Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Podróże RobaCRO - Lutalicy iz Novogardu

Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 17.08.2011 11:03

Foto-suplement - Balkony Cartageny

W poprzednim odcinku wspomniane zostało, że balkony są jednym z najbardziej charakterystycznych elementów architektonicznych miasta. To pod nimi zakochani śpiewali swoje serenady...tutaj pokażemy Wam kilka z takich balkoników:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Ostatnio edytowano 01.03.2012 12:28 przez RobCRO, łącznie edytowano 1 raz
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59441
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 17.08.2011 11:09

Klasyczne balkony kolonialne.
Miłe oku. :)

Pozdrawiam,
Wojtek
maslinka
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 15078
Dołączył(a): 02.08.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) maslinka » 17.08.2011 11:16

Robercie, podziwiam Waszą wyprawę i gratuluję takich fantastycznych wakacji!

To co tu pokazujesz, to dla mnie kompletnie nieznana bajka, ale bajka właśnie,bo to miejsca bajecznie piękne :D

Fajnie, że pokazałeś te wszystkie egotyczne obrazki. Dzięki za RWPG (i pozdrowienia :)), plażę jak z folderów, dżunglę i piękną Cartagenę.

Pozdrawiam serdecznie :papa:
longtom
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 12187
Dołączył(a): 17.02.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) longtom » 17.08.2011 11:41

I ja tu byłem i z Wami wędrowałem.
Pięknie, kolorowo i różnorodnie. Góry, śnieg, woda, architektura, fauna i flora.
Ciekawie było.
pozdrawiam
dangol
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 13022
Dołączył(a): 29.06.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) dangol » 19.08.2011 16:44

RobCRO napisał(a): Swoje plany realizujemy na tyle, ile możemy w naszej sytuacji.


Dobrze, że te możliwości sięgają coraz bardziej odległych regionów :D.
Dzięki temu, że Wy przeżywacie wspaniałe przygody, że chcecie się z nami nimi podzielić :) , to i my na moment możemy trafić tam, gdzie pewnie mało kogo z nas poniesie w realu...

Nie odzywałam się po poprzednich kolumbijskich odcinkach, ale zawsze z radością doń zaglądałam, jak się tylko pojawiały 8) .

Pozdrawiam serdecznie :papa:
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 20.08.2011 10:37

Odcinek X - Bogota

Cromaniacy i wszyscy czytacze naszych relacji...odcinek o Cartagenie nie kończy kolumbijskiej opowieści :). Przed Wami jeszcze stolica kraju :). Pokusimy się też o małe podsumowanie.

Podróż do Bogoty była dla nas małym "koszmarem". Przed wyjazdem naczytaliśmy się, że w nocnych autobusach bywa chłodno. Ale to, co nas spotkało, przeszło nasze wyobrażenia. Choć z drugiej strony sami sobie byliśmy też winni. Zapakowaliśmy się do autobusu w letnich strojach. Po prostu nie przypuszczaliśmy, że kierowca będzie dawał klimę na maksa. Jednym słowem masakra - klimat arktyczny...

Drugą niemiłą niespodziankę sprawił nam kierowca nie wpuszczając do autobusu sprzedawców przekąsek. Zwykle nie można się było od nich odpędzić. Tu jak na złość nie mogliśmy kupić sobie czegoś do zjedzenia. Co prawda, kierowca zrobił dłuższy postój przy jakiejś knajpie, ale spoglądając na talerze tubylców na zupę nie mieliśmy ochoty...a jeszcze, gdy już dojechaliśmy do Bogoty, okazało się, że nasze plecaki są mokre :(. Jakiś płyn zalał nasze plecaki w bagażniku...

Na dworcu autobusowym obowiązują takie same zasady jak na lotnisku. Chcąc pojechać gdzieś taksówką idzie się do okienka, podaje się nazwę ulicy i dostaje się kwitek z sugerowaną ceną. Gdy już z kwitkiem w ręku szukaliśmy taksówki, chcieliśmy coś większego. Jak na złość, albo nie było takiej, albo kierowca coś tam po hiszpańsku gderał pod nosem i nie chciał nas zabrać :(. W końcu, kierowca małego Hyundaya (bodajże Atos czy coś podobnego) załadował nas do swojego auta. Nie wiem jak, ale udało się nam pomieścić. W sumie 4 osoby plus kierowca, 4 duże plecaki. Można...

Kierowca dowiózł nas za 9.000 COP pod samo schronisko Platypus w dzielnicy La Candelaria. Platypus jest polecany przez większość przewodników dla turystów, którzy chcą nocować w stolicy Kolumbii. W Platypusie dostaliśmy osobny pokój - cena 20.000 COP/ noc/ osoba.

Po rozpakowaniu się zrobiliśmy krótki rekonesans po okolicy. Przede
wszystkim, chcieliśmy coś zjeść. W brzuchach nam nieźle burczało :). Blisko hostelu trafiliśmy na knajpę. Taką nastawioną bardziej na tubylców niż turystów. Nie mamy zwykle oporów przed stołowaniem się w takich miejscach, choć troska o żołądek nakazywała rozwagę. Z drugiej strony, na koniec pobytu kłopoty żołądkowe, choć problematyczne, nie byłyby zbytnim zmartwieniem, jak np. byłoby w górach. Na obiad wybraliśmy tradycyjnie zestaw dnia i tradycyjnie była jakaś zupa i kurczak :). Duża porcja i smaczne...na wieczór w pobliskim sklepie zakupiliśmy butelkę aguardiente :).

Przedostatni dzień pobytu w Kolumbii rozpoczęliśmy od wizyty w muzeum złota. Ogólnie, to niezbyt chętnie chodzimy po muzeach. Ale, to reklamowane było akurat jako punkt obowiązkowy. Muzeum złota mieści się w nowoczesnym budynku. Jest to największe i najbogatsze muzeum sztuki złotniczej kultur prekolumbijskich. Za 3.000 COP mogliśmy obejrzeć historię wytopu i obróbki metali oraz historię rzemiosła kultur prekolumbijskich z obszaru dzisiejszej Kolumbii. Ekspozycja i zbiory muzeum zawierają ponad 50 tysięcy obiektów. Wystawy prezentują nietylko przedmioty ze złota, ale także z innych metali i surowców - jakieś różne dziwne stworki, łodzie, urny czy maski. Jest tam tego sporo. Jest też specjalna sala - po wejściu zwiedzający są zamykani i rozpoczyna się specjalny pokaz światła i muzyki. W czasie zwiedzania natknęliśmy się na rodaków. Chwilkę pogadaliśmy i przekazaliśmy im trochę informacji o Kolumbii. Oni akurat zaczynali swoją przygodę z tym krajem :).

W Muzeum Złota:
Obrazek

Obrazek

Obrazek
Charakterystyczny motyw dla Kolumbii
Obrazek

Obrazek

Po wyjściu z muzeum spoglądaliśmy w stronę wzgórza Montserrate. Niestety, prawie wcale nie było go widać :(. Chmury szczelnie zakrywały wzgórze. Nie było najmniejszego sensu pchać się na nie :(.

Postanowiliśmy zrobić zakupy na pobliskim małym targowisku. W końcu jakieś pamiątki do kraju trzeba zabrać - w Cartagenie, co prawda kupiliśmy koszulki, ale to było trochę mało. Dokupiliśmy kolejne koszulki :). I o dziwo nie z napisem "Made in China", tylko po prostu "Made in Colombia" :). Ot, małe pozytywne zaskoczenie.

Zakupiliśmy również swetry, biżuterię, kawę (kolumbijska jest niby najlepsza na świecie), wino kolumbijskie (ile się tego naszukaliśmy...), herbatę z koki :) i aguardiente. Nakupiliśmy też owoców na pożegnalny wieczór....

Obrazek
Co by tu kupić?

Obrazek

Obrazek

Obrazek
...byle nie kotka w worku :)

Niestety, po południu rozpadało się. Zrobiło się burzowo...i nagle na ulicach pojawili się sprzedawcy parasoli. Wyrośli jak grzyby po deszczu :). Schowaliśmy się w restauracji - dopasowała nam pora, bo był to czas na lunch :). Tradycyjne danie dnia...tym razem ichniejsza zupa i wołowina. Dobre :).

Wieczór spędziliśmy na kwaterze. Tak się dobrze złożyło, że przed naszym pokojem był duży przedpokój - sala telewizyjna. Zaanektowaliśmy ją na własny użytek. Na stole pojawiło się wino i duże talerze z owocami - papaje, kaki, melony a z takich oryginalniejszych mieliśmy grenadillę. Na początku, to nawet nie wiedzieliśmy, jak się dobrać do tego owocu...ale jakoś daliśmy sobie radę. A owoc tak się nam spodobał, że Wiola i Gabi zabrały kilka sztuk do kraju :). Wino szybko znikło ze stołu, musieliśmy naruszyć "prezenty" :)...mieliśmy bardzo przyjemny wieczór :).

W schronisku:
Obrazek
Telewizja abonamentowa :)

Obrazek
W środku grenadilla

Obrazek
...i kolumbijskie wina.

W piątek 25 lutego rano ruszyliśmy na Cerro de Montserrate. Co prawda pogoda nie była jakaś rewelacyjna, ale przynajmniej wzgórze było widoczne. Na Montserrate można dostać się na różne sposoby - my wybraliśmy kolejkę naziemną. Kolejka linowa tego dnia nie kursowała a wg uzyskanych informacji szlak pieszy był wtedy w remoncie. Cena biletu wynosiła za przejazd w dwie strony 14.000 COP. Cerro de Montserrate wznosi się na wysokość ok. 3150m.(z wysokościami w Andach to nigdy niczego nie można być pewnym) Ale, trzeba przy tym pamiętać, że Bogota leży tak mniej więcej na 2600-2800m.

Obrazek
Monserrate

Ze szczytu roztacza się panorama miasta otoczonego z każdej strony przez Andy. Bogota jest największym miastem w Andach :). I to bardzo "zasmogowanym" :(. Ciemna chmura unosiła się nad nim. Łażąc w dole po ulicach trochę się dziwiliśmy widząc ludzi w maskach. Po pobycie u góry nasze zdziwienie znikło...ale i ogólnie pogoda była taka sobie :(.

Kościół:
Obrazek

Obrazek

Obrazek
Czarna Madonna

Bogota widziana z góry:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Odwiedziliśmy wzniesiony w XVII wieku kościół, który został poświęcony katalońskiej Czarnej Madonnie - jest specjalna kapliczka z posągiem Madonny w katalońskich barwach.

Na Monteserrate:
Obrazek
Zdjęcie grupowe

Obrazek
Drzewka

Z Monteserrate zjechaliśmy na dół kolejką i spacerkiem poszliśmy na główny plac miasta - Plaza Bolivar. Głównym zabytkiem na placu jest katedra Primada de Colombia z XIX wieku (największy kościół w Kolumbii) a inne ciekawe budynki to m.in. klasycystyczny Capitolio Nacional (siedziba kongresu) czy Palaco de Justicia (Pałac Sprawiedliwości).

Obrazek

Obrazek
Robert ze strażnikiem

Obrazek
Godło Kolumbii

Obrazek

Obrazek
Autoportret - Wiola & Robert

Obrazek
Uczennice
Obrazek

Obrazek
Dla spragnionych

Po zwiedzaniu wydaliśmy ostatnie "wolne" pesa na obiad, zakupy...i zgodnie z popołudniową tradycją nadeszła burza. Rozpadało się porządnie :(. Schroniliśmy się w...schronisku. Wypiliśmy ostatnią kawę i trzeba było myśleć o transporcie na lotnisko. Mieliśmy sporo problemów ze złapaniem taksówki. Jak wspomniałem wyżej, w czasie deszczu nagle wzrasta zapotrzebowanie na transport. Mimo, że w Bogocie roi się od taksówek, to staliśmy dobre kilkadziesiąt minut - co jakiś czas zmieniając miejsce, zanim udało się upolować kierowcę :). Ten za 25.000 COP dowiózł nas na lotnisko. Władze kolumbijskie sprawiły nam miły prezent. Nie pobrały od nas podatku "wylotowego". Zaoszczędziliśmy po 34 zielone. Hehe, poszły na...fajki, bo w sklepie wolnocłowym kosztowały przysłowiowe grosze. Zdrowy prezent to to nie był...

Lot powrotny szybko nam minął. Co prawda, znacznie wydłużył się nam dzień. Wystartowaliśmy przed 22 w piątek a do Frankfurtu dolecieliśmy ok. 15 w sobotę. Zmiana strefy czasowej o 6 godzin. Tam przesiadka na samolot do stolicy - mieliśmy VIP"ów na pokładzie (N. Kukulska z rodziną i pewien euro-poseł z PJN) i wieczorem wylądowaliśmy w naszym kraju- raju :). Z Okęcia dostaliśmy się na Centralny, jakieś szybkie pożegnalne piwko i każdy pojechał w swoją stronę.

Akcja Kolumbia została zakończona :). Cali i zdrowi wróciliśmy do domu planując kolejne przygody :). Tylko nigdy nie wiadomo, gdzie nas poniesie...

PS Franz - Wojtek, dzięki za wędrówkę z nami. Dla Ciebie klasyka...dla nas była to nowość :). Przy okazji, dzięki za "włoskie" informacje.

PS Agnieszka, dawno Cię u nas nie było. Już podejrzewałem, że omijasz nas z daleka. Cieszymy się, że Kolumbia naszym wzrokiem i piórem wydaje się być dla Ciebie bajkowa. I taka jest też dla nas...śledzę Twoją relację, ale woda to nie nasz żywioł. Acz, ładne miejsca pokazujesz :).

PS Longtom...wędruj dalej. Jeszcze w kilka miejsc zawędrujemy, choć już niekoniecznie w samej Kolumbii :).

PS Danusiu, trochę daleko nas wywiało, to fakt :). Radość dzielenia się opowieściami z innymi nadal w nas pozostaje :). I niech tak będzie dalej. Warto jest pokazać innym kawałek świata. Może ktoś będzie chciał się tam kiedyś wybrać...a niedługo będzie coś bardziej pod Ciebie, bo będą...rowery :).

A wszystkich innych również serdecznie pozdrawiamy. Do zobaczenia na podróżniczym szlaku :).
Ostatnio edytowano 01.03.2012 12:30 przez RobCRO, łącznie edytowano 1 raz
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 21.08.2011 13:43

Foto - Suplement - Kolumbijskie "wynalazki" drogowe

Zgodnie z obietnicą pokazujemy Wam trochę aut, które śmigały po kolumbijskich drogach. Jest to z pewnością kawałek historii motoryzacji :).

Królowie szos:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Słynne autobusy "collectivo":
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Inne maszyny:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po ulicach poruszają się głównie żółte, małe taksówki:
Obrazek

Obrazek

Na ulicach królują auta koreańskie, Hyundaye, Kia, Daewoo. Można trafić na Renault...benzyna sprzedawana jest na galony. Jest też LPG, ale jakieś dziwne konstrukcje, gdyż gaz wlewany jest od przodu. Raz jadąc taksówką kierowca zabrał nas na stację benzynową. Tankując gaz musiał otworzyć przednią maskę :).
Ostatnio edytowano 01.03.2012 12:31 przez RobCRO, łącznie edytowano 1 raz
maslinka
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 15078
Dołączył(a): 02.08.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) maslinka » 21.08.2011 13:54

Robercie, jasne, że jestem z Wami!
Tylko często trudno mi napisać jakiś sensowny komentarz poza: Jak tam pięknie!
To dla mnie kompletnie obcy świat. Na pewno łatwiej jest mi odnieść się do relacji z rejonów, które choć trochę znam.
Więc to, że nie komentuję, nie znaczy, że nie zaglądam i nie podziwiam :D

Pozdrawiam :papa:
Tymona
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2140
Dołączył(a): 18.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tymona » 24.08.2011 08:49

No fajne te ciężarówy, ale..... buty fajniejsze :wink: :lol:

No i miałam zapytać co to to "aguardiente" , ale.. już wiem (o, potęgo googla!) :D

No i wielkie dzięki za czas poświęcony na pokazywanie nam świata :D

pozdrawiam
:D
Lidia K
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3519
Dołączył(a): 09.10.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Lidia K » 24.08.2011 09:48

Spodobało mi się w Kolumbii. Było tu wszystko co najbardziej lubię, góry i morze, a nawet widoczki z góry na Bogotę. Ciekawe czy taki Kolumbijczyk gdyby przyjechał do Polski zobaczyłby nasz kraj jako szary, ponury, smutny bo skoro ja widzę ich kraj dokładnie odwrotnie bardzo kolorowy i przez to tak inny to pewnie oni by widzieli go odwrotnie.
Same taksówki krążą po mieście i najróżniejsze ciężarówki ? Co prawda piszesz, że najwięcej jest koreańskich aut ale .... na zdjęciach ich nie widzę.

Dzięki za przybliżenie bardzo odległych miejsc na ziemi. :D :D :D
Chociaż 6 godzin różnicy w czasie to nie 12 godzin.

Pojadę na wycieczkę rowerową. A czy dotrzymam kroku, wątpię :?

Pozdrawiam
Lidia
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 27.08.2011 15:22

Podsumowanie/ Uwagi

Zgodnie z danym słowem pokusiliśmy się o kilka słów podsumowania. To będzie trochę nasza subiektywna opinia, ale także zbiór linków, które mogą się przydać każdemu, kto chciałby zwiedzić ten kraj w Ameryce Południowej.

Do Kolumbii lecieliśmy z obawami. Przede wszystkim, to była nasza pierwsza tak daleka wyprawa. Po drugie, tyle się o tym kraju naczytaliśmy, że strach się było bać, ale nie prowokowaliśmy losu, jedynie narażaliśmy się na niebezpieczeństwo podróżując nocą. Ale, było to trochę wymuszone chęcią zaoszczędzenia i czasu i pieniędzy. Podobno, zdarzają się przypadki napadania przez FARC (czy inne uzbrojone bandy) na nocne autobusy. Jeden raz nocą zaliczyliśmy kontrolę policji na trasie Cartagena - Bogota (tubylcom zabrali dokumenty i coś klepali w komputerach a nam tylko spojrzeli w paszporty). I jeden raz na trasie w ciągu dnia mieliśmy kontrolę "osobistą". Policji ogólnie sporo...raz na murach Cartageny jeden z nich podszedł do nas i łamaną angielszczyzną poprosił byśmy zrobili sobie z nim zdjęcie. Jaka inicjatywa :). Sporo mundurowych kręciło się po Guican i w Kanwarze...Stróżów prawa nie widzieliśmy w Tayronie.

Szkoda, że nie udało się nam wygospodarować więcej czasu na Kolumbię, łyknęliśmy tylko cząstkę atrakcji, jakie oferuje ten kraj. Z powodów czasowych z pierwotnego planu wykasowaliśmy już w czasie podróży dwa miejsca - Kanion Chicamocha i skałę El Penol. Zupełnie odpuściliśmy południe kraju - amazońską dżunglę oraz atrakcje typu Villa de Leyva, Mompox, wulkany Nevado del Ruiz i inne.

Język - z angielskim za daleko się nie zajedzie tzn. komunikacji z tubylcami się nie uświadczy. Niewiele osób zna angielski, albo my na takie natrafialiśmy. Mieliśmy naprawdę sporo szczęścia, że najpierw pomagał nam Amerykanin Christoph a potem Holenderki. One naprawdę uratowały nam sporo czasu w tej Soacie. Nie jestem wcale przekonany, czy sami dalibyśmy radę opuścić to miasteczko...może i tak, ale trwałoby to zdecydowanie dłużej. Nie ma bata, trzeba się zacząć uczyć języka Cervantesa :).

Tubylcy - natrafiliśmy na samych pozytywnie nastawionych. Już na początku na dworcu pomogli nam z autobusem do Guican. Mogli nas "olać" i zostawić na dworcu z biletami w ręku...a zrobili taką akcję, że wielki plus dla nich :). W Kanwarze żołnierze chętnie rozmawiali z nami, częstowali kawą...nie odczuliśmy też, że gdzieś chcą nas przekręcić. Pewnie przepłacaliśmy po kilka zielonych, ale ogólnie mieliśmy wrażenie, że płaciliśmy tyle, ile trzeba. Z braku znajomości języka nie było szans na nawiązanie bliższych znajomości.

Przewodniki - niestety, nie ma w zasadzie żadnego przewodnika w języku polskim L. Bazować trzeba na źródłach anglojęzycznych (Lonely Planet ma takowy przewodnik, ale go nie kupowaliśmy) i na tym, co jest w internecie. Sporo informacji o kraju można znaleźć tutaj. Gdyby jednak były jakieś pytania dotyczące turystyki, to można napisać pod ten adres: adres e-mail widoczny tylko dla zalogowanych na cro.pl Zawsze przychodziła w miarę konkretna odpowiedź :). Sporo ciekawych informacji, jest też tutaj i tutaj.

Znaczącym problemem jest komunikacja i transport wewnątrz kraju. Nie chodzi o to, że jest mało połączeń. Nie, jest ich bardzo wiele, ale niestety różne źródła podają różne czasy odjazdów autobusów. W Kolumbii jest sporo przewoźników i każdy ma swój rozkład jazdy. Tutaj linki do niektórych przewoźników:
Cootrans

Expreso Brasilia

Coflonorte

Berlinas

ogólnie o transporcie

W kilku miejscach na forach podana była informacja, że niekiedy warto skorzystać z przelotów wewnątrz kraju. Podobno, cenowo nie tak drożej jak autobus a szybciej i bezpieczniej.

Nie jest łatwo poruszać się w kolumbijskich miastach, przynajmniej, w których byliśmy (Bogota, Cartagena). Rzadko która ulica ma nazwę "czegoś/ kogoś- tam". Tam są specjalne oznaczenia na ulice przebiegające z południa na północ, z zachodu na wschód i skośnie do wyżej wymienionych - z hiszpańskiego są to carreras, calles, diagonales i transversales. I adresy mają dziwne oznaczenia...

Obrazek

Z innych ciekawostek, to w Bogocie widzieliśmy ulice, na których były tylko sklepy sportowe, z kolei na innej ulicy np. same sklepy optyczne. Ciekawe, bo nie trzeba latać po całym mieście i patrzeć, kto i co ma i za jaką cenę. Tak, wszystko pod ręką...do wyboru i do koloru :).

Noclegi - jechaliśmy raczej w popularne na forum "ciemno". Zaklepaliśmy jedynie sobie noclegi w schroniskach w Bogocie i Cartagenie w Casa Venecia. Platypus w Bogocie miewa spore obłożenie i lepiej nocleg zarezerwować u nich wcześniej...W domkach w El Cocuy nie było problemów. Zwykle jakiś domek był pusty a i jakby co, to kogoś mogą dokwaterować, bo domki są pojemne. W Tayronie sporo hamaków zawsze było wolnych. Bez problemu nocleg by się znalazł :).

Walutą obowiązującą w Kolumbii jest "peso". W kantorze dostawaliśmy 1800 peso za 1 dolara. Warto uważać, bo znaczek dolara i peso jest w zasadzie taki sam. Ceny - podobne jak u nas. W jednych miejscach np. Tayrona ceny wysokie, nawet jak na wschodnioeuropejską kieszeń. W innych miejscach taniej. Noclegi przeciętnie ok. 20.000 COP (najtaniej było w Guican, bo po 8.000 COP). Wyżywienie, danie dnia zwykle ok. 5.000 COP...piwo, a to różnie, można się go napić i za 3.000 COP, ale też np. na murach Cartageny kosztowało już 7.000 COP.

Warto też pamiętać, że w Kolumbii nie ma za dużo kantorów. Wtedy pozostaje bankomat, ale np. Pawłowi karta nie działała. Z mojej udało się pobrać peso. Przelicznik wyszedł tak jak w kantorze (+/-). W sklepach dobre zaopatrzenie. I jak coś, to można kupować na ulicach jakieś owoce, soki :).

Hitem też są "stoiska" z komórkami. Ci, co nie mają swoich telefonów, mogą telefon "wypożyczyć" i zatelefonować :).

Obrazek

Tak na marginesie, często nie mieliśmy w naszych komórkach zasięgu, zwłaszcza w górach i nad morzem. Być może wynika to z faktu, iż Kolumbia używa innego systemu. W miastach zasięg był...

Gdyby ktoś miał wszelkie pytania dot. Kolumbii, chętnie odpowiemy...i dziękujemy wszystkim za wędrówkę z nami po tym zakątku świata.

PS Magda, butów nie kupowaliśmy, ale inne pamiątki tak :). Swetry z alpagi, torby, koszulki...

PS Lidio, taksówki, jak się przyjrzeć, to przemysł koreański - Hyunday, Kia, Deawoo. Czasami trafiło się jakieś Renault. Marki typu Mercedec czy Volkswagen w zasadzie niezauważalne. Trudno powiedzieć, jakby Kolumbijczyk odbierał Polskę. Pewnie, gdyby chodził tylko po centrum największych miast, to stwierdziłby, że tu to jest "Zachód". A czy to prawda?

PS Wycieczka rowerowa już niedługo...tempo będzie spokojne :).
Ostatnio edytowano 01.03.2012 12:32 przez RobCRO, łącznie edytowano 1 raz
dangol
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 13022
Dołączył(a): 29.06.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) dangol » 27.08.2011 18:28

Jak spokojne, to może i ja nadążę :lol: :D

Jeszcze raz dzięki za wspaniałą egzotyczną wyprawę 8)
nomad
Cromaniak
Posty: 656
Dołączył(a): 06.10.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) nomad » 28.08.2011 21:30

RobCRO nie było przywitania, ale przecież i bez pożegnania można zaglądać do istniejących relacji.
Nie jesteś ostatni, że zamknięta relacja będzie otwarta na późniejsze wizyty kogoś, kto skorzysta z porad.

Fajna przygoda.
Wiem, szkoda czasem tych warunków pogodowych, ale pomimo tych licznych górskich odwrotów to i tak było bogato w doznania.
Teraz to chyba nic nie jest Wam straszne.
Mam na myśli różne zakątki świata i warunki.

Przyznaję, że nie zawsze mam czas aby przeczytać wszystkie zaległe relacje nawet tego samego autora, u którego zaznaczyłem to postem w chociaż jednej z jego relacji.
Jest tutaj wiele osób, które mają nie jedną ciekawą relację w swoich zbiorach i do wielu autorów jeszcze nie dotarłem, ale uważam, że zawsze jest na to czas, aby wyrazić swoje uznanie.

Pozdrawiam Ciebie i całą ekipę również, bo wspólnie stworzyliście sobie wspaniałe wspomnienia. :)
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 30.08.2011 18:12

Kwietniowe krasnale

Po wyprawie na koniec świata wybraliśmy się do jednego z naszych ulubionych miast w Polsce - Wrocławia. Oczywiście w celu "upolowania jak największej liczby krasnali".

Do stolicy Dolnego Śląska dojechaliśmy cało i bezpiecznie. Ruchem kolejowym kieruje niezawodny:

Obrazek
...tylko Panie Kolejarzu kiedy we Wrocku dworzec główny będzie gotowy?

Obrazek
Freudek przetłumaczy nasze sny lepiej niż niejeden sennik :)

Obrazek
Widać, że i krasnale się rozmnażają...Opiekunek i Krasnomaleństwo

Obrazek
Chirurg nastawi kości...

Obrazek
Kapitan z Nereidy w rejs zabierze i nas de facto gratisowo zabrał :). Dzięki ci za to kapitanie!
Obrazek
Wiola z Kapitanem

Obrazek
Wiola & Robert na pokładzie statku...

Obrazek
Wrocław z pokładu Nereidy
Obrazek

Obrazek
Ostrów Tumski

Obrazek
Mój ulubiony - Piastosław I Złocisty :).

Obrazek
Dobrego piwa nigdy dość :)

Obrazek
Motocyklista zawsze daleko zajedzie...

Kolejny mój faworyt...WKS, WKS, WKS...
Obrazek
Ślązak
Obrazek

Obrazek

Obrazek
Tutaj EURO 2012? Niemożliwe...

Obrazek
Narcyś...to ja Narcyś się nazywam :)

We Wrocku ujrzeliśmy również coś takiego:
Obrazek

Obrazek

...i to jest naprawdę "coś" czyli "Pociąg do nieba".

75-tonowa, zabytkowa lokomotywa TY2-1035 przyjechała do Wrocławia w nocy z 21 na 22 czerwca i trafiła na pl. Strzegomski. I robi niesamowite wrażenie...Tutaj krótka relacja z montażu pomnika.

Samo miasto po wichurze, która była dzień wcześniej, prezentowało się bardzo ładnie:
Obrazek

Obrazek
Tam na wieży podobno też jest krasnal...

Rynek:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I z pewnością jeszcze niejeden raz do Wrocka wrócimy. A i lista krasnali rośnie...

PS Danusiu...obiecuję, że kolejny odcinek będzie rowerowy :)

PS Nomad, dzięki za miły wpis. Tak, mamy dużo szacunku do gór i potrafimy się wycofać. Potrafimy też docenić ich piękno. Tak przy okazji, widziałem Twoje Teide. Robi wrażenie i jest też gdzieś na naszej liście...i już na koniec pozdrawiam "ziomka" z zachodniopomorskiego (taka mała prywata).
Ostatnio edytowano 01.03.2012 12:33 przez RobCRO, łącznie edytowano 6 razy
dangol
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 13022
Dołączył(a): 29.06.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) dangol » 30.08.2011 20:42

Wrocławskie Krasnale poznaliście o wiele lepiej niż my :oops: , mieszkańcy... Na początku, jak zaczęły się pojawiać, próbowałam na bieżąco śledzić stworki, ale... no, cóż!

A te rowery to będą nasze miejskie :wink: , czy też ruszacie w plener 8) ?
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Relacje wielokrajowe - wycieczki objazdowe



cron
Podróże RobaCRO - Lutalicy iz Novogardu - strona 39
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone