Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Podróże RobaCRO - Lutalicy iz Novogardu

Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 04.07.2012 17:16

Odcinek 7 - Powrót, i krótkie podsumowanie

Rano szybko się spakowaliśmy. Chcieliśmy ruszyć jak najwcześniej. Nawet nie zjedliśmy śniadania - głównie ze względu na panujące w hostelu warunki. Zdecydowaliśmy zjeść je gdzieś na trasie w ładniejszej scenerii.

Przed odbiorem autem z parkingu połaziliśmy po pustych uliczkach Starego Miasta. Całkiem inny klimat niż wieczorem...niemal żadnego żywego ducha. Zrobiliśmy pamiątkowe zakupy (jakieś rakije, wino - w Bośni o dziwo trudno jest kupić jakieś droższe, lokalne wino - dominują produkty z Chorwacji. Może my trafiliśmy do złych sklepów..).

Poranne Sarajevo:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Śniadanie zjedliśmy pod twierdzą Vranduk z końca XIII wieku...Była to największa twierdza nad rzeką Bośnia. Położona wysoko na wzgórzu robi spore wrażenie.

Vranduk:
Obrazek

Obrazek

Podobne zrobiła na nas także twierdza w Doboj z XIII wieku. Co ciekawe, wg różnych, pisanych źródeł twierdza w Doboj była co najmniej 18 razy spalona i od nowa odbudowywana.

Doboj:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Poruszaliśmy się przez Bośnię z różną prędkością, po autostradzie szybko i sprawnie, ale potem trafiliśmy na tzw. "rehabilitację" bośniackiej magistrali (nawet nie wiedziałem, że po ichniemu remont to rehabilitacja :)), za Dobojem znów było dobrze.

Trochę czasu spędziliśmy na granicy. Był spory sznurek aut na wjazd do Chorwacji. Straciliśmy dobrą godzinę. Przejazd przez Chorwację mieliśmy spokojny. Poznaliśmy "nasz" domek, w którym nocowaliśmy w 2009 roku w drodze do Albanii. Nadal stoi...i nic się nie zmienił :).

Na granicy chorwacko - węgierskiej było cicho, szybko i sprawnie. Madziar zapytał tylko, czy mamy papierosy. Nie mieliśmy i mogliśmy jechać dalej...pustymi, węgierskimi autostradami dojechaliśmy na Słowację. Tu też sprawnie, choć gdzieś koło Skalite zaczęło się chmurzyć. Około 1 dojechaliśmy do Tychów :). Cali, zdrowi i bardzo zadowoleni.

Decyzja o wyjeździe na Bałkany była strzałem w 10-tkę. Wszystko dopisało - wrażenia, tubylcy, miejsca no i oczywiście pogoda. Od początku do końca mieliśmy słońce i ciepło :). Na mnie największe wrażenie zrobiły nocne spacery po Dubrovniku, Mostarze i Sarajevie. Podobały mi się bośniackie twierdze w Počitelju, Doboju, Vranduku czy wodospady Kravica :). Niezapomniany na długo będzie przejazd przez góry i poznanie dwóch Bośniaków Amira i Muše. Na pewno mam mały niedosyt związany z Sarajevem. Trochę za krótko tam byliśmy...

Maj to przyjemna pora na podróżowanie. Mniej ludzi, co chyba nie tyczy się takich miejsc jak Dubrovnik, Mostar czy Plitvice. Ale, w innych miejscach zdecydowanie bardziej pusto...na drogach też spokojnie. Cenowo także na plus, bo na kampingach ceny przedsezonowe i można trochę grosza przyciąć. A i łatwiej o dobry wybór parceli na kampingu. Tylko woda w Jadranie zbyt rześka na długie kąpiele.

PS Jacek, fajnie, że lubisz do nas zaglądać :). Staramy się, aby nie było tu nudno :).

PS Magda, no nie wiem, czy dla kierowców ciężarówek to codzienność. Być może...ale stracha napędzili nam co nie miara. Tym razem, wszystko się dobrze skończyło :). Ba, pewnie ten dzień zapamiętamy najlepiej ze względu na spotkanie z tymi Bośniakami. Co przygoda, to przygoda :).

PS Longtom, sprawdź, sprawdź, chętnie zajrzę "anonimowo" do Twojej relacji :).

PS Kulki, no właśnie, to cała Bośnia i w tym pewnie jest jej urok :). Ale, mimo wszystko, sądzę, że Paweł wolałby jednak swego "Hultaja" takim próbom w przyszłości nie poddawać :).

Dziękujmy naszym czytelnikom za podróżowanie z nami po Bałkanach. Zapraszamy na kolejne relacje a wszystkim życzymy udanych wypraw wakacyjnych. Chętnie o nich poczytamy :).
Lidia K
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3519
Dołączył(a): 09.10.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Lidia K » 04.07.2012 19:14

Od jakiegoś czasu może nawet rok zaglądałam bezgłośnie. Ja to z tych małomównych jestem. :)

Bardzo fajny pomysł na majowy weekend. Sporo miejsc odwiedziliście i w wielu miejscach mogłam odświeżyć własne wspomnienia. Czeka na nas wciąż Chorwacja bo po 3 kolejnych wrześniach spędzonych w Chorwacji w kilku ostatnich latach rzuca nas na prawo, na dół a ostatnio trochę na lewo.

Podziwiam konsekwentne wykorzystywanie każdej możliwej okazji wyjazdu na krótki, długi weekend i krótki i długi urlop. Zimowych wypadów w góry nie zazdroszczę to zdecydowanie nie dla mnie ale tej reszty zwłaszcza z doLOTem troszkę zazdroszczę. Tak troszkę, bo sami też w jednym miejscu nie siedzimy.
Mam nadzieję, że kolejna relacja z czerwcowego długiego weekendu pojawi się szybko.
:D

Zimna woda Jadranie. Czy na pewno ? Właśnie w pogodzie Pani Pogodynka podała, że temperatura w Bałtyku ma ...............15 stopni. No nie wiem co byłabym w stanie zamoczyć w takiej wodzie. :wink: :wink:
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 10.07.2012 18:41

Służbowy wypad - Chorwacja/ Pirovac 2012 - krótka foto-relacja

Pirovac - plaża Lolić:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Widoki z wycieczki na Murter:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Betina:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kociaki:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Walka z robakiem:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
...i wygrana :)

Akcenty kibicowskie:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

PS Małgosiu, widać coraz więcej osób na forum zagląda "bezszelestnie" :). Niestety, w czerwcu z przyczyn około "zawodowych" podróżowanie u mnie odpada. Chyba, że trafi się wyjazd stricte zawodowy, jak ten do Pirovca. Ale, to bardzo rzadko kiedy. Zwykle, czerwiec spędzamy w bardziej prozaiczny sposób Tak przy okazji, Was też po świecie nieźle nosi i Wasz sposób podróżowania jest nam bliski - góry, zamki, dzikie miejsca :). Wiele inspiracji, z których pewnie część gdzieś, kiedyś wykorzystamy :). Pozdrawiamy Was serdecznie.

PS Tak, tak, w kwietniu/ maju woda w Jadranie była zimna (moje subiektywne odczucie). Dłużej niż kilka minut w wodzie nie dało się posiedzieć. Za to już w czerwcu w Pirovcu jej temperatura była bardzo przyjemna. Podchodziła pod 20C. No i te pustki na plażach...
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 18689
Dołączył(a): 26.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 10.07.2012 21:07

Ostatnimi czas jakoś mało mnie na forum , ale kilku autorów śledzę zawsze , chociaż podobnie jak Małgosia - z braku czasu niewiele się odzywam :oops:
Poranne Sarajewo to coś , czego nie widziałem "na żywo " ( wcześniej w relacji Wojtka , teraz w Twojej ) :D .
Służbowego wypadu zazdroszczę . . .


Pozdrawiam
Piotr
Tymona
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2140
Dołączył(a): 18.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tymona » 11.07.2012 11:43

Ja tego dzielnego kocurka już gdzieś widziałam :wink: co nie zmienia faktu, że jego waleczność i opór wobec straszliwego, przepotwornego wroga nieustannie wprawia mnie w zachwyt :lol:

pozdrawiam
:)
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 15.07.2012 16:32

Jeden dzień w stolicy Austrii - Wiedeń 2012

Korzystając z promocji jednego z przewoźników wybraliśmy się do Wiednia. Pojechała ekipa w 4-osobowym składzie: Wiola, jej koleżanka z pracy Sonia z mężem Tomkiem oraz autor relacji. Na zwiedzanie mieliśmy cały dzień. Od rana zgodnie z prognozami świeciło słońce :).

Spacer zaczęliśmy od Belwederu - barokowego pałacu księcia Eugeniusza Sabaudzkiego. Składa się z dwóch budynków rozdzielonych ogrodem w stylu francuskim ozdobionym szeregiem posągów sfinksów. Belweder Górny przeznaczony był na bankiety i uroczystości, Belweder Dolny pełnił funkcję letniej rezydencji. W 1752 pałac został wykupiony przez cesarzową Marię Teresę i od 1775 z polecenia Józefa II, w Belwederze przechowywano obrazy należące do rodziny cesarskiej. Rano Belweder świecił pustkami. Trochę biegaczy dbało o swoją kondycję...

Belweder:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z Belwederu podeszliśmy pod Hundertwasserhaus- jedno z najsłynniejszych dzieł architektonicznych Friedensreicha Hundertwassera, wybudowanego w latach 1983-85 przez architekta Josefa Krawinę. Koncepcją twórcy było nawiązanie dialogu z przyrodą jako równoważnym partnerem człowieka - na tarasach, balkonach i w innych niespodziewanych miejscach rośnie wiele roślin. Ponadto, zastosowano wiele rozwiązań, które mają na celu ucieczkę od linii prostych i regularności. Hundertwasser nie przyjął zapłaty za zaprojektowanie tego domu. Wystarczyło mu, że dzięki temu w tym miejscu nie zostało wybudowane nic, co uznałby za brzydkie. Miał chłop podejście do zabudowy miasta :).

Hundertwasserhaus:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Obrazek

Obrazek

Blisko Hundertwasserhaus znajduje się inne dzieło tego architekta Kunsthaus - muzeum sztuki. Oba budynki zrobiły na nas spore wrażenie. Kolorowe elewacje dodają uroku okolicy :).

Kunsthaus:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kolejnym przystankiem był Pałac Schönbrunn - zbudowany w XVII-XVIII wieku na zlecenie cesarza Leopolda I. Obecny, barokowy wystrój został nadany za panowania Marii Teresy. Kolor żółty, na który została pomalowana elewacja, był jej ulubionym. Sam teren wokół pałacu to ogród w stylu francuskim, w którym znajduje się Palmiarnia. Na wzgórzu, z którego roztacza się widok na pałac i Wiedeń wzniesiona została Glorietta. Poniżej wzgórza znajduje się Fontanna Neptuna. Pałac był miejscem wielu historycznych wydarzeń. To tutaj odbywał się słynny Kongres Wiedeński, w Sali Lustrzanej dawał swoje pierwsze koncerty 6-letni Mozart, tutaj prowadził swoje narady Napoleon. W Błękitnym Salonie Chińskim ostatni cesarz Karol I podpisał w 1918 roku akt abdykacji, co oznaczało rozpad Austro-Węgier. W 1996 r. pałac został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.


W Schönbrunn:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Glorietta
Obrazek

Obrazek

Obrazek
Fontanna Neptuna

Obrazek
Panorama miasta

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Oczywiście, będąc w Wiedniu trzeba zjeść sznycla. Mieliśmy wydrukowanych z internetu kilka lokalizacji, gdzie podobno można zjeść najlepszego :). Ale, ten lokal, do którego mieliśmy trafić, był zamknięty. Na szczęście, przechodząca obok nas starsza pani widząc na naszych twarzach rozczarowanie, pokierowała nas do innego lokalu - Schnitzelwirt przy Neubaugasse 52. Trafiliśmy dobrze...w dodatku jedna z kelnerek była Polką. Wytłumaczyła, co i jak...każdy wziął po sznyclu, piwku i sałatce. Sznycel (6,50 euro) był ogromny - i o dziwo tylko dziewczyny go zjadły :). Miały apetyt. Taki sznycel to jak dwa nasze, wieeelkie schabowe :).

Obrazek
Sznycle jeszcze całe :)

Kilka wiedeńskich impresji:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Czyżby uliczka producentów czapek?

Po przeciwnej stronie Innerstadt, za kanałem Dunaju, znajduje się jeden z najważniejszych symboli Wiednia - park rozrywki Prater ze słynnym Kołem Diabelskim. Mówi się, że kto nie był na Praterze, ten nie był w Wiedniu. Prater to ogromny kompleks rozrywkowy. Wstęp do parku jest bezpłatny, płaci się jedynie za poszczególne atrakcje, z których jednak nie skorzystaliśmy.

Po Praterze wróciliśmy do centrum na spacer uliczkami Wiednia. Na koniec przysiedliśmy w knajpce na kufel piwa i powoli trzeba było zbierać się na powrotny autobus do Katowic.

PS Piotr, dzięki za wizytę i spacer z nami po bałkańskich szlakach :). Sarajevo ma coś w sobie...a i chyba warto każde miasto zwiedzić, gdy dopiero budzi się do życia. Ale, w tym przypadku jest tylko jeden problem - trzeba wcześnie wstać :).

PS Magda, nawet chyba wiem, skąd znasz te kociaki :). Wróg został w tym przypadku pokonany :). Pozdrawiamy Cię serdecznie.
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 17.08.2012 17:20

Kazbek – gruzińsko-kaukaska wyrypa 2012

Obrazek

Odcinek I – Kazbegi

Pewnego styczniowego dnia na skrzynkę dostałem maila – „Gruzja za 400 zł”. Od razu zadzwoniłem do Wioli. Gabi i Pawła też nie trzeba było długo namawiać. Zaklepaliśmy sobie bilety na tygodniowy pobyt na drugą połowę lipca. Mieliśmy ponad pół roku na przygotowania, w tym ustalenie planu. Po przewertowaniu kilku przewodników zdecydowaliśmy się na wypad całkowicie górski – zdobycie mitycznej góry Kazbek :).

Wiedzieliśmy, że będzie to niewątpliwie najpoważniejsza z naszych dotychczasowych wypraw. Trzeba było się do niej solidnie przygotować – logistycznie, kondycyjnie i sprzętowo. Doskonale pamiętaliśmy naszą „aklimatyzację” na Ritacubie Blanco w Kolumbii a w zasadzie jej brak. Podobnego błędu nie chcieliśmy popełnić. W internecie można znaleźć sporo relacji z opisami wejścia na Kazbek i na nich głównie bazowaliśmy.

Wylot z Warszawy mieliśmy 20 lipca. Wiola i ja mieliśmy trochę problemów z pociągami, bo były dużo opóźnione. Wieczorem wszyscy stawiliśmy się na Okęciu. Dojechaliśmy SKM – nową linią kolejową. Gdzieś słyszałem, że to pierwsza, nowa linia kolejowa oddana w naszym kraju od kilkudziesięciu lat :). Pociąg to na pewno dobra alternatywa na zakorkowane ulice.

Nasz lot Lotem trwał ok. 3 godzin. Widoków w zasadzie nie mieliśmy, bo lecieliśmy nocą, oprócz rozświetlonego Tbilisi. Na lotnisku poszło nam sprawnie. Wszystkie bagaże dotarły :). Przed wyjazdem zamówiliśmy taksówkę do pewnego hostelu, w którym można zakupić butle z gazem. Doświadczeni przykrą niespodzianką, jaką zgotowali nam Niemcy na lotnisku w Paderborn „rekwirując” kartusze, postanowiliśmy takowe kupić w Tbilisi. Ale, żeby nie było tak różowo, to taki asortyment można nabyć jedynie w kilku miejscach. Jednym z nich jest ów hostel, pod który dowieźli nas za 35 GEL (1 GEL = +/- 2 PLN). Pewnie dałoby radę trochę taniej, ale jakoś rano nie mieliśmy ochoty na negocjacje ze złotówami. W hostelu Paweł sprawdził, czy kupiony przed wyjazdem palnik współpracuje z kartuszem :). Wszystko działało bez zarzutu. Kupiliśmy 3 butle. Bez nich nie mielibyśmy czego szukać w górach...

Obrazek
Plac Wolności
Obrazek

Z hostelu metrem pojechaliśmy na dworzec Didube. Koszt przejazdu metrem to 0,50 GEL. Spod dworca Didube kursują marszrutki do Kazbegi (w zasadzie to Stepantsminda, bo Kazbegi to stara, radziecka nazwa a teraz wiadomo jak jest na linii Rosja – Gruzja) – miasteczka stanowiącego punkt startowy na Kazbek. Na marszrutkę musieliśmy trochę poczekać. Określonego rozkładu nie ma, bus rusza, gdy się załaduje. Koszt przejazdu – 10 GEL. Raczej nie ma problemu z trafieniem do właściwego pojazdu mimo, że większość ma napisy tylko po gruzińsku. Na dworcu są różnej maści naganiacze i oni zaprowadzą turystę tam, gdzie trzeba :).

Obrazek
Didube – handel się dopiero rozkręca

Obrazek
Marszrutka do Kazbegi

Trasa z Tbilisi do Kazbegi to tzw. Gruzińska Droga Wojenna. Pod złowrogim określeniem kryje się malownicza trasa biegnąca w poprzek Wielkiego Kaukazu. Rozciąga się na długości 208 km pomiędzy Tbilisi i Władykaukazem (w Północnej Osetii). Większość drogi jest porządna – nasz kierowca wręcz szalał na drodze i pędził niekiedy z zawrotną prędkością. Ale, „schody” zaczynają się przed Przełęczą Krzyżową (2379m). Dziura na dziurze, a asfaltu śladowe ilości. Za każdym przejeżdżającym samochodem wznosiły się tumany kurzu. Aż dziw bierze, że w takim stanie może być główna droga łącząca Gruzję z Rosją. Do Kazbegi położonego na wysokości ok. 1700m. dojechaliśmy około południa.

Widoki z Gruzińskiej Drogi Wojennej:
Obrazek

Obrazek
Święte krowy :)

Obrazek
...i osiołek :)

Od razu zostaliśmy otoczeni przez miejscowych – a to oferowali nocleg a to przejazd taksówką. Z ich usług jednak nie skorzystaliśmy. Zrobiliśmy krótki rekonesans po miasteczku i drobne zakupy na wyprawę. Kupiliśmy także 3-litrowy baniak wina. Wszak Gruzja słynie z tego trunku i trzeba było spróbować takowych specjałów :). Słynie także z pierożków chinkali. Te zamówiliśmy w takiej jednej restauracji rodem z głębokiego PRL – przynajmniej jeśli chodzi o wygląd lokalu. Ale, chinkali bardzo nam smakowały :).

Obrazek
Chinkali

Po posiłku posiedzieliśmy dobre dwie godziny w parku przy winku. Trudno było jakoś zebrać się do dalszego wędrowania. Czekało na nas jeszcze ok. 400m. podejścia pod klasztor Tsminda Sameba (Świętej Trójcy) na wzgórzu Gergeti. W słońcu i po paru kieliszkach wina wylewałem z siebie siódme poty.

Obrazek
Winkowanie :)
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Klasztor i pod nim wioska Gergeti

Obrazek
Na szlaku

Obrazek
Kazbegi z drogi do klasztoru

Obrazek
Kazbek schowany w chmurach

Klasztor został zbudowany w XIV wieku w stylu krzyżowo-kopułowym a jego ściany zdobią rozmaite płaskorzeźby. W 1988 r. władze sowieckie zbudowały kolejkę linową na wzgórze ze stacją w Tsminda Sameba i Kazbegi. Mieszkańcy miasteczka potraktowali to jako profanację ich świętego miejsca i zniszczyli kolejkę. Socjalistyczna koncepcja turystyczna przegrała z głęboko zakorzenionym w umysłach Gruzinów łączeniem trudu z modlitwą. Przecież zawsze budowali kościoły w najtrudniej osiągalnych miejscach właśnie po to, aby budowa była trudem, a odwiedzenie świętego miejsca wymagało poświęcenia :). Choć dziś dotarcie do klasztoru to żadne poświęcenie, bo można tam dostać się autem a i droga nie jest najgorszej jakości.

Przy klasztorze:
Obrazek

Obrazek
Pora zrzucić ten plecak

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Paweł i Robert

Klasztor jest faktycznie przepięknie położony. Byliśmy też w środku. Trafiliśmy akurat na prawosławne nabożeństwo. Magiczna chwila...śpiewy, zapach kadzidła. Silne, duchowe wsparcie przed Kazbekiem.

Gdy rozbijaliśmy nasze namioty, podeszło do nas kilku Gruzinów, którzy obozowali blisko nas. Zapraszali na grilla. Wymówiliśmy się. Później, zapraszali nas raz jeszcze...Wiola i ja poszliśmy do nich podziękować za zaproszenie i wyjaśnić, że poprzednią noc spędziliśmy w samolocie i musimy się wyspać :). Ale, jak już do nich podeszliśmy, to oczywiście nie było mowy o odejściu od „stołu”. Załapaliśmy się na mięso, ale także i...czaczę, czyli gruziński bimber. W smaku jak bałkańska rakija, bo także robiona z winogron. Przed dłuższym imprezowaniem uratował nas...grad. Nadeszła krótkotrwała nawałnica i musieliśmy schować się w naszym namiocie...nawet nie chcę myśleć, jak mogłoby zakończyć się to spotkanie, gdyby nie pogoda.

Obrazek
Gruzińska impreza

Obrazek
Nasze obozowisko

O słynnej gruzińskiej gościnności przekonaliśmy się już pierwszego dnia. Zasnęliśmy jak niemowlaki. Nie wiem, czy to przez długą podróż, czy też czaczę. Może jedno i drugie...
bluesman
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6658
Dołączył(a): 25.06.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) bluesman » 17.08.2012 17:50

strasny ten carny kocurek :) podczas walki


Zdjęcia piękne, znajomy wrócił własnie z gruzińskich gór, przyroda niesamowita, a Gruzini?? jak nasi górale ino dutki :)
Crayfish
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1744
Dołączył(a): 11.05.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Crayfish » 17.08.2012 18:45

Doskonałe fotki .. mniam, mniam.
Fajnie zobaczyć znowu znane i nieznane miejsca Twoimi oczami,
zawsze chętnie zaglądam i nigdy się jeszcze nie zawiodłem.

A najbardziej zazdroszczę SŁUŻBOWYCH wyjazdów na Bałkany.

Pozdrawiam cieplutko Ciebię i Wiolę.
kulka53
Weteran
Posty: 13338
Dołączył(a): 31.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) kulka53 » 19.08.2012 05:43

Witajcie :)

No to kolejną niespodziankę nam zafundowaliście :idea:
Kolejny nowy i jakże ciekawy kierunek i cel...

Fajnie, że wciąż chce się Wam tu opisywać te wszystkie wyprawy :)

Pozdrawiam

PS Crayfish ma rację - rewelacyjne zdjęcia :idea:
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 27.08.2012 18:37

Odcinek II – W drodze do obozu II

Noc przespaliśmy bardzo dobrze (czyżby dzięki działaniu czaczy?). Co prawda trochę wiało, ale ta nawałnica, co przegoniła nas z imprezy, nie trwała na szczęście zbyt długo. Rano wypogodziło się i pokazał się cel naszej wyprawy – Kazbek. Zastanawialiśmy się poważnie, czy aby na pewno na tą górę da się wejść? Przecież wydawała się być taka odległa, potężna i majestatyczna...w zasadzie nie do zdobycia. Utwierdziliśmy się jeszcze bardziej w przekonaniu, że czeka nas poważna wyprawa.

Obrazek
Pierwsze spojrzenie na Kazbek

Obrazek
...w zbliżeniu.

Obrazek

Obrazek
Rob i Kazbek

Obrazek
Pamiątkowe zdjęcie z gruzińską ekipą :).

Krótko po śniadaniu pożegnaliśmy się z Gruzinami i Angielką pracującą w Gruzji jako nauczycielka angielskiego. Ruszyliśmy w dalszą drogę. Trochę przekombinowaliśmy i pogubiliśmy się już na starcie. Od razu wyjaśnimy, że na Kazbek nie ma znakowanego szlaku. Trzeba podążać wydeptanymi ścieżkami. Ale, nie każda prowadzi we właściwym kierunku. Dobrze, że szybko się pomiarkowaliśmy i wróciliśmy na właściwą drogę, dużo nie musieliśmy nadrabiać...Inni też trochę błądzili. Przydałby się jakiś znak ze wskazaniem kierunku.

Obrazek
Spojrzenie na Tsimba Sameba

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po drodze mijaliśmy trochę turystów. W większości byli to Polacy. Mogliśmy wymieniać z nimi uwagi dot. góry. Niektóre osoby szły tylko na przełęcz (ok. 2900m)., skąd otwiera się widok na lodowiec Gergeti. Na przełęczy zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę na posiłek. Nie spieszyło się nam wcale...

Na przełęczy:
Obrazek

Obrazek
W stronę Kazbeka

Obrazek
...i w drugą stronę.

Obrazek
Wiola odpoczywa

Obrazek
Wiola & Robert i Kazbek

Obrazek
Kazbek i lodowiec Gergeti

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Kopuła Kazbeka

Obrazek
Szczyty po drugiej stronie Kazbegi

Obrazek
...i w zbliżeniu.

Za przełęczą czekała nas przeprawa przez rzekę. OK, wzburzony potok...nad którym nie ma żadnego mostku. Każdy wybiera sobie najbardziej dogodne miejsce do przejścia. Trochę się naszukaliśmy dobrego miejsca, ale na szczęście sforsowaliśmy rzekę bez ofiar. Ale, łatwo nie było.

Obrazek
Wiola

Obrazek

Obrazek

Po pokonaniu rzeki rozbiliśmy obóz...zbliżał się wieczór. Trafiliśmy na dobre miejsce z dostępem do wody. Okopaliśmy namioty – ochrona przed wiatrem. W górach na 3000m. różne zjawiska atmosferyczne mogą wystąpić. Wieczorem posiedzieliśmy chwilkę przy kubku herbaty. Tym razem miałem większy problem z zaśnięciem.

Obrazek
Nasz obóz

Obrazek

Ten dzień był lajtowy. Ok. 800 metrów podejścia. Oprócz konieczności sforsowania rzeki bez problemów technicznych a z małymi problemami orientacyjnymi na początku.

PS Bluesman, to chyba nie do końca, że Gruzini ino dutki. Przynajmniej my na takich jakoś nie trafiliśmy. Zresztą, gdzie są turyści, to miejscowi chcą zarobić. Nieważne, czy to Polska, Gruzja czy Chorwacja. Pozdrav

PS Crayfish, dzięki za miłe słowa. Widoki gruzińskie faktycznie przepiękne – w kolejnych odcinkach będą jeszcze lepsze, bo pogoda poprawiała się nam z każdym dniem. Cieszymy się bardzo, że jeszcze się naszymi relacjami nie zawiodłeś :).

PS Kulki, Gruzja od jakiegoś czasu chodziła nam po głowie. Ale, dopiero ta promocja na przeloty skusiła nas na podróż tam. Tu na forum to raczej nowy kierunek. Pamiętam, że ktoś wrzucał relację z Gruzji i Armenii. Ale, na miejscu spotykaliśmy masę rodaków. Gruzja to teraz chyba jeden z najbardziej popularnych kierunków wakacyjnych Polaków, zwłaszcza tych, co lubią dziką przyrodę i przygodę J. Miło usłyszeć, że podobają się Wam nasze zdjęcia. A co do tej chęci pisania. Warto pisać, bo może dla kogoś to będzie inspiracją do podróży w ten czy inny kierunek świata. Na resztę, co się dzieje na forum w zasadzie nie zwracam już uwagi. Zaglądamy do relacji...Pozdrawiamy Was i innych czytelników bardzo serdecznie.
Ostatnio edytowano 31.08.2012 21:07 przez RobCRO, łącznie edytowano 1 raz
kulka53
Weteran
Posty: 13338
Dołączył(a): 31.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) kulka53 » 27.08.2012 21:14

Imponujący cel... rzeczywiście poważna wyprawa, ale chyba nie było to dla Was niespodzianką :)
Rodacy, którzy się tam wybierają pewnie w większości nie stawiają czoła takim wyzwaniom :cool:

RobCRO napisał(a):Warto pisać, bo może dla kogoś to będzie inspiracją do podróży w ten czy inny kierunek świata. Na resztę, co się dzieje na forum w zasadzie nie zwracam już uwagi. Zaglądamy do relacji...

Wychodzimy (wychodziliśmy) z podobnego założenia... choć Wasze kierunki już dawno stały się dużo bardziej egzotyczne niż nasza Grecja czy Włochy :) . Wyrośliście swoimi podróżami już dość znacznie ponad zakres tego forum... stąd moje wcześniejsze stwierdzenie, że fajnie że wciąż tu piszesz :) .
Może i nam kiedyś będzie dane zobaczyć coś więcej :roll: .

Pozdrawiamy
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 31.08.2012 21:05

Odcinek III – Meteostacja

Rano przebudziłem się szybko. Gdy reszta spała, biegałem z aparatem polując na wschód słońca. Takiej pogody od rana jeszcze nie było – w zasadzie żadnych chmur :). Kazbek pięknie prezentował się a nowy dzień zapowiadał się słonecznie i ciepło. Pokazały się nawet te górki, które do tej pory były szczelnie przykryte chmurami...

Przed/ o wschodzie słońca:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Nasze obozowisko
Obrazek

Obrazek
Kazbek o poranku
Obrazek

Obrazek

Po spakowaniu maneli (najgorsze było ponowne upychanie namiotu do plecaka) ruszyliśmy w kierunku Meteostacji - naszego następnego przystanku. Czekało nas ok. 700 metrów podejścia. Mieliśmy cały dzień – wchodzenie bez pośpiechu z mnóstwem czasu na podziwianie przyrody. :)

Po opuszczeniu obozu najpierw podchodziliśmy pod lodowiec Gergeti, od którego dzieliło nas niewiele metrów. Musieliśmy też pokonać spływający z góry potok.

Obrazek
Wiola pokonuje strumyk
Obrazek

Obrazek
Na szlaku
Obrazek
Do lodowca coraz bliżej :)
Obrazek
Nasza ekipa w komplecie

Lodowiec Gergeti (zwany także Ordzweri) przeszliśmy bez raków. Nie jest on szczególnie „usiany” szczelinami. Te, które są, są dobrze widoczne :). Choć Gabi gdzieś się zaplątała i połamała sobie kijek. Większy problem pojawił się później – w którym miejscu z niego zejść. Niemal w każdej relacji jest napisane, że poruszając się po lodowcu trzeba się kierować na Meteostację. Trzeba bardzo umiejętnie wybrać miejsce zejścia z niego. Trochę czasu straciliśmy, zanim trafiliśmy na takowe – w drodze powrotnej postawiliśmy widoczne, kamienne kopce, żeby innym ułatwiały orientację. Przy kiepskiej pogodzie typu mgła poruszanie się po lodowcu może być niebezpieczne. Na jego końcu „straszą” seraki. Nauka na błędach nie wchodzi w grę. Nie w takich miejscach. Jeden niewłaściwy krok czy ruch, może kosztować nawet życie. Przejście przez lodowiec zajmuje ok. 1,5 - 2 godzin.

Obrazek
Gergeti i Kazbek

Na lodowcu:
Obrazek
Nasz cel czyli Meteostacja coraz bardziej bliżej...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jego „Wysokość” Kazbek:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Wiola
Obrazek

Obrazek
Seraki

Po pokonaniu lodowca przed stromym, finałowym podejściem do schronu zrobiliśmy krótką przerwę na posiłek. Potrzebowaliśmy energii. Wejście do Meteostacji w pełnym słońcu trochę nas zmęczyło. Wysokość też dawała się powoli we znaki.

Meteostacja położona na ok. 3650 m. to stary gmach pamiętające radzieckie czasy. Jak sama nazwa wskazuje, kiedyś mieściła się tu stacja meteorologiczna. Obecnie mieści się w niej schronisko górskie, ale wg wielu daleko mu nawet do polskich, średnich standardów. Większość poleca rozbicie namiotu w pobliżu niż nocleg w środku. Nie możemy tej opinii potwierdzić czy zaprzeczyć, bo sal sypialnych nie widzieliśmy. Z obserwacji wynikało, że było trochę osób nocujących w środku...

Rozbicie namiotu kosztuje 10 GEL za noc za namiot. Nie ma znaczenia, ile osób śpi w namiocie. Rozbiliśmy nasze namioty w dwóch różnych miejscach – początkowo miały być obok siebie, ale było nam zbyt ciasno. Można sobie swobodnie wybrać miejsce, choć niekiedy samemu trzeba postawić murek, który będzie chronił przed podmuchami wiatru.

Meteostacja:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wieczorem trochę posiedzieliśmy, pogadaliśmy z różnymi osobami – większość naszych sąsiadów na „polu namiotowym” to byli rodacy. Posłuchaliśmy ich opowieści, dostaliśmy sporo cennych uwag dotyczących wyboru trasy, sprzętu. Warto słuchać...Dowiedzieliśmy się np., że przez lodowiec w drodze na Kazbek można przejść bez asekuracji. A my przytaszczyliśmy trochę szpeju. Jak się okazało, niepotrzebnie (zwłaszcza lina trochę ważyła).

Wieczorne widoki:
Obrazek
Lodowiec Gergeti
Obrazek

Górki nad Kazbegi:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po wyczerpaniu się tematów do rozmów, poszliśmy spać. O ile poprzedniej nocy miałem kłopoty z zaśnięciem, tak tej nocy spać prawie wcale nie mogłem. To jeden z typowych objawów choroby wysokościowej. Zacząłem profilaktycznie brać apap. Nieco łagodził ból głowy, który tez się pojawił...

PS Kulki, tak, przed wyprawą tak mniej więcej wiedzieliśmy czego się spodziewać po Kazbeku. Ale, widząc go z dołu nasz szacunek dla tej góry, zdecydowanie wzrósł. Tak przy okazji, mamy nadzieje, że w sensie pozytywnym nie mieścimy się w „konwencji” tego forum :). Chyba dla wszystkich podróżników jest tu miejsce...pozdrawiamy Was serdecznie :).
Iwona75
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1288
Dołączył(a): 15.02.2012

Nieprzeczytany postnapisał(a) Iwona75 » 01.09.2012 06:11

Czytam i oglądam z prawdziwą przyjemnością.

A kondycję podziwiam i zazdraszczam troszeczkę.....

Pozdrawiam ciepło - Iwona
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 01.09.2012 08:39

Cześć Robert.

Czytam i oglądam z ogromnym zainteresowaniem.

Przyszła informacja na maila o tanim przelocie gdzieś, nie wiadomo gdzie...? No to lecimy!!! :wink: Swoboda luz i wolność. :) Fantastycznie.

Pozdrawiam.
Interseal M.
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Relacje wielokrajowe - wycieczki objazdowe

cron
Podróże RobaCRO - Lutalicy iz Novogardu - strona 47
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone