Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Podróże RobaCRO - Lutalicy iz Novogardu

Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
a to ja
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4755
Dołączył(a): 18.07.2003

Nieprzeczytany postnapisał(a) a to ja » 30.08.2011 20:58

Robert

Zdjęcia, suplementy, dodatki oraz podsumowanie waszej podróży to kolorowa opowieść o spełnianiu tego, co wydaje się być "odległe i poza zasięgiem".

Fajnie, że masz bratnią duszę, która - jak widać - spełnia się razem z Tobą.
Pozdrovienia dla Wioli 8)

Życzę zrealizowania wszystkich "kolejnych kroków" :D


P.s. a co do poszukiwań krasnali:pamiętasz może, na której stronie była "opowieść poprzednia"?
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 31.08.2011 17:14

a to ja napisał(a):Robert

Zdjęcia, suplementy, dodatki oraz podsumowanie waszej podróży to kolorowa opowieść o spełnianiu tego, co wydaje się być "odległe i poza zasięgiem".

Fajnie, że masz bratnią duszę, która - jak widać - spełnia się razem z Tobą.
Pozdrovienia dla Wioli 8)

Życzę zrealizowania wszystkich "kolejnych kroków" :D


P.s. a co do poszukiwań krasnali:pamiętasz może, na której stronie była "opowieść poprzednia"?


Dorota,

dzięki za miłe słowa :). Warto dążyć do celu i spełniać pragnienia. Może, Kolumbia nie była tak bardzo upragniona, ale...warto było tam polecieć :).

Wrocławskie krasnale mamy już w trzech aktach, I odcinek na stronie 19, II odcinek na str. 26 no i ten III na 39...

Jak widzę, krasnale cieszą się popularnością i fajnie, że być może dzięki nam, inni chętnie wybierają się do Wrocławia. Panie Dutkiewicz, jeszcze się upomnimy o swoje wynagrodzenie :twisted:

Pozdrawiamy wszystkich naszych czytelników...
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59441
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 02.09.2011 14:47

RobCRO napisał(a):PS Franz - Wojtek, dzięki za wędrówkę z nami. Dla Ciebie klasyka...dla nas była to nowość :). Przy okazji, dzięki za "włoskie" informacje.

Jakby co, to dziś wróciłem i jestem do dyspozycji. :)

Pozdrawiam,
Wojtek
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 13.09.2011 17:23

Zgodnie z daną obietnicą pora na rowerowe wspomnienia...

Rowerowa majówka 2011 (Bornholm, Dania)

Obrazek

Odcinek I

Po bardzo pozytywnych rowerowych doświadczeniach z poprzedniego roku postanowiliśmy ponownie spróbować swoich sił na dwóch kółkach. Mieliśmy dylemat co do miejsca docelowego. Proponowane były dwie wyspy - Rugia i Bornholm. Obie słynące z dobrych warunków dla rowerzystów. Bez większego wahania wybraliśmy tę drugą. Planu nie musieliśmy opracowywać bo ten został przygotowany rok wcześniej.

Wtedy nam się Dania posypała bo nie zdążyliśmy kupić biletów na prom powrotny. Teraz rezerwację zrobiliśmy ciut wcześniej. Co prawda, nie udało się nam kupić biletów na pasujący nam termin, ale w efekcie wyszło nawet lepiej :). Tym razem ekipa liczyła 4 osoby. Oprócz nas, wybrali się również Zosia i Paweł. Bilet kosztował 260 zł (w dwie strony plus rower). Szczegóły dotyczące cen i godzin kursowania promów możecie znaleźć tutaj.

29 kwietnia ekipa wyruszyła z południa Polski po drodze zabierając mnie z Nowogardu. No może średnio po drodze ale dla Pawła nie było problemu żeby podjechać po mnie. Może dłuższa trasa, ale wygodna - najpierw A4 na Wrocek a potem S3 na Szczecin...razem dotarliśmy do Kołobrzegu. Tam nocleg u mnie w firmie i wczesnym rankiem podjechaliśmy rowerami pod bazę promową. Po 7 wypłynęliśmy z portu. Początkowo spokojnie, ale z czasem zaczęło tak rzucać katamaranem, że dwukrotnie oddałem hołd Posejdonowi, choć nie bardzo było czym. Ponad 4 godziny rejsu dłużyły mi się niemiłosiernie. Zejście w Nexo na stały ląd było jak wybawienie :).

Obrazek
Wypływamy - widok na latarnię w Kołobrzegu

Po zejściu z promu odpoczęliśmy na centralnym placu a potem trochę pojeździliśmy po mieście - drugim co do wielkości na wyspie. Główną atrakcją Nexo jest kościół poświęcony patronowi żeglarzy św. Mikołajowi. Na cmentarzu przy kościele ustawiono kotwicę, która jest symbolem żeglarzy i rybaków, zaginionych na morzu. Urocze są również uliczki z niewielkimi domami...

Nexo:
Obrazek
Centrum miasta

Obrazek
Kościół

Z Nexo poruszając się główną rowerową "autostradą" nr 10 prowadzącą wzdłuż morza jechaliśmy w kierunku Gudhjem Linia brzegowa inna niż nasza, wybrzeże kamieniste jak nie Bałtyk. Często przystawaliśmy i robiliśmy zdjęcia :) .

Obrazek
Wiola & Robert - opuszczamy Nexo

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Sprzyjała nam pogoda. No może było trochę wietrznie, ale tak poza tym, niemal bezchmurne niebo :). Po prostu rewelacyjnie :). Ten odcinek wydzielonej ścieżki rowerowej prowadzi głównie wzdłuż drogi dla samochodów z niewielkimi fragmentami specjalnie wytyczonych objazdów.

Pierwszy postój zrobiliśmy w Aarsdale przy wiatraku z 1877 roku. Z tego, co wyczytałem, jest to jedyny na Bornholmie wiatrak, który pracuje do dnia dzisiejszego. Wyrabia on mąkę dla rodziny właściciela :). W dobie kryzysu jak znalazł :)

Obrazek

Obrazek
Wiola

Obrazek
Robert na trasie za Aarsdale
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Następnie na nieco dłużej zatrzymaliśmy się w Svaneke. Nazwa miejsca wywodzi się od łabędzia. Miasto kusi urokiem wąskich uliczek, małych domków zachowanych w niezmienionej formie od ponad 200 lat. Wrażenie zrobił na nas postawiony na niewielkim wzniesieniu kościół. Jego intensywna czerwona barwa niemal kuje w oczy. W Svaneke stoi również najstarszy na wyspie, bo pochodzący z 1629 roku wiatrak Bechs molle typu "koźlak" (w Polsce tego typu wiatrak stoi np. w Rydzynie k. Leszna). Wiatrak z powodu budowy drogi został przeniesiony z wybrzeża w środek lądu...blisko Svaneke znajduje się wiatrak Svanemollen typu holenderskiego z 1861 roku. Krajobraz prawie jak w Holandii :).

Svaneke:
Obrazek
Wiola wjeżdża do Svaneke

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Wiola

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Svaneke z góry

Obrazek
Wiatrak Bechs molle
Obrazek

Obrazek
Svanemollen

Obrazek

Obrazek

Okolice Svaneke:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Wędzarnie ryb - typowy krajobraz wyspy
Obrazek

Za Svaneke w miasteczku Bolshavn czekała nas wspinaczka rodem z przełęczy Tour de France. Dziewczyny szybko się poddały i prowadziły rowery. Mi na samej końcówce zabrakło pary w nogach. Jedynie Paweł wjechał na górę :).

Obrazek
Wiola na trasie
Obrazek

Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o dwa wiatraki - oba w Gudhjem. Pierwszy z nich mały był w remoncie. Drugi w centrum miasteczka jest największym na wyspie (zbudowany w 1893r.). Rozpiętość skrzydeł tego wiatraka wynosi 38 metrów. Wiatrak zdecydowanie króluje w panoramie Gudhjem.

Obrazek
Największy wiatrak na Bornholmie

Bez problemu odnaleźliśmy naszą, zarezerwowaną przed wyjazdem kwaterę. Zdecydowaliśmy wszyscy, że lepiej mieć bazę niż z bagażami przemieszczać się po Bornholmie. Tym bardziej, że przed sezonem ceny za nocleg są nieco niższe. Trafiliśmy w naprawdę fajne miejsce. Co prawda, łazienka jest wspólna, ale nie było problemu. Innych turystów w zasadzie nie spotykaliśmy. Mogliśmy korzystać z kuchni. A gdyby komuś czegoś zabrakło, to można skorzystać z zasobów gospodarzy (art. higieniczne, wino) i następnie oddać im pieniądze. Blisko jest do marketu SPAR'a. Nieco gorzej z knajpami, w maju sporo było ich zamkniętych.

Trochę pochodziliśmy po miasteczku. Szukaliśmy sklepu - niestety późno się wybraliśmy i markety były już zamknięte. Trafiliśmy na sklepik w schronisku młodzieżowym. Zakupiliśmy kilka butelek Tuborga i Carlsberga. Po zakupach, wypatrzyłem wzgórze, na które wdrapaliśmy się. Z niego podziwialiśmy ładną panoramę miasteczka i jego okolicy :). Szczególnie ładnie prezentował się mały port...

Gudhjem:
Obrazek
Wiola & Robert

Obrazek

Widok na miasto ze wzniesienia:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tego dnia zrobiliśmy ponad 30 km - dobra rozgrzewka przed kolejnymi "etapami" :).
Ostatnio edytowano 01.03.2012 12:34 przez RobCRO, łącznie edytowano 1 raz
longtom
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 12187
Dołączył(a): 17.02.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) longtom » 13.09.2011 17:37

RobCRO napisał(a):Główną atrakcją Nexo jest kościół poświęcony patronowi żeglarzy św. Mikołajowi.

W Nexo jest świetna motylarnia.
Obrazek
A Gudhjem powitało nas deszczem.
Obrazek
Fajny jest Bornholm i do tego blisko :!: :D
pzdr :wink:
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 14.09.2011 08:35

Witam.

Troszkę się zasiedziałem na partyjce szachów w Starej Cartagenie...ale już jestem.
Gratuluję pomysłów i realizacji tychże.
Góry to nie moje klimaty ale wszędzie tam gdzie w miarę płasko i ciepło jestem z Wami.

Pozdrawiam
maslinka
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 15078
Dołączył(a): 02.08.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) maslinka » 14.09.2011 12:57

Ale ładnie na tym Bornholmie! :D
I tyle wiatraków - rzeczywiście, prawie jak w Holandii :wink:

Jadę z Wami dalej :D
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 24.09.2011 10:10

Etap II

Po dobrze przespanej nocy, pożywnym śniadaniu ruszyliśmy w trasę. Tego dnia planowaliśmy zrobić sporo więcej kilometrów.
Wystartowaliśmy po godzinie 8. Jechaliśmy na północ wzdłuż wybrzeża. Po przejechaniu kilku kilometrów nasze rowery zostawiliśmy na parkingu...

Infrastruktura na parkingu:
Obrazek

Obrazek
Nawet buty można wyszorować :)

...i poszliśmy podziwiać klify - Helligdomsklipperne (Święte Skały). Nazwa pochodzi od źródła Ro Kjijla, które niegdyś biło nad brzegiem. Przypisywano mu świętą, leczniczą moc. Jest to jeden z najpiękniejszych i najbardziej malowniczych odcinków bornholmskiego wybrzeża. Składają się na to niezwykłe kształty skał i ich spore wysokości (do 22 m). W ścianach klifów można trafić na wyloty grot.

Wzdłuż klifu prowadzi pieszy szlak. Można również zejść na dół a do jednej z grot doprowadzono pomost. W tym miejscu spędziliśmy trochę czasu. Zafascynowało nas to miejsce :).

Helligdomsklipperne i okoliczne klify:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Wiola & Robert

Obrazek

Obrazek
Tu naprawdę jest stromo i wysoko
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Bornholmska Sokolica

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Nimfa wypoczywa na skale

Obrazek

Obrazek

A potem dalej poruszaliśmy się przy morzu, by w miejscowości Tejn odbić w środek wyspy na Olsker. Tam poruszaliśmy się zwykłą drogą. Ale, przy takim natężeniu ruchu jaki jest na Bornholmie, było to zupełnie bezpieczne. Mijał nas średnio jeden samochód na kilka minut :).

Na szlaku do Tejn:
Obrazek
Zosia

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Wiola

Obrazek

Obrazek
Kawałek Japonii na duńskiej ziemi

Obrazek
Kamienne kręgi

Olsker na horyzoncie:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W Olsker mieści się jeden z 4 rotundowych kościołów na Bornholmie - Ols Kirke. Cztery kościoły - rotundy pochodzą z XII w. Zbudowane są na planie koła.

Stanowią dziś jedną z najciekawszych atrakcji turystycznych. Początkowo kościoły pełniły również rolę obiektów obronnych, o czym świadczy ich trzypoziomowa konstrukcja (oprócz Ny Kirke, który ma dwie kondygnacje) i wąskie schodki między poziomami. Najniższe piętro rotundy to kaplica, środkowe to miejsce, gdzie przechowywano zapasy żywności. Najwyższe piętro było punktem obserwacyjnym, stąd również przeprowadzano atak na nieprzyjaciela.

Ols Kirke wybudowano ok. roku 1150. Jest to najbardziej wysmukła z czterech rotund. Wieża kościoła położona jest 112 m n.p.m. Patronem kościoła został św. Olaf (król norweski, którego czcili również Duńczycy) stąd początkowo kościół nosił nazwę Olavs Kirke. Wewnątrz kościoła obejrzeć można m.in. romańską chrzcielnicę, renesansową ambonę i malowidła ścienne. W 1950 roku kościół odrestaurowano. Wokół kościoła znajduje się mały cmentarzyk. Bardzo lubię takie klimaty przywołujące mi na myśl widoki z Irlandii czy Szkocji.

Ols kirke:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z Olsker pojechaliśmy do Hammershus. Ścieżka wiodła tym razem przez las i przez taki niesamowity wąwóz. Zatrzymaliśmy się na chwilkę i podziwialiśmy krajobraz zupełnie odbiegający od tego, co widzieliśmy wcześniej. Bornholm naprawdę jest różnorodny :).

Wąwóz:
Obrazek

Obrazek

Ok. 13 dojechaliśmy pod zamek i kompleks fortyfikacji Hammershus - znajdujący się na północnym krańcu wyspy. Jest największym tego typu obiektem w północnej Europie. Rowery zostawiliśmy na parkingu i poszliśmy zwiedzać zamek (wstęp bezpłatny).

Obrazek
Wiola a za nią zamek

Obrazek

Obrazek

Został on zbudowany przez Duńczyków około 1255 roku na polecenie arcybiskupa Lund na masywie Hammeren. Zamek miał być przeciwwagą dla znajdującego się w lesie Almindingen w centralnej części wyspy królewskiego zamku Lilleborg. W 1259 r. wojska arcybiskupie zniszczyły Lilleborg i Hammershus stał się głównym zamkiem wyspy. Od 1743 roku, kiedy siedzibą namiestnika królewskiego stało się Ronne, zamek zaczął popadać w ruinę, stanowiąc jednocześnie cenne źródło materiałów budowlanych dla mieszkańców pobliskich wsi. Również twierdza na wyspie Christianso powstała częściowo z cegieł pozyskanych przy rozbiórce Hammershus. W 1822r. władze duńskie nadały ruinom status zabytku. Od początku XX wieku prowadzone są też prace renowacyjne.
Fortyfikacje znajdują się na wysokości 75 m n.p.m. na skalnym klifie. Składa się na nie mur, niekiedy podwójny, o długości 750 m, szańce oraz fosa. W centralnym punkcie zamku znajduje się wieża Mantletarnet - najstarszy obiekt z początku XIII wieku, niegdyś sześciokondygnacyjna, jednak do naszych czasów zachowały się tylko trzy.

Hammershus:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Od dołu: Wiola, Robert, Zosia, Paweł

Obrazek
Wiola & Robert

Hammershus zrobił na nas duże wrażenie. Trudno wyobrazić sobie, jak musiał prezentować się w czasach swojej świetności. Mieliśmy też duże szczęście, bo gdy kończyliśmy zwiedzanie, pod zamek podjechały 3 autokary z naszymi rodakami (na promie można wykupić wycieczkę autokarową po wyspie i pewnie oni wszyscy skorzystali z takiej oferty). W takim tłumie trudno byłoby zwiedzać zamek i robić ciekawe fotki. Trochę się nam więc pofarciło...

Gdy wracaliśmy z zamku, wywaliłem się. Stało się to na leśnym odcinku prowadzącym w dół. Rozpędziłem się, gdy za zakrętem nagle dostrzegłem leżącą gałąź. Chciałem ją ominąć, ale instynktownie wcisnąłem hamulec i...poleciałem. Szybki przegląd sytuacji - żyłem i mogłem poruszać wszystkimi kończynami :). Rany powierzchowne, choć ta z lewego kolana krwawiła dość obficie. Wiola pomogła mi ją opatrzyć. Inne uszkodzenia - zegarek i ubranie. Spodnie rozdarte, ale na sobie miałem takie z rozpinanymi nogawkami. Zrobiłem z nich spodenki. Rower o dziwo cały. I dobrze, bo był pożyczony. Mogłem dalej kontynuować jazdę :).

Gdzieś w okolicy Vang zsiedliśmy z rowerów. Ścieżka miała nachylenie 20%. Zjazd byłby karkołomny. Jeśli ktoś myślał do tej pory, że Bornholm jest płaski jak stół, to musi zweryfikować swoje poglądy. Ale, zaraz po tej górce mieliśmy dłuższy płaski odcinek wzdłuż morza. Dojechaliśmy nim do Hasle. Pora była obiadowa. Przed wyjazdem wyczytaliśmy z przewodników, że przysmakiem na Bornholmie jest wędzony śledź podany zgodnie z obyczajem na kawałku papieru, z surowym żółtkiem, rzodkiewkami i szczypiorkiem. Rozglądaliśmy się za wędzarnią. Wiedzieliśmy, że powinniśmy ich kilka w okolicy namierzyć. Po długich poszukiwaniach, udało się nam takowy obiekt znaleźć. Niestety, poza sezonem wiele lokali bywa zamkniętych. Zamówiliśmy rybkę. Smakowała nam :).

W drodze do Hasle:

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Wiola

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Paweł

Obrazek
Wiola wjeżdża do Hasle

Obrazek
Wędzarnie w Hasle
Obrazek

Obrazek
Bornholmskie przysmaki

Z pełnymi brzuchami wracaliśmy do domu. Czekał nas przejazd przez całą wyspę. Ale, nie spodziewaliśmy się, że będzie tak trudno. Do miejscowości Klemensker czekał nas kilkukilometrowy podjazd. Kąt nachylenia miał mniej niż 20% ale tak mocno wiało, że na kliku odcinkach rowery po prostu prowadziliśmy. Znów, jedynie Paweł miał na tyle siły, by wjechać na te wzniesienia.

W Klemensker zrobiliśmy krótki postój na zwiedzanie - atrakcją miasteczka jest kościół - Klemensker Kirke - zbudowany w 1882 r. Z tego też okresu pochodzi całe jego wyposażenie.

Obrazek
Klemensker
Obrazek

Od Klemensker jechaliśmy już prosto do domu. Ścieżka prowadziła przez las i częściowo z górki. Nadrobiliśmy sporo czasu. Utrzymywaliśmy dobre tempo, dzięki czemu szybko dojechaliśmy do miejscowości Ro. Wieś ta także ma się czym pochwalić. Stoi tu ciekawy neoromański kościół z 1888 r. Za Ro by skrócić sobie drogę poruszaliśmy się drogami publicznymi. Ale, co to były za drogi...Góra - dół - góra - dół. Prędkość szalona...choć ja jechałem nieco asekurancko. Po wypadku po prostu bałem się kolejnej kraksy.

Obrazek
W drodze do Ro

Obrazek
Infrastruktura...

Obrazek
Kościół w Ro

Obrazek
W drodze do Gudhjem

Po 20 dojechaliśmy pod dom. Zrobiliśmy sobie kolację. Posiedzieliśmy przy piwku. Moje rany nie wyglądały aż tak źle. Założyłem opatrunek. Sytuacja była opanowana :). Z duńskiej służby zdrowia nie trzeba było korzystać.

Tego dnia zrobiliśmy ponad 62 km. Nieźle...to był bardzo pozytywny dzień, oprócz oczywiście wypadku.

PS Longtom, w motylarni nie byliśmy. Może kiedyś, jeśli tam wrócimy...

PS Jacek, po płaskim i w ciepłym terenie niekiedy też się poruszamy, choć jak wiesz, nasz żywioł to góry. Witamy Cię ponownie w naszych progach :).

PS Agnieszko...dzięki za jazdę z nami :). Nam też krajobrazy na wyspie bardzo się spodobały :).

Wszystkich czytających zapraszamy na kolejne etapy naszego Tour de Bornholm.
Ostatnio edytowano 01.03.2012 12:36 przez RobCRO, łącznie edytowano 1 raz
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 29.09.2011 17:07

Etap III

Kolejna noc na Bornholmie minęła bardzo dobrze. Trochę się obawiałem, czy z powodu kontuzji nie będę miał problemów ze snem, ale nic takiego nie miało miejsca. Opatrunek zdał egzamin. Boleć też jakoś nieszczególnie bolało. Jedyny problem to był ubiór na dalszą jazdę. Spodnie już do niej się raczej nie nadawały a w spodenkach byłoby zbyt zimno. Musiałem założyć "zapasowe" spodnie dresowe.

Z mniejszym zapałem i później niż dnia poprzedniego, bo ok. 10 wystartowaliśmy na kolejną wycieczkę po Bornholmie. Zosia coś tam trochę marudziła, że nie chce się jej jechać, ale chyba tylko po to, byśmy ją przekonywali do jazdy :).

Od rana pogoda była słoneczna. Wiatr, który poprzedniego dnia dawał się nam porządne we znaki, też jakby się uspokoił. Z naszej miejscowości Gudhjem pojechaliśmy ścieżką rowerową. Po przejechaniu 5,5 km dotarliśmy do Osterlars.

Obrazek
Wiola - w tle nasze Gudhjem

Osterlars - to kolejna miejscowość z kościołem rotundowym. Osterlars Kirke nosi imię św. Wawrzyńca (po duńsku Lars) i jest największą i prawdopodobnie najstarszą z okrągłych świątyń na wyspie. Podobnie jak pozostałe powstała około 1150 r. Kościół miał pierwotnie płaski dach, dzisiejszy wygląd zyskał dopiero w następnych stuleciach. Około XV w. zbudowano wokół murów potężne kamienne podpory, mające zapobiec zawaleniu się budowli. Więcej o historii kościoła można znaleźć tutaj.

Osterlars:
Obrazek

Obrazek

Obrazek
Nasza ekipa

Obrazek
Pora opuścić Osterlars...

Od Osterlars postanowiliśmy poruszać się drogą dla samochodów. Zważywszy na ruch, jaki panuje na Bornholmie oraz poszanowanie rowerzystów przez duńskich kierowców, takie rozwiązanie było dla nas najkorzystniejsze. Naszym następnym celem wycieczki było Nyker. A że najkrótsza droga wiodła po asfalcie, nie zastanawialiśmy się ani chwili. I...pogoniliśmy równo. Niemal cały odcinek był z górki, przy wietrze w plecy te 10 km z hakiem pokonaliśmy ekspresowo. Pędziliśmy niesamowicie szybko :). Szkoda, że nikt z nas nie miał zamontowanego licznika. Ciekawi mnie, do ilu km/h mogliśmy się rozpędzić :).

Tempo spadło, gdy przyszło nam odbić z głównej drogi na Nyker. Dwa kilometry jazdy pod wiatr i grupa rozciągnęła się...Nyker wiąże się ze słynnym kościołem-rotundą Ny Kirke (to był nasz trzeci :)). Jest to najmniejsza i być może najmłodsza z okrągłych świątyń. Z pewnością jednak powstała w tym samym okresie, co pozostałe, czyli w drugiej połowie XII w. i któremu przypisuje się tak, jak i pozostałym rotundom, różne dodatkowe funkcje, między innymi obserwatoriów astronomicznych, a także ze względu na metrową grubość muru, pomieszczeń chłodniczych.

Jako jedyna nie ma charakterystycznych kamiennych podpór i składa się z tylko dwóch kondygnacji. Rotunda pełniła także funkcje obronne, świadczą o tym między innymi maleńkie okna. Pierwotnie nosiła imię Wszystkich Świętych, a dopiero później nadano jej nazwę Ny. Wg źródeł, możliwe, że jest to skrót - podobnie jak nazwa siostrzanej świątyni Nylars - utworzony od imienia Nikolaus.

Nyker:
Obrazek
Wiola...a gdzie tutaj jest Zosia?

Obrazek
Wiola& Robert

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kościół w Nyker zwiedziliśmy od środka. Mała, sympatyczna świątynia. Może szkoda, że w niedzielę nie załapaliśmy się na mszę. Byłoby to na pewno ciekawe doświadczenie duchowe w niezwykłym miejscu. Więcej o historii kościoła tutaj.

Wewnątrz świątyni:
Obrazek
Czy ktoś wie, co mogą oznaczać te liczby na ścianie? Bardzo mnie to zainteresowało...

Obrazek

Obrazek

Obrazek
"Autostrada rowerowa" do Ronne

Z Nyker już ścieżką rowerową dojechaliśmy do Ronne. Ronne jest stolicą wyspy i jest równie miniaturowe jak i cała wyspa. Początki miasta sięgają XIII wieku, kiedy stolicą wyspy było Aakirkeby. Ronne prawa miejskie otrzymało w roku 1327. Pod koniec XVIII wieku Ronne przejęło rolę głównego miasta wyspy...7 i 8 maja 1945 roku miasto zostało zbombardowane przez radzieckie lotnictwo. Zniszczeniu uległa większość budynków, jednak straty w ludności cywilnej były nieznaczne (Rosjanie ostrzegli mieszkańców za pomocą ulotek zrzuconych kilka dni wcześniej). Po tym wydarzeniu, z pomocą Szwedów, postawiono w Ronne 225 drewnianych domków, istniejących do dziś. Tyle z historii miasta...
Rowery przyczepiliśmy do stojaków w centrum miasta i zrobiliśmy sobie mały rekonesans. Uwagę naszą poświęciliśmy Kościołowi św. Mikołaja, starej, nieużywanej latarni morskiej i starówce a zwłaszcza uliczce Vimmelskaftet. Na tej uliczce czas, jakby zatrzymał się w miejscu...chałupy z pruskiego muru, kamienna kostka, kolorowe drzwi i okna. I pustka...widzieliśmy jedynie dwóch gości rozmawiających ze sobą w tej części miasteczka. Trochę czasu tu spędziliśmy. Niestety, poza sezonem ciężko o knajpę z żarciem. Wylądowaliśmy w jakimś fast-foodzie.

Ronne:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Za Wiolą najmniejszy z domów na Bornholmie
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z pełnymi brzuchami ruszyliśmy dalej. 6km na zachód od Ronne leży wieś Nylars, w której zrobiliśmy postój na zwiedzanie i odpoczynek. Tam znajdował się czwarty i ostatni kościół rotundowy na naszym szlaku. Ten z Nylars uchodzi za najlepiej zachowany. Świątynię zwiedzaliśmy od środka. W jej wnętrzu można obejrzeć najstarsze bornholmskie freski z 1250 r., przedstawiające sceny stworzenia, grzechu pierworodnego i wygnania z raju. Konserwatorom nie udało się jednak odtworzyć wszystkich malowideł odkrytych w świątyni. Dużą atrakcją są także dwa kamienie runiczne (zostawione przez Wikingów), umieszczone w przedsionku na południowej ścianie kościoła, które pierwotnie były wmurowane w podłogę.

Obrazek
Na szlaku do Nylars

Nylars:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wewnątrz:
Obrazek

Obrazek

Obrazek
Kamień runiczny

Obrazek
Pismo przypomina mi niecogłagolicę...

Zaciekawiło mnie, dlaczego nagrobki na przykościelnym cmentarzu są ozdobione małymi figurkami, rzeźbami ptaków. Takie zdobnictwo typowe jest dla większości nagrobków na Bornholmie.
Obrazek

Następnego odcinka na północ do Vestermarie trochę się obawiałem. Sądząc z profilu trasy przypuszczałem, że może nam dać tak samo w kość, jak odcinek Hasle - Klemensker z tą małą różnicą, że do Vestermarie było tak na oko o połowę krócej. Ale, nie było wcale tak źle. Wiało, ale bez porównania z poprzednimi dniami. Uspokoiło się.
W Vestermarie opuściliśmy asfaltowe drogi i wjechaliśmy ponownie w las. Czekał na nas podjazd pod najwyższe górki na Bornholmie ścieżkami o nachyleniu nawet 10% -14% :). Najwyższą z nich jest Rytterknaegten o wysokości 162 m. w największym na wyspie kompleksie leśnym Almindingen. "Szczyt" ten jest 4-tym najwyższym wzniesieniem w całej Danii - ten najwyższy Mollehoj jest wyższy tylko o 8m.

Na Rytterknaegten stoi 22m. wieża, z której podziwialiśmy prawie całą wyspę - choć przewodniki podają, że widać całą. Mieliśmy dobrą widoczność, więc raczej przewodniki do końca prawdy nie mówią :).

Obrazek
Vestermarie

Obrazek
Paweł na szlaku...

Po "zdobyciu" najwyższej góry Bornholmu pognaliśmy do Gudhjem. Gdzieś po drodze widzieliśmy jak nasi rodacy rozbijają obóz i raczej im tego obcowania z naturą nie zazdrościliśmy bo noc zapowiadała się chłodna. Na wyspie jest kilka oficjalnych poza kampingami miejsc z ubogą infrastrukturą do rozbijania namiotów. W przeciwieństwie do innych państw skandynawskich, w Danii nie wolno rozbijać się i obozować na dziko...

Wracając zrobiliśmy ponownie postój postój w Osterlars - zachodzące słońce z innej strony padało na kościółek. Porobiliśmy kilka zdjęć i ruszyliśmy w stronę Gudhjem. Po 20 dojechaliśmy na kwaterę. Kilometrów na liczniku jeszcze więcej niż dzień wcześniej, bo 70 km.

Obrazek
Osterlars przy zachodzącym słońcu
Obrazek

Kolejny bardzo udany dzień - 3 kościoły rotundowe, stolica wyspy...i radość z obcowania z przyrodą.
Ostatnio edytowano 01.03.2012 12:38 przez RobCRO, łącznie edytowano 1 raz
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 06.10.2011 18:04

Etap IV

3 maja był ostatnim dniem naszego pobytu na Bornholmie. Dzień luzu, na który nie planowaliśmy szczególnych atrakcji. Z tego to powodu, nie było wcale konieczności zrywać się za wcześnie :). Spokojnie, bez pośpiechu opuściliśmy kwaterę i ruszyliśmy w drogę. Oj, ciężko było usiąść na siodełku, bo trochę kilometrów już pokonaliśmy i czuliśmy je na naszych czterech literach :). Zaniepokoiła nas nieco pogoda bo rano nawet lekko pokropiło (zgodnie z prognozami mówiącymi o gorszej tego dnia pogodzie). Na szczęście, szybko się wypogodziło :).

Z Gudhjem pojechaliśmy na Osterlars. Bez dwóch zdań, ze wszystkich kościołów rotundowych ten widzieliśmy najczęściej. Ale, gdybyśmy akurat w tym dniu i w tym czasie zdecydowali się odwiedzić ten kościół, natknęlibyśmy się na sporą grupę turystów, bo widziałem dwa autokary pełne ludzi.

Z Osterlars pojechaliśmy do Ostermarie. Poruszaliśmy się asfaltem. Wspomniałem już, że po Bornholmie można spokojnie poruszać się drogami publicznymi. Część z nich ma osobne, wydzielone pasy ruchu dla rowerzystów. A na tych, na których takich udogodnień nie ma, panuje i tak niewielki ruch samochodowy, że można spokojnie pomykać na dwóch kółkach.

Ostermarie słynie z dwóch kościołów. Żaden z nich nie jest rotundowy, ale są wyjątkowe z innego powodu. Oba stoją obok siebie, choć jeden z nich to w zasadzie ruiny - pozostałości dawnej świątyni. Młodsza, neoromańska świątynia - Ostermarie Kirke, powstała w 1891 r., gdy mieszkańcom wsi zaczęło się dobrze powodzić. Po zakończeniu budowy planowano zburzyć stary kościół mariacki z 1200 r., jednak mieszkańcy uznali wkrótce, że to rzadki przykład architektury średniowiecznej i należy go zachować dla potomnych. Zbudowany był on z granitowych bloków i miał niezwykłą kamienną konstrukcję dachu. Jego podwójne sklepienie opierało się na dwóch filarach. W Europie zachowało się tylko kilkanaście podobnych budowli, m.in. w Irlandii i Francji.

Ostermarie:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po opuszczeniu Ostermarie dalej poruszaliśmy się lokalnymi drogami kierując się na południe - drogą na Pedersker. Po drodze na chwilkę zatrzymaliśmy się blisko małego jeziorka Olene. Tam można wejść na platformę widokową i wg informacji z tablicy można obserwować różnego gatunku ptaki.

Za Olene wjechaliśmy w las na ścieżkę rowerową. Planowaliśmy trochę pokręcić po lesie, ale po krótkiej wymianie zdań, postanowiliśmy jechać bezpośrednio na Nexo i dalej na południe na słynne plaże w okolicy miejscowości Balka. Wyczytaliśmy w przewodnikach, że tam właśnie znajdują się najlepsze plaże Bornholmu. Chcieliśmy je zobaczyć.

Do Nexo zajechaliśmy około południa i tam wbiliśmy na ścieżkę prowadzącą wzdłuż wybrzeża. Do Balki mieliśmy ok. 5 km prostej jak drut ścieżki rowerowej.

Rowero-strada
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Plaże w Balce - takie jak u nas, czyli ładne, bo piaszczyste, długie i szerokie. Ale, z różnych relacji wyczytaliśmy, że w sezonie bywa tam tłoczno. Trochę pojeździliśmy po plaży...dla Pawła była to "atrakcja" i pierwszy kontakt jego rumaka z bałtyckim piaskiem. Nigdy wcześniej nie jeździł rowerem po plaży. Zosia z kolei odważyła się na zamoczenie nóg. Reszta z morsami ma niewiele wspólnego. Temperatura wody wybitnie dla ssaków arktycznych.

Nad duńskim Bałtykiem:
Obrazek

Obrazek

Obrazek
Odważna Zosia

Obrazek
Wiola
Obrazek

Obrazek
Wiola & Robert

Obrazek
Nasza ekipa w komplecie

Obrazek
Domek do wynajęcia...

Niestety pogoda zaczęła się ponownie psuć. Zaczęły nadciągać ciemne chmury zwiastujące opady deszczu :(. Postanowiliśmy wracać do Nexo i zrobić zakupy w oczekiwaniu na prom powrotny do kraju.

Obrazek
Przystań w Nexo
Obrazek

Posmakowały nam duńskie konfitury i to głównie je zakupiliśmy plus kilka butelek Tuborga i wódkę - wodę życia "Aquavit". Ceny alkoholu w Danii do najniższych nie należą. Nawet jak się coś dorwie w promocji, to i tak cena za alkohol jest zdecydowanie wyższa niż u nas. No, raz udało mi się "wyhaczyć" litrową puszkę Tuborga za 10 koron (plus 3 DKK kaucji), ale to akurat było w ok. Odense.

Po zakupach szukaliśmy schronienia przed wiatrem w centrum miasteczka. Zaczęło padać :(. Poszliśmy na przystań promową (można się tam było schronić pod wiatą), gdzie kłębiło się już sporo osób. Na nasze szczęście, nie bujało już tak mocno i nikt z nas nie oddał hołdu Neptunowi. Morze okazało się łaskawe...

Po 23 dojechaliśmy na parking, na którym zostawiliśmy nasze auto. Tam szybkie pakowanie i w dalszą drogę. Ekipa zostawiła mnie pod Drawskiem Pomorskim, gdzie następnego dnia zaczynałem projekt :).

Tego dnia zrobiliśmy ok. 40 km, co w sumie dało 200 km :). Nieźle...nasza forma nie była zła.

Obrazek
To mapa z zaznaczonymi trasami, które pokonaliśmy:
- Dzień I - kolor czerwony
- Dzień II - kolor zielony
- Dzień III - kolor niebieski
- Dzień IV - kolor żółty

Cały wyjazd udał się nam znakomicie. Dopisała pogoda. Rowery nie zawiodły a sam Bornholm wart wycieczki. Widzieliśmy większość miejsc wartych odwiedzenia. Największe wrażenie zrobiły na mnie ruiny zamku Hammershus, kościoły rotundowe (są bardzo klimatyczne) oraz klify - Helligdomsklipperne. Nie dojechaliśmy na północny cypel wyspy, gdzie znajdują się podobno piękne klify. Odpuściliśmy też południe wyspy, ale nie ma tam szczególnych atrakcji turystycznych. Ta część Bornholmu słynie z plaż a to nie nasz klimat a już tym bardziej w chłodnym maju....

Niewątpliwie Bornholm jest rajem dla rowerzystów. Dużo ścieżek, w tym szutrowe i asfaltowe, które głównie wybudowano na miejscu torów zlikwidowanej w latach 60-tych kolei. Każdy może dowolnie ustalić trasę względem swoich możliwości. Całkowita długość tras rowerowych wynosi ok. 250 km. Można skusić się na 105 km trasę wokół wyspy. Można wybrać inny wariant...Bardzo dobra infrastruktura, parkingi, toalety, tablice informacyjne podające kierunek, oznaczenie trasy i odległość do najbliższego celu bądź węzła szlaków.

Obrazek
Oznakowanie ścieżek rowerowych

Na wyspie znajduje się również sporo atrakcji turystycznych. Pokazaliśmy Wam trochę z nich. Trzeba też zaznaczyć, że krajobraz na wyspie jest różnorodny. A to ścieżka prowadzi wzdłuż morza a to wbija się do lasu, by chwilę po wyjechaniu z niego można było cieszyć oczy urokliwym, sennym miasteczkiem. Czasami na polu harcują zające, spacerują dumne bażanty (szkoda, że nie "Złote" :)). I to wszystko w krótkim czasie J. I to właśnie czyni Bornholm super miejscem na krótki urlop. I nikt mi za taką reklamę nie zapłacił :).

Fauna Bornholmu:
Obrazek
Kotek z Nylars
Obrazek

Obrazek
Konie z Osterlars
Obrazek

Obrazek
Zające
Obrazek

Obrazek
Bażant

Obrazek
Kaczki - Uhla, Edredon czy?
Obrazek

Cenowo jest drogo, wiadomo Skandynawia. Ale, na promie słyszałem gościa, jak chwalił się, że przeżył cały majowy weekend za 120 DKK, czyli za nieco ponad 60 zł. Da się to zrobić, ale to oznacza spanie na tych bezpłatnych polach namiotowych oraz zabranie wyżywienia z Polski. My wydaliśmy więcej, bo trochę kosztowała nas kwatera (ok. 140 DKK/ osoba/ noc), wyżywienie i kilka Tuborgów :).

Więcej informacji o Bornholmie, w tym noclegi:
tutaj

tutaj

tutaj

tutaj

tutaj
PS Ten link, to jedna z licznych wypożyczalni rowerów na wyspie. Wcale nie jest kosmicznie drogo i gdyby ktoś nie chciał brać swojej "hulajnogi", to można wypożyczyć :).

prom
PS Gdyby ktoś koniecznie chciał zabrać auto na wyspę, to wtedy pozostaje opcja promowa ze Świnoujścia, ew. z Sassnitz na Rugii. Ale, wg nas, wyspę najlepiej zwiedzać na dwóch kółkach :).

duńskie schroniska młodzieżowe
PS Cenowo nocleg w schroniskach nie musi być tańszy niż na kwaterze. Czasami warto poszperać po różnych stronkach i trafić na kwaterę prywatną w lepszej cenie.

przyroda Bornholmu
PS Najwięcej to widzieliśmy zajęcy, trochę bażantów i innego ptactwa.

PS Dziękujemy wszystkim za wspólną jazdę na Tour de Bornholm. Mamy nadzieję, że tempo było odpowiednie a i relacja ciekawa :).

Do zobaczenia na szlakach...
Ostatnio edytowano 01.03.2012 12:41 przez RobCRO, łącznie edytowano 1 raz
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59441
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 06.10.2011 18:36

Tradycyjnie już miałem problem z zobaczeniem w całości wszystkich zdjęć, ale to co zobaczyłem, podobało mi się. Zabudowa trochę zbliżona do duńskiej, znanej mi z dawnych lat. Natomiast te kościoły - mniejsze i większe - to dla mnie rewelacja.

Pozdrawiam i życzę kolejnych wspaniałych wypraw,
Wojtek
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 08.10.2011 15:57

Lubelszczyzna i "Szkieletczyzna"

Odcinek I - Miasta

Po rowerowym wypadzie na Bornholm nasza "czarnogórska" ekipa, choć w nieco okrojonym składzie spotkała się na Lubelszczyźnie. Tym razem gospodarzem spotkania była Gabi - mieszkanka podlubelskiej Łęcznej. Zorganizowała dla nas kwaterę niedaleko Cycowa. Już na samą nazwę, człowiek uśmiecha się od ucha do ucha :). Po drodze do/z Cycowa odwiedziliśmy trochę fajnych miejsc...

Lublin - największe miasto na naszym szlaku. Znane mi z wizyty w roku 15100...czy jakoś tak, czyli dawno temu.

Podczas pobytu zwiedziliśmy najważniejsze miejsca...

Zamek - pierwotnie zbudowany w XII wieku. W XIV wieku za panowania Kazimierza Wielkiego wzniesiono murowany zamek otoczony murem obronnym z bramą od zachodu. Wybudowano pierwszy gotycki pałac dla króla oraz basztę żydowską. Zamek, leżący na królewskim szlaku z Krakowa do Wilna, cieszył się zainteresowaniem i opieką Jagiellonów. Tu pod kuratelą Jana Długosza wychowali się synowie Kazimierza Jagiellończyka. Około 1520 roku Zygmunt Stary zapoczątkował przebudowę zamku na okazałą renesansową rezydencję królewską, zatrudniając między innymi włoskich mistrzów sprowadzonych z Krakowa.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Wiola & Robert

Obrazek
Widok z Góry Zamkowej

Rynek został wytyczony po nadaniu Lublinowi prawa miejskiego. Został założony na planie zbliżonym do kwadratu o wymiarach 62x72 m. Nieregularny kształt Rynku wynika z założenia placu na łuku dawnych wałów, dlatego zachodnia pierzeja jest wklęsła, a wschodnia (przylegająca do dawnych wałów) wypukła. Początkowo ze wszystkich naroży Rynku wybiegały po dwie. Wraz z upływem czasu i licznymi przekształceniami zabudowy Rynku część ulic została zabudowana.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Majdanek - teren byłego obozu koncentracyjnego.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ponadto, trafiliśmy na Festiwal Sztukmistrzów. Festiwal to czas wielkich widowisk z pogranicza teatru i nowego cyrku w przestrzeni miasta. Wtedy do miasta zjeżdżają artyści i specjaliści sztuki cyrkowej z wielu krajów Europy, którzy prowadzą magiczne, zapierające dech w piersiach spektakle i widowiska. Nazwa wydarzenia nawiązuje do postaci Sztukmistrza z Lublina - bohatera książki noblisty Izaaka Bashevisa Singera. Naprawdę niezłe popisy...choć nie mieliśmy tyle czasu, żeby to wszystko dokładnie śledzić.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Goście wyczyniali cuda na tych linach...

Obrazek

Obrazek

Ale, szczerze wszyscy przyznaliśmy, że Lublin potrzebuje dofinansowania. Co prawda, dużo się robi, ale chyba jeszcze więcej potrzeba.

Zamość - perła Renesansu, miasto Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO, polska renesansowa perła architektury, uhonorowany tytułem jednego z 7 cudów Polski w plebiscycie "Rzeczpospolitej". To przykład jednego z najwspanialszych w Europie "miasta idealnego" opartego na wzorach włoskiej urbanistyki renesansowej.

Zwiedzanie Zamościa rozpoczęliśmy od środka czyli od Rynku Wielkiego, jednego z najwspanialszych XVI wiecznych placów Europy otoczonego rzędami wspaniałych barwnych kamieniczek z podcieniami, dzięki którym Zamość zyskał przydomek "miasta arkad". Nad Rynkiem góruje zamojski Ratusz, wysoka na 52 m wieża i szerokie schody od frontu są wizytówką Zamościa.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z miastem związana jest również anegdota o "szwedzkim stole" - w roku 1656, król szwedzki Karol X Gustaw, chcąc sobie zaoszczędzić trudów oblegania Zamościa, wprosił się na posiłek do Jana "Sobiepana" Zamoyskiego, chcąc przy okazji skłonić go do poddania miasta. Kanclerz przyjął króla poza murami, wystawnie zastawionym stołem, ale - dla sprawienia królowi despektu - bez krzeseł. Odtąd przyjęcia na stojąco nazywano "stołem szwedzkim"

Sandomierz - miasto o tysiącletniej historii, malowniczo położonym na nadwiślańskiej skarpie, która stanowi strome zakończenie Gór Świętokrzyskich. Turyści odwiedzający Sandomierz mogą zobaczyć doskonale zachowany średniowieczny układ urbanistyczny.

Ratusz - jeden z najpiękniejszych ratuszy renesansowych w Polsce. Zbudowany w XIV w. pierwotnie w kształcie wieży. Rozbudowany w XV w. uzyskał plan wydłużonego prostokąta, natomiast w XVI w. został zwieńczony attyką. Na początku XVII w. przybudowano od zachodu wieżę. Ratusz wielokrotnie ulegał pożarom, m.in. w 1623 roku i 1757.

Obrazek

Obrazek

Zamek - wzniesiony w XIV w., na miejscu dawnego grodu, później przebudowany, jest w swojej obecnej postaci wyrazem przemian i nawarstwień historycznych - obecnie siedziba Muzeum Okręgowego. Zamek zbudowano na miejscu pierwotnej warowni istniejącej na wzgórzu co najmniej od X w.

Obrazek

Obrazek
Wiola i "ucho igielne"

W mieście nie stwierdziliśmy obecności ks. Mateusza. Pojechał na swoim rowerze...kto wie, może po przeczytaniu naszej relacji, prowadzić śledztwo na Bornholmie :).

Kazimierz nad Wisłą - kolejne znane miasteczko przyciągające turystów. Dla zabytków, atmosfery...tylko, jedno mi się nie spodobało. Pawłowi i Wioli także, że za wstęp na górę z krzyżami trzeba zapłacić. Co prawda, oplata jest symboliczna, bo jakieś 1 czy 2 zł, ale...skoro chcą opłaty, to mogliby trochę uporządkować teren tak, by widok z góry nie przesłaniały jakieś chaszcze :(. To zdecydowanie na minus...w Kaziku też byłem wieki temu i wtedy wstęp nic nie kosztował a widok był zdecydowanie lepszy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Artystki:
Obrazek

Obrazek

Szczebrzeszyn - pewnie mało kto wie, gdzie leży to miasteczko, ale każdy zna z czego miasto słynie. "W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie i Szczebrzeszyn z tego słynie... - Jan Brzechwa.

W mieście znajdują się dwa pomniki chrząszcza. Ten starszy - odsłonięty we wrześniu 2002 r., znajduje się u podnóża Góry Zamkowej, przy źródełku nieopodal zabytkowego młyna. Pomnik ten został wykonany z pnia lipowego (3 m wysokości) przez uczniów Liceum Sztuk Plastycznych z Zamościa. I ten drugi - 2 metrowy, odlany w brązie, odsłonięto w lipcu 2011 r, znajduje się na rynku przed ratuszem.

Obrazek
Wiola i "stary" chrząszcz

Obrazek
Wiola & Robert i ten "nowy"

Obrazek

Namnożyło się tych chrząszczy
Obrazek
Wiola & Robert

Obrazek

Obrazek

Pacanów - i znów pewnie ta sama historia, na mapie nie tak łatwo byłoby zlokalizować Pacanów, ale każdy wie, że:

W Pacanowie kozy kują
więc Koziołek, mądra głowa,
błąka się po całym świecie,
aby dojść do Pacanowa.


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I jak w Szczebrzeszynie wszystko kręci się wokół chrząszcza, tak w Pacanowie wokół Koziołka Matołka.

To wspomnijmy sobie trochę - Koziołek Matołek

PS Wojtek, dziękujemy za udział w Tour de Bornholm z nami :). Nam też kościoły rotundowe bardzo się spodobały. Cały Bornholm zrobił na nas bardzo miłe wrażenie. Idealna wyspa na taki dłuższy weekend...
Ostatnio edytowano 01.03.2012 12:44 przez RobCRO, łącznie edytowano 3 razy
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 09.10.2011 12:24

Lubelszczyzna i "Szkieletczyzna"

Odcinek II - Zamki

Wybierając się na spotkanie wyszukałem na mapie kilka zamków, które moglibyśmy odwiedzić. Niektóre znane, inne nieco mniej...

Zamek Mirów - Książ Wielki - powstanie zamku w Książu związane jest z prywatną inicjatywą biskupa krakowskiego Piotra Myszkowskiego, przyjaciela Jana Kochanowskiego. Budowę rezydencji prowadzono w latach 1585-95. Rodzina Myszkowskich zamieszkiwała wcześniej na jurajskim zamku Mirów, który posiadał wprawdzie doskonałe walory obronne, ale ze względu na przestarzałą konstrukcję i militarny charakter nie zapewniał odpowiedniej wygody. Fakt ten stanowił prawdopodobnie bezpośrednią przyczynę, dla której pod koniec XVI wieku rozpoczęli oni budowę rodowej rezydencji w Książu Wielkim. Z uwagi na miejsce pochodzenia jej mieszkańców, z czasem rezydencja ta nazwana została Mirowem.

Pałac ma trzy wysokie kondygnacje. Z czasów dawnych zachowało się wiele detali renesansowych, m.in. sklepienia oraz portale i obramowania okienne, a z pierwotnego systemu obronnego przetrwała jedna kurtyna wraz ze strzelnicami i resztkami bastionu. Zamek położony jest na wzniesieniu we wschodniej części miasta. Aktualnie mieści się w nim Liceum Ogólnokształcące oraz Zespół Szkół Rolniczych.

Ale, w kosza to jakoś niebardzo jest tam jak pograć...

Obrazek

Obrazek
Bramkarz...choć zwykle wolę strzelać niż bronić :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Chyba nawet sam M. Jordan miałby tu problem ze zdobywaniem punktów...

Szydłowiec - zamek powstał w II poł. XV wieku z inicjatywy Stanisława Szydłowieckiego, marszałka dworu królewskiego. Dosyć szybko został rozbudowany na pełną przepychu trójskrzydłową renesansową rezydencję przez podskarbiego koronnego Mikołaja Szydłowieckiego (lata 1509-32). Nieużytkowany od połowy XIX wieku popadał w ruinę. W 1949 przeprowadzono konserwację murów a 2 lata później prace restauracyjne. Pełny remont miał miejsce w latach 60-tych XX wieku. Zamek oddano miejscowym instytucjom publicznym, a muzeum otwarto w 1975 r.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Janowiec - wielkie, malownicze ruiny janowieckiego zamku z charakterystycznymi pasami stoją na szczycie wysokiej skarpy nad Wisłą. Z trzech stron otacza je naturalny wąwóz i stromizna. Dostęp jest tylko od wschodu i tam też wzniesiono Wielką Basteję i wykopano fosę. Sam budynek bramny również posiada cechy bastei, a początkowo na jego piętrze mieściła się kaplica.

Dwie okrągłe, narożne baszty chroniły zamek od wschodu i zachodu. Od północy poza linię pierwotnych murów wystaje prostokątny budynek wybudowany dla służby.

Budowę zamku w Janowcu rozpoczął w I poł. XVI w. Mikołaj Firlej herbu Lewart, hetman wielki koronny i kasztelan krakowski. Jego dzieło kontynuował syn Piotr, wojewoda lubelski. Jako budulec wykorzystano kamień i cegłę.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zamek w Janowcu obejrzeliśmy jedynie z zewnątrz. Płacić za wstęp na dziedziniec 12 zł to wg mnie lekka przesada. Ja wiem, że utrzymanie obiektu kosztuje, ale taka cena to zdzierstwo :(.

Krupe - pierwotny niewielki zamek wzniósł Jerzy Krupski (Krupa) herbu Korczak w końcu XV w. Znacznej rozbudowy i przebudowy obiektu do obecnego wyglądu dokonał wiek później podkomorzy chełmski Paweł Orzechowski herbu Rogala. Znacznych rozmiarów ruiny zamku w Krupem stoją przy rozlewiskach dopływu rzeki Wieprz. Ich częścią jest jeziorko znajdujące się tuż przy zamku od strony północnej. Niestety duże walory turystyczne tego miejsca nie są wykorzystywane - ruiny porośnięte są roślinnością.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ten zamek bardzo pozytywnie nas zaskoczył. Nie spodziewaliśmy się wcale, że te ruiny będą aż tak imponujące. Polecamy bardzo to miejsce...

I na koniec prawdziwy hit...zamek, który od dawna chciałem zobaczyć, ale jakoś wcześniej nie było okazji - Krzyżtopór. Był na mojej liście miejsc obowiązkowych. Dobra Iwaniska w skład których wchodził Ujazd, należały pierwotnie do klasztoru cystersów w Jędrzejowie. W XV w. włości te stały się własnością Oleśnickich. Dalsze losy Ujazdu wiążą się już z rodem Ossolińskich. Krzysztof Ossoliński był człowiekiem gruntownie wykształconym o rozległych zainteresowaniach literackich, artystycznych, dyplomatycznych i politycznych. Postanowił zbudować siedzibę, która zaćmiłaby wszystkie pozostałe siedziby magnackie w Polsce i nie tylko.

Zamek w Ujeździe powstawał w czasie 1621 - 1644 w trzech fazach. Budynek główny i fortyfikacje wzniesiono w latach 1621- 27. Kolejna faza to rozbudowa wieży zegarowej (bramnej), udokumentowana datą 1631r. Faza ta łączyła się ze zmianą nazwy siedziby. Dotychczas używana była nazwa Krzysztopór łącząca imię fundatora z nazwą herbu rodu Ossolińskich. Kolejna nazwa Krzyżtopór używana jest do dziś.

Na bramie głównej umieszczono wówczas znacznych rozmiarów krzyż i topór oraz nieistniejącą już dziś inskrypcję: "Krzyż obrona / Krzyż podpora / Dziatki naszego Topora". Było to credo fundatora - gorliwego katolika - wyrażające jego osobisty stosunek do wyznawanych zasad wiary. Zamiłowania Krzysztofa Ossolińskiego do symboliki i astrologii wpłynęły zapewne na układ przestrzenny budynku pałacowego, który symbolizując trwanie w czasie rodu Ossolińskich posiadał ponoć 4 baszty, 12 sal, 52 komnaty i 365 okien - analogicznie z układem pór roku, miesięcy, tygodni oraz dni w roku kalendarzowym. Do tego nurtu nawiązuje także hieroglif przypominający stylizowaną literę W umieszczony z lewej strony portalu wjazdowego wieży bramnej, prawdopodobnie stanowiący detal ornamentyki aramejskiej, oznaczający wieczne trwanie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wizyta na zamku utwierdziła mnie w przekonaniu, że to ciekawy obiekt. Fantastyczne miejsce do fotografii. Wyszukiwanie fajnych ujęć, po prostu bajka :).
Ostatnio edytowano 01.03.2012 12:45 przez RobCRO, łącznie edytowano 1 raz
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 14.10.2011 12:40

Uwaga - ten odcinek zawiera lokowanie produktu :)

Beskidzki spacer - Pilsko 2011

W połowie sierpnia postanowiliśmy wybrać się z Wiolą na jeden dzień w Beskidy. Próbowałem na wyjazd namówić kogoś z cromaniackiej braci, ale okazało się, że mieli już inne plany.

Od dłuższego czasu po głowie chodziło mi Pilsko trasą odwrotną do zimowego wypadu z 2009r. Wtedy nie bardzo dopisała nam pogoda. Teraz mieliśmy prognozy dużo bardziej optymistyczne :). Trzeba było wreszcie ruszyć się z domu, z biura i pochodzić po górach. Natura ciągnie wilki do lasu :).

W porannym pociągu na Zwardoń sporo ludzi - sądząc po ubiorze w większości byli to turyści górscy. Zapowiadał się tłok na szlakach. Z pociągu wysiedliśmy w Żywcu. Tam mieliśmy szybką przesiadkę na busa do Korbielowa. Kierowca napakował ludzi grubo ponad stan. Nikogo nie zostawił na przystanku...

Przed 9 byliśmy już na żółtym szlaku prowadzącym do schronu na Hali Miziowej. Mimo przypuszczeń o tej porze nie mijaliśmy zbyt wielu turystów. Spacerowało nam się bardzo dobrze. Słońce nie dawało się mocno we znaki. Drzewa dawały zbawienny cień. Po ok. 2 godzinach byliśmy przy schronisku. Tu faktycznie nagromadziło się już trochę ludzi.

Obrazek
Korbielów

Obrazek
Jezioro Żywieckie

Obrazek
Babia Góra

Obrazek
W dole Schronisko na Hali Miziowej

Obrazek
W stronę Rysianki
Obrazek

Po krótkiej przerwie na coś słodkiego ruszyliśmy czarnym szlakiem na Pilsko. Trochę potu trzeba było wylać. Około południa zameldowaliśmy się na szczycie. Turystów trochę się zebrało, zarówno po polskiej jak i słowackiej stronie.

Zrobiliśmy sobie mały piknik po stronie naszych południowych sąsiadów ciesząc oczy widokami. Tym razem nam się udało z pogodą i prognozy całkowicie się sprawdziły - mogliśmy podziwiać Tatry, Babią Górę, Fatrę...

Tak na marginesie, to niewiele zabrakło, żebyśmy spotkali się z Pawłem z naszej ekipy. Tego dnia Paweł także "zaatakował" Pilsko szlakiem granicznym z przełęczy Glinne. Rozminęliśmy się o jakieś 1,5 - 2 godziny. Ale byłaby miła niespodzianka :).

Na szczycie:
Obrazek
Wiola
Obrazek

Obrazek
Tatry ponad Beskidami

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Babia Góra

Obrazek
Pewnie gdzieś tam widać Raczę i Rycerzową

Obrazek
Tatry

Po odpoczynku poszliśmy dalej czerwonym szlakiem w kierunku schronisk na Rysiance i Hali Lipowskiej. Spacerowało się nam wyśmienicie. Po drodze mijaliśmy trochę turystów. Zirytowały mnie motory pędzące obok ludzi :(. Moim zdaniem w takich miejscach powinien być zakaz ruchu wszelkich maszyn za wyjątkiem służb ratowniczych, leśniczych etc. Niewiele potrzeba, żeby doszło do wypadku, który może okazać się groźny w skutkach.

Nadal podziwialiśmy widoki na słowackie szczyty Fatry, Tatr...pokazał się nawet mój ulubiony Krywań (ten z Tatr Wysokich :)) i pewnie Mariusza ulubiony Wielki Chocz.

Obrazek
Z widokiem na...Wielkiego Chocza :)
Obrazek

Obrazek

Obrazek
Tatry Zachodnie
Obrazek

Przy schronisku na Hali Lipowskiej kłębił się tłum ludzi. Musieliśmy swoje odstać w kolejce po złoty trunek. Ale za to jak smakował :). Po ugaszeniu pragnienia ruszyliśmy przed siebie.

Obrazek

Porzuciliśmy czerwony szlak na rzecz zielonego prowadzącego do schroniska na Hali Boraczej. Nasze tempo nie spadło, ba chyba nawet wzrosło. Wyprzedzaliśmy wiele osób...im bliżej Boraczej, tym głośniejsza dochodziła do naszych uszu muzyka na ludową nutę :). Przy schronisku odbywało się "Wierchowe granie". Nic dziwnego, że z tej okazji schronisko przeżywało oblężenie. Kolejka do baru choć wyglądała na krótką, zabrała nam sporo czasu. Swoje było trzeba odstać po cokolwiek.

Obrazek
Na ludowo

Zejście na dół do Milówki to już głównie męczące "asfaltowanie". Dopiero na tym odcinku wyszły trudy całej trasy. W zasadzie to braki kondycyjne. Mieliśmy tylko jedno marzenie. Chcieliśmy jak najszybciej znaleźć się na stacji w Milówce. Gdy tam dotarliśmy, wyłożyliśmy się na ławce.
Odczekaliśmy chwilkę na pociąg i do domu wróciliśmy po 21.

Cały wypad był udany - dopisała pogoda, widoki na trasie świetne. Jedyny minus to te masy ludzi przy schroniskach, ale z tym trzeba było się liczyć w długi sierpniowy weekend. Podejrzewam, że w takich Tatrach to dopiero mogły być tłumy. Beskidy na szczęście nie są aż tak popularne...
Ostatnio edytowano 01.03.2012 12:46 przez RobCRO, łącznie edytowano 1 raz
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 20.10.2011 18:17

"Słowackie tatrzańskie wyrypy"

Odcinek I - 7 szczytów

Na początek września mieliśmy sporo różnych planów. Stety lub nie, ale część z nich nie wypaliła. Były kierunki włoskie, rumuńskie...a wylądowaliśmy w słowackich Tatrach Zachodnich. I nie na tydzień, jak początkowo chcieliśmy a na 3 dni. I jak to w życiu bywa, te 3 dni zapewniły nam mnóstwo bardzo pozytywnych wrażeń, o których będą te najbliższe odcinki naszych relacji.

Na wyjazd wybraliśmy się w 5-osobowym składzie - Wiola, Gabi, Kasia (znajoma Wioli), Paweł i ja. W nocy z piątku na sobotę (2-3.09.2011r.) zrobiliśmy szybkie zakupy w Tesco i przez Bielsko, Żywiec pogoniliśmy na Korbielów. Nocą ruch był niewielki, zero korków czy to w Bielsku czy w Żywcu. Podobnie przejazd przez Słowację był całkiem sprawny. Pogubiliśmy się jedynie na dojeździe pod schronisko. Gdzieś za Habovką skręciliśmy w jakąś dziwną drogę, bo znak pokazywał kierunek Zverovka. A był to dojazd do prywatnej posesji. Potem szybko odszukaliśmy w Zubercu właściwy zjazd. Pod schroniskiem byliśmy przed 5 rano. Nad nami niebo gwiaździste a przed nami zarysy tatrzańskich szczytów :).

Przebraliśmy się, przepakowaliśmy plecaki i wystartowaliśmy niebieskim szlakiem na Brestovą. Początkowo spokojnie przez las, potem trochę asfaltu i znów przez las obok wyciągu. Z upływającym czasem i z wysokością podziwialiśmy wschód słońca.

Tatrzański wschód słońca:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Ekipa dysputuje...

Staraliśmy się rozpoznawać okoliczne szczyty. Szlak jest "widokowy". Szło się nam bardzo dobrze. Po wyjściu ze strefy lasu ujrzeliśmy pierwszy cel - Brestovą. Pięknie prezentowała się oświetlona porannym słońcem. Podejście szczytowe na tym odcinku było bez trudności i ok. 8 zameldowaliśmy się na górce (1934m).

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Wiola z Brestovą w tle

Obrazek
Brestova

Obrazek
Mala Brestova, w tle Babia Góra i Pilsko

Obrazek
Siwy Wierch

Obrazek
W stronę jeziora Liptovskiego

Obrazek
Paweł i Robert obserwują okolicę

Kilka zdjęć, parę wymienionych zdań i poszliśmy dalej na Salatina. Najpierw straciliśmy nieco wysokości schodząc na przełęcz Salatinske Sedlo (Skrajna Salatyńska Przełęcz - 1870m) a następnie mozolnie odzyskiwaliśmy ją wchodząc na Salatina (2034m - najbardziej wysunięty na zachód dwutysięcznik w Tatrach). Podobnie było z następnymi odcinkami... w dół na Spalene Sedlo (Spalona Przełęcz - 2055m) i w górę tym razem na Spaleną (2083m) i na Pacholę (2167m). Wejście na Spaleną wymagało większej uwagi i pojawiły się pierwsze ubezpieczenia - łańcuchy. Miejscami szlak robił się eksponowany. Jeszcze więcej żelastwa jest na wejściu na Pacholę. Po jej zdobyciu zrobiliśmy sobie dłuższy odpoczynek. Uzupełniliśmy płyny, węglowodany. Mnie zaczęły łapać skurcze. Chyba organizm był za słabo przygotowany a ja za mało rozciągnięty :(.

Widoki na trasie Brestova - Spalena:
Obrazek
Brestova

Obrazek
Grań Brestovej

Obrazek
Salatin

Obrazek

Obrazek
Salatin, za nim Brestova

Obrazek
Paweł, Robert na szlaku

Obrazek
Wiola, w tle Spalena

Obrazek
Mój ulubieniec - Krywań

Obrazek
Wołowiec, pod nim w dole Wielki Staw Rohacki

Obrazek
Wiola & Robert, za nim najbliżej m.in. Rohacze, Wołowiec, Giewont i Tatry Wysokie

Obrazek

Obrazek
Na Pacholi

Obrazek
Pachola od strony Banikova

Z Pacholi ruszyliśmy na najwyższy szczyt w tej grani - Banikov (2178m). Podejście bez większych trudności. Na szczycie było sporo ludzi - wiadomo sobota, piękna pogoda skusiła turystów, w tym wielu rodaków. Banikov tworzy długą i prawie poziomą grań ze słabo wyodrębnionymi wierzchołkami. Jest to też węzeł szlaków. Na szczyt można wejść z kilku kierunków np. od Ziarskiej Chaty, Spaloną Doliną czy też tak jak my od Brestovej. Widoki piękne (ładnie widać oba Rohacze, Wołowiec, Baraniec)...

Zrobiliśmy kilka fotek i ruszyliśmy w dół. I zaczęły się poważne trudności już na początku zejścia ze szczytu, bo szlak prowadził po płytach, na których łatwo było polecieć w dół. Serce zaczęło mocniej bić, mięśnie jeszcze bardziej napinałem. Skurcze dawały mi się mocno we znaki. Na moje szczęście, mogłem odpoczywać przy kolejkach do następnych łańcuchów.

Obrazek
Nasza cała ekipa na Banikovie

Obrazek
Wiola z Rohaczami

Widok z Banikova
Obrazek
Główna grań Tatr Zachodnich - od Brestovej, przez Salatina po Pacholę

Obrazek
Hruba Kopa, Rohacze (Płaczliwy i Ostry), Baraniec, Bystra i Tatry Wysoki

Obrazek
Trudny fragment na zejściu z Banikova

Obrazek

Chwilkę też odpoczęliśmy na Przełęczy nad Zawratami przed łatwym podejściem na Hrubą Kopę (2166m). Ale, już na zejściu był dla mnie jeden trudniejszy moment - po pionowej, eksponowanej, ale ubezpieczonej łańcuchami ścianie nadmiar świeżego powietrza pod nogami był bardzo odczuwalny. Adrenalina i tak już wysoka, tutaj podniosła się na jeszcze wyższy poziom. Ale, skończyło się tylko na strachu...

Obrazek
Banikov
Obrazek

Obrazek
Banikov i Pachola

Obrazek
Rohackie Stawy

Obrazek
Hruba Kopa widok z Przełęczy nad Zawratami

Ale, na pocieszenie, nie tylko ja jeden się męczyłem. Parę osób potrafiło na wiele minut przyblokować łańcuchy. Jedni z powodu trudności a inni po prostu musieli czekać, aż grupa wejdzie/ zejdzie. Znalazł się nawet jakiś śmiałek, co próbował wspinaczki obok szlaku. Pewnie irytowało go czekanie na swoją kolejkę. Niezły gość, ale ja na to nie mogłem nawet za długo patrzeć...

Na Hrubej Kopie:
Obrazek
Na pierwszym planie jedna z Trzech Kop, za nią Rohacze i Wołowiec

Obrazek
"Najwięksi" - od lewej: Rysy, Wysoka, Gerlach

Obrazek

Obrazek
Rohacz Płaczliwy, Baraniec, Krywań

Obrazek
Wiola na Hrubej Kopie

Obrazek
Paweł na zejściu

Z Hrubej Kopy wędrowaliśmy dalej główną granią Tatr Zachodnich na Tri Kopy (trzy Kopy). Tri Kopy jest to postrzępiona grań z kilkoma wierzchołkami pomiędzy Smutną Przełęczą (1963 m) a niewybitną przełęczą Hruba Przehyba, oddzielającą tę grań od Hrubej Kopy. W grani tej wyróżnia się zasadniczo 3 wierzchołki - każdy o wysokości ok. 2090m. Ten fragment przypomina bardziej szlak z Tatr Wysokich - skały, przepaście i dużo łańcuchów.

Obrazek
Wiola na szlaku na Tri Kopy

Obrazek

Obrazek
Robert na podejściu

Obrazek
Zbliżenie na od lewej: Wołowiec, Rohacze: Ostry i Płaczliwy

Obrazek
Wiola z Rohaczami

Z Tri Kopy zeszliśmy na Smutną przełęcz. Zbliżała się godzina 16...Nasz a w zasadzie mój pierwotny plan przewidywał dalszy "spacer" czerwonym szlakiem. Po krótkiej dyskusji postanowiliśmy schodzić na dół. Nie wyrobilibyśmy przez zmierzchem na Wołowca. A gdzie jeszcze na dół? Nie miało to najmniejszego sensu...Resztę szlaku postanowiliśmy zrobić następnego dnia.

Na zejściu spotkaliśmy małżeństwo z Polski zajmujące się badaniem lodowców. Trochę z nimi pogadaliśmy i pożartowaliśmy...Pani przekazała nam informację o słynnym "koniu". Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że jest on gdzieś w okolicy Banikova. A tu info, że przy Rohaczu...Natknęliśmy się też na świstaka. Nie zawijał nic w sreberka, ale pilnował, czy turyści nie schodzą ze szlaku :). Mój pierwszy świstak w Tatrach :).

Obrazek
Świstak
Obrazek

Na "ukoronowanie" dnia wstąpiliśmy do Tatliakovej chaty na browarka. Po całym dniu trudnej wspinaczki, adrenalinie, i co by dużo nie mówić sporym wysiłku zasłużyliśmy na dobrego Złotego Bażanta. W takich okolicznościach smakował wyśmienicie.

Koniec trasy to ponad 5 km asfaltowanie do Zverovki. Przy samochodzie byliśmy ok. 19. Na nogach spędziliśmy ponad 14 godzin - bez snu poprzedniej nocy. Mamy zdrowie i mieliśmy prawo być z siebie naprawdę zadowoleni.

Ze Zverovki pojechaliśmy do Habovki, gdzie mieliśmy zaklepaną kwaterę. Trochę się naszukaliśmy naszej mety. Numeracja domów była trochę dziwna. Pokrążyliśmy po wiosce. Dzwoniliśmy do gospodarza i dzięki jego wskazówkom oraz informacji pewnej kobiety podjechaliśmy pod właściwy dom " :).

Za 5 euro/ osoba mieliśmy warunki, jakich potrzebuje turysta (dostęp do kuchni i łazienki + bardzo sympatyczny gospodarz). Przygotowaliśmy sobie kolację, trochę pogadaliśmy i szybko poszliśmy spać. Niedobór snu był nadwyraz odczuwalny.

Krótkie podsumowanie dnia:
- zdobyliśmy 7 szczytów: Brestova, Salatin, Spalena, Pachola, Banikov, Hruba Kopa, Tri Kopy.

- zrobiliśmy ok. 1700 m podejścia.

- zróżnicowany szlak. Fragmenty hard-corowe przeplątają się z lajtowymi. Podobno istnieją obejścia najtrudniejszych odcinków, ale trzeba trafić na właściwą ścieżkę.

- z mapowych przejść trasa Zverovka - Zverovka (przez Banikov, Rohacze) wynosi ok. 14 godzin. Nam nasza trasa zajęła właśnie tyle godzin :)
Ostatnio edytowano 01.03.2012 12:49 przez RobCRO, łącznie edytowano 2 razy
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Relacje wielokrajowe - wycieczki objazdowe



cron
Podróże RobaCRO - Lutalicy iz Novogardu - strona 40
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone