Odcinek VII - "Królewski" dzień - Doliny, wąwozy...viva rex Mohammed VI
Nowy dzień w Maroku zapowiadał się dla nas bardzo pracowicie. Zaplanowaliśmy zwiedzenie dwóch ciekawych miejsc - Doliny Dades oraz Wąwozu Todra oraz dojazd do Merzougi, która stanowi świetny punkt wypadowy na pustynię Erg Chebbi.
W nocy spało się nam dobrze, choć było nieco chłodno...a nawoływania muezinów nie były szczególnie głośne. Byliśmy wyspani i mogliśmy rozpocząć dzień, który obfitował w różne, interesujące atrakcje (niektóre zupełnie nieoczekiwane
). Ale, po kolei...
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od przejazdu przez Dolinę Dades. Z Boumalne du Dades jak sama nazwa miasteczka wskazuje nie może być do niej daleko
. Zaczyna się ona praktycznie w samym miasteczku nieco w bok od drogi nr 10 Ouarzazate - Errachidia.
Droga przez dolinę...
Różne formy skalne
Słynne bramy...takich pełno na trasie
Robimy przerwę na fotki...
Dolina wije się pomiędzy szczytami Atlasu Wysokiego - po drodze mija się gaje migdałowców i drzew figowych, cudowne formacje skalne oraz robiące wrażenie kazby i ksary przez 25 km do Ait Udinaru, gdzie przełom zwęża się gwałtownie i rzeka płynie przy samej drodze.
Jedna z kazb...
Początkowo droga biegnąca dolinką prowadzi po prostym, ale jej końcowy odcinek to piękna serpentyna. Auto trochę musi się namęczyć by ją pokonać
. Ale, zapewniam, że warto
. Choć, gdy dojechaliśmy na szczyt wzniesienia, było nieziemsko zimno, a słońce co dopiero zaczęło wschodzić za szczytów Atlasu. Poranki w Maroku naprawdę bywają chłodne...i co już nas nie zaskoczyło, krajobrazy, co kilka kilometrów zmieniały się niesamowicie.
Wschód słońca w Atlasie
Serpentynka:
Przez chwilkę zastanawialiśmy się, czy może nie warto było przejechać całej doliny i wjechać w Wąwóz Todra od strony Msemrir, ale po konsultacjach z tubylcami, zrezygnowaliśmy z tego pomysłu. Marokańczycy poinformowali nas, że dalej droga nadaje się do jazdy samochodami 4 x 4, ew. dla piechurów
.
Wracaliśmy więc tą samą drogą przez Boumalne, skąd musieliśmy dojechać do Tinerhir znajdujące się ok. 30 km dalej. Niestety, tak byliśmy zaaferowani krajobrazami, że nie spoglądaliśmy na mapę
. Co prawda, po drodze widzieliśmy co trzeba przyznać, bardzo niewyraźny drogowskaz z napisem coś a'la "Toughra", ale nie przypuszczaliśmy, że to tam powinniśmy skręcić. Duża w tym moja wina, bo to mi szczególnie zdawało się, że to zły kierunek. W efekcie tracąc cenny czas zajechaliśmy za daleko stojąc jeszcze dodatkowo w małym korku spowodowanym przez...manewry wojskowe. Pewnie, marokańska gwardia szykowała się do pozorowanego ataku na czającego się za górami wroga (mają coś tam na pieńku z Algierią)
. Później, poznaliśmy, jak się nam zdaje, rzeczywisty powód ruchów królewskiej armii Maroka.
imagesh/15313/dscf9626.jpg
Twierdza - uwiecznione w drodze do Todry
Niestety, lub "stety" widziany wcześniej drogowskaz prowadził we właściwym kierunku. 15 km od Tinerhiru, na końcu żyznej doliny pełnej gajów palmowych i berberyjskich wiosek, ciągnie się przełom Todry, otoczony stromymi szczytami (300 m wysokości i 10 m szerokości w najwęższym punkcie), oddzielający Atlas Wysoki od Jbel Sarhro (słynny pustynny płaskowyż - tam występuje kamienista pustynia zwana hamadą). Dnem doliny płynie kryształowo czysta rzeka. Przed wejściem do wąwozu (wstęp bezpłatny, ale kasują za parking 5dh) wstąpiliśmy na kawę, colę...
Nasza ekipa, od lewej: Gabi, Robert, Wiola, Maciek, Paweł
Po ugaszeniu pragnienia zrobiliśmy sobie spacer wąwozem. Jego najważniejszy odcinek da się przejść bardzo szybko. Spacer pomiędzy ścianami przy dźwiękach szumiącego potoku jest bardzo przyjemny. W Todrze coraz popularniejsze staje się ostatnio uprawianie wspinaczki na pionowych ścianach nad przełomem. Akurat trafiliśmy na turystów próbujących tej trudnej sztuki. Wg miejscowych sprzedawców pamiątek byli to...Polacy
. Nasi są wszędzie
. Jak nie na rowerach, to na górskich szlakach, to wspinają się...
Wejście do wąwozu...
Popularny środek transportu...
Todra:
Polska ekspedycja wspinaczkowa...
Typowa marokańska pralnia
Daliśmy się też namówić na zakup chust. Młody sprzedawca zaproponował nam chusty po 1 euro/ sztuka. Przystaliśmy na jego propozycję - już nawet zaczął nas w te różnokolorowe chusty owijać. Gdy doszło już do sfinalizowania transakcji, młody pobiegł chyba po swojego zwierzchnika i wtedy nagle cena podskoczyła do 5 Euro
. Zrezygnowaliśmy z zakupu...ale przymiarki mamy uwidocznione na fotografiach
.
Maciek
Robert
Wiola, w tle górka, na którą wspinali się nasi rodacy
Wiola & Robert
Wracając z Todry na chwilkę zatrzymaliśmy się na uwiecznienie pięknych (a jakże) widoków Atlasu, gaju palmowego i kazby...oczywiście turyści zaraz wzbudzili zainteresowanie. Na hasło, że w planach mamy pustynię, zaproponowali nam swoje camele. Grzecznie odpowiedzieliśmy, że już mamy rezerwację - wtedy zaproponowali to samo za 250 dh (tamten z Boumalne chciał 300 dh). Na wszelki wzięliśmy wypadek namiary...
Zwiedzenie doliny Dades i wąwozu Todra zajęło nam trochę czasu...a do pokonania był jeszcze spory odcinek. Spodziewaliśmy się, że pomimo wszystko na 17 do Merzougi powinniśmy w miarę spokojnie dotrzeć. Nie spodziewaliśmy się jednak, że ten dzień przyniesie nam nieoczekiwaną niespodziankę.
Wiola i Maciek prowadzą negocjacje
Marokański "rumak"
Stalowy rumak
Już w drodze do Tinerhir zastanowili nas policjanci stojący przy drodze (na oko tak co 500 metrów)...nie wyglądali na obstawę wspomnianych wcześniej manewrów wojskowych. Szykowało się "coś" innego...a gdy w Tinejdad chcieliśmy wjechać w boczną drogę do Erfoud, jeden z policjantów stanowczym ruchem nakazał się nam zatrzymać. Po krótkiej rozmowie poproszono nas o zjechanie na stację benzynową. Wtedy mieliśmy pewność, że dzieje się coś ważnego, choć początkowo sądziliśmy, że jest to może jakiś rajd czy wyścig ew. że będzie to jakaś rządowa kolumna.
Tinejdad...
Na stacji straciliśmy około godziny, ale pozwolono nam jechać dalej
...Nie ujechaliśmy za daleko. Kolejna blokada i znów musieliśmy zjechać na przypadkowy parking. Z zainteresowaniem dołączyliśmy do korowodu tubylców stojącego wzdłuż drogi. Gdy Wiola zaczęła rozmawiać z jednym z policjantów, wszystko się wyjaśniło. Tabuny ludzi czekały na przejazd...króla Maroka
. Teraz wszystko stało się jasne, po co te manewry, policjanci przy drodze (zapewniamy Was, że były ich setki...), flagi na każdym słupie, ozdobione bramy na drodze i w miastach. Wszystko na przejazd Mohammeda VI - króla Maroka. Mohammed VI jest władcą z dynastii Alawitów, synem swojego poprzednika Hassana II. Na tron wstąpił w 1999r. W porównaniu do ojca, Mohammed VI stawia na bardziej liberalną politykę. Ma tylko jedną żonę (inny tubylec przekazał nam, że żona króla jest w stanie błogosławionym
- wg informacji, będzie to trzeci potomek. Pierworodny syn został już namaszczony na następcę i będzie nosił imię Hassan III
). Mohammed VI przeprowadził szereg reform, choć z różnych źródeł wiemy, że dużo nadal jest do zrobienia w kwestii stosunków arabsko- berberyjskich (Berberowie stanowią zdecydowaną większość mieszkańców kraju). Nie będziemy tu jednak pisać o polityce
. I tak jest jej za dużo na forum...w późniejszych rozmowach przypuszczaliśmy, że król zapędził się w te strony na objazd kraju. Akurat zbliżała się, co prawda nieokrągła, bo 53 rocznica uzyskania niepodległości (18 listopada - tak jak moje urodziny
). Być może to taka tradycja, że król raz na rok odwiedza różne zakątki swojego królestwa...tego nie wiemy.
Za punkt obserwacyjny wzięliśmy stolik w restauracji przy stacji benzynowej. Siedzieliśmy sobie popijając kawę czy tradycyjną herbatę...tak przy okazji, nie wiem, czy na wszystkich stacjach, ale na tej akurat było pomieszczenie do modlitwy. Salat muzułmanie muszą odmawiać 5 razy dziennie i może się przecież zdarzyć, że taki obowiązek będzie trzeba spełnić na stacji benzynowej.
Królewska kolumna to dziesiątki samochodów...i powietrzne patrole z pokładów śmigłowców. Nas bardzo zaskoczyło, że król...sam prowadził swoje auto
. To też zdecydowanie odmienne zachowanie od naszych standardów. Zdjęć nie porobiliśmy za dużo, gdyż jeden z porządkowych biegał z okrzykiem na ustach "no foto".
Brama w Erfoud z wielką podobizną króla Mohammeda VI
Przejazd króla trwał kilka sekund...ale zanim nas wypuścili, minęło sporo czasu. Było już niemal przesądzone, że do Merzougi na 17 nie dojedziemy
. Szkoda, bo mieliśmy w planie dotrzeć na pustynię przy zachodzącym słońcu. Jeszcze w Erfoud straciliśmy kilka minut błądząc po uliczkach miasta. Uparliśmy się na dojazd na pustynię jakąś boczną dróżką - zamiast wybrać dłuższą, acz lepiej oznaczoną drogę. W efekcie młody tubylec na rowerze poprowadził nas na tą oznaczoną drogę
.
Do Merzougi było już niedaleko - podziwialiśmy zachodzące słońce i zastanawialiśmy się, czy nasz znajomy z Boumalne du Dades będzie na nas czekał. Gdy dojechaliśmy do Rissani tradycyjnie błądząc w uliczkach miasteczka, jakiś jeep na angielskich blachach zaczął nam dawać sygnały świetlne. Początkowo, zignorowaliśmy go, no bo wiadomo, po jakie licho chce nas zatrzymać. Na marokańską policję, to nie wyglądali
. Jeep ruszył za nami ciągle mrugając światłami...trochę nam podskoczyła adrenalina. W końcu postanowiliśmy się zatrzymać - jakby co, to łatwo się nie poddamy
. I co się okazało? Ludzie z jeepa reprezentują firmę
Soleil Bleu od tego kolesia z Boumalne
. Dla nas było to sporym zaskoczeniem, że tyle na nas "czatowali" - pewnie tamten podał im numer naszej tablicy rejestracyjnej i po niej nas poznali. Wiola zaczęła z gościem z jeepa rozmawiać i poinformowała go, że w Todrze zaoferowali nam wycieczkę na pustynię za niższą cenę. Ten choć niechętnie zgodził się na 250 dh
. Coś tam mówił, że skoro po sezonie i 5 osób, to taka cena jest dla niego do przyjęcia. Dla nas w sumie mniej istotne było, kto wycieczkę organizuje a co miało być uwzględnione w uzgodnionej cenie - przejazd na wielbłądach na pustynię i z powrotem, tadżin na kolację, nocleg na pustyni i śniadanie w bazie
.
Po dograniu detali pojechaliśmy za jeepem do bazy - schroniska znajdującego się w bliskiej okolicy Merzougi. Dotarliśmy tam już, gdy było zupełnie ciemno. Mieliśmy do wyboru - albo zostać w bazie albo ruszyć przepięknie rozświetloną gwiazdami nocą w nieznane na grzbiecie wielbłądów. Po krótkiej analizie sytuacji wybraliśmy nocną podróż w głąb pustyni
.
Po przepakowaniu - na camele mogliśmy zabrać w zasadzie tylko najpotrzebniejsze rzeczy, w tym śpiwory, wodę (to, co damy radę wziąć na plecy), zaczęło się dosiadanie naszych rumaków
. Oprócz Wioli nikt wcześniej nie jechał na wielbłądzie. Przeżycie ciekawe, choć po pierwszych chwilach entuzjazmu, jego poziom malał z każdym pokonywanym metrem. Niezbyt wygodnie, a wg zapewnień mieliśmy jechać do celu około 2 godzin. Powoli zaczęliśmy modlić się, żeby ten czas minął jak najszybciej. Widoków podziwiać nie było jak, bo wokół nas panowała głęboka noc
. Pewnie niewielu turystów mogło doświadczyć nocnej jazdy po pustyni. Na szczęście, albo nasze wielbłądy wyczuły, że nam niewygodnie, albo prowadzący nas Berber zrozumiał nasze narzekania i po ok. godzinie dotarliśmy do obozowiska. Przy zejściu z rumaków musieliśmy uważać, żeby nie fiknąć do przodu:).. Dobrze było znów poczuć grunt pod nogami, co prawda miękki, ale stały
.
W obozowisku rozgościliśmy się...zajęliśmy jeden wielki namiot. Na rozgrzewkę podano nam herbatę wiadomego smaku
. W oczekiwaniu na kolację (cały dzień mało jedliśmy) trochę posiedzieliśmy na zewnątrz. Rozmawialiśmy, podziwialiśmy niebo usiane milionem gwiazd (nie liczyliśmy dokładnie
).
Tadżin podano nam do namiotu - tam wszyscy z apetytem dosiedliśmy się do wielkiej miski jedzenia
. Apetyty dopisywały. Tadżin smakował wyśmienicie i miskę opróżniliśmy do końca...przed snem rozlaliśmy sobie resztki środka profilaktycznego przywiezionego z Polski
.
Zostało nam tylko położyć się spać. Pustynny piach został obłożony matami, dostaliśmy też koce. Wskoczyliśmy w śpiwory, nakryliśmy się otrzymanymi kocami trochę obawiając się, czy nie będzie nam za zimno - wielokrotnie słyszeliśmy, że noce na pustyni bywają bardzo chłodne...wszyscy szybko zasypiamy
.
PS Tymono, większość z podanych filmów widzieliśmy - Aleksandra to nawet niedawno puszczali w TV. Ale, Babla to raczej nie widziałem za to widziała Wiola. Podobnie jak Ty gorąco mi go poleca
...a co do dzisiejszego odcinka, to w Dades czy Todra nie powstały raczej żadne filmy, o których byłoby głośno
.