Znów nie mieliśmy kłopotów z zaśnięciem. Rakija dobrze wpływa na sen

Rano pobudka i wyjazd do Albanii. Trasa nam znana z poprzedniego roku - kierunek Podgorica (na wjeździe robimy porządne zakupy na kolejne dni...), potem Tuzi i granica czarnogórsko - albańska. Bardzo miły celnik zajął się naszą odprawą. Wskazał Pawłowi - odczytując jego imię z paszportu drogę po jakże ważny kwitek umożliwiający poruszanie się po albańskich drogach. Wbił pieczątki do paszportów i "mirësevini" w Albanii - celu naszej podróży.
Po przekroczeniu granicy zaraz skontaktowałem się ze znanym z forum ks. Artanem z Koplika, z którym umówiliśmy się przy kościele w Kopliku. Znalezienie kościoła nie stanowiło żadnego problemu. Stoi on na wylocie w stronę Szkodry. Ks. Artan - to bardzo miły i pomocny człowiek. Trochę z nim porozmawialiśmy, wzięliśmy namiar na rodzinę w Boge, gdzie mieliśmy zostawić nasz samochód. Obiecaliśmy również odwiedzić księdza w drodze powrotnej z gór. Uzyskaliśmy też informację, gdzie w Kopliku możemy zamienić euro na albańskie leki (kurs 128 leków za 1 E).
Po wymianie waluty ruszyliśmy w stronę Boge - mieliśmy informacje, że droga to nowiutki asfalt, ale jednej rzeczy nie dosłyszeliśmy, że na skrzyżowaniu trzeba jechać prosto a nie skręcać w prawo.

Tutaj powinni postawić znak nakazu jazdy prosto...

Niestety, my skręciliśmy i po przejechaniu kilku kilometrów (początek drogi to taka amerykańska droga przez pustynię Nevady - długa pagórkowata prosta



Dom Preka i Hanny mieści się niemal na końcu wsi, stąd fragment musieliśmy pokonać szutrem Na spotkanie z nami wyszła Hanna. Przesympatyczna osoba, z którą chwilkę sobie porozmawialiśmy.
Przepakowaliśmy się, zaparkowaliśmy auto i mogliśmy ruszyć dalej do Thethi. Objuczeni jak woły w pełnym słońcu zaczęliśmy iść drogą - jak to nazwał Kamil najdłuższe 32 km w życiu. Coś w tym jest...Ale, chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby iść z ciężkimi plecakami w albańskim słońcu taki szmat drogi. Z drugiej strony wg uzyskanych informacji przed wyjazdem wiedzieliśmy, że poprowadzono szlak z Boge do Thethi przez góry ale i jego pokonanie z tobołkami zajęłoby pół dnia. Po drodze Wiola próbowała przekonać pewnego Albańczyka, żeby zawiózł nas do Thethi, ale ten choć był bliski przekonania, odmówił z powodu obowiązków zawodowych. Na szczęście, po przejściu dosyć krótkiego odcinka z góry zjechał Ford Transit i sam kierowca zaczął nas dopytywać, czy nie chcemy do Thethi. Oczywiście, że chcemy, gość spadł nam jak z nieba (:)), bo w takim żarze zasuwać z plecakami to samobójstwo. Po negocjacjach stanęło, że weźmie nas za 45 E. Wcześniej, ustaliliśmy, że możemy jechać za ok. 10 E/ os. Cena nam pasowała, załadowaliśmy się do busa i ruszyliśmy

Droga faktycznie niesamowita...Kamil coś Ty swojej skodzie uczynił???



Gabi i Wiola podziwiają panoramę Przeklętych + "nasz" Transit...
Nasz kierowca pokazywał nam nawet Jezercesa, ale nawet ja będący tam pierwszy raz, wiedziałem, że to co kierowca próbuje nam wmówić jako "ta Majka" tą Majką akurat nie jest. Naszego kierowcę poprosiliśmy, żeby zostawił nas pod BUFE. I dowiózł nas pod Bufe, ale do dziś nie wiemy, czy to Bufe to akurat to Bufe


...posiłek w "Bufe", w tle pewnie Maja Aljis
Nasz plan jednak na ten dzień był bardziej ambitny - chcieliśmy dojść do Buni i Gropeat. Po posiłku zaczęliśmy schodzić w dół drogi, tylko tak naprawdę, to nie wiedzieliśmy gdzie iść...zatrzymaliśmy stopa, jakaś półciężarówka wzięła nas na pakę i wysadziła na rozstaju dróg przy...mapie. Od razu wzbudziliśmy zainteresowanie dzieciaków bawiących się w pobliżu. Kiepską angielszczyzną zapraszali nas do siebie, czy to na nocleg, czy na jakieś zakupy. Studiowaliśmy też mapę, z której wynikało, że na Qafa Peje wiedzie oznakowany szlak.
Po wejściu na drogę ujrzeliśmy jeszcze znak z info, że mamy przed sobą szlak na Qafa Peje oraz Qafa Valbone

Zaczęliśmy wchodzić stopniowo coraz wyżej - zmęczenie też ostro dawało się we znaki. Paweł wyprzedził zdecydowanie nas wszystkich. Ja wlokłem się za nim, dziewczyny nieco dalej za mną. Gdy wyszliśmy z lasu, trafiliśmy na wypłaszczenie. Zaczęło się też powoli robić ciemno...dlatego postanowiliśmy rozbić nasz obóz. Hehe, na samym środku szlaku


* fotka zrobiona rano...
Po rozbiciu namiotów zrobiliśmy mały rekonesans po okolicy, zaczęliśmy studiować z Pawłem mapę, z której wynikało, że na Qafa Peje, to raczej nie idziemy. Porównując z mapą przy drodze, doszliśmy do wniosku, że poszliśmy drogą na Qafa Valbone. Stąd rozwiązanie pierwszej wątpliwości Tomka - typa - tak, Albańczycy poprowadzili ładnie oznakowany szlak z Thethi do...zakładamy, że do samej Valbony. Za co jednak nie mogę ręczyć własną głową, gdyż nasza grupa doszła nieco powyżej lasu. Ale, wydaje mi się, że zgodnie z ichnią mapą, szlak prowadzi do końca tj. do Valbony. A zachód słońca nad Przeklętymi niesamowity, widok na nasze namioty i ta cisza...piękne uczucie.

Maja Harapit w zachodzącym słońcu...

Maja ?

Maja Aljis

Maja Aljis

Thethi w dolinie...
Zrobiliśmy sobie kolację i postanowiliśmy iść szybko spać. Rano czeka na nas zejście w dół i szukanie właściwego szlaku na Qafa Peje...
PS mam małą wątpliwość, co do fotek, robiłem też fotki w drugą stronę - kierunek w stronę Valbony i być może to co biorę za Maję Aljis, de facto nią nie jest...
PS Kamil, to pewnie ci sami Węgrzy

PS Ula, deser zwykle smakuje wyśmienicie...nasz miał nieco inny smak
