Odcinek 7 - Bawełniany zamek
Na śniadanie dostaliśmy tradycyjnie jajko, dżem, pieczywo - tak chyba wygląda menu dla turystów w tureckich hotelach/ hostelach. Zjedliśmy je w azjatyckim towarzystwie. Trochę gości z tego kontynentu zawitało do hostelu Vardar. Ledwo co skonsumowaliśmy posiłek a tu zakomunikowano nam, że bus już na nas czeka. Szybko polecieliśmy na przystanek - szkoda, że nie mieliśmy więcej czasu, bo akurat odbywał się w Selcuk targ - przyjechało sporo rolników ze swoimi dobrami. Pewnie można byłoby kupić w dobrej cenie owoce czy inne lokalne produkty...
Targ w Selcuk
Tym razem jechaliśmy mały busem z prawie samymi Azjatami - czyżby zapowiadał się azjatycki dzień? Wykupili oni wycieczkę fakultatywną do Pamukkale - my zapłaciliśmy jedynie za przejazd w jedną stronę z Selcuk (ok. 200 km). Jechaliśmy ok. 3,5h.
Białe "plamy" na horyzoncie widoczne były z daleka - wygląda to tak, jakby ktoś przeciągnął białą farbą po zielonoszarych wzgórzach. Nazwa Pamukkale związana jest z legendą, która mówi, że mityczni giganci suszyli tu bawełnę - stąd nazwę tłumaczy się jako "Bawełniany Zamek".
Inna historia związana jest z Selene, która tutaj ponoć zeszła na ziemię, by spotkać się z urodziwym pasterzem. Ten rozmarzył się w ramionach księżycowej bogini tak bardzo, że zapomniał wydoić krowę. Mleko rozlało się, tworząc właśnie księżycowy krajobraz. I rzeczywiście Pamukkale wygląda niesamowicie, jak zastygła biała lawa.
A jeszcze inna legenda opowiada historię młodej dziewczyny, której daleki od ideału wygląd skutecznie uniemożliwiał zamążpójście. Zakompleksione dziewczę postanowiło popełnić samobójstwo, rzucając się z wapiennych skał. Zgromadzona w tarasach woda złagodziła upadek i w efekcie nieprzytomną niewiastę znalazł wracający z polowania książę. Długie godziny spędzone w wodzie dały niezwykły efekt: brzydula zamieniła się w piękność, w której - jak się można tego było spodziewać - książę zakochał się od pierwszego wejrzenia . Widać, Turcy mają sporo legend...
Pobyt na miejscu zaczęliśmy od szukania noclegu. Mieliśmy wynotowanych kilka miejsc i trafiliśmy pod jedno z nich - Ozbay Hotel. Za cenę 20TL/ os. dostaliśmy "trójkę" z klimatyzacją. Z hotelu mieliśmy dosłowny rzut beretem do największej atrakcji Pamukkale - słynnych, białych tarasów na zboczu góry Cokelez.
Powstanie Pamukkale związane jest z wypływającą z gorących źródeł wodą o stałej temperaturze 35C, bogatą w związki wapnia i dwutlenek węgla, która ochładzając się na powierzchni, wytrąca węglan wapnia, którego osady układają się w malownicze nacieki i stalaktyty. Na zboczu góry, wykorzystując nierówności terenu, powstają progi, półkoliste i eliptyczne baseny wody termalnej, ukształtowane w formie tarasów, oddzielone od siebie obłymi zaporami, po których spływa woda tzw. trawertyny odmiana martwicy wapiennej - skały osadowej. Proces ten trwa nieprzerwanie od około 14 tysięcy lat.
Władze tureckie ze względu na wyjątkowość Pamukkale objęły ten teren ochroną tworząc w 1990 roku Park Narodowy, który trafił również na listę światowego dziedzictwa przyrodniczego UNESCO. Park Narodowy utworzono w celu ochrony trawertynów przed "rabunkową" ekspansją hotelarzy. Pobudowane w górnej części zbocza hotele przyczyniły się do stopniowego wysychania źródeł wody termalnej i postępującej degradacji środowiska. W związku z tym władze nakazały zamknięcie hoteli a następnie ich rozebranie. W 1997 została zamknięta trasa prowadząca przez naturalne tarasy.
Obecnie dla turystów udostępniona jest część południowa, wzdłuż wybudowanego przez ludzi wąskiego kanału, którym płynie woda termalna napełniając sztucznie utworzone baseny. Wejście na trawertyny, z uwagi na ochronę osadów, jest możliwe tylko po zdjęciu obuwia. Uczyniliśmy to z lekką obawą ze względu na temperaturę, w końcu był to listopad i powierzchnię, bo na pierwszy rzut oka skała nie wzbudza zaufania, że przejdzie się po niej bezpiecznie. Ale, już po kilku pierwszych krokach okazało się jednak, że woda miała bardzo przyjemną temperaturę i super się po niej brodziło - fajny, relaksujący masaż dla zmęczonych stóp (woda ma też podobno lecznicze właściwości...) Połaziliśmy naprawdę sporo po trawertynach. Nie mogliśmy się napatrzeć i narobić zdjęć - prześliczny kontrast między białymi skałami i niebieskim niebem.
Pamukkale widok z dołu:
Wiola karmi ptactwo - najpierw przyszła jedna kaczka, potem druga a na koniec trudno było je zliczyć
Wiola
Trawertyny - część turystyczna:
Wiola & Robert
Robert - Wiola - Paweł
Jaskółka
Fotograf
Skoczek
Robert
Trawertyny - część naturalna:
Nad trawertynami znajdują się ruiny miasta Hierapolis. Hierapolis zostało zbudowane w miejscu, gdzie już znacznie wcześniej istniało osadnictwo a zamieszkujące tu ludy oddawały cześć bogini - matce ziemi. Lecznicze źródła przyciągały mieszkańców a występujące na tym terenie trzęsienia ziemi niszczyły ich domy i świątynie. W roku 1354 silne trzęsienie ziemi ponownie zniszczyło miasto a jego mieszkańcy opuścili je na zawsze. Z wszystkich zachowanych zabytków największe wrażenie zrobił na nas teatr rzymski. Zbudowany w II wieku na polecenie cesarza Hadriana. Widownia teatru została wkomponowana w zbocze góry, Teatr mógł pomieścić około 10 - 12 tysięcy widzów. Podobnie, jak w Efezie, można chodzić po Hierapolis, gdzie się komuś żywnie podoba. Strażnika czy ochroniarza nie sposób dostrzec...jakby ktoś chciał, to mógłby wynieść całe to miejsce skała po skale.
Hierapolis:
Wiola na widowni teatru
W Pamukkale spotkaliśmy...znajomych. No, tak nie do końca kogoś zaprzyjaźnionego, ale najpierw przy kasie spotkała i rozpoznała nas dziewczyna z Pamucaka nad Morzem Egejskiem (daliśmy jej zdjęcie w poprzednim odcinku) a gdzieś na trawertynach spotkaliśmy "Kangury" poznanych na wycieczce do Ihlary . Zamieniliśmy z nimi kilka słów...
Po trawertynach pochodziliśmy do zachodu słońca podziwiając, jak białe ściany zmieniają swój kolor w zależności od położenia słońca . Uroczo...
Pod wieczór miejsce niemal się wyludniło. Za dnia było tłoczno. To jest przewaga podróżowania na własną rękę. Nikt nas nie gonił, mogliśmy spokojnie chodzić to tu, to tam. Spacer po tej białej skale był przyjemnością dla naszych stóp, które w Turcji zrobiły już trochę kilometrów i potrzebowały takiego ukojenia .
Wieczorne Pamukkale:
Wiola
Paweł, Robert
W nocy ponownie musieliśmy skorzystać z klimatyzacji. Kolejna, zimna turecka noc. Może to nie do końca była wina klimatu, a być może częściowo grubych, hotelowych murów. Po prostu zimno w nocy było jak diabli . Rano czekał nas wyjazd w kolejne miejsce...
Wiola się dogrzewa...
PS Jacek, a my wiemy, że napiszesz kolejną ciekawą relację . Pozdrawiamy Cię serdecznie. Podobnie jak i pozostałych naszych czytelników.