Odcinek III – Pico del TeideDla „górskiej” części ekipy poniedziałek miał być w zasadzie najważniejszy. Tego dnia planowaliśmy wejście na cieszące się „złą” sławą Pico del Teide, które pokonało już (choć z różnych powodów) niejednego Cro-maniaka
. Nasza ekipa postanowiła solidnie przygotować się do zdobycia Teide. Przezornie już w lutym wyrobiliśmy sobie pozwolenie na wejście na sam szczyt na tej
stronie. W sumie to nawet dwa, bo gdyby było coś nie tak z pogodą, to mieliśmy rezerwowe wejście na inny dzień. Choć podobno, gdy nie ma pogody, to pozwolenie zachowuje ważność na następny dzień...
Budziki mieliśmy nastawione na 4 rano...Łatwo wstać nie było – bo kto to widział wstawać na wakacjach tak wcześnie rano? Godzinę później całym składem wyjechaliśmy z Los Cristianos. Mieliśmy do pokonania ok. 50 km i ponad 2200 metrów przewyższenia. Nasze auto dało radę
. Poszczęściło się nam także przy Montana Blanca, dokąd dojechaliśmy jeszcze przed wschodem słońca i skąd zaczyna się szlak na górę (oznaczony na mapie numerem „7”). Na małym parkingu (raptem na 10-15 aut) znalazło się i miejsce dla nas
. Mielibyśmy mały orzech do rozgryzienia, gdzie zostawić auto, gdyby tam nie było miejsc. Droga jest dość wąska i nie ma za bardzo miejsca na parkowanie przy niej.
Gdy wystartowaliśmy w świetle czołówek, gwiazdy pokazywały nam kierunek
. Dobrze, że w tych ciemnościach nie pobłądziliśmy. A było takie jedno „skrzyżowanie”, gdzie moglibyśmy pójść w zupełnie drugą stronę. Czasami dobrze się znać na gwiazdach
.
Przed wschodem słońca
Wschód słońca
Gdy wzeszło słońce, zrobiło się cieplej a krajobrazy stały się księżycowo-pomarańczowe. Robiliśmy masę zdjęć. To w jedną, to w drugą stronę. A to gdzieś zastygły strumień lawy, a to widok na ocean...Co chwila krótka przerwa na kilka zdjęć
. Roślinności niewiele, jakieś tylko skarłowaciale krzaki i trawy. Im wyżej, tym więcej żużlu (bazalt i pumeks). Po takim czymś jeszcze nie chodziliśmy.
O wschodzie słońce – pomarańczowy świat:
Na trasie:
Trochę zielonego
Odpoczynek na żużlu
Widok w stronę Puerto de la Cruz
Dłuższą przerwę zrobiliśmy koło schroniska Altavista na wysokości 3270m. Przed nami otwierały się coraz szersze widoki. Pokazała się Gran Canaria a kawałek za schroniskiem cel wyprawy - Pico del Teide. Majestatyczne i wielkie
.
Schronisko Altavista (Zamknięte we wrześniu. Można było kupić tylko jakieś batoniki w automacie).
Rob
Wiola
Razem
Przed południem dotarliśmy do górnej stacji kolejki. Leniwi mogą wjechać niemal pod sam szczyt. Co prawda taka przyjemność trochę kosztuje, ale...w kilka minut można dostać się na wysokość ok. 3555 metrów. Właśnie koło stacji kolejki napotkaliśmy spore tłumy. Bo tak, to na szlaku było prawie pusto. Wyprzedził nas jedynie Niemiec i raptem kilka osób schodziło w dół. Zdecydowana większość turystów idzie na łatwiznę i wjeżdża na górę.
Wagonik w drodze do stacji
Z racji tego, że nasze pozwolenia były ważne od godziny 13, to trochę odpoczęliśmy przy stacji. Czas wejścia nie jest jednak aż tak ściśle przestrzegany, więc weszliśmy trochę przed czasem. Strażnik sprawdził dokumenty i przepuścił nas przez bramkę. Ze względu na ochronę przyrody, jednorazowo na szczycie może przebywać do 50 osób. Filanc upraszał nas, by pobyt u góry ograniczyć do porobienia zdjęć i jak najszybciej schodzić. Od kontroli mieliśmy już ok. 30 minut na szczyt. Im bliżej niego, tym silniej wyczuwało się siarkę. Ale, bez przesady, maski tlenowej nie potrzeba, choć osoby o słabszym zdrowiu mogą odczuwać jakieś nieprzyjemności.
Nasza ekipa na szczycie
Wiola & Rob
Pico del Teide – szczyt o wysokości 3718 m n.p.m. i wysokości od dna morza około 7500 metrów jest najwyższym szczytem Hiszpanii i najwyższym szczytem na jakiejkolwiek atlantyckiej wyspie. Jest to wulkan czynny. Ostatnia erupcja miała miejsce w 1909 roku. Stożek wulkanu wraz z ogromną kalderą o średnicy do 15 km i obwodzie około 40 km oraz otaczającą je równiną, objęty jest od 1954 roku ochroną w ramach Parku Narodowego Teide. W 2007 roku park wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Nazwa wulkanu pochodzi z języka Guanczów, pierwszych mieszkańców Wysp Kanaryjskich. Tide oznaczało Piekielna Góra, w której żył demon Guayota. Wg legendy demon Guayota porwał Mageca (boga światła i słońca) i uwięził go pod wulkanem, pogrążając świat w ciemności. Guanczowie błagali najwyższego boga Achamána o pomoc i Achamán zwyciężył Guayotę, zatkał nim wylot krateru i uwolnił Mageca. Od tej pory, kiedy Guayota próbował wydostać się w czasie erupcji wulkanu, Guanczowie palili wielkie ogniska, aby go przestraszyć. Guayota zwykle występował pod postacią czarnego psa, któremu towarzyszyły inne demony. Guanczowie wierzyli, że Teide sięga do nieba. W wielu niedostępnych miejscach znaleziono kamienne narzędzia i ceramikę. Przypuszczalnie były to dary przebłagalne dla złych duchów, które mieszkały na górze. Nazwa wyspy pochodzi właśnie od wulkanu i znaczy dosłownie w języku Guanczów Biała Góra (tiner - góra, ife - biała).
Dno krateru
Widoki ze szczytu są imponujące – widać praktycznie całą wyspę, widać też pozostałe wyspy Kanaryjskie, choć my akurat trafiliśmy na chmury i widoczność była nieco ograniczona.
Gdy już nacieszyliśmy oczy widokami, porobiliśmy zdjęcia i nawdychaliśmy się oparów siarki, zaczęliśmy schodzić tą samą drogą. Gdyby był z nami Maciek, to wtedy prawdopodobnie schodzili byśmy szlakiem nr 9 przez Pico Viejo. Wtedy Maciek odebrałby nas z innego punktu niż start...
Na zejściu:
Jęzor lawy
Ale jaja – wulkaniczne
:
W dobrym tempie ok. 17 byliśmy koło auta. Na powrocie już tyle przystanków, co na wejściu nie robiliśmy. Wyprawa na Teide ze startem z parkingu i powrotem zajęła nam łącznie ok. 10 godzin.
W drodze powrotnej zrobiliśmy jeszcze kilka przystanków. Gdy jechaliśmy na Teide, było zupełnie ciemno, więc nie było nic widać. Na trasie jest sporo atrakcji i punktów widokowych – np. skały de Garcia czy Le Catedral, w tym charakterystyczna skała będąca niemal na wszystkich folderach reklamowych z Teneryfy. Niewiele brakowało, a przejechalibyśmy to miejsce.
Autostrada na Teide
Najbardziej znany widok na wulkan
Teide w zbliżeniu
Wiola & Rob i Teide
Nasza „cytrynka”
Gdzieś w okolicy Vilaflor nagle zmieniła się pogoda. Wjechaliśmy w warstwę chmur. Temperatura gwałtownie spadła. Na szczęście, takie załamanie pogody krótko trwało i już przed Los Cristianos znów było ciepło i słonecznie. Wieczór tradycyjnie spędziliśmy na balkonie. Mieliśmy, co świętować
.
Gdyby ktoś chciał się wybrać na szczyt, to w internecie jest sporo relacji z wejścia na Pico del Teide. Można zajrzeć np.
tutajtutajtutaj – strona z opisem szlaków przy stacji kolejki (po angielsku)
tutaj – wykaz wszystkich szlaków na terenie Parku Teide
Mapka szlaków (źródło: Park Narodowy Teide) – na czarno szlak nr 7 i 10 prowadzące na szczyt, którymi szliśmy
Profil szlaku
PS Mariusz, Iwona, dzięki za podróżowanie z nami...Mariusz kusisz tymi Dolomitami. Może w 2013 roku uda się nam tam trochę połazić
.