Poświąteczne "Tatry i Beskidy"
Odcinek 1 - Najwyższy w Polsce
Po świętach Bożego Narodzenia postanowiliśmy powalczyć z nadmiarem kalorii w organizmie. A gdzie je najlepiej spalić? Oczywiście na górskich szlakach
. Mieliśmy jeszcze kilka dni zaległego urlopu.
Nasz wybór padł na Tatry, choć mieliśmy bardzo kuszącą mnie opcję z Bieszczadami., w których jeszcze nie byłem. No i wygląda na to, że prędko nie będę...
Do Zakopanego ruszyliśmy 27 grudnia w trzyosobowym składzie - Wiola, Paweł i autor tej relacji. Wcześniej przezornie zaklepaliśmy sobie
kwaterę (bardzo fajne studio z łazienką). Ale, sądząc po ilości wystawionych szyldów "wolne pokoje" ze znalezieniem noclegu w tym okresie nie byłoby większych problemów. Brak zimy wystraszył potencjalnych turystów czy narciarzy. W samym mieście śniegu było jak na lekarstwo...
Rano mieliśmy szybką pobudkę, śniadanie i pojechaliśmy do Palenicy Białczańskiej. Jechaliśmy przez miasto i oblodzoną drogą Oscara Balzera. Momentami było naprawdę ślisko. Ku naszemu zdziwieniu na parkingu było w zasadzie pusto. Tylko kilka aut i sądząc po zmrożonych szybach przypuszczaliśmy, że były to osoby nocujące w Moku lub w "Piątce". Za parking zapłaciliśmy 20 zł i o 8.30 wystartowaliśmy ceprostradą w kierunku Wodogrzmotów Mickiewicza. Asfalt przykryty był warstwą zjeżdżonego śniegu, po którym bardzo przyjemnie się szło.
Przy Wodogrzmotach rozstaliśmy się z drogą do Morskiego Oka i weszliśmy na leśny szlak prowadzący do najwyżej położonego schroniska w Tatrach w Dolinie Pięciu Stawów Polskich (D5SP). Przez las szło się już mniej fajnie. Szlak był oblodzony, łatwo było o upadek. Im wyżej tym więcej śniegu i ku naszej radości lepsza pogoda
Za chmur pokazywało się słońce a mgła opadała
. Przed schroniskiem mieliśmy już bezchmurne niebo a chmury czy też mgłę widzieliśmy daleko nad Podhalem. I spotkaliśmy w sumie pierwszych turystów na szlaku – dwóch gości schodziło na dół.
W drodze do "Piątki":
Widok w stronę Doliny Roztoki
W stronę Przełęczy Krzyżne
Przy schronie zrobiliśmy sobie krótki odpoczynek na łyk ciepłej herbaty i coś energetycznego do przekąszenia. Naładowani poszliśmy na szlak prowadzący na cel naszej wyprawy -
Kozi Wierch . Przed wyjazdem dużo i długo analizowałem, co moglibyśmy zrobić. Wyczytałem na forach, że Kozi Wierch zimą od D5SP jest do zdobycia z umiarkowanymi trudnościami i szlak w dużej mierze pokrywa się z letnim. To mi wystarczyło...
Dolina Pięciu Stawów Polskich
Widok na Kozi Wierch od D5SP
Mieliśmy też dużo szczęścia, bo dwie większe grupy przed nami przecierały szlak. Ułatwili nam zadanie, choć prawie pionowa ściana Koziego wydawała się nie do podejścia. Mozolnie podchodziliśmy metr po metrze w górę. Słońce rozświetliło Dolinę. Szliśmy w zupełnej lampie. Na niebie nie było żadnej chmurki, nawet wiatr nie duł. Po prostu cisza...a widoki bajkowe.
Autor na podejściu
Hawrań i Płaczliwa Skała
Tatry Bialskie - Hawrań, Płaczliwa Skała i Szalony Wierch
Wiola wspina się na Koziego (zdjęcie nie oddaje w pełni stromizny)
Gdzieś w połowie żlebu, może trochę wyżej dopadł mnie kryzys. Ugrzęzłem w topiącym się od słońca śniegu
. Co krok zapadałem się. Tego najbardziej nie lubię w zimowym łażeniu po szlakach i to kosztuje mnie zawsze najwięcej sił. Wiola i Paweł zostawili mnie w tyle. Dla mnie to były męczarnie
. Już miałem się poddać, ale nagle zadzwoniła do mnie Wiola. Przekazała mi informację, że ten fragment z zapadaniem się był krótki a i szczyt mamy na przysłowiowe wyciągnięcie ręki. Wygrzebałem z rezerw dodatkowe pokłady siły. Rzeczywiście, ten gorszy odcinek był krótki. Potem znów wspinało się lepiej.
Od miejsca, gdzie czarny szlak łączy się z Orlą Percią mieliśmy do przejścia trudniejszy fragment trawersu prowadzącego na sam szczyt. Pokonaliśmy go asekuracyjnie z czekanami w rękach. Ok. 14 stanąłem na Kozim Wierchu (2291m). Mało kto o tym wie, że jest to najwyższa góra znajdującą się w całości na terenie Polski. Oprócz nas było tam kilka osób z ekip, które szły przed nami.
Widoki ze szczytu mieliśmy po prostu rzucające na kolana. Świat jak z baśni. Doliny oprócz Pięciu Stawów przykryte były grubą warstwą chmur. Pomniejsze górki również znajdowały się pod tą pierzyną - wystawały jedynie Babia Góra i Pilsko
. Pułap chmur pewnie sięgał tak do ok. 1300-1400 metra. Jedne z najładniejszych widoków, jakie do tej pory mieliśmy w Tatrach. Nawet nie ma, co wymieniać wszystkich szczytów, które widzieliśmy...tylko ten Giewont taki malutki. Krywań jak zawsze imponujący. I całe białe Tatry Zachodnie...
Widoki szczytowe:
Żółta Turnia i Granaty
Hawrań, Płaczliwa Skała, Szalony Wierch
Tatry Bialskie, Jagnięcy i Kołowy Szczyt
Czarny Szczyt, Durny Szczyt, Baranie Rogi, Lodowy Szczyt
Gerlach, Rysy, Wysoka
Od Koprowego Wierchu - Szatan, Hruby Wierch po Krywań
Krywań
Niżne Tatry
Tatry Zachodnie
Tatry Zachodnie i Świnica
Świnica
Świnica i Giewont
Giewont, na dalszym planie Babia Góra i Pilsko
Giewont
Babia Góra
Ze względu na późną porę i przenikliwy wiatr, który pojawił się dopiero na samym szczycie, na Kozim zostaliśmy kilkanaście minut. Czekało nas jak zawsze trudniejsze zejście, zwłaszcza w partii szczytowej. Założyliśmy raki. Sprawnie i bezpiecznie udało się nam zejść na dół do Doliny. Obserwowaliśmy zachód słońca. Szczególnie ładnie prezentowały się Tatry Bialskie z Hawraniem i Płaczliwą Skałą.
Zachód słońca:
Od "Piątki" schodziliśmy "letnim" szlakiem koło zamarzniętej Wielkiej Siklawy. Letni szlak okazał się bezpieczniejszy niż zimowe obejście, którym szliśmy w górę, gdzie było kilka nieprzyjemnych miejsc. Zapadał zmrok i korzystaliśmy z czołówek. Minęliśmy kilku turystów, którzy pewnie śmigali do schroniska na nadchodzącego Sylwestra. Zejście do Wodogrzmotów dłużyło się nam trochę a i czujność musieliśmy zachować, bo w ciemności łatwiej o upadek. Ten zdarzył mi się, ale już na ceprostradzie z Moka. Rozluźniony i zadowolony ze zdobycia Koziego Wierchu na moment straciłem równowagę i wyłożyłem się...na szczęście, śnieg zamortyzował upadek. Wiola i Paweł mieli ubaw
. O 18.30 byliśmy przy samochodzie. Wyprawa zajęła nam równe 10 godzin.
Chcieliśmy a w zasadzie ja chciałem kupić kilka słowackich Keltów czy Bażantów, ale okazało się, że wszystkie sklepy u naszych sąsiadów były zamknięte. Nie było tak wcale późno, bo było przed 19. U nas pewnie udało by się natrafić na nie jeden sklep...cóż, musiałem obejść się smakiem. Do Zakopanego tym razem wracaliśmy przez Białkę i droga tam była lepsza.
Na kwaterze posiedzieliśmy przy piwku. Zastanawialiśmy się, co zrobić z następnym dniem. Planowana przeze mnie Świnica byłaby zbyt dużym wyzwaniem. Zostanie na inny raz...Udało się nam wyszukać na mapie coś innego.
PS Weldon, dzięki za "tureckie" informacje
.