Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Podróże RobaCRO - Lutalicy iz Novogardu

Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59441
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 23.02.2012 09:02

RobCRO napisał(a):Rozsutec i Chocz czy...?

Rozsutec i Stoh.

Pozdrawiam,
Wojtek
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 24.02.2012 19:27

Turcja - podsumowanie

Wyjeżdżając do Turcji nie spodziewaliśmy się aż tak bardzo, że ten kraj może nas tak pozytywnie zaskoczyć. Wiedzieliśmy, że Kapadocja to cud natury, ale jak wspomnieliśmy w relacji, to miejsce jest piękniejsze od wszelkich wyobrażeń. Wiedzieliśmy czego, spodziewać się po Stambule. Ale, dopiero to wszystko połączone w całość wprawiło nas w zachwyt. Trudno jest też wyróżnić jedno miejsce i tworzyć ranking. Po prostu każde odwiedzane miejsce było inne i miało swój klimat.

10 dni to stanowczo za mało na poznanie choć niewielkiej części tego kraju. Ba, z kraju, który jest dwukrotnie większy od Polski, tylko "łyknęliśmy" jego zachodnią część i to na pewno nie wszystkie miejsca, które turysta powinien odwiedzić. Niektóre z listy usuwaliśmy w czasie jazdy wybierając te najlepsze przynajmniej w naszych oczach jak np. Efes robiąc kosztem innych starożytnych zabytków. Ale, archeologia, sztuka starożytna to nie nasze hobby. Zdecydowanie bardziej wolimy przyrodę...stąd spędziliśmy 3 dni w Kapadocji. Ale, i to jest trochę za mało na pełne poznanie miejsca. Nie odwiedziliśmy tam kilku miejsc, nie przeszliśmy kilku dolin.

Tak nie do końca przekonał mnie do siebie Stambuł. Nie wiem, może oczekiwałem bardziej orientalnego miasta w stylu Marakeszu (Maroko), a Stambuł to nowoczesna metropolia w europejskim stylu. Oczywiście, świątynie Błękitny Meczet czy Hagia Sofia, Wielki Bazar robią spore wrażenie, ale czegoś mi tam brakowało. Na pewno, szkoda nam było, że nie mogliśmy wejść na most na Bosforze. Straciliśmy trochę czasu, żeby pod niego dojść...ale na plus z pobytu w tym mieście zaliczyć trzeba rejs promem i spojrzenie na miasto od strony wody.

Pamukkale - to nic, że chodzi się po sztucznym "szlaku". Wrażenia i tak są niezapomniane. To miejsce też nas bardzo pozytywnie zaskoczyło. Bardzo fajnie chodziło się po trawertynach, obserwowało zmieniający się kolor skały w zależności od położenia słońca. I chyba cieszyć się należy z faktu, że nadal turyści mogą tam chodzić, bo przecież są plany budowy kolejki i wtedy pozostanie oglądanie Pamukkale z okien takowej kolejki.

Największą niespodzianką dla nas jednak było wejście na Tahtali Dagi. Zwykle, na każdym wyjeździe na coś wchodzimy. Turcja początkowo zapowiadała się, że będzie bez górki, choć gdzieś tam w planach przejawiał się wątek Hasan Dagi. W Kapadocji też często rozmawialiśmy, że może by jednak zrobić Hasana. Ale, ostatecznie odpuściliśmy.

Zdobyliśmy za to Tahtali Dagi. Nie jest to jakiś szczególnie ważny szczyt. Ale, zważywszy na sprzęt czyt. buty, jakie mieliśmy, to był to nasz mały sukces. Tym bardziej cieszymy się, że weszliśmy, bo widoki cudne no i te cedry. Nie mogliśmy się na nie napatrzeć.

Co jeszcze nas zaskoczyło...wszędzie dużo kotów :). Najmniej w Kapadocji, bo tam rządzą pieski, w tym nasza Klara :). I ceny - szczególnie drogo jest za benzynę (ceny bez mała x 2 jak w Polsce) - bez problemu można jechać własnym autem, choć Angole poznani w Goreme granicy tureckiej jakoś mile nie wspominali - podobno czeka się w długich kolejkach i wypełnia się masę papierów. Pewnie dlatego, że Turcy boją się, żeby auto już na zawsze nie zostało u nich. Na większości stacji widzieliśmy też LPG...Drogi jest też alkohol. Butelka raki 0,5 l w sklepie kosztuje ok. 60-70 zł. Piwo Efes 0,5 l ok. 7 zł. Co ciekawe, takie samo piwo w naszym markecie można kupić za ok. 5 zł. Na alkohol trzeba przeznaczyć specjalny budżet, albo odpuścić sobie częste smakowanie piwka. Reszta cen do przyjęcia. Ale, można się naciąć...np. w Selcuk rano mandarynki za kg kosztowały 2 zł, by już po południu cena była 6 zł. Kebaba w bułce można zjeść za ok. 5 zł. Noclegi nie kosztują dużo, w hostelach można przespać się za ok. 30 - 40 zł ze śniadaniem w cenie. Nigdzie nie robiliśmy rezerwacji. W listopadzie bez problemu można wybrać sobie miejsce do spania.

Turcy mają świetnie rozwinięty transport publiczny. Przewoźników oferujących przejazdy jest wielu i warto naprawdę pochodzić po ich biurach i popytać o ceny. Dzięki temu można zaoszczędzić kilka złotych. Tabor naprawdę jest punktualny, nowoczesny, nierzadko z telewizją (każdy ma swój ekran) i serwowanymi napojami - nasze PKS'y to niestety głęboka komuna. Tylko, jest jeden mały minus, zwykle dworce są na totalnych zadupiach. By dostać się do miasta, trzeba zwykle korzystać z taksówek.

Przykładowi przewoźnicy:
Kamil Koc

Metro

Pamukkale
Na stronach można sprawdzić rozkład i ceny...

Klimat i termin - niestety koniec października i początek listopada w tureckim interiorze nie należą do najcieplejszych. Nie nastawialiśmy się na upały, ale liczyliśmy, że mogłoby być nieco cieplej. W Kapadocji chodziliśmy w polarach i kurtkach. Temperatura nie była wyższa niż 15C. Trudno mówić o komforcie. Tak, ze 20C byłoby w sam raz. Nie wspominając już o zimnych nocach i to nie tylko w Kapadocji. Chyba jedynie w Stambule nie było zimno w nocy. Nad morzem mieliśmy odpowiednią dla nas temperaturę :). Ale, chyba taki wrzesień byłby lepszy na wyprawę do Turcji. Listopad miał ten plus, że w zasadzie wszędzie było luźno. W popularnych miejscach owszem widzieliśmy turystów, ale zakładamy, że w sezonie wakacyjnym musi tam być po prostu wielki tłok. A tak, na szlakach w Kapadocji w zasadzie były pustki dające możliwość swobodnej niczym niezakłóconej eksploracji terenu. Coś za coś...

Nie mieliśmy kłopotu z dogadywaniem się z tubylcami. Większość z nich zna podstawy angielskiego lub niemieckiego, zwłaszcza ci z branży turystycznej. Na dworcach sporo pomagają a z drugiej strony nie natrafiliśmy na jakichś szczególnie nachalnych osobników. W Stambule przechodząc obok knajp zapraszano nas na posiłek...i to chyba była jedyna "nachalność" Turków.

Pewnie będziemy chcieli tam kiedyś wrócić i kto wie, może własnym autem.

Na koniec mapka z naszą trasą w Turcji:
Obrazek

Kolor różowy etap I - Antalya - Goreme

Kolor brązowy etap II - Goreme - Stambuł

Kolor niebieski etap III - Stambuł - Selcuk

Kolor żółty etap IV - Selcuk - Pamukkale

Kolor zielony etap V - Pamukkale- Beycik

Kolor czerwony etap VI - Beycik- Antalya

PS Dziękujemy wszystkim za podążanie z nami tureckim szlakiem :).
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 26.02.2012 17:21

Fotosuplement - tureckie kotki

Kapadocja:
Obrazek

Obrazek

Stambuł:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Motocyklista

Obrazek
Więzień

Obrazek

Efez:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Lew

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Traktorzysta z Selcuk

...i na koniec jeden piesek :)
Obrazek
weldon
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 39917
Dołączył(a): 08.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) weldon » 27.02.2012 08:09

RobCRO napisał(a):Drogi jest też alkohol. Butelka raki 0,5 l w sklepie kosztuje ok. 60-70 zł.

Na przejściu granicznym jest sklep wolnocłowy, to wychodzi taniej ;)

O ile dobrze pamiętam, to dodatkowo to Raki jeszcze 38 volt tylko posiadało, co w porównaniu z greckim tsipouro dodatkowo bije po kieszeni ;)

Dla mnie Turcja była jakimś dalekim zacofanym, islamistycznym, pełnym przesądów krajem przed przyjazdem, po powrocie byłem zachwycony jej europejskością, przyjaznym podejściem, tolerancyjnością i poszanowaniem innych religii.

Pamiętam jakie zdziwienie rezydentki wywołało pytanie o psy (jak się okazało, mimo, że wyglądające na bezpańskie otoczone były opieką weterynaryjna - przynajmniej tam, gdzie byliśmy, a więc coś kompletnie u nas nie spotykanego), czy psy dlatego się wałęsają, że kiedyś Mahometa pogryzły :)

Podobno Turcy lubią i psy i koty i w ogóle zwierzaki :D
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 02.03.2012 18:05

Poświąteczne "Tatry i Beskidy"

Odcinek 1 - Najwyższy w Polsce

Po świętach Bożego Narodzenia postanowiliśmy powalczyć z nadmiarem kalorii w organizmie. A gdzie je najlepiej spalić? Oczywiście na górskich szlakach :). Mieliśmy jeszcze kilka dni zaległego urlopu.

Nasz wybór padł na Tatry, choć mieliśmy bardzo kuszącą mnie opcję z Bieszczadami., w których jeszcze nie byłem. No i wygląda na to, że prędko nie będę...

Do Zakopanego ruszyliśmy 27 grudnia w trzyosobowym składzie - Wiola, Paweł i autor tej relacji. Wcześniej przezornie zaklepaliśmy sobie kwaterę (bardzo fajne studio z łazienką). Ale, sądząc po ilości wystawionych szyldów "wolne pokoje" ze znalezieniem noclegu w tym okresie nie byłoby większych problemów. Brak zimy wystraszył potencjalnych turystów czy narciarzy. W samym mieście śniegu było jak na lekarstwo...

Rano mieliśmy szybką pobudkę, śniadanie i pojechaliśmy do Palenicy Białczańskiej. Jechaliśmy przez miasto i oblodzoną drogą Oscara Balzera. Momentami było naprawdę ślisko. Ku naszemu zdziwieniu na parkingu było w zasadzie pusto. Tylko kilka aut i sądząc po zmrożonych szybach przypuszczaliśmy, że były to osoby nocujące w Moku lub w "Piątce". Za parking zapłaciliśmy 20 zł i o 8.30 wystartowaliśmy ceprostradą w kierunku Wodogrzmotów Mickiewicza. Asfalt przykryty był warstwą zjeżdżonego śniegu, po którym bardzo przyjemnie się szło.

Przy Wodogrzmotach rozstaliśmy się z drogą do Morskiego Oka i weszliśmy na leśny szlak prowadzący do najwyżej położonego schroniska w Tatrach w Dolinie Pięciu Stawów Polskich (D5SP). Przez las szło się już mniej fajnie. Szlak był oblodzony, łatwo było o upadek. Im wyżej tym więcej śniegu i ku naszej radości lepsza pogoda :) Za chmur pokazywało się słońce a mgła opadała :). Przed schroniskiem mieliśmy już bezchmurne niebo a chmury czy też mgłę widzieliśmy daleko nad Podhalem. I spotkaliśmy w sumie pierwszych turystów na szlaku – dwóch gości schodziło na dół.

W drodze do "Piątki":
Obrazek
Widok w stronę Doliny Roztoki
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
W stronę Przełęczy Krzyżne

Przy schronie zrobiliśmy sobie krótki odpoczynek na łyk ciepłej herbaty i coś energetycznego do przekąszenia. Naładowani poszliśmy na szlak prowadzący na cel naszej wyprawy - Kozi Wierch :). Przed wyjazdem dużo i długo analizowałem, co moglibyśmy zrobić. Wyczytałem na forach, że Kozi Wierch zimą od D5SP jest do zdobycia z umiarkowanymi trudnościami i szlak w dużej mierze pokrywa się z letnim. To mi wystarczyło...

Obrazek
Dolina Pięciu Stawów Polskich

Obrazek
Widok na Kozi Wierch od D5SP

Mieliśmy też dużo szczęścia, bo dwie większe grupy przed nami przecierały szlak. Ułatwili nam zadanie, choć prawie pionowa ściana Koziego wydawała się nie do podejścia. Mozolnie podchodziliśmy metr po metrze w górę. Słońce rozświetliło Dolinę. Szliśmy w zupełnej lampie. Na niebie nie było żadnej chmurki, nawet wiatr nie duł. Po prostu cisza...a widoki bajkowe.

Obrazek

Obrazek
Autor na podejściu

Obrazek
Hawrań i Płaczliwa Skała

Obrazek
Tatry Bialskie - Hawrań, Płaczliwa Skała i Szalony Wierch

Obrazek
Wiola wspina się na Koziego (zdjęcie nie oddaje w pełni stromizny)
Obrazek

Obrazek

Gdzieś w połowie żlebu, może trochę wyżej dopadł mnie kryzys. Ugrzęzłem w topiącym się od słońca śniegu :(. Co krok zapadałem się. Tego najbardziej nie lubię w zimowym łażeniu po szlakach i to kosztuje mnie zawsze najwięcej sił. Wiola i Paweł zostawili mnie w tyle. Dla mnie to były męczarnie :(. Już miałem się poddać, ale nagle zadzwoniła do mnie Wiola. Przekazała mi informację, że ten fragment z zapadaniem się był krótki a i szczyt mamy na przysłowiowe wyciągnięcie ręki. Wygrzebałem z rezerw dodatkowe pokłady siły. Rzeczywiście, ten gorszy odcinek był krótki. Potem znów wspinało się lepiej.

Od miejsca, gdzie czarny szlak łączy się z Orlą Percią mieliśmy do przejścia trudniejszy fragment trawersu prowadzącego na sam szczyt. Pokonaliśmy go asekuracyjnie z czekanami w rękach. Ok. 14 stanąłem na Kozim Wierchu (2291m). Mało kto o tym wie, że jest to najwyższa góra znajdującą się w całości na terenie Polski. Oprócz nas było tam kilka osób z ekip, które szły przed nami.

Widoki ze szczytu mieliśmy po prostu rzucające na kolana. Świat jak z baśni. Doliny oprócz Pięciu Stawów przykryte były grubą warstwą chmur. Pomniejsze górki również znajdowały się pod tą pierzyną - wystawały jedynie Babia Góra i Pilsko :). Pułap chmur pewnie sięgał tak do ok. 1300-1400 metra. Jedne z najładniejszych widoków, jakie do tej pory mieliśmy w Tatrach. Nawet nie ma, co wymieniać wszystkich szczytów, które widzieliśmy...tylko ten Giewont taki malutki. Krywań jak zawsze imponujący. I całe białe Tatry Zachodnie...

Widoki szczytowe:
Obrazek
Żółta Turnia i Granaty

Obrazek
Hawrań, Płaczliwa Skała, Szalony Wierch
Obrazek

Obrazek
Tatry Bialskie, Jagnięcy i Kołowy Szczyt

Obrazek
Czarny Szczyt, Durny Szczyt, Baranie Rogi, Lodowy Szczyt

Obrazek
Gerlach, Rysy, Wysoka

Obrazek
Od Koprowego Wierchu - Szatan, Hruby Wierch po Krywań

Obrazek
Krywań

Obrazek
Niżne Tatry

Obrazek
Tatry Zachodnie

Obrazek
Tatry Zachodnie i Świnica

Obrazek
Świnica

Obrazek
Świnica i Giewont

Obrazek
Giewont, na dalszym planie Babia Góra i Pilsko

Obrazek
Giewont

Obrazek
Babia Góra

Obrazek

Ze względu na późną porę i przenikliwy wiatr, który pojawił się dopiero na samym szczycie, na Kozim zostaliśmy kilkanaście minut. Czekało nas jak zawsze trudniejsze zejście, zwłaszcza w partii szczytowej. Założyliśmy raki. Sprawnie i bezpiecznie udało się nam zejść na dół do Doliny. Obserwowaliśmy zachód słońca. Szczególnie ładnie prezentowały się Tatry Bialskie z Hawraniem i Płaczliwą Skałą.

Zachód słońca:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Od "Piątki" schodziliśmy "letnim" szlakiem koło zamarzniętej Wielkiej Siklawy. Letni szlak okazał się bezpieczniejszy niż zimowe obejście, którym szliśmy w górę, gdzie było kilka nieprzyjemnych miejsc. Zapadał zmrok i korzystaliśmy z czołówek. Minęliśmy kilku turystów, którzy pewnie śmigali do schroniska na nadchodzącego Sylwestra. Zejście do Wodogrzmotów dłużyło się nam trochę a i czujność musieliśmy zachować, bo w ciemności łatwiej o upadek. Ten zdarzył mi się, ale już na ceprostradzie z Moka. Rozluźniony i zadowolony ze zdobycia Koziego Wierchu na moment straciłem równowagę i wyłożyłem się...na szczęście, śnieg zamortyzował upadek. Wiola i Paweł mieli ubaw :). O 18.30 byliśmy przy samochodzie. Wyprawa zajęła nam równe 10 godzin.

Chcieliśmy a w zasadzie ja chciałem kupić kilka słowackich Keltów czy Bażantów, ale okazało się, że wszystkie sklepy u naszych sąsiadów były zamknięte. Nie było tak wcale późno, bo było przed 19. U nas pewnie udało by się natrafić na nie jeden sklep...cóż, musiałem obejść się smakiem. Do Zakopanego tym razem wracaliśmy przez Białkę i droga tam była lepsza.

Na kwaterze posiedzieliśmy przy piwku. Zastanawialiśmy się, co zrobić z następnym dniem. Planowana przeze mnie Świnica byłaby zbyt dużym wyzwaniem. Zostanie na inny raz...Udało się nam wyszukać na mapie coś innego.

PS Weldon, dzięki za "tureckie" informacje :).
maslinka
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 15078
Dołączył(a): 02.08.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) maslinka » 03.03.2012 19:44

Robercie, wspaniała wyprawa! :D Pogoda udała Wam się znakomicie. Foty wymiatają!

Szacun za wdrapanie się zimą tak wysoko!
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 06.03.2012 18:36

"Beskid"

Podobnie jak dnia poprzedniego pobudkę mieliśmy ok. 6.00. Niestety, zimą dni są krótkie i na szlak trzeba ruszać jak najszybciej. Łażenie w ciemnościach do przyjemnych i bezpiecznych nie należy...Od rana pogoda była całkiem ładna. Słonecznie...

Nasze auto zostawiliśmy na parkingu pod skocznią i poszliśmy w stronę Kuźnic. Tam wybraliśmy żółty szlak przez Dolinę Jaworzynki na Halę Gąsienicową. Jego początkowy odcinek był oblodzony. Po wyjściu ze strefy lasu poprawiło się, bo było więcej śniegu i szło się lepiej. Mieliśmy też pierwsze widoki - powoli odsłaniał się Giewont, który dosłownie rósł przed oczami (a z Koziego Wierchu wyglądał na takiego małego i niepozornego), za nim pokazywał się Małołączniak - ten był zaś cały w śniegu. Tylko nad Gubałówkę powoli nadciągały coraz ciemniejsze chmury :(.

Obrazek
Gubałówka

Obrazek
Giewont
Obrazek

Obrazek
...z Małołączniakiem

Obrazek
Małołączniak i Kopa Kondracka

Na Hali Gąsienicowej zrobiliśmy krótki odpoczynek na łyk ciepłej herbaty i ciastko. Z hali poszliśmy w kierunku Przełęczy Liliowe. Szlak zaproponował nam Paweł. Z tatrzańskich szlaków do przejścia zostało mu tylko kilka, w tym właśnie ten zielony na Liliowe. Minęło nas trochę turystów. Widać było, że szli do Murowańca. Pewnie większość została tam na Sylwestra. Wcześniej w Dolinie Jaworzynki nie spotkaliśmy żywej duszy.

Obrazek
Betlejemka, w tle Beskid

Niestety, im bliżej przełęczy, tym gorszą mieliśmy pogodę. W zasadzie, to w ciągu kilku minut nad Tatry nadciągnęły chmury i nie było nic widać na odległość ok. 10-15m :(. Taki to urok pogody w wysokich górach. W ciągu paru chwil z pięknej słonecznej pogody zrobiło się zupełne mleko. W dół na Halę Gąsienicową schodziło kilka osób. Pogadaliśmy z nimi o warunkach na szlakach. Ktoś opowiedział nam o Świnicy. Trochę zazdrościłem, bo ten szczyt chodzi mi już od dłuższego czasu po głowie. Ale, dobrze, że nie poszliśmy, bo pewnie byłyby duże problemy z zejściem przy niskim pułapie chmur.

Obrazek
Wiola i Paweł w drodze na Liliowe

Obrazek
Autor relacji

Obrazek
Kościelec i Świnica

Obrazek
Żółta Turnia, Granaty, Kościelec

Obrazek

Obrazek
Kościelec

Obrazek
Wiola

Obrazek
Kasprowy Wierch

Obrazek
Chmury nadciągają...

Obrazek
Wiola coraz bliżej Liliowego

Na Liliowym zaczęło mocniej wiać. W zasadzie bez żadnej przerwy poszliśmy na Beskid (2012m). Niby taki łatwy szczyt, ale przy oblodzeniu skał musieliśmy uważać. Jeden nieostrożny krok i można zlecieć na sam dół Hali Gąsienicowej.

Obrazek
Wiola na Liliowym

Obrazek
Zamarznięty RobCRO

Obrazek
Wiola & Robert na Beskidzie

Z Beskidu poszliśmy na Kasprowy Wierch. Na szczycie był tłum turystów. Naprawdę im współczuliśmy, bo wydali trochę grosza na przejazd kolejką a widoków nie mieli żadnych. Cóż...i tak niekiedy bywa w górach.

Obrazek
Na Kasprowym

Zdecydowaliśmy się na zjazd kolejką. Stwierdziliśmy, że szkoda sił i zdrowia na oblodzonym szlaku. Zejście zwykle jest trudniejsze i łatwiej o upadek. "Przyjemność" zjazdu kosztowała nas 28 zł/ osoba. Czasami można pozwolić sobie na taki wydatek :). Nowa kolejka na Kasprowy ma naprawdę spory "przerób". Kursuje co 10 minut i zabiera ok. 60 osób. W 12 minut byliśmy na dole w Kuźnicach :).

Na wjazd do góry czekała długa kolejka. Mówiliśmy, że z Kasprowego nie ma żadnych widoków, ale chyba nam nie wierzyli bo na dole pogoda była lepsza. Sytuacja odwrotna niż dnia poprzedniego, wtedy pewnie sporo turystów widząc z okien kiepską pogodę zaliczyło jedynie spacer po grani Krupówek podczas gdy na górze były piękne widoki.

Już na samym parkingu przed autem tym razem Wiola zaliczyła orzełka. Nie śmiej się bratku z czyjegoś wypadku. Na kwaterę wróciliśmy ok. 16. Mieliśmy cały wieczór na wypoczynek. Posiedzieliśmy przy piwku. Pogadaliśmy na różne tematy, w tym o kolejnych wypadach :).

PS Agnieszko, dziękujemy za gratulacje. Cieszymy się, że zdjęcia się spodobały. Z pogodą faktycznie udało się nam :). Na Beskidzie już nie było tak różowo, tfuu, niebiesko :).
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 08.03.2012 18:42

"Beskid Wyspowy - Mogielica"

Na ostatni dzień urlopu wybraliśmy Beskid Wyspowy. Namówiłem Pawła na Mogielicę - najwyższą w tym paśmie górskim. Paweł co prawda już dwa razy był na niej, ale Wiola i ja nie byliśmy...a że gdzieś też w planach mamy zdobycie Korony Gór Polski, to była dobra okazja o powiększenie listy o kolejną górkę. Nie jest to plan, który spędza nam sen z powiek, ale przy różnych okazjach powoli realizujemy zdobycie KGP. Paweł dal się przekonać, tym bardziej, że wymyśliliśmy, że pójdziemy szlakiem niebieskim, którym on jeszcze nie wchodził.

Z Zakopanego wyjechaliśmy z samego rana. Ruch na "zakopiance" był duży, ale raczej w kierunku miasta (nic dziwnego, jechaliśmy 30.12). Magia Tatr działała...Przed Rabką skręciliśmy na Mszanę, gdzie samochodów było sporo mniej. Z okna podziwialiśmy ładnie "zmrożony" Luboń Wielki. Przed 9 dojechaliśmy do Szczawy. Znaleźliśmy dobre miejsce koło przystanku PKS na zaparkowanie wozu. Z tego miejsca czekało nas dwugodzinne podejście na Mogielicę.

Obrazek
Rabka - kościół św. Marii Magdaleny wzniesiony w latach 1600-1606

Szlak był całkiem przyjemny i w dużej części prowadził leśnym duktem - ścieżką rowerową, w zimie na niektórych odcinkach poprowadzona jest tam trasa dla narciarzy. Pewnie nasza Justyna niejeden raz przemierzała te szlaki, bo do jej Kasiny stąd to rzut beretem. A Paweł często mówił, że musi się w to miejsce wybrać na dwóch kółkach, bo trasy idealnie by mu podpasowały i można zrobić ciekawą pętelkę. Gdybyś kogoś zainteresowała wycieczka rowerowa w Beskid Wyspowy, to tutaj można poczytać o trasach i szlakach.

Obrazek
Pierwsze spojrzenie na Mogielicę

Nieco wyżej szliśmy po zmrożonym śniegu. Były dwa bardziej strome fragmenty, jeden na Polanę Stumorgi, skąd udało się nam załapać na ostatnie widoki m.in. na Tatry, a drugi w szczytowym podejściu.

Obrazek
Rob z Mogielicą w tle

Obrazek
Tatry z Polany Stumorgi
Obrazek

Nasz czas wejścia pokrywał się z tym z mapy. Zdobyliśmy Mogielicę (1170m). Paweł był zdziwiony, że na szczycie stoi 20-sto metrowa wieża widokowa. Nic dziwnego, był na nim zanim ją postawiono w 2008 roku - a był po tym, jak stara wieża zawaliła się w 1980r.

Obrazek
Wieża

Wejście na wieżę wymagało dużego samozaparcia. Duło niemiłosiernie i schody były oblodzone. Z wieży widoki byłyby na pewno bardzo ładne, ale niestety chmury zakryły dalszą okolicę. Dobry był widok jedynie na Gorce i resztę górek Beskidu Wyspowego.

Panoramy z wieży:
Obrazek

Obrazek

Na Mogielicy:
Obrazek
Zdobywcy

Obrazek
Autor

Zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie na Mogielicy i zaczęliśmy schodzić. Narzuciliśmy sobie mocne tempo i szybko doszliśmy do Szczawy. Tego dnia na szlaku spotkaliśmy, nie wiem, może z 5-6 osób. Beskid Wyspowy jest na pewno miejscem, gdzie można znaleźć ciszę.

Obrazek
Zejście

Obrazek
Mistrz parkowania :)

Mogielica jest moim 10-tym szczytem z Korony, dla Wioli 14-tym. Mi brakuje górek takich jak m.in. Rysy (tak, tak, tam jeszcze nie wszedłem, ale wszystko przede mną) czy Tarnica. Mamy też oboje spore braki w Sudetach i Beskidach.

Kolejna tatrzańsko - beskidzka wycieczka zakończona i kolejna bardzo udana. Szczególnie zadowoleni byliśmy z wejścia na Kozi Wierch. Mieliśmy wyjątkowe szczęście do widoków :).
a to ja
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4755
Dołączył(a): 18.07.2003

Nieprzeczytany postnapisał(a) a to ja » 08.03.2012 19:32

RobCRO napisał(a):Obrazek
Babia Góra


Jaka Babia Góra?
Toż to zoom-wyspa na Morzu Puszystym :oczko_usmiech:
winetu
Odkrywca
Posty: 104
Dołączył(a): 17.06.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) winetu » 12.03.2012 10:48

RobCRO napisał(a):3 dni w Wiecznym Mieście

Z lotniska Ciampino do centrum miasta można się dostać na różne sposoby - jest bezpośredni autobus na dworzec kolejowy Termini (bodajże za 6E), lub można tak jak my, podjechać autobusem za 1,20 do stacji metra Anagnina i dalej metrem w każde miejsce w stolicy Italii. W Anagninie zakupiliśmy sobie bilet 3-dniowy na metro (można też korzystać z autobusów) za 11E :).


Czy ktoś orientuje się jak wygląda zakup w/w biletów na w/w stacjach w soboty w godz 21-23?
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 15.03.2012 18:32

Cypr

Odcinek 1 - Limassol

Pomysł wypadu na Cypr powstał bardzo spontanicznie. Nasz narodowy przewoźnik LOT ma w swojej ofercie tzw. "Szalone środy" i często można "upolować" różne, ciekawe kierunki po promocyjnej cenie. I w jedną z takich jesiennych śród trafiłem na ofertę przelotu na Cypr na styczeń 2012. Trochę się zastanawiałem, sprawdzałem pogodę (styczeń to pora zimowa - w klimacie cypryjskim to tak bardziej jesień) i ostatecznie zdecydowałem się na kupno biletów. Wiola dostała ode mnie prezent pod choinkę :).

Przed wyjazdem zbieraliśmy informacje o Cyprze. Czytałem relację Wojtka - Franza. Pożyczyłem dwa przewodniki od znajomej. Zaczęło się studiowanie i ustalanie planu, który szybko powstał. Znaleźliśmy fajną kwaterę w Limassol. To miasto wybraliśmy na naszą bazę.

Z Cyprem przed wyjazdem za dużo skojarzeń nie miałem. Głównie kojarzyłem kilka klubów piłkarskich, np. APEOL Nikozja, który wyeliminował Wisłę z LM. Kierunek cypryjski był wybierany przez kilku naszych piłkarzy pragnących dorobić trochę do sportowej emerytury. Czasami dobre mecze rozgrywał tenisista Marcos Baghdatis. No i Eurowizja, gdzie zawsze 12 pkt z Cypru szło dla Grecji. I to na tym kończyła się moja wiedza o wyspie.

24 stycznia w godzinach nocnych wystartowaliśmy z Warszawy. Nad ranem wylądowaliśmy w Larnace. Cypr powitał nas wiatrem i deszczem. Stopem dojechaliśmy z lotniska do centrum miasta, skąd autobusem za 3 euro dojechaliśmy do naszego Limassol. Bez większych problemów namierzyliśmy naszą kwaterę. Właściciel dał nam apartament - z osobną sypialną, salonem z aneksem kuchennym i łazienką.

Popołudniu poszliśmy na zwiedzanie miasta. Tak przy okazji, jakiś czas temu Cypryjczycy przeprowadzili reformę administracyjną i niektóre miasta mają nowe nazwy. I tak Limassol zostało nazwane Lemesos. Ale, nie ma problemu z używaniem starej nazwy. Każdy i tak wie, o które miasto chodzi. Limassol jest drugim co wielkości miastem na wyspie, największym kurortem i portem. Miasto nieustannie jest rozbudowywane wzdłuż wybrzeża, około 500 m rocznie, oraz w kierunku podnóży masywu Troodos. O bogatej historii miasta możecie poczytać tutaj.

Najważniejszymi zabytkami są:
- zamek, w którym obecnie mieści się muzeum. Wg legend na zamku ślub brał Ryszard Lwie Serce. Zamek nie zrobił na nas jakiegoś szczególnego wrażenia...
- kościoły np. Agia Napia, Apostolos Andreas
- ratusz

Widoki z Limassol:
Obrazek
Na promenadzie
Obrazek

Obrazek

Obrazek
Agia Napia
Obrazek

Obrazek

Apostolos Andreas:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Najważniejsze miejsca można spokojnie obejść w parę godzin. Warto pospacerować nadmorską promenadą. Przeszliśmy ją kilka razy w drodze z/ na kwaterę. Ponadto, zauważyliśmy, że dużo było remontów, rozkopanych ulic. Chyba też brakuje kasy na dokończenie tych robót...Ogólnie, Limassol na nas nie zrobił wielkiego wrażenia...

PS Dorota, faktycznie, zoom był nastawiony na maksa :). Pierzyna okrywała to, co było pod nami. Tylko najwięksi z niej wystawali :).

PS Winetu, polecam Ci skorzystać z tego portalu. Prawdziwa skarbnica wiedzy o lataniu, połączeniach z lotnisk do centrum etc.
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 19.03.2012 18:31

Odcinek 2 - Okolice Limassol

Drugiego dnia pobytu na Cyprze wybraliśmy się na zwiedzanie okolicy Limassol. Początkowo planowaliśmy poruszać się po Cyprze stopem. Ale, gdy dowiedzieliśmy się, że bilet jednodniowy na cały dystrykt kosztuje 2 euro/ osoba, stwierdziliśmy, że nie ma sensu tracić czas na łapanie okazji :). W informacji turystycznej, która mieściła się kilka metrów od naszego hotelu, dowiedzieliśmy, które autobusy i skąd jeżdżą do Kolossi i Kourion.

Główny przystanek dla autobusów podmiejskich znajduje się przy nowym szpitalu. Do Kolossi autobusy kursują często, średnio tak co pół godziny. Podróż trwa ok. 30 minut. Główną atrakcją miasteczka jest zamek z XV wieku a w zasadzie jego ruiny, bo pozostała w zasadzie tylko wieża.

Zamek był własnością m.in. templariuszy. Do środka nie wchodziliśmy. Przeszliśmy teren wokół pozostałości i porobiliśmy zdjęcia. Naszą uwagę przykuła malutka cerkiewka obok zamku. Klimatyczna...taki styl architektury bardzo mi się podoba.

Kolossi:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Cerkiewka:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Główna świątynia w Kolossi

Z Kolossi podjechaliśmy...stopem do Kourion. Czekaliśmy ponad 20 minut i nikt nas nie zabrał, kierowcy raczej nie zwracali uwagi na autostopowiczów. Dopiero, pewien miły Cypryjczyk z jakiegoś zakładu mieszczącego się przy drodze widząc, że chyba nie mamy szans na podwózkę, podszedł z ofertę podrzucenia :). Nie odmówiliśmy...i w kilka minut dojechaliśmy z nim do Kourion. Dowiózł nas pod same ruiny. Nie musieliśmy też płacić za wstęp, bo tam pracują jego znajomi :).

Kourion to jedno ze starożytnych miast-państw i jedno z najbardziej interesujących stanowisk archeologicznych na wyspie. Fragmenty odnalezionych, najstarszych budowli pochodzą z przełomu XIII i XII wieku p.n.e. Starożytne miasto przeżywało swój rozkwit w okresie rzymskim i na początku okresu bizantyjskiego, z których to czasów pochodzi najwięcej odkrytych budowli. Kourion uległo zniszczeniu podczas trzęsienia ziemi w 365 r. n. e. i zostało odbudowane tylko częściowo. Na terenie wykopalisk najbardziej spodobał się nam amfiteatr. Niestety, gdy zwiedzaliśmy Kourion, rozpadało się i to porządnie. Odechciało się nam łażenia. Schroniliśmy się w małej knajpce i porozmawialiśmy miło przy butelce wina z rodakami. Autobusem wróciliśmy do Limassol na naszą kwaterę.

Kourion:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po wizycie w Turcji ruiny z Kourion wydawały się nam miniaturką Efezu. Fakt, ładnie położone, ale bez porównania jak chodzi o skalę...może przy lepszej pogodzie, miejsce zrobiłoby większa na nas wrażenie.
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 22.03.2012 19:15

Odcinek 3 - Miasto podzielone - Nikozja

Nikozja (stara grecka nazwa Nicosia, po reformie Lefkosia, z tureckiego Lefkosa) to obecnie chyba jedyne, podzielone miasto na świecie. Jest stolicą Cypru zarówno dla części północnej jak i południowej.

Podróż z Limassol do Nikozji (koszt biletu - 7 euro powrotny) zajęła nam ok. 2 godzin. Miasto powitało nas piękną, słoneczną pogodą :).

Zwiedzanie rozpoczęliśmy od części tureckiej miasta oddzielonej od greckiej tzw. Zieloną Linią. Linia ta została po raz pierwszy wyznaczona w 1964 przez gen. P. Younga, dowódcę stacjonujących na Cyprze międzynarodowych sił pokojowych, wysłanych tam po wybuchu walk między obiema zamieszkującymi wyspę społecznościami. Nazwa miała wziąć się od koloru pisaka, którym ów generał wyrysował linię na mapie :). W Nikozji przechodzi ona przez samo centrum, dzieląc stolicę Cypru na pół, dzięki czemu Nikozja - jedną nogą stoi w Unii Europejskiej, drugą - w samozwańczym państwie, zwanym Turecką Republiką Cypru Północnego.

Historycznie Nikozja jest podzielona na stare i nowe miasto. Stare miasto otaczał wzniesiony przez Wenecjan niegdyś mur warowny o obwodzie 4,5 km z 11 bastionami. Do dzisiaj zachowały się jedynie jego fragmenty. W murze znajdowały się tylko 3 bramy do miasta, na północy, południu i wschodzie. Nowe miasto rozciąga się w kierunku południowym. W starej części greckiej Nikozji uliczki są wąskie, domy stare, niekiedy bardzo zniszczone. Za solidną, kamienną elewacją kryją się warsztaty stolarskie, szewskie i drukarnie. W labiryncie ulic można dość łatwo zabłądzić. Urocze place i wysadzane palmami skwery wprowadzają nieco ładu w chaotyczny plan ulic.

Do przekroczenia granicy wystarczy dowód osobisty. Każdy wypełnia malutką kartkę, na której należy wpisać nr dokumentu i dane osobowe. Kartkę stempluje turecki celnik i z nią można przekroczyć granicę. I chyba lepiej jej nie zgubić, by nie mieć problemów z powrotem na część grecką.

Granicę przekraczaliśmy przy pałacu Ledra. Turecka część miasta przypomniała nam żywcem atmosferę miast z "kontynentalnej" Turcji, jaką poznaliśmy kilka miesięcy wcześniej. Budki z kebabami, tubylcy zapraszający do swoich knajp. W jednej z nich skusiliśmy się na kebaba, który wcale nam nie smakował L. Na marginesie dodam, że nie ma problemów z płatnością w euro. Nie ma konieczności wymiany kasy na tureckie liry. Warto też uważać z telefonami, bo po drugiej stronie opłaty są takie jak w Turcji, więc rozmowa może kosztować sporo grosza.

Głównym zabytkiem tureckiej Nikozji jest kościół św. Zofii przemianowany na meczet Selimiye. Kościół został wzniesiony przez Krzyżowców w XIII w. Wyspą władał wtedy były król Jerozolimy Gwidon de Lusignan, który odkupił wyspę od Templariuszy. Budowniczymi byli murarze z Francji towarzyszący wyprawom krzyżowym. "Rękę" Francuzów widać po stylu, bo świątynia swoją bryłą przypomina najsłynniejsze katedry Średniowiecza. W 1570 Nikozję zajęli Turcy i przemianowali katedrę na meczet Hagia Sophia dobudowując dwa minarety. W 1954 r. został nazwany Selimiye.

Meczet można zwiedzić. Jego wnętrze nie jest tak imponujące jak np. Błękitnego Meczetu w Stambule, ale warto wejść i zobaczyć, jak chrześcijańska świątynia została przerobiona na islamską. Zwiedziliśmy też kilka mniejszych meczetów. Pochodziliśmy uliczkami, które w tej części miasta wydają się być nieco zapuszczone.

Turecka Nikozja:
Obrazek
Tureckie barwy

Obrazek

Selimiye:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Wnętrze meczetu Selimiye

Obrazek

Obrazek

Powróciliśmy na grecką część przez to samo przejście. Grecka pani celnik, gdy zobaczyła, że my z Polski, to głośno się roześmiała. Nie wiemy, dlaczego. Mruczała pod nosem "Polska" i to wprawiło ją w dziwnie wesoły nastrój :).

Najstarszą częścią greckiej Nikozji jest Laiki Geitonia. Warto poświęcić jej trochę czasu - skupiona jest w obrębie murów weneckich i wypełniają ją wąskie, kręte uliczki otoczone knajpkami i licznymi sklepami z pamiątkami. Główną świątynią jest tutaj kościół św. Jana z grobem św. Barnaby z XVII wieku. Jej wnętrze zachwyca bogactwem ikon i malowideł. Do najcenniejszych elementów wyposażenia należy również tron arcybiskupa.

Grecka Nikozja:
Obrazek
Kościół św. Jana

Obrazek
Kościół Agios Savvas
Obrazek

Obrazek

Obrazek
Arcybiskup Makarios

Ogólnie, obie części miasta aż tak bardzo się od siebie nie różnią. Na pewno nie jest tak, że część grecka jest kolorowa a turecka czarno - biała. Fakt, trochę da się wyczuć inną atmosferę. Turcy nastawieni są na biznes, otwarci wobec turystów i ich pieniędzy :). To nie jest też klimat Berlina czasów głębokiej komuny znany choćby z tej piosenki, gdzie za przekroczenie granicy czy nawet próbę jej usiłowania strzelano do ludzi. Aczkolwiek przyjaźni turecko - greckiej nie ma...na przejściu Ledra powiewa wielka grecka flaga. Po co? Przecież to Cypr a nie Grecja...
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 30.03.2012 17:06

Odcinek 4 - Weekend w Troodos

Część 1 - Olimp

Wg prognoz na weekend mieliśmy mieć najlepszą pogodę. Sobotni poranek to właśnie nam zapowiadał. Z małymi problemami dotarliśmy pod szpital, skąd odjeżdżał nasz autobus. Panie z informacji turystycznej poinformowały nas, że nie ma on numeru a ma napisane po prostu "Troodos". Trochę obawialiśmy się, czy nazwa nie będzie napisana tylko po grecku :).

Autobus przyjechał zgodnie z rozkładem o 9 rano. Co ciekawe, do Troodos dojedziemy za 2 euro (bilet powrotny). Troodos znajduje się w dystrykcie Limassol i bilet jednodniowy ważny jest także na trasie Limassol - Troodos :).

Obrazek
Nasz autobus

Przejazd do Troodos zajął ok. 2 godzin, choć to tylko ok. 40 km. Autobus krążył po różnych wioskach. Nic dziwnego, jest to jedyny autobus na tej trasie i mieszkańcy muszą się jakoś dostać/ wydostać...

Po drodze kierowca zatrzymał się m.in. w Platres. Tam właśnie zobaczyliśmy...śnieg. Tak, tak, na Cyprze pada śnieg :). Chyba nawet wielu Cypryjczyków o tym nie wie, bo już przed samym Troodos kilku z nich miało poważne problemy, żeby wjechać pod górkę.

Obrazek
Niedzielny kierowca

Kierowca, zanim wypuścił nas z autobusu, przekazał informacje, o której jest powrót i żeby się nie spóźnić. Ot, taki cypryjski porządek :).

Miasteczko Troodos położone jest na wysokości 1700 m., leży w sercu gór o tej samej nazwie. Pasmo położone jest w południowej części wyspy i powstało w wyniku wypiętrzenia skał dna morskiego.

Naszym celem był najwyższy szczyt - Olimp zwany także Chionistra o wysokości 1952m. Ta druga nazwa oznacza czapę śniegu lub odmrożenie. I to nie jest nazwa na wyrost. Śniegu w Troodos było naprawdę sporo. Widzieliśmy służby zajmujące się odśnieżaniem drogi a kilka aut zasypanych było po sam dach :). Temperatura też zdecydowanie niższa niż na wybrzeżu.

Obrazek
Oznakowanie szlaku

Obrazek
Zasypani
Obrazek

Na Olimp szliśmy drogą asfaltową. Prowadzi ona do brytyjskiej bazy wojskowej i radiolokacyjnej, która zamontowała się na szczycie. Wolnym krokiem podziwiając przepiękne zimowe krajobrazy podeszliśmy pod bramy stacji. Naprawdę, były one jak z bajki :). Zaskoczyło nas, że tak szybko doszliśmy do celu...

Widoki z drogi na Olimp:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Pierwsze spojrzenie na "kulki" na Olimpie

Obrazek
Rob w drodze na szczyt - spójrzcie, dokąd sięgały mi zaspy na poboczu?

Obrazek
Wiola
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Wiola już blisko szczytowania...

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Autor w chmurach na szczycie Olimpu

Wracając urozmaiciliśmy sobie trasę nieco ją zmieniając. Przeszliśmy przez tzw. Dolinę Słońca. Niestety, z upływem czasu popsuła się pogoda. Zachmurzyło się...:(.

Obrazek
Wiola & Robert

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pod Olimpem mieści się także ośrodek narciarski. Dużo Cypryjczyków korzysta z uroków zimy i szusuje na nartach.

Obrazek
Odpoczynek po spacerze

O 15.30 mieliśmy powrót do Limassol...to był bardzo udany dzień. Przepiękne widoki, które na długo zostaną w pamięci :). Przy okazji, w swojej kolekcji już mam 3 Olimpy (Grecja, Turcja, Cypr) :).

PS Coś mi się zdaje, że zupełnie przypadkowo w tym samym czasie, zaprosiliśmy Was wraz z Wojtkiem w Troodos. Ale, już widzę, że obie relacje będą raczej inne, choćby ze względu na porę roku :).
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 02.04.2012 17:34

Część II - Szlak Kalidonia

W niedzielę ponownie pojechaliśmy do Troodos. W planach mieliśmy przejście szlaku Persefony kończącego się punktem widokowym, skąd miała roztaczać się przepiękna panorama. Miała, bo niestety, nie było nam dane się o tym przekonać :(. W ciągu kilku chwil nad Troodos nadciągnęły chmury, zrobiło się zupełnie biało. Nie mogliśmy odszukać szlaku i trochę pobłądziliśmy. Pytani tubylcy też nie bardzo mogli nam pomóc. Zdecydowaliśmy się na zmianę i wybraliśmy szlak Kalidonia.

Tym szlakiem o długości ok. 3 km można przejść z Troodos do położonego niżej Platres (różnica poziomów około 500m). Jego główną atrakcją jest wodospad Kalidonia na rzece Kryos Potamos. Ale, najpierw omyłkowo wzięliśmy za niego jakiś inny wodospad...a dopiero ku naszemu zdziwieniu niemal na końcu trasy ukazał się ten właściwy wodospad Kalidonia - największy na wyspie. Woda spada z niego z wysokości 12 metrów.
Przejście całego szlaku zajęło nam ok. 3 godzin. Żartowaliśmy, że zafundowaliśmy sobie szkołę przetrwania w cypryjskiej dżungli. Czuliśmy się prawie jak słynny Bear Grylls.

Nie było łatwo, bo kilka razy trzeba było przejść przez rzekę. Strumień był wartki i jeden nieuważny krok i można było wylądować w lodowatej wodzie. Na pomoc ciężko byłoby liczyć...co prawda na szlaku spotkaliśmy kilka osób, w zasadzie były to dwie grupy, które "biwakowały" przy grillu i czymś z %. Na koniec przy wodospadzie spotkaliśmy parę Słowaków.

Szlak Kalidonia:
Obrazek

Obrazek
Prawie jak w dżungli :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Jak coś, to zawsze można się wycofać...

Obrazek
Obrazek

Obrazek
To zielone drzewo bardzo kontrastowało z bielą śniegu

Obrazek
Pierwszy z wodospadów

Wodospad Kalidonia:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z Platres wróciliśmy "naszym" autobusem do Limassol. Szkoda, że tego dnia nie dopisała pogoda :(. Ale, szlak Kalidonia spodobał się nam. Nie wiemy, jakie atrakcje są na innych szlakach, ale ten możemy polecić.

Dla miłośników wędrówek zostało przygotowanych kilka szlaków. Są szlaki wokół Olimpu tzw. szlaki Artemis i Atlanti. Więcej o szlakach można poczytać np. tutaj lub tutaj. Sporo informacji o górach jest na oficjalnej stronie. Bezpłatne mapy można dostać w każdej informacji turystycznej, lub są do ściągnięcia np. z tej strony. Można mieć zastrzeżenia do oznakowania szlaków. Na tych, co szliśmy, stały jakieś znaki na początku. Później, ktoś przyzwyczajony do znakowania szlaków z naszych gór, może być niemile zaskoczony.

Niestety, ze względów logistyczno - czasowych nie odwiedziliśmy żadnego z 10 klasztorów z listy UNESCO położonych w górach Troodos. Ale, pewnie Wojtek - Franz zamieści je w swojej cypryjskiej opowieści :). W górach Troodos jest też kilka wyciągów i tras narciarskich. Miłośnicy białego szaleństwa a jest ich trochę, bo akurat w weekend w Troodos było tłoczno, znajdą coś dla siebie. Ba, jednego dnia można pośmigać na nartach a wieczorem wykąpać się na plaży :).

Ogólnie, w Troodos bardzo się nam podobało. Jak wiecie, bardzo lubimy góry i te cypryjskie bardzo się nam spodobały. Takiej zimy wcale się nie spodziewaliśmy :). A tu proszę, piękna zima na całego...
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Relacje wielokrajowe - wycieczki objazdowe



cron
Podróże RobaCRO - Lutalicy iz Novogardu - strona 44
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone