Noc przespaliśmy bardzo dobrze. Zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy na szlak. Przywitał nas przepiękny krajobraz – błękitne niebo, ośnieżone góry i warstwa chmur w dolinie po południowej stronie Niżnych Tatr. Tylko ten wiatr. Zapowiadali, że może wiać, ale to był prawie huragan.
Mieliśmy trochę kłopotów z orientacją przy wejściu na Chopoka. Pawłowi zdawało się, że łatwiej będzie od strony wschodniej, czyli od Đumbiera. Mi bardziej pasowało wejście tuż przy samym schronisku. Tym bardziej, że widziałem ślady...i miałem rację

O poranku:



Kamenna Chata i Chopok

Chopok
Chopok (2024m) – drugi pod względem wysokości w Niżnych Tatrach jest charakterystycznym szczytem, o kształtnej, choć niewysokiej kopule, „usypanej” z wielkich skalnych bloków. Na górze zostaliśmy chwilkę rozkoszując się panoramą Tatr, Đumbiera, przez którego wiatr przeganiał chmury. Piękne widoki...
Na Chopoku:


Tatry Zachodnie

Tatry Wysokie

Wiola & Rob i Đumbier

Đumbier

Morze...ale chmur

Porobiliśmy zdjęcia i zeszliśmy. Niedaleko szczytu przy stacji kolejki znajduje się budynek i maszt przekaźnika telekomunikacyjnego oraz stacja meteorologiczna. Wyglądały jak jakieś budowle na biegunie – przepięknie zmrożone i oszronione. Jak na Śnieżce z lutowej wyprawy


Na biegunie

Od Chopoka poruszaliśmy się czerwonym szlakiem graniowym, choć nie wiem, czy jego zimowy przebieg jest ściśle taki sam, jak latem. Ze względów bezpieczeństwa (chyba) zimą szlak poprowadzono nieco poniżej grani. I dobrze, że ustawiono tyczki. Im bliżej Dereše, tym mgła była coraz większa. Paskudne warunki. Widoczność nie dalej niż na jedną tyczkę. Tego w prognozach nie było

Na szlaku Chopok – Przełęcz Polana:



Đumbier


Dereše

Chopok i Đumbier

...z Wiolą

Dereše

Zamrożeni i zagubieni we mgle
Wypogodziło się dopiero na przełęczy Polana (1837m), ale tam „zderzyliśmy się” z huraganem. Musieliśmy zapierać się rakami i kijkami, żeby nie porwało nas w dół prosto do Jasnej. Było trochę strachu...

Polana

Wiola z Polaną w tle
Na Polanie mieliśmy małą zagwozdkę. Nie było żadnej strzałki ani znaku z żółtym szlakiem na Zakluky i Bor, a ze śladów było widać, że najwyżej jedna osoba tam poszła. Do Jasnej naokoło przez Chabenca i inne szczyty nie uśmiechało się nam iść. Nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy iść żółtym szlakiem...Nie podobało się nam również trawersowanie pod Zaklukami. Wyglądało niebezpiecznie. Chcieliśmy mieć to jak najszybciej za sobą. Przydały się kijki i raki.
Gdzieś w okolicy Boru zastanawialiśmy się, czy nie zejść w dół do Jasnej, bo z góry widzieliśmy wyraźną ścieżkę czy kontynuować marsz szlakiem wzdłuż grani. Wybraliśmy grań...Już niżej minęliśmy też jednego śmiałka, który szedł na Polanę. Jemu było łatwiej iść po naszych śladach. Było też stado kozic. Ale, mniejsze niż dzień wcześniej.
Im niżej, tym mieliśmy lepszą pogodę. Wiatr osłabł, a chmury były blokowane przez szczyty głównej grani Niżnych Tatr. Ładnie prezentowały się Tatry Zachodnie, Wysokie, Fatry i w dole jezioro Liptowskie.
Widoki ze szlaku Polana - Bor:

Zakluky

Rob i Tatry

Bor z Tatrami Zachodnimi

Đumbier i Chopok

Wiola Wędrowniczka

Kozice

Mała Fatra

Tatry Zachodnie


Sina z Tatrami Zachodnimi w tle


Tatry Wysokie

Jezioro Liptowskie i Babia Góra


Trasa z I dnia doskonale widoczna z grani Zakluky - Bor: na czerwono jak szliśmy, na zielono – wskazania szlaku
Tuż przed przełęczą pod Siną spotkaliśmy większą grupę piechurów. I zobaczyliśmy znak – żółty szlak Sedlo Sinej - Polana zimą jest zamknięty. To dlatego, nie było żadnych znaków na Polanie i szlak na tym odcinku był nieprzetarty. W sumie, gdyby taki sam znak postawili na Polanie, to może jednak poszlibyśmy naokoło...
Na Siną już się nie wybieraliśmy. Może kiedyś, bo sądząc z jej położenia może być ciekawa panorama. Schodziliśmy w dół do Jasnej. Był to trudny technicznie fragment. Niewiele śniegu, a więcej lodu. Łatwo było o wywrotkę, którą nota bene zaliczyła Wiola, ale już w niższej partii Demianowskiej Doliny przy pokonywaniu potoku. Nastąpiła na oblodzony kamień i spotkała się z twardym gruntem...dobrze, że nic się nie stało.
Ku naszemu zaskoczeniu w 2 czy 3 miejscach Słowacy zrobili sztuczne ułatwienia w postaci lin. Wydawać by się mogło, że szlak przez dolinę na niskiej wysokości a tu proszę...
Ok. 15 byliśmy przy samochodzie. Paweł próbował odpalić auto, a tu zonk. Nie dał rady. Coś padło. Szybki przegląd sytuacji i pewnie coś z akumulatorem. Sprowadziliśmy rodaków, podłączyliśmy kable i silnik załapał. Uff...mogliśmy wyjechać z Jasnej. Po drodze zrobiliśmy zakupy w markecie (w dobrej cenie puszkowy Złoty Bażant, choć mi ostatnio bardziej podchodzi Kelt a ten był tylko w 1,5l butelkach).
Ostrożnie przejechaliśmy przez słowackie góry – jeden z kierowców dosłownie wjechał na barierkę (na drodze Liptowski Mikulasz – Zuberec). W kraju ominęliśmy korki, choć słyszeliśmy o zablokowanym Zakopcu.
Posłuchaliśmy radia, gdzie wybrano 3 najlepsze „sportowe” wypowiedzi 2012 roku. Najbardziej spodobała się nam wypowiedź jednego z działaczy PZPN – „Ja wiem, że musimy przestrzegać prawa, ale panowie, nie przesadzajmy”. Wprawiło to nas w znakomity humor

Wieczorem dojechaliśmy do Tychów. Wyprawa w Niżne Tatry zakończyła się pełnym sukcesem


PS Iwona, bardzo cieszymy się, że mamy w Tobie wiernego czytelnika
