PELISTER - RAKIJA SMAKUJE NAJLEPIEJ W GÓRACH...
Noc upłynęła na rozmyślaniu o dzisiejszej wyprawie, na oglądaniu mapy, na czytaniu wszystkiego, co miałem o Pelisterze. Nie było tego za dużo. W zasadzie wszystko, co miałem pochodziło ze strony summitpostu:
Pelister A tam dużo pożytecznych informacji, mapa, w zasadzie nic więcej nie potrzeba. Jest też o info o Bitoli, Ohrid etc. Trochę informacji o Pelisterze znalazłem na naszym forum, był tam niejaki "golek", trochę też było na innym forum, ale już nawet nie wiem, gdzie...z kimś z tamtego forum prowadziłem krótką korespondencję. Ot, chodziło o noclegi w tym regionie...a najwięcej jednak z mapy otrzymanej od gospodarza:
wiem, prawa autorskie...wydawco przepraszam...najwyżej wstawicie mi do paszportu Wasze "słoneczko" z napisem zakaz wjazdu do MK na okres lat 5...
Są opisy szlaków, choć te kolory zaznaczone na mapie są chyba dla zmyłki. Jak pisałem wcześniej, w zasadzie jest tylko jeden czerwony szlak...
Rano pobudkę zarządziłem sobie na 6.00, nieco przed czasem obudził mnie gospodarz - przekazałem mu wieczorem dnia poprzedniego, że rano ruszam w góry. Chyba sądził, że mogę zaspać
...po śniadaniu ruszam na szlak, gospodarz daje mi kij, podobno pomaga przy chodzeniu po górach, ja nie czułem specjalnej różnicy, ale...nie znam się na tym.
Przy wejściu do Parku tablica...po angielsku i macedońsku:
Początek szlaku dosyć łagodnie w górę. Oznaczenie dobre, choć czasami łatwo zgubić te czerwone kropki. Są na kamieniach, niestety bywają starte. Przede mną słyszę dużą grupę - są tak ok. 5 minut przede mną. Szybko ich doganiam, to "tubylcy". Idę z nimi, nie rozmawiamy...ale jak oni robią postój, to i ja...więc powoli padają pytania, a Ty skąd? Ja tam bełkoczę, że "straniec iz Polijski". Pierwsze lody zaczynają pękać. Oni idą w 8-osobowym składzie, ale wkrótce grupa dzieli się na dwie równe części. Idę z tą, która jest na czele. Rozmawiamy sobie na różne tematy. Szybko zdobywam ich "przyjaźń". Oczywiście wszystko przez lub dzięki sportowi a dokładnie to koszykówce. Przypominam im mecz kwalifikacji ME Macedonia - Polska. My przegraliśmy coś ok. 70 - 55 (szukałem na necie dokładnego wyniku, ale nie udało się...). Niejaki Petar Naumoski rzucił nam wtedy ponad 50 punktów, w zasadzie sam wygrał mecz dla Macedonii...dla Macedończyków to "ikona". Przy okazji padają inne nazwiska - Bocevski i Dimitrovski. Już wiedzą, że RobCRO to nie laik...oni też u mnie "punktują". Śpiewają mi..."Misia Uszatka"
. Super, posłuchać tej piosenki w górach dalekiej Macedonii...od tego momentu, przy każdym postoju pojawia się "ona" - rakija. Smakuje jak nigdzie indziej...ze sportu schodzimy na inne tematy. Wszyscy pochodzą z Bitoli. Idą do schroniska przy Golemo Ozero. Ja w sumie też tam idę...Jeden z Macedończyków mieszka w Australii. Świetnie zna angielski, więc z nim rozmawiam najwięcej. Z innymi porozumiewam się mieszanką polsko - chorwacko - macedońską. Ale najczęściej mówię "ne razbiram" (" nie rozumiem" przyp. autora)...choć rakija pomaga rozumieć więcej. Po drodze "wcinamy" jagody. Tych tam bardzo dużo. Dużo ludzi je tam zbiera - widzę, że robią to "automatami". U nas to zabronione, nie wiem jak tam...z czasem, powoli zbliżamy się do schroniska. Grupa zaczyna się rozciągać - w sumie spacer trwa już ok. 3-4 godzin...
zaczynamy nawet iść pojedynczo...
Wreszcie pojawia się schronisko i jezioro - jesteśmy na wysokości 2218m. Wysoko...zmienia się też nieco klimat. Robi się chłodniej, pojawiają się chmury. Ale to bardzo przyjemne miejsce. Choć jezioro nazywa się "Golemo" - "Duże", to raczej aż takie duże, to ono nie jest. Spacer wokół niego nie zająłby więcej niż 15-20 minut. Ale tego nie robię, choć obchodzę je z różnych stron...
Podobno można się kąpać w tym jeziorze, ale teraz to woda stanowczo za zimna...a z Macedończykami robię sobie piknik:
Jest bardzo miło, tylko czuję się jakbym ich "wykorzystywał" - na stole są tylko moje banany
. Ale im to nie przeszkadza, są bardzo gościnni...serwują mi również zupę. Nie wiem, co to za zupa, ale smakuje dobrze...Namawiają mnie, żeby z nimi został na noc. Inicjatywa dobra, podoba mi się, ale jest kilka "ale". Nie mam "prowiantu" - mówią, że to nie problem - mają cały plecak "wałówy". Pewnie ten drugi wypchany plecak, to sama rakija
...A po drugie, mój gospodarz bardzo by się pewnie martwił, gdybym nie wrócił na noc, a nie miałem jego numeru telefonu...żegnamy się więc, ale mówię, że odwiedzę ich schodząc ze szczytu. Dalej już idę sam...Szlak za schroniskiem prowadzi nieco mocniej w górę...ale to tylko na chwilę, ale dzięki temu jest ładny widok na jezioro:
Jednak szybko szlak znów zaczyna być łagodniejszy...zaczyna pojawiać się Pelister:
..choć tu trzeba coś "wyjaśnić". Dla Macedończyków "Pelister" to cały masyw lub przynajmniej teren PN a szczyt nazywają po prostu "Antena", z racji tego, że znajduje się na nim antena telewizyjna. Na summitpoście masyw zaś nosi nazwę "Baba". Na mojej mapie Macedonii również jest "Baba"...czyli mówiąc tam, że idzie się na Pelister, niekonieczne Macedończycy zrozumieją, że chodzi o ten szczyt z anteną...
Po ok. 45 minutach, może godzinie dochodzi się do "Malo Ozero" czyli "Małe jezioro". Te jest naprawdę małe, ale jakoś całego nie udało mi się objąć...
Nad jeziorem są też owoce, a jak są owoce, to muszą być...pieski. Po raz kolejny w czasie tej wyprawy przeżyłem chwile strachu. Kilka psów pasterskich skoczyło do mnie...na szczęście znów skończyło się jedynie na strachu. Od jeziora widok na Pelister jest coraz lepszy...szlak znów zaczyna prowadzić nieco pod górę. Ale jest całkiem przyjemny...Po kilkunastu minutach dochodzi się do drogi - tu nawet mogą poruszać się samochody, w tym miejscu łączą się dwa szlaki, jeden prowadzący od Małego Jeziora, drugi ze wsi Magarevo. A Pelister jest coraz bliżej:
Widoki też zaczynają zapierać dech w piersi - z drugiej strony jest piękny widok na jezioro Prespa i masyw Galicicy:
...niestety zdjęcie nie oddaje uroku widoku i na zdjęciu wszystko zlewa się w całość
. Często odwracałem się, aby patrzeć na Prespę. Przed sobą miałem widok na Pelister, czasami pojawiała się też Bitola i jej czerwone dachy. (PS zdjęcia nie dam bo znów wszystko zlewałoby się w jedną całość...).
Ok. godz. 12-13 jestem na szczycie (2601m). Oprócz mnie jest jeszcze ktoś - to Czesi z Pragi. To ich nazwałem "frajerami", to oni spali w tym luksusowym hotelu "Molika". Jak tłumaczyli nie znaleźli nic tańszego...w sumie mieli namioty, więc mogli rozbić go gdzieś w jakimś ustronnym miejscu. Ale to nie mój biznes...Oni idą od strony Magareva. Pytam o szlak, mówią, że jest ok, choć czasami było trudno - z tamtej strony idzie się przez las, właśnie z tym drzewem "molika". To przyroda "endemiczna"...ja niestety nie wiem, jak to drzewko wygląda
. Może w Polsce też występuje...
Z Pelisteru jest cudowny widok - ma się wrażenie, że widzi się pół Macedonii. Chyba coś w tym jest...
ta "mka", to droga z Magareva...
Na szczycie znajduje się też "memoriał" poświęcony Dimitarovi Ilievskiemu - Murato.
To jedyny jak do tej pory Macedończyk, który wraz ze Słoweńcem Viki Groselj, Chorwatem Stipe Bozić i Szerpą Sonam Tshering w dniu 10.05.1989 był na Mount Everest. Niestety Dimitar zginał w górach wtedy schodząc w dół...został tam jak nasi Rutkiewicz czy Kukuczka. "Moi" Macedończycy na Dimitara mówili, że był nieco "crazy"...cokolwiek, to miało znaczyć.
Co ciekawe, ludzie mówią, że na szczycie Pelisteru pogoda bywa różna, Czechom i mi trafiła się naprawdę ładna. Było też ciepło i niemal bezwietrznie, zupełnie inaczej niż przy Dużym Jeziorze. Zostaję na szczycie kilkanaście minut. Rozmawiamy sobie z Czechami - po angielsku. Mówią, co widzieli, co chcą zobaczyć...chcą się dostać do schroniska przy Dużym Jeziorze, więc mówię im, że mogą iść ze mną. Powoli schodzimy w dół...hehhe, w duchu sądziłem, że dobrze, że idą, jakby co to będę miał obronę przed pieskami...ale razem doszliśmy tylko do Małego Jeziora. Tam Czesi robią sobie piknik - widać, że to chyba niedzielni turyści, skoro aż tyle przerw im trzeba...choć z drugiej strony idą z dużymi plecakami, a ja "cwaniaczek" ze swoim małym...
Żegnamy się, heheh, co się okazało? Za kilka dni spotykamy się na plaży w Ohrid...
Od Małego Jeziora schodzę ze szlaku. Ten akurat zajęły...owce i ich pieski. Nie chciałem ryzykować, wolałem nieco nadrobić...bezpieczniej dla mnie tak było. W zasadzie był jakiś pasterzyk, ale ta horda owiec rozciągnięta była na kilometrze, on w jednym końcu a ja w drugim, zresztą co bym do niego krzyczał: "Zabierz te psy?". Pewnie i tak by nie zrozumiał...następnym razem muszę zabrać coś na psy. Jedni polecają gaz pieprzowy, inni "korki"
. Około 15 dochodzę z powrotem do schroniska przy Dużym Jeziorze. Wchodzę do środka a tam impreza w najlepsze...moi Macedończycy już ledwo kontaktują. Częstują mnie rakiją. Nie odmawiam, przyda się na ocieplenie. Zamawiam też sobie herbatę. Trochę się też rozglądam - nie wygląda, żeby tutaj były dobre warunki. Trochę "syfiarsko". Na summitpoście jest napisane, że w tym schronisku nie ma prądu - prąd jest w schronisku Kopanki Hut (Czesi mogli tu spać, bo to ok. 500m od hotelu Molika...). Kontakt z innego forum, pisał, że w Kopanki też "syf"...np na Olimpie komfort był wysoki. Czysto i schludnie, tego nie można powiedzieć o schronisku przy Golemo Ozero. Tak czy inaczej, Macedończycy nadal mnie namawiają, żebym został, ja się wymawiam...życzymy sobie "wszystkiego najlepszego", ja schodzę do Nižepola. Po drodze niemal żywej duszy, tylko kilku zbieraczy jagód...pojawiają się ładne widoki na Nižepole:
..parę razy wydaje mi się, że gubię szlak. Pod koniec, już blisko miejscowości idzie się przez paprotki i coś jak kosodrzewina. Tu drobna uwaga, jak ktoś zdecyduje się iść od Nižepola, polecam ubrać długie spodnie. Ja miałem na sobie spodenki i niestety wróciłem z nieco pokaleczonymi nogami. To efekt przebijania się przez te kosodrzewinki, które rosną na szlaku...ok. 17 jestem już na miejscu. Wchodzę do restauracji po piwko, dziś znów mi się należy. Na obiad nie ma szans, jest sobota, więc informują mnie, że mają "svadbę". To jak w rosyjskim "wesele". Zresztą widać po wystroju sali...ale piwko mi sprzedają
. Będzie na wieczór jako najlepsze połączenie:
I to i to mi smakuje...Skopsko, bo to najlepsze piwo w Macedonii. I Pelister zwany "Anteną", bo byłem na kolejne górce...
PS szlak na Pelister w porównaniu z Olimpem to "pestka", jedyna trudność to początek przez te kosodrzewinki...szlak jest łagodny i polecam go każdemu, kto chciałby wejść gdzieś wyżej, kto chciałby podziwiać ładne widoki...
PS 2 Janusz jak mnie czytasz, to jak widzisz, w zasadzie rzadko jestem tak naprawdę sam...
PS 3 Shtriga, uwielbiam te bałkańskie bazary...ten hałas, te przekupki, no i te macedońskie ceny...można sobie poszaleć...