napisał(a) aro_40 » 21.06.2010 21:00
Gdy pierwszy raz wybierałem się do CRO przestudiowałem bardzo uważnie rozważania forumowiczów dot. jazdy w dzień lub w nocy. Ponieważ sporo jeżdżę uznałem, że moge porwać się na taki wyczyn,zwłaszcza że moja lepsza połowa obiecała dotrzymać mi towarzystwa i zabawiać rozmową w trakcie pokonywania kolejnych kilometrów...
Wpierw podjechaliśmy do rodzinki w Bielsku Białej, gdzie moja rodzinka fratwernizowała się z gospodarzami, a ja uciąłem sobie krótką drzemkę... ok 23.00 w autko i w drogę... Koło 1 w nocy moja połowica podążyła w ślady 3-letniego wówczas synka i oddała się w objęcia Morfeusza...
Koło 5-tej zacząłem miec jakieś zwidy, więc zjechałem na parking (a dopiero zbliżałem się do Wiednia). Ale ledwo wyłączyłem silnik mój synek otworzył oczęta i przez najbliższą godzinę domagał się zabawy z tatusiem... Oczywiście o jakiejkolwiek drzemce nie było mowy
Ruszyliśmy zatem dalej, ale za Wiedniem zjechałem na najbliższy parking i korzystając z chwili, że synek przyciął komara, poszedłem w jego ślady
Dwukrotnie usiłowałem wrócić za jednym skokiem, ale najmniejszy odcinek jaki mi brakował to jakieś 250 km... Padałem na twarz i uznawałem, że ważneijsze jest bezpieczeństwo rodzinki. Od tamtej pory
zawsze mamy nocleg po drodze (nawet jadąc z Istrii), choć mieszkamy tuż za wawką (patrząc od CRO)
ale co kto lubi i ile ma siły