru najważniejsze prawosławne centrum pielgrzymkowe w Mołdawii. Freski - zachowały się jedynie fragmenty malowideł zewnętrznych z 1534 r.

Suczawa:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wszystkie w/w cerkwie wpisane są na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO.

Suczawa była ostatnim przystankiem na trasie. Zrobiliśmy tam zakupy i wróciliśmy do Kaczyki. Malowane cerkwie bardzo się nam spodobały. Ciekawa architektura, piękne freski i jeszcze ta wielkanocna atmosfera.

Wieczorem posiedzieliśmy trochę z Maciejem, który także trafił pod dach naszych gospodarzy. Wymieniliśmy rumuńskie wrażenia :). Maciej – motocyklista trochę postraszył nas przed jazdą trasą przez Pasul Prislop. Coś mówił, że 150-kilometrowy odcinek jechał ponad 6 godzin i nigdy wcześniej się tak nie umęczył jazdą, jak właśnie na tej trasie. Dla nas miało to o tyle znaczenie, że planowaliśmy wracać do kraju właśnie przez Pasul Prislop. Sugerował nam przejazd przez Dej. Ostatecznie, stwierdziliśmy, że zaryzykujemy przejazd przez przełęcz :).

Kilka informacji praktycznych:
- wstęp do każdej cerkwi płatny – 5 RON
- za robienie zdjęć opłata extra 10 RON
- parkingi przy cerkwiach bezpłatne

PS Kulki, jak widzicie nasz „tour” po Bukowinie, to raczej trasa typu „standard”. Akuratna na jeden dzień...a Lacul Roşu i jego okolica ciekawa. Ale, wiadomo, czas się nie rozciągnie i wszystkiego zobaczyć się nie da. Tyle w tym kraju miejsc, że pewnie można tam wracać kilka razy w roku i ciągle odkrywać coś nowego :). „Siedmiogrodzki” smakołyk naprawdę dobry i wierzymy, że może różnić się i smakiem i ceną :). Jak wrócimy kiedyś do Siedmiogrodu, to pewnie skosztujemy go w innym miejscu...Bardzo gorąco Was pozdrawiamy :).

PS Piotr...niestety, nie da się w tak krótkim czasie pogodzić wszystkiego. Chcąc poświęcić kilka minut na każdy kościół, to „kosztowałoby” sporo czasu. Jak sam też wiesz, do zdecydowanej większości kościołów kluczy trzeba szukać gdzieś po wiosce, umawiać się telefonicznie etc. Nie zmienia to jednak wcale faktu, że Rumunia stoi u nas wysoko w hierarchii atrakcyjnych krajów i chętnie tam kiedyś (może nawet szybciej niż później) wrócimy :). Pozdrawiamy Cię bardzo serdecznie :papa: .
Ostatnio edytowano 30.07.2013 17:55 przez RobCRO, łącznie edytowano 2 razy
dangol
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 13022
Dołączył(a): 29.06.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) dangol » 12.06.2013 18:35

Droga na Prislop była faktycznie paskudna, ale nie aż tak, żeby przejazd trwał :roll: tyle godzin.
Czy istotnie przybyło tyle dziur? Ciekawa jestem Waszych wrażeń :wink:
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 26.06.2013 08:55

Odcinek VII – Powrót do kraju

Wszystko, co dobre, szybko się kończy. Tydzień w Rumunii minął jak z bicza strzelił. 4 maja wracaliśmy do kraju. Jak wspomnieliśmy w poprzednim odcinku, mieliśmy małą zagwozdkę wbitą nam przez Macieja, a dotyczącą drogi powrotnej przez Rumunię. Uznaliśmy, że nasze auto poradzi sobie z rumuńskimi dziurami przez Pasul Prislop, jakie by one nie były :).

Po śniadaniu zamieniliśmy kilka słów z gospodarzem, wpisaliśmy się do księgi pamiątkowej i ruszyliśmy w długą drogę do Polski :).

Przejeżdżaliśmy przez Maramuresz, który jest ostoją folkloru, przebogatego w formie i pieczołowicie kultywowanego. W tej krainie zachowało się kilkanaście wsi z unikalną drewnianą zabudową (słynne zagrody i bramy marmaroskie) oraz wspaniałe, drewniane cerkwie o strzelistych wieżach. Jedną z ciekawszych wiosek, przez którą jechaliśmy, było Ciocăneşti. Wioska wyglądająca jak skansen...klimatyczne miejsce :).

Ciocăneşti i kolorowe domki:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Od skrętu na drogę nr 18 faktycznie nie było lekko. W zasadzie dziura na dziurze :). Paweł nieźle musiał manewrować między nimi. Dobrze, że ruch na tej trasie był umiarkowany, to w zasadzie mógł korzystać z całej szerokości jezdni. Rozwijaliśmy maksymalnie tak ok. 30km/h. Krótkie odcinki dało się pokonać trochę szybciej. Stopniowo zaczęły pokazywać się nam Alpy Rodniańskie. Te góry także braliśmy pod uwagę jako jedną z górskich akcji :).

W drodze na przełęcz:
Obrazek

Obrazek

Na Przełęczy Prislop (1413m) zrobiliśmy bardzo krótki postój. Wiało i było zimno…ale za to ciekawe widoki na ośnieżone Alpy :). Nieco poniżej przełęczy wpadliśmy w krokusy. Hehe, nie pojechaliśmy w Chochołowską, to chociaż w Rumunii mogliśmy nacieszyć oczy fioletem kwiatów :). Spotkaliśmy też…żmiję :). Przechadzała się po drodze…tak mi się zdaje, że to był mój pierwszy tak bliski kontakt z tym gadem :).

Obrazek
Pasul Prislop

Krokusy:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Żmija
Obrazek

Alpy Rodniańskie:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Najwyższy czyli Pietrosul

Jedną z większych atrakcji krainy Maramuresz są drewniane cerkwie. Postanowiliśmy zobaczyć dwie z nich – w Ieud i Bârsana.

W Ieud znajduje się najstarsza z cerkwi Maramuresz z 1364 roku (obecny wygląd pochodzi z odbudowy po spaleniu przez Turków w latach 20-tych XVII wieku) - Cerkiew Na Wzgórzu.

Ieud:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Bârsana to duża wioska w dolinie Izy, ale bârsana to również rasa owiec o długim i gęstym runie. Prawdopodobnie mieszkańcy Bârsany żyli z hodowli tych zwierząt, więc może to stąd wzięła się nazwa ich wioski. Niewykluczone też, że było na odwrót i to rasę owiec nazwano mianem miejscowości gdzie była tak popularna, zaś miejscowość od nazwiska jej właściciela.

Bârsana:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dopiero przy powstawaniu tej relacji pomiarkowałem się, że…nie zobaczyliśmy tej cerkwi z listy UNESCO. Byliśmy przekonani, nie wiedzieć czemu, że na UNESCO są zabudowania nowego klasztoru, który został wybudowany po obaleniu reżimu Ceauşescu. Może zmyliło nas to, że wybudowano go w stylu starych, marmaroskich kościołów.
W Bârsanie zdziwiła nas ceremonia święcenia..samochodów. Goście podjeżdżali swoimi brykami pod cerkiew, otwierali maski a pop je święcił. Co kraj, to obyczaj...

Obrazek
Chrzest auta :)

Z Bârsany pojechaliśmy przez Sighetu Marmaţiei do Săpânţy. Tego miejsca chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Wioska najbardziej znana jest ze względu na położony w niej „Wesoły cmentarz”. Może trudno dostrzec logikę w tych słowach i wyobrazić sobie miejsce pochówku, które może być wesołe, to nie ma jednak żadnej przesady w tej nazwie. Cmentarz naprawdę wydaje się być … wesoły :).

O wyjątkowości cmentarza w skali Europy stanowią unikalne kolorowe, drewniane nagrobki, na których wyrzeźbione są scenki z życia pochowanych tam mieszkańców wioski, często opatrzone dowcipnymi wierszykami mówiącymi o zmarłych lub przyczynach z powodu których rozstali się z życiem.

Cmentarz zaczął przyjmować obecny wygląd w 1935 roku, kiedy to miejscowy artysta Ioan Patraş po raz pierwszy wykonał "wesołe" epitafium. Odtąd rok po roku rzeźbił kolejne i pokrywał kolorami. W Wesołym Cmentarzu powstała swoista ugoda barw, odpowiadająca całemu otaczającemu światu. Z błękitnego tła powoli wyłania się zieleń – symbol życia, lasu, kolor haftów na kożuchach i kabotach chłopów z Maramuresz. Żółć to kolor słońca, urodzaju, zboża, płodności, słomianych kapeluszów chłopców i zapasek kobiet. Czerwień – barwa pasji i cierpienia, namiętności i ognia, haftów na ślubnych welonach dziewcząt oraz na kożuchach mężczyzn. Czerń to śmierć, walka, zazdrość i zachód. Na tle tych wszystkich kolorów niebieski jest symbolem dopełnienia, nieba, nadziei. Te pięć kolorów to jak odpowiedź rzeźbiarza na pięć okresów życia człowieka. Narodziny, młodość, dojrzałość, starość, śmierć. Cykl życia.

Wesoły cmentarz:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obecnie z ponad 800 nagrobkami cmentarz jest jedną z najpopularniejszych atrakcji turystycznych Rumunii. Więcej o cmentarzu można poczytać tutaj.

Săpânţa była ostatnim przystankiem na naszej, rumuńskiej wyprawie. Byliśmy blisko granicy. Na przejściu Węgrzy, jakby od niechcenia, sprawdzili nasze dokumenty i kazali otworzyć bagażnik. Trochę pogubiliśmy się przed Nyíregyházą. Omyłkowo wjechaliśmy na…autostradę, a nie mieliśmy wykupionej matrycy. Musieliśmy przejechać ok. 10 km do następnego zjazdu. Mamy nadzieję, że żaden mandat pocztą nie przyjdzie.

Zdecydowaliśmy się też na przejazd inną drogą do Koszyc. Nie chcieliśmy jechać po tych okropnych dziurach na Trebišov. Z mapek, które mieliśmy, zdecydowaliśmy się za Tokajem jechać na Mad i Encs. To była dobra decyzja, bo droga była o niebo lepsza niż ta na Trebišov.

Wjazd na węgierską autostradę nie był jedyną przygodą na powrocie. Zupełnie pogubiliśmy się w Koszycach. W nocy przy pustych ulicach, gdy szybko się przejeżdża przez skrzyżowania, gdzieś umknął nam znak na Spiską Nową Wieś. Sporo czasu krążyliśmy po Koszycach. Sądzę, że dobre pół godziny straciliśmy, zanim wyjechaliśmy z tego miasta.

Rano po niemal 24 godzinnej podróży z Kaczyki powróciliśmy do Tychów. Zdrowi i zadowoleni :). Rumunia nas oczarowała...

PS Danusiu, droga na Pasul Prislop, Paweł mówił, że większe dziury miał na Ukrainie, więc chyba nie było tak tragicznie. Jak wspomniałem, były odcinki, że trzeba było jechać bardzo wolno, były odcinki, że można było pogonić trochę szybciej. Dziś już dokładnie nie pamiętam, ile czasu zabrał nam przejazd, ale na pewno mniej niż Maciejowi. I co by nie pisać, warto było wybrać akurat tą drogę :). Pozdrawiamy Cię bardzo serdecznie :).
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 01.07.2013 17:47

Rumunia – krótkie podsumowanie

Nasza majowa wyprawa do Rumunii była dla nas pierwszym kontaktem z tym krajem (nie licząc mojego, pociągowego tranzytu wiele lat wstecz). Przed wyjazdem trochę obawialiśmy się tego „dzikiego” miejsca. Mieliśmy wątpliwości, czy aby na pewno jest tam bezpiecznie i jak jest z Romami. Oczywiście, opieraliśmy się na doświadczeniach innych, ale jednak to nie to samo, co przekonać się o czymś na własnej skórze.

Co do pierwszej kwestii, to nie było żadnej sytuacji, która mogłaby nam zagrażać. No może trochę jazda autem po mieście wymaga szybkiego refleksu i większej uwagi, bo tubylcy potrafią wykonywać jakieś dziwne manewry. Rumunii lubią też szybką jazdę. Nic dziwnego, że na drogach od groma patroli i „suszarek”. Nie pamiętam, aby w jakimś przypadku nie trzymali „delikwenta”, który przekroczył prędkość.

Z Romami, w co trudno nam było uwierzyć, w zasadzie nie mieliśmy styczności. Raz na początku w Satu Mare jakiś jeden prosił o datek, ale bez nachalności. I potem gdzieś na trasie dziewczynka była na tyle „upierdliwa”, że niemal chciała nam wsiąść do auta. Innych przypadków nie stwierdzono, lub ich już nie pamiętam…Romowie są chyba bardziej widoczni na naszych ulicach czy też na Słowacji.

Co się najbardziej podobało? Przyroda (ach te góry :)), zamki/ kościoły, w tym te warowne, malowane cerkwie, „Wesoły” cmentarz, miasta (zwłaszcza klimat Braszowa)…a to, co widzieliśmy, to pewnie niewielki ułamek tego, co oferuje Rumunia. I w sumie słowo „widzieliśmy” najlepiej tu pasuje, bo do oglądanych obiektów (oprócz malowanych cerkwi) nie wchodziliśmy. Może, jak wspomniał Piotr warto wejść, ale wtedy z tygodniowej wyprawy zrobiłaby się miesięczna, a tyle czasu to nie mieliśmy.

Ceny? Ogólnie, to podobnie jak u nas. Ba, nawet przeliczać łatwo, bo 1 RON to prawie 1 PLN (z wymianą waluty nie ma najmniejszego problemu wszędzie dużo kantorów i kursy podobne, ale najlepszy był w Satu Mare).

Jedzenie i picie w knajpach nieco tańsze niż u nas w kraju. Piwo w knajpie (0,4l) w Sighişoarze kosztowało 3,5 RON, w Braszowie 5-6 RON, ale za to na głównym placu. „Tradycyjne” gołąbki z mamałygą to koszt ok. 10-12 RON. Duże rozbieżności były w cenie gazu, który kosztował od 3,05 do 3,85 RON/ 1l (z dostępnością LPG raczej nie ma problemu)…

Sławetne rumuńskie drogi nie pokonały nas. Fakt, przejazd przez Pasul Prislop wymaga dobrego zawieszenia lub sprawnego manewrowania między dziurami, ale z drugiej strony jest sporo nowych dróg. Na drogach dużo nowych aut, ale i furmanek. Spore dysproporcje...

Na pewno do Rumunii chcemy wrócić. Ale, tym razem już bardziej „górsko”. Rozpoznanie mamy zrobione…
Dziękujemy wszystkim za podążanie naszymi śladami.

Nasza następna relacja będzie...wyjątkowa. Już teraz serdecznie zapraszamy do jej śledzenia. Pozdrawiamy serdecznie. Do zobaczenia na wakacyjnych szlakach :).
Lidia K
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3519
Dołączył(a): 09.10.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Lidia K » 01.07.2013 19:14

RobCRO napisał(a):Nasza majowa wyprawa do Rumunii była dla nas pierwszym kontaktem z tym krajem (nie licząc mojego, pociągowego tranzytu wiele lat wstecz). Przed wyjazdem trochę obawialiśmy się tego „dzikiego” miejsca. Mieliśmy wątpliwości, czy aby na pewno jest tam bezpiecznie i jak jest z Romami. Oczywiście, opieraliśmy się na doświadczeniach innych, ale jednak to nie to samo, co przekonać się o czymś na własnej skórze.

Dokładnie tak było z nami. Rok przed wyjazdem swoja wyprawę z dwójką dzieci opisywał PAP. W jego relacji napisaliśmy, że do Rumunii się nigdy nie wybierzemy. Nasz wyjazd był połączony z tygodniową Bułgarią, w której mieliśmy jakieś górskie cele. Zimne lato przegoniło nas wtedy z Bułgarii na jeden dzień do Grecji. Co spowodowało, że w Grecji zakochaliśmy się po uszy. Ale Rumunia pozostawiła ogromny niedosyt.
RobCRO napisał(a):Co się najbardziej podobało? Przyroda (ach te góry :)), zamki/ kościoły, w tym te warowne, malowane cerkwie, „Wesoły” cmentarz, miasta (zwłaszcza klimat Braszowa)…a to, co widzieliśmy, to pewnie niewielki ułamek tego, co oferuje Rumunia. I w sumie słowo „widzieliśmy” najlepiej tu pasuje, bo do oglądanych obiektów (oprócz malowanych cerkwi) nie wchodziliśmy. Może, jak wspomniał Piotr warto wejść, ale wtedy z tygodniowej wyprawy zrobiłaby się miesięczna, a tyle czasu to nie mieliśmy.

Sporo zobaczyliście.
RobCRO napisał(a):Na pewno do Rumunii chcemy wrócić. Ale, tym razem już bardziej „górsko”. Rozpoznanie mamy zrobione…

Nam drugi wyjazd 2tygodniowy wystarczył na uzupełnienie tego pierwszego, że na razie nie planujemy żadnego powrotu w najbliższych latach. Bo gór jest na Bałkanach pod dostatkiem. Musze oszczędnie używac kolana. Mnie się bardziej w bułgarskich podobało a wejście na marmurową górę (Wichren w Pirynie) i widoki z niej są warte wysiłku.
RobCRO napisał(a):Nasza następna relacja będzie...wyjątkowa.

Nie daj na nią długo czekać. Zastanawiam się czym moglibyście zaskoczyć. Mnie jakimś dalekim wschodem albo środkowo-afrykańskim krajem.
Pozdrawiamy
Kulki
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 03.08.2013 19:07

Finał Regat Wielkich Żaglowców – the Tall Ships’ Race – Szczecin 2013

Kilka fotek z finału regat…Coś się czasami dzieje w tym Szczecinie. Lecim (albo „jadymy” na Szczecin :)).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Jest w orkiestrach jakaś siła :)
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

„Meksykaniec” (podobno najpiękniejszy jak wpływa – chłopaki na rozwiniętych masztach J)
Obrazek

Obrazek

Obrazek
Jedni szorują...
Obrazek
...inni obserwują :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Zawisza Bydgoszcz, tfuu...Zawisza Czarny :)

Obrazek

Obrazek

Szwedzki Gőteborg (niedawno się dowiedziałem, że Szwedzi wymawiają to miasto coś jak „jetebjoj”, czy jakoś tak...:)):
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Niemiecki Alexander von Humboldt

Obrazek
Rosyjski Kruzenstern

Obrazek
...razem z Niemcem – von Humboldtem

Obrazek

Obrazek
Tak wygląda w pełnym ożaglowaniu Kruzenstern – największy z największych – ponad 100 metrów długości

Obrazek
Przeciąganie liny – jak zwykle górą „Canarinios” (Brazylijczycy z Cisne Branco)
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 28.10.2013 17:44

Najwyższa pora odświeżyć nieco ten wątek :)

Austria – alpejski, długi weekend

Odcinek I – Rozpoznanie terenu

Na długi sierpniowy weekend zaplanowaliśmy górski wyjazd. Trochę skomplikowana sytuacja w pracy spowodowała, że zamiast tygodniowej wyprawy mogliśmy wybrać się gdzieś jedynie na 3 dni. W tej sytuacji wybór padł na Austrię. Kraj już nam odrobinę znany, choćby z wypadu na nasz pierwszy trzytysięcznik –Ankogel. Nie chcieliśmy jechać w dzikie tłumy, jakby to mogło się stać naszym udziałem np. w Tatrach.

Tym razem celem były góry, które już od dawna „chodziły” mi po głowie – Totes Gebirge, czyli Góry Martwe. Położone są one najbliżej naszego kraju. Czas dojazdu miał dla nas też duże znaczenie. Z Tychów do Hinterstoder mieliśmy ok. 650 km, w większości po autostradach.

Góry Martwe - w przeważającej części góry te zbudowane są ze skał węglanowych, głównie wapieni co sprawia, że bardzo powszechne występują tam zjawiska krasowe. W efekcie wody powierzchniowe szybko infiltrują zasilając podziemne cieki. Wypływają one na powierzchnię w postaci wywierzysk, niejednokrotnie bardzo obfitych. Konsekwencją jest brak wód powierzchniowych, co sprawia, że roślinność występuje tylko w peryferyjnych częściach gór, na zboczach i w dolinach. Centralna część płaskowyżu jest sucha, jałowa i pozbawiona życia. Cechą charakterystyczną jest też bardzo uboga gleba lub nawet jej całkowity brak. Nazwa Góry Martwe doskonale oddaje rzeczywisty charakter tych gór...tyle z encyklopedii :). Jak jest, przekonacie się z naszej relacji :).

Wyjechaliśmy wieczorem i po 7 godzinach jazdy dojechaliśmy do Hinterstoder. Po drodze mieliśmy kilka drobnych przygód. Najpierw był problem z kupnem czeskiej winiety. Sporo trasy przejechaliśmy, zanim dostaliśmy ją na jakieś całodobowej stacji. Nie mam pojęcia, czy by nas czescy policjanci nie skasowali po drodze za jej brak. Ponadto, mieliśmy kłopot z zakupem LPG. Okazało się, że na jednej stacji już go nie było, a innej z gazem nie znaleźliśmy. Choć pamiętam, że ktoś na forum pisał, że w Mikulovie są opcje kupna LPG w środku nocy. Objechaliśmy miasteczko, ale na nic nie trafiliśmy…może źle szukaliśmy :(.

W Austrii też się trochę pogubiliśmy. Musieliśmy nadrobić kilka kilometrów do następnego zjazdu.

Obrazek
Melk

Rano dojechaliśmy do Hinterstoder - ładne miasteczko. Zimą podobno znany kurort narciarski :).

W Hinterstoder:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zaparkowaliśmy auto (parking płatny kilka euro za 5 dni), przepakowaliśmy się i wystartowaliśmy. Naszym celem było dojście do schroniska Prielschutzhaus, co według wskazań tablicy miało zająć 3 godziny.
Po drodze chcieliśmy skorzystać z opcji przetransportowania plecaków na górę kolejką. Prowadziliśmy negocjacje z obsługą, ale na tyle, co zrozumieliśmy, to musielibyśmy czekać kilka godzin na kurs. Przydałaby się lepsza znajomość języka Goethego :).

Początek szlaku był łagodny i goniliśmy. Potem tempo zdecydowanie spadło. Zrobiło się bardziej stromo. Plecaki ciążyły – trochę ważyły, bo mieliśmy prowiant na 3 dni :). Zakos za zakosem i w górę. W pewnym miejscu wydawało się nam, że już jesteśmy przy schronisku. A tu okazało się, że byliśmy na wysokości 1200 metrów. Do celu brakowało ponad 200 metrów…ehhh, wciąż było daleko :(.

Do Prielschutzhaus doszliśmy około południa. Podejście kosztowało trochę energii. Zasłużyliśmy na lane piwo :). Tu spotkała nas miła niespodzianka, bo browar kosztował 3,5 euro. Co jak na schronisko w Austrii wydawało się nam tanio. Spodziewaliśmy się, że będzie 5 euro lub więcej…a tu proszę, cena do przyjęcia, co nas piwoszy bardzo ucieszyło :). Załatwiliśmy formalności pobytowe. Dostaliśmy jakąś dziwną karteczkę, na której odnotowywano wszystkie zakupy. Dziwny system…

Trochę odpoczęliśmy i postanowiliśmy zrobić mały rekonesans po okolicy. Chcieliśmy podejść pod Temlberg, a kto wie, czy nawet nie wejść na niego. Z powodu nieprzespanej nocy przeszliśmy kawałek i postanowiliśmy wracać. Łazikowanie nie sprawiało nam przyjemności. Nie było sensu tracić sił…

Krajobraz Gór Martwych:
Obrazek
Spitzmauer

Obrazek
Brotfall
Obrazek

Obrazek
Brotfall, w tle Grosser Priel

Obrazek
Grosser Priel
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W drodze na Temlberg:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
W dole Prielschutzhaus

Obrazek
Schronisko Prielschutzhaus

Obrazek
Motylek

W schronisku posiedzieliśmy trochę przy piwku, omówiliśmy strategię na następny dzień i ok. 20 poszliśmy spać. Mieliśmy zarezerwowane miejsce w tzw. lagerze. Bardzo szybko zasnęliśmy, pewnie wskutek nieprzespanej poprzedniej nocy…
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 30.10.2013 17:49

Odcinek II – Grosser Priel

Noc minęła spokojnie. Odespaliśmy tą wcześniejszą nieprzespaną :). Naładowani energią ruszyliśmy na szlak. Naszym celem był najwyższy szczyt Gór Martwych – Grosser Priel.

Od rana była ładna, słoneczna pogoda :). Niebo w zasadzie bezchmurne. Oprócz nas wyruszyło sporo innych osób…duża część z nich wybrała ten sam cel. Towarzystwo było międzynarodowe :).

O poranku:
Obrazek
Spitzmauer

Obrazek
Brotfall

Obrazek
Brotfall i Grosser Priel

Obrazek
Grosser Priel w zbliżeniu...
Obrazek
...i z daleka :)

Obrazek
Spitzmauer
Obrazek

Obrazek
Grosser Priel

Obrazek
Daleko...

Początek drogi wiódł łagodnie w górę…Szliśmy spokojnie, bez pośpiechu podziwiając okoliczności przyrody. A było co podziwiać :). Piękne, górskie widoki. Kozice...Z czasem zrobiło się bardziej stromo. Musieliśmy też przejść przez śnieżne pola. Ten fragment był „na rozgrzewkę” :).

W drodze na szczyt:
Obrazek
Grosser Priel

Obrazek
Spitzmauer

Obrazek
Grosser Priel i Rob

Obrazek
Grosser Priel

Obrazek
Na szczyt jeszcze kawał drogi...
Obrazek

Obrazek
Kozice
Obrazek

Obrazek
Spitzmauer

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Po tej ścianie idzie ferrata na Grosser Priel

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Kozica

Trudniej zaczęło się do Kűhkar – ściany ze stalowymi linami. Takie podejścia lubimy. Trochę wspinaczki, podpórek rękoma :). Przyjemnie...i bez korków :).

Podejście pod Brotfallscharte:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na przełęczy Brotfallscharte (2380m) zrobiliśmy krótki odpoczynek. Wzięliśmy coś na ząb. Od szczytu dzieliła nas godzina – znów zrobiło się łagodniej. Jedynie na końcówce, na grani było trochę trudniej, bo szlak był eksponowany.

Na przełęczy:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Brotfall i Spitzmauer

Obrazek
...w kierunku Dachstein
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Grosser Priel już blisko :)

Około południa byliśmy na szczycie. Grosser Priel – najwyższy w paśmie Gór Martwych ma 2515 m. Stoi na nim nowy, wysoki na 9 metr krzyż. Stary krzyż w 2008 roku nie wytrzymał uderzenia pioruna…

Na górze oprócz nas było trochę osób – słyszeliśmy też rodaków. Ci weszli ferratą – oznaczona została jako bardzo trudna :). Zostaliśmy dobrą godzinę – pojedliśmy, podziwialiśmy widoki zastanawiając się, gdzie jest „nasz” Ankogel, porobiliśmy zdjęcia i wpisaliśmy się do księgi pamiątkowej. Towarzyszyło nam sporo wieszczków – ptaków z rodziny krukowatych. Liczyły na łatwy łup w postaci rzuconego lub pozostawionego jedzenia...

Na szczycie:
Obrazek
Zdobywcy

[IMG]http://i1050.photobucket.com/albums/s415/Adriatyk/Adriatyk001/DSCF2570_zpsc0c4
a1e5.jpg[/IMG]
Dwa „Paprykarze“ :)

Obrazek
Zdobywca ferraty - wieszczek :)
Obrazek
...w zbliżeniu
Obrazek
...i z kolegą, a może nawet koleżanką :)

Obrazek
Spitzmauer

Zejście poszło nam sprawnie. Po drodze spotkaliśmy trochę kozic...

Na zejściu:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Grosser Priel i jego zdobywcy

Obrazek
Grosser Priel

Obrazek

Obrazek
Odpoczynek na skale
Obrazek

Obrazek
Kozice
Obrazek

Po 15 byliśmy w schronisku. Od razu zamówiliśmy sobie lane piwko :).

Obrazek
Zasłużone piwko :) (Maslinka nie tylko Ty pijesz browarki :))

W takich okolicznościach przyrody po zdobyciu górki smakowało wybornie. Rozmawialiśmy na górskie tematy, odpoczywaliśmy. Chcieliśmy zamówić sobie jakiś obiad – cena jedzenia też była do zaakceptowania. Ale, znów okazało się, że nasz (w zasadzie mój) niemiecki to mniej niż podstawy. Czekaliśmy na nasze zamówienie, czekaliśmy i…się nie doczekaliśmy. Na szczęście zabraliśmy masę prowiantu z kraju, więc na obiadokolację zjedliśmy nasze liofilizaty. Lepsze to niż nic…

Poszliśmy spać wcześniej…na sobotę planowaliśmy jeszcze jedną górkę :).
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 18688
Dołączył(a): 26.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 30.10.2013 23:48

Gratki dla Was za piękny szczyt Grosser Priel 8)
Ciekawe który padł ofiarą w sobotę :?:


Pozdrawiam
Piotr
Iwona75
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1288
Dołączył(a): 15.02.2012

Nieprzeczytany postnapisał(a) Iwona75 » 31.10.2013 05:47

Jak zawsze pięknie. Pozdrawiam niestrudzonych zdobywców. :papa:
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 12.11.2013 18:26

Odcinek III – Spitzmauer, czyli szczyt nie do zdobycia :)

Na sobotę ostatni dzień pobytu w Austrii zaplanowaliśmy wejście na Spitzmauera. Szczyt ten góruje nad schroniskiem Prielschutzhaus i wydaje się być praktycznie niedostępny. Jego ściany robią imponujące wrażenie…

Ale, jak to niekiedy bywa, jak z jednej strony góra jest nie do zdobycia, to z drugiej prowadzi na niego w miarę „łatwa” ścieżka. Tak jak np. jest w przypadku znanego nam Koma Vasojevickiego w Czarnogórze.
Rano bez pośpiechu opuściliśmy schronisko. Przed nami ruszyło kilka osób. Pogoda dopisywała. Było słonecznie i ciepło, czyli zgodnie z prognozami :).

Poranek:
Obrazek
Płonący szczyt :)

Obrazek
Spitzmauer
Obrazek

Obrazek
Brotfall
Obrazek

Obrazek
Brotfall i Grosser Priel

Obrazek
Grosser Priel

Początek szlaku na Spitzmauera pokrywa się ze szlakiem na Grosser Priela. Tego dnia większość wybrała najwyższą górę, a na naszą poszło kilka osób (z czego część wybrała wejście via ferratą). Tak lubimy, bez tłoku, bez pośpiechu…Podejście był spokojne, wolno zdobywaliśmy wysokość.

W okolicy Klinserschlucht przekonaliśmy się, skąd wzięła się nazwa Góry Martwe. Jałowy krajobraz. Praktycznie żadnej roślinności. Tylko skały i skały…ale widoki naprawdę przednie :). Robiliśmy małe koło wokół naszego celu.

Krajobraz Gór Martwych:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Zjawiska krasowe
Obrazek

W drodze na Spitzmauer:
Obrazek
Spitzmauer – czy uda się nam go zdobyć?
Obrazek

Obrazek
Spitzmauer – i jak tu wejść?
Obrazek

Obrazek
Grosser Priel

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Temlberg – szczyt, na który planowaliśmy wejść 1-ego dnia :)
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Grosser Priel

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Trochę trudności sprawiło nam podejście pod przełęcz Meisenberg - rzęchowicho takie, że niemal wszystko uciekało spod nóg, jak na pamiętnej Majce w Albanii. Od razu wiedzieliśmy, że na zejściu łatwo nie będzie. Na przełęczy chwilkę odpoczęliśmy…Z tej strony Spitzmauer już nie wyglądał tak groźnie.

Podejście pod Spitzmauer:
Obrazek

Obrazek

Obrazek
Spitzmauer już nie taki groźny :)

Obrazek
Spitzmauer już blisko...

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Wiola i Grosser Priel w tle

Obrazek

Na końcowym podejściu w jednym, czy w dwóch miejscach wchodziliśmy przy użyciu stalowej liny. Około południa byliśmy na Spitzmauerze (2446 m). Oprócz nas było kilka osób, w tym jeden starszy dziadek. Podziwialiśmy go za kondycję i wejście na nie tak prostą górkę :). Chciałoby się mieć takie zdrowie za ileś tam lat…Na szczycie posiedzieliśmy trochę, zjedliśmy, porobiliśmy zdjęcia i wpisaliśmy się do księgi pamiątkowej.

Na szczycie:
Obrazek
Nasza ekipa

Obrazek
Wiola i Grosser Priel w tle

Obrazek
Grosser Priel
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wbrew obawom zejście poszło nam sprawnie. Kluczowy fragment pokonaliśmy spokojnie i sami zdziwiliśmy się, że było tak łatwo.

W drodze do schroniska:
Obrazek
Brotfall

Obrazek
Spitzmauer
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Do schroniska wróciliśmy znów ok. 15. Mieliśmy czas na „piwkowanie”, opalanie się i dyskusje na różne tematy. Po nieudanej próbie zamówienia posiłku dnia poprzedniego, odpuściliśmy sobie negocjacje z Austriakami. Mieliśmy jeszcze nasze żarcie :).

Obrazek
Szlachta odpoczywa :)

Wieczorem szybko poszliśmy spać. Rano czekało nas zejście i powrót do kraju. Noc minęła bardzo dobrze. Na zejściu od schroniska do auta, przez dużą część trasy towarzyszył nam schroniskowy kotek. Stosowaliśmy różne metody, by się go jakoś „pozbyć”, ale dopiero przekonał się do pasztetu...zjadł go ze smakiem i mamy nadzieję, że wrócił do ciepłego schroniska :).

Obrazek
Kotek, który zjadł nasz pasztet :)

Podróż powrotną mieliśmy z jedną przygodą, gdzieś przed Wiedniem zamiast jechać na Mikulov, pojechaliśmy na Znojmo. Nadrobiliśmy kilka kilometrów…W Mikulovie zrobiliśmy zakupy i zatankowaliśmy auto. Tym razem nie było żadnych problemów z LPG.

Obrazek
Mikulov
Obrazek

Do Polski wjechaliśmy prawie pustą A1. Oczywiście u nas jakieś objazdy, zjazdy, że można się pogubić...
Alpejski weekend dobiegł końca. Plan został wykonany. 2 górki zdobyte :). Nowe miejsca poznane, można było planować kolejne wyprawy…Okazja do wyjazdu trafiła się szybciej niż mogliśmy przypuszczać :).

PS Piotrf, dzięki za "gratki". Zagadka wyjaśniona w tym odcinku :). Pozdrawiamy Cię serdecznie :).

PS Iwona75, jak zawsze dziękujemy bardzo serdecznie za miłe słowa :).
wojan
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5547
Dołączył(a): 17.06.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) wojan » 15.10.2014 20:18

Tragedia w Himalajach

10 dni temu Robert z przyjaciółmi wyjechał do Nepalu właśnie w te rejony ... mają wracać ok.20 października ...
Na wysłanego po południu esemesa na razie nie odpowiada ...
Trzymajmy kciuki ...
Bocian
zbanowany
Posty: 24103
Dołączył(a): 21.03.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Bocian » 15.10.2014 20:36

wojan napisał(a):Tragedia w Himalajach

10 dni temu Robert z przyjaciółmi wyjechał do Nepalu właśnie w te rejony ... mają wracać ok.20 października ...
Na wysłanego po południu esemesa na razie nie odpowiada ...
Trzymajmy kciuki ...

Nawet tak nie myśl...
wojan
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5547
Dołączył(a): 17.06.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) wojan » 15.10.2014 20:38

Bocian napisał(a):
wojan napisał(a):Tragedia w Himalajach

10 dni temu Robert z przyjaciółmi wyjechał do Nepalu właśnie w te rejony ... mają wracać ok.20 października ...
Na wysłanego po południu esemesa na razie nie odpowiada ...
Trzymajmy kciuki ...

Nawet tak nie myśl...


Od urodzenia jestem optymistą i tego się będę trzymał ...
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Relacje wielokrajowe - wycieczki objazdowe



cron
Podróże RobaCRO - Lutalicy iz Novogardu - strona 52
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone