Jeszcze parę pamiątkowych fotek:
i po parogodzinnym spacerku trzeba było wyruszyć w poszukiwaniu jakiegoś noclegu. Podejrzewam, że tak jak większość, stwierdziliśmy, że nie będziemy się wracać i znajdziemy coś po drodze kierując się na Karlovac. Faktycznie, nie ujechaliśmy daleko jak rzucił nam się w oczy stojący na uboczu domek. Skręciliśmy.
Nie wiem jakim cudem, mnie starego mieszczucha, podkusiło, żeby akurat na uboczu, przy lasku domek wybrać.
Ładny był - fakt - z uroczą altanką /tyle, że po co nam ona była skoro znowu lało a my planowaliśmy skoro świt wyruszać.../.
Faktem jest, że nic we mnie w środku przed tym domkiem nie zaprotestowało i tak po dopełnieniu formalności, wrzuciliśmy nasze najpotrzebniejsze rzeczy do pokoju na piętrze /na piętrze! To też nie bez znaczenia informacja/ i wskoczyliśmy w auto w poszukiwaniu jakiejś restauracyjki, żeby coś zjeść. Znaleźliśmy całkiem ładne miejsce i za chwilę mieliśmy na stole taką oto całkiem pokaźną pizzę:
Posileni, lekko zmęczeni, ale zadowoleni wróciliśmy do naszej kwatery. Ponieważ lało dalej a wieczór sprawił, że zrobiło się już naprawdę chłodno, pozamykałam jak najszczelniej niewielkie okienko w naszym pokoiku i poszliśmy spać.
O 4 nad ranem obudziły nas komórki /to znaczy mnie i męża, młody wymagał budzenia dodatkowego/. Ponieważ młody był jeszcze lekko zaspany, jak siedliśmy do śniadania to i najdłużej mu przy tym posiłku zeszło. Ja w między czasie zabrałam się już za pakowanie a mąż zszedł na dół do auta.
Nagle słyszę spokojny acz nad wyraz cichy głos mojego dziecka:
- Mamo tu jest skorpion.
- Hmmm
- Mamo ale tu naprawdę jest żywy skorpion - dotarło do mnie! Oderwała się od plecaka i faktycznie w miejscu gdzie przed chwilą siedziało moje dziecko siedział teraz skorpion!
- Użarł Cię???
- No co ty??? Chyba bym poczuł
Zagapiliśmy się na niego obydwoje.
- A co wy robicie??? - mój mąż stanął w drzwiach. To gdzie stoi określiłam bardziej na wyczucie, bo ani na chwilę nie spuszczałam wzroku ze skorpiona a w ogóle z wrażenia nie usłyszałam, że wchodzi /swoją drogą musieliśmy zabawnie wygląda debatując nad tym krzesłem/.
- Tu jest skorpion - tym razem zgodnie odparłam razem z dzieckiem
Do naszych dwóch głów dołączyła trzecia.
- Skoro siedzi spokojnie to niech siedzi i tak już stąd wyjeżdżamy...
- No niby tak, tyle, że właśnie do mnie dotarło, że wieczorem zamknęłam okno więc raczej nie wlazł niedawno a musiał spędzić całą noc razem z nami....
-------------------------------------------------------------------------------------
Oto jest koniec bajki. I koniec zabawy...
Nie pytajcie mnie więcej o nic, bo gdybym coś więcej wiedziała, to bym wam sama opowiedziała... /w domyśle suplementów nie będzie
/.
Dziękuję Wam wszystkim, zarówno tym, którzy się tu wpisywali jak i tym czytającym ukradkiem. Na pisanie tej relacji zdecydowałam się pod wpływem impulsu. Kolejne odcinki niejednokrotnie pisałam pospiesznie pod wpływem chwili, lecz mimo wielu, wielu niedociągnięć bardzo się cieszę, że ją napisałam, gdyż czytając te moje wypociny ostatnio /po przerwie na forum/ zdałam sobie sprawę jak wiele z tych wspomnień z czasem umyka. Jeszcze raz dziękuję za wyrozumiałość i przesympatyczne komentarze z Wasze strony.
Na pożegnanie jeszcze piosenka, która stała się tytułem tej relacji
podróż w krainę baśni
Pozdrawiam,
Joanka