Jeden dzień a tyle miejsc cz. II
To pora na relację z drugiej części tego długiego dnia...zaraz po przepłynięciu Boki Kotorskiej, jest niewielki parking - kierując się drogą oczywiście w stronę Kotoru. I już od razu ukazują się niesamowite widoki, a to z jednej strony na Perast i widocznie między lądem a Perastem dwie wysepki a z drugiej strony na niesamowite szczyty masywu Lovčen. Urządzamy sobie prawdziwą sesję zdjęciową, gdyż widoki naprawdę nas wszystkich zachwycają. Zresztą, na tym parkingu zatrzymuje się niemal każdy samochód, który jedzie od Herceg Novi.
z widokiem na sztuczną wyspę - Matki Boskiej na Skale (Gospa od Škrpjela) - podobno jedyna taka, sztuczna wyspa na Adriatyku!
a tutaj widok na Lovčen
Jednak, nie możemy spędzić na parkingu całego czasu, trzeba ruszać dalej...jedziemy wzdłuż Boki Kotorskiej. Tu droga biegnie niemal nad samym morzem. Zupełnie inaczej niż w pozostałej części Czarnogóry. Prezes mówi, że podoba mu się to miejsce...mi nie bardzo, plaże za blisko drogi. Wole jednak, gdy plaża jest dalej od drogi. W końcu docieramy do Perastu. To miejsce z kolei bardzo chciała zobaczyć Milka. Ja pamiętałem wspominki z Perastu naszej Ulki. Od razu ukazuje się nam bardzo urokliwe, małe miasteczko. Tak, Milka miała rację zabierając i polecając nam to miejsce. Mi też podoba się tam od razu. Od razu też grupa się dzieli...Prezes po kilkugodzinnej jeździe myśli tylko o kąpieli. Krzysiek z Justyną tradycyjnie idą w swoją stronę... a reszta rusza razem na zwiedzanie miasteczka. W Peraście sporo zabytków z czasów weneckich (miasteczko było pod weneckim berłem).
Z przewodnikowych informacji wynika również, że miasteczko znacznie ucierpiało w trzęsieniu ziemi w 1979. Nie tak dawno w sumie...
Spacer odbywamy wzdłuż promenady. Decydujemy się na wejście na wieżę kościoła św. Mikołaja, który znajduje się przy głównym placu Perastu. Pierwszy kościół w tym miejscu wzniesiono już w XVI wieku a obecna bryła to dzieło z XVIII wieku. Samego kościoła jednak nie zwiedzamy, decydujemy się na wejście na wieżę. Prowadzi na nią sporo schodków - niekiedy trzeba się porządnie schylić, ale już na górze widoki są bajeczne. Widok jest i na dachy domów w Peraście jak również na dwie wyspy, wspomnianą wcześniej Matki Boskiej na Skale oraz wyspę św. Jerzego. Aż nie wiadomo, w którą stronę spoglądać...
Na wieży dochodzi do pewnego "incydentu", poprosiłem Wiolę o fotkę...a tu niestety Wiola ma bliski kontakt z...dzwonem. Pewnie do dziś dzwoni jej w głowie a mieszkańcy Perastu nadal myślą, kto uderzał w dzwon w pewne letnie południe
. A to była tylko Wioli głowa. Fakt, dźwięk dzwonu był bardzo głośny...Po spacerze nieco głodni i spragnieni decydujemy się pójść do knajpki. Po piwku szybka decyzja, że może by tak łódeczką wyprawić się na wyspę. Paweł i ja robimy rekonesans, ale akurat jedna ucieka nad sprzed nosa. Poczekamy na następną, a ja w międzyczasie zażywam ekspresowej kąpieli. Gdy dobija łódka po negocjacjach miły Czarnogórzec zabiera nas na pokład w kierunku wyspy Matki Boskiej na Skale. Rejs kosztuje nas po 5 euro.
widok na Perast z pokładu...
Pobyt na wysepce trwa ok. 30 minut, akurat tyle, aby się nacieszyć widokiem okolicy ew. aby zwiedzić kościół, który znajduje się na tej wyspie. Kościół ten pochodzi z XVII wieku. My jednak rezygnujemy z jego zwiedzania, wolimy pochodzić po tej niewielkiej wyspę. Tak na marginesie dodam, iż druga wyspa (św. Jerzego) nie jest dostępna dla turystów...
tu właśnie widok na góry Lovčen oraz wyspę św. Jerzego
to kościół Matki Boskiej na Skale
a tu ponownie widok na Perast...
Jak wspomniałem pobyt na wyspie trwa ok. 30 minut, więc i my dłużej nie mogliśmy tam zostać, choć akurat tam w cieniu i w przyjemnym wietrze czas płynął tak miło. Po przybiciu do brzegu szybko ruszamy dalej w drogę - już do ostatniego punktu na naszej trasie - Kotoru. Kotor ma swoją renomę, więc nie mogło i nas tam zabraknąć. Miasto znajduje się na liście Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO. A pierwsze wzmianki o Kotorze pochodzą z IX wieku. Pierwsze lata to czasy Bizancjum, później Kotor był miastem serbskim, weneckim, w Królestwie SHS a dziś jest ważnym miastem w niepodległej Czarnogórze.
Tu kilka danych o mieście z wikipedii:
Kotor jest jednym z najlepiej zachowanych średniowiecznych miast w południowo-wschodniej Europie, pełen zabytkowych budowli. Stare miasto otoczone jest średniowiecznymi murami miejskimi, które łączą się z twierdzą św. Jana (Tvrdjava Sv. Ivan) na Samotnym Wzgórzu o wysokości 260 m n.p.m. Długość murów wynosi 4,5 km, wysokość - 20 m, a szerokość 15 m.
Charakterystyczną średniowieczną urbanistykę stanowią wąskie, kręte uliczki i nieregularne place, wspaniałe świątynie i budynki w stylach romańskim, gotyckim, renesansowym i barokowym. W uznaniu wyjątkowej wartości historycznej części Kotoru, został on w roku 1979 wpisane na listę światowego dziedzictwa kulturalnego UNESCO.
My po przybyciu do miasta, najpierw szukamy miejsca do zaparkowania, co wcale nie jest takie proste a potem jakieś plaży. Każdy z nas chce szybko wskoczyć do wody. Tu woda w Boce Kotorskiej jest wyjątkowo ciepła. Kąpiel to sama przyjemność, choć woda nie jest jakoś rewelacyjnie czysta. Nie ma się co dziwić, wszystko przez bliskość portu. Po kąpieli, decydujemy się na posiłek - chcemy spróbować czegoś wyjątkowego i idziemy na rybę. ryba jest rzeczywiście znakomita (ba nawet dwie ryby), ale rachunek też nas trochę zaskakuje. Wynosi ponad 150 euro. Zaszaleliśmy, ale od tego są wakacje...a też, że "górale" nie mogą wytrzymać bez gór, to Wiola, Gabi, Paweł i autor tej relacji, postanawiamy wejść na twierdzę (wstęp 2 euro). Po posiłku, przy bezwietrznej pogodzie, spacer pod górkę daje nam ostro w kość. Pot się z nas leje a koszulki to pewnie można by były wyżymać...ale my twardo posuwamy się do góry, bo warto, z każdym stopniem odsłania się nam coraz piękniejszy widok na kotorską Starówkę, na Bokę czy też "kolorowany" Lovčen, który zmieniał kolory pod wpływem zachodzącego słońca...
Widoki na kotorską Starówkę:
A tutaj widok na Lovčen i twierdzę:
Gdy docieramy na szczyt, jesteśmy z sobie niezwykle dumni - hehe, radość jak ze zdobycia Bobotova
. Za to widoki równie pięknie, tym bardziej, że jawi się nam zachód słońca nad Boką. Niesamowite zjawisko...jedno z ładniejszych z tej podroży.
od lewej: Paweł, Gabi, Wiola, Robert
Niestety widokami można się napawać w nieskończoność, ale nas czas bardzo goni. Na górze spotykamy rodaków, wymieniamy z nimi kilka zdań (jadą w Durmitor) i schodzimy, bo reszta ekipy nas już nas czeka. Przez ten pośpiech w sumie nie pochodziliśmy po uliczkach starego Kotoru. Mi wystarczyło czasu na zrobienie kilku fotek oświetlonej twierdzy - wygląda to naprawdę bardzo imponująco...
zdjęcie jednak do końca tego nie oddaje...
Z braku czasu, nie udało się nam też wjechać drogą w kierunku Njeguši. Z tej drogi podobno są niesamowite widoki na Kotor i Bokę. Ja sadzę, że z tej twierdzy są dosyć podobne widoki, więc my aż tak dużo nie straciliśmy. Może tylko Prezesowi oszczędziliśmy dodatkowych emocji, bo z tego, co wiem, to ta droga do łatwych nie należy...
Po Kotorze nastąpił powrót do Sutomore. Całkiem przyjemny, a że była to dla nas ostatnia noc w Czarnogórze, to poszliśmy na mały clubbing, zakończony gdzieś ok. 3 nad ranem. I tak trudno było zasnąć...że nuciłem sobie piosenkę Kultu "Polska", nieco zmieniając słowa...
"Czy byłeś kiedyś w Sutomore na dworcu w nocy
Jest tak brudno i brzydko, że pękają oczy
ale za to można się porządnie wyspać..."
Ja tej nocy niemal nie spałem...i nie byłem tez na dworcu w Sutomore, choć czasami nieco żałowałem, ale to już temat na inną historię...
PS Marsylko...mam nadzieję, że część II bardziej się spodoba...
PS 2 Janusz na Ciebie zawsze można liczyć...