Sławkowski Szczyt
I znów dzień zaczął się wg stałego schematu - pobudka, energetyczne śniadanie i na szlak. Paweł ponownie musiał skrobać szyby. Noc była mroźna. Może nawet bardziej niż poprzednia...
Tym razem udaliśmy się do Starego Smokovca - największej miejscowości ze wszystkich Smokovców (jest jeszcze Górny, Dolny czy też Nowy Smokovec) i chyba najładniejszej. Miasteczko ma klimat niemieckiego kurortu - przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Taki typ budownictwa...Auto zostawiliśmy na płatnym parkingu (coś ok. 5 E za cały dzień. Oj, cenią się cenią bracia Słowacy

) i zaczęliśmy szukać szlaku prowadzącego na cel naszej wycieczki - Sławkowski Szczyt.
Stary Smokovec:
Góra widoczna jest z Drogi Wolności (trasa łącząca Štrbskie Pleso z Tatrzańską Łomnicą) - dostojnie góruje nad Smokovcami i wydaje się być niemal "łagodna" i łatwa do "oswojenia" (czyt. wejścia)

. Z drugiej strony, przed wyjazdem słyszeliśmy od jednej z naszych znajomych, że szlak na Sławkowski to...najnudniejszy szlak w Tatrach. Niezrażeni, sami chcieliśmy się przekonać o prawdziwości tych słów i wyrobić własne zdanie na ten temat...
Bez problemu odnaleźliśmy niebieski szlak prowadzący na Sławkowski (Jak coś, to trzeba kierować się na kościół...) - 5 godzin

. Taki czas rzadko się widuje...czekał nas tego dnia bardzo długi marsz

. I od razu narzuciliśmy dobre tempo. Nie to, że czas nas gonił, ale dlatego, że było po prostu bardzo zimno i musieliśmy się rozgrzać. Zęby dosłownie szczękały

. Brrr...
Daleko od szczytu...bardzo nawet daleko
Bliżej...
Początek szlaku nie był szczególnie widokowy - wiódł przez las (o dziwo, gdzieniegdzie jeszcze trochę lasu w słowackich Tatrach się ostało). Czasami tylko mieliśmy ładny widok na Tatry Niżne schowane we mgle.
Poranek w Tatrach:
Pachnie jesienią...
..i Pani Jesień w Tatrach
Dopiero, gdy doszliśmy do punktu widokowego na 1550m. ukazał się nam widok m.in. na Łomnicę

- drugi co do wysokości szczyt w Tatrach (2634m). Jej potężne ściany zrobiły na nas spore wrażenie. Ten punkt widokowy to była platforma widokowa na krawędzi Sławkowskiego Grzebienia nazywana "Maksymilianką" na cześć Maximiliana Weisza, który w latach 1901-1908 w znacznej części własnym kosztem wybudował szlak turystyczny na szczyt.
Pierwsze spojrzenie na Łomnicę:
...i w zbliżeniu
Bradavica (Staroleśny Szczyt)
Wiola studiuje tablicę...
Widok na Łomnicę towarzyszył nam w sumie do samego końca wycieczki...Spoglądaliśmy też na Niżne Tatry - szczyty wystające z chmur a doliny pod nimi wciąż były schowane pod chmurzastą powłoką

. Bardzo ładnie to wyglądało...Próbowaliśmy też znaleźć Ďumbiera, ale to się nam chyba nie udało...bo za niego braliśmy taką dość wysoką górę z krzyżem położoną niemal na prosto od nas. Później z Pawłem po analizie mapy stwierdziliśmy, że to raczej nie mógł być najwyższy szczyt Niżnych Tatr.
Na trasie:
W stronę Królewskiego Nosa
Ikar...
Spojrzenie na Smokovce
Po szlaku oprócz nas poruszało się trochę osób...ale żadne kolejki się nie tworzyły

. Pogoda dopisywała. Poranny chłód ustąpił przyjemnej temperaturze, w której spacer po górach był samą radością

. Oczy dalej napawały się pięknymi widokami - groził nam prawdziwy wytrzeszcz oczu

. Im wyżej, tym lepszy widok na Tatry a także na tatrzańskie doliny

.
Znów trafiliśmy na kozicę. Tym razem, to Paweł ją wypatrzył. Pewnie, gdybyśmy wszyscy szli równym tempem, to kozica nie zostałaby wypatrzona. A tak, Paweł oglądał się za nami i dojrzał tatrzańskie żyjątko między skałami.
Kozica:
Mieliśmy nadzieję, że zdjęcie z kozicą da nam trochę punktów w cro-maniackim konkursie. Co by nie mówić, to trudno "ustrzelić" kozicę...a ta nam pięknie pozowała

.
Do Królewskiego Nosa (Kralovsky Nos - 2273m) szlak prowadził po głazach - bez żadnych trudności technicznych. Trochę trudniej mieliśmy od Królewskiego Nosa. Najpierw trochę pogubiliśmy się wśród skał i trafiliśmy na zmrożony śnieg. To był dość niebezpieczny odcinek trawersu w takich warunkach. A potem musieliśmy iść po piargu. O ile przy podejściu nie stanowiło to problemu, to przy zejściu było już gorzej...Sama końcówka podejścia, to spacer po dużych głazach.
Pierwsze widoki na Staroleśną Dolinę:
Jeden ze stawów...
...i w stronę gór wysokich.
...zacienionych, zimowych
Na szczycie (2452m) zameldowaliśmy się ok. południa. Mieliśmy dobre tempo, zważywszy na wszystkie przerwy na fotografowanie

. Ludzi było trochę, ale Sławkowski jest dość "rozłożysty" w przeciwieństwie np. do Koprowego, więc dla każdego było wygodne miejsce

.
W dalekiej przeszłości Sławkowski Szczyt był uważany za najwyższy szczyt w Tatrach. Twierdzono też, że szczyt miał rozpaść się 9 sierpnia 1662 podczas trzęsienia ziemi, przez co wierzchołek straciłby ok. 300 m. Śladem obrywów skalnych miały być rumowiska na stokach góry. Hipoteza ta nie została jednak potwierdzona przez badania naukowe.
Panorama widokowa ze Sławkowskiego Szczytu "powaliła" nas - szczególnie dobrze prezentowała się Dolina Staroleśna (Velka Studena Dolina) i jej otoczenie z niemal wszystkimi licznymi Staroleśnymi Stawami (najliczniejsza w całych Tatrach grupa stawów w jednej dolinie).
Widoczne były również szczyty Tatr Wysokich - m.in. Gerlach, Wysoka, zdobyta dzień wcześniej Mała Wysoka, Rysy, Orla Perć, Świnica, Lodowy Szczyt, Baranie Rogi, Łomnica...i po drugiej stronie Niżne Tatry

. Chyba tylko Krywania brakowałoby w tym spisie...
Widoki ze szczytu:
Staroleśny Szczyt (na pierwszym planie), w tle Mała Wysoka
A tu pewnie Świnica, Zawrat i Kozi Wierch
Jak zawsze niepozorny Gerlach
Gerlach, Staroleśny Szczyt...
Wysoka i Rysy
Lodowy Szczyt
Zoomowanie na Tatry Zachodnie
Królowa Beskidów - Babia Góra
Staroleśna Dolina:
Jaworowe Szczyty: od lewej - Mały, Pośredni, Wielki...w dole Zmarzły Staw Staroleśny
Staroleśne Stawy
Zbójnickie schronisko (Zbojnicka Chata)
Wiola
Robert
Razem
...i co my tu widzimy?
Na Sławkowskim spędziliśmy około dwóch godzin. Wypoczywaliśmy, zjedliśmy kanapki, porobiliśmy zdjęcia. Trzech Słowaków poprosiło mnie o zrobienie im wspólnego zdjęcia. Po pierwszym poprosili o drugie = to ja im odpowiedziałem, że zrobię im trzecie, żeby każdy miał po jednym

. Śmialiśmy się wszyscy z tego dobrych kilka minut...
Jak wspomniałem wyżej zejście ze Sławkowskiego nie było już tak przyjemne. Po pierwsze, piarg obsuwał się spod nóg i łatwo było wywinąć "orzełka" - co prawda nie groziło to spadnięciem w przepaść, ale wiadomo żaden upadek przyjemny nie jest. Po drugie, w niższej partii za Królewskim Nosem szlak łatwo było zgubić. I tak, raz "uratowałem" dwóch turystów, którzy szli przed nami. Zeszli niżej po kamieniach, gdzie nie było szlaku - ja szedłem za nimi i w pewnym momencie zobaczyłem oznaczenie szlaku na skale po przekątnej w dość dużej odległości ode mnie. Krzyknąłem do nich i zawróciliśmy. Kto wie, gdzie by zawędrowali, gdybyśmy szli dalej od nich...ale trochę dalej, to ja się zapędziłem i Wiola musiała wskazać mi właściwy szlak.
Obserwowaliśmy też kolejkę wjeżdżającą na Łomnicę...i w naszych głowach zrodził się pomysł skorzystania z jej usług dnia następnego

. Dlatego po zejściu na dół podjechaliśmy na mały rekonesans do Łomnicy. Spojrzeliśmy na rozkład jazdy, cennik i stwierdziliśmy, że na kwaterze przedyskutujemy, co zrobić z ostatnim dniem na Słowacji.
Łomnicka kolejka
Teoria naszej znajomej, że szlak na Sławkowski jest najnudniejszy nie znajdywał wg nas pokrycia w rzeczywistości. Ale, o gustach się nie dyskutuje...ja ten szlak mogę śmiało polecić każdemu, kto ma dobrą kondycję i chciałby podziwiać tatrzańskie krajobrazy

. Naprawdę, jest na co popatrzeć

.
Wieczór spędzaliśmy tradycyjnie na sali telewizyjnej...kuchnia została opanowana przez "hordę" Hunów

. Spora grupa Węgrów zajęła pokoje obok nas. Na chwilkę zajrzał do nas Czech...a my debatowaliśmy, co robić w sobotę. Wiola i Paweł optowali za Łomnicą, a ja za Niżnymi Tatrami. Uważałem, że na Łomnicę mamy czas i nie chcę się czuć jak niemiecki emeryt. Ale, zostałem przegłosowany i w końcu sam przekonałem się do tego pomysłu. Bo skoro taka pewna pogoda, to widok z Łomnicy musi być powalający...a słyszeliśmy o przypadkach, że ludzie wjeżdżali w zupełne mleko i nie mieli żadnych widoków. A ze względu na cenę (wszystkie 4 przejazdy kosztują ponad 30E - wcale nie mały wydatek) trzeba mieć pewność co do pogody...Poza tym, nie mieliśmy do dyspozycji całego dnia, bo popołudniu musieliśmy być już w Bielsku.
Plan na sobotę został więc ustalony. Mogliśmy iść spać...
PS Nata, Sławek, przy najbliższej okazji pozdrowimy jakieś - mam nadzieję, że nie byle jakie postrzępione góry od Was...
PS Kulki...pogoda często bywa zmienna i zdradliwa w górach. Nas zima zaskoczyła we wrześniu, miesiąc później było po prostu prześlicznie i tak jesiennie. Fajnie, że zaglądacie i czytacie...

. Zapraszamy na kolejny odcinek.