A kolega darek1 też chyba nie skory do pokazania swojej osoby
A wracając do relacji, kiedy nadszedł dzień opuszczenia Hvaru było nam bardzo smutno
wiedzieliśmy, że to jeszcze nie koniec naszych wakacji, przed nami Porec, ale jakoś szóstym zmysłem wyczuwaliśmy, że to na Hvarze jest nasze miejsce. Trochę też żałujemy, że nie pozwiedzaliśmy innych, pobliskich miejscowości na wyspie, czasu nie mieliśmy za dużo. Ale jestem przekonana, że kiedys to jeszcze nadrobimy
Tak więc wieczorem spakowaliśmy się, pożegnaliśmy z panią Ivaną i Hvarem. Nostalgia udzieliła nam się tak bardzo, że nie potrafiliśmy zasnąć.
Na poranny (znów) prom około godz. 5 wyjechaliśmy sobie do Starego Gradu tak, że byliśmy tam 50 minut przed jego odpłynięciem. I na miejscu zdziwienie - przecież w drodze "do" byliśmy prawie pierwsi w kolejce, a tutaj stoimy w dłuuuuugim korku (naiwność
) i powoli zaczynamy się oswajać z myślą, że wypłyniemy dopiero następnym promem o 10. To poważnie pokrzyżowałoby nasze plany, ponieważ mieliśmy obliczony przyjazd do Poreczu do godziny 14, tak aby nie przepadła nam poczyniona rezerwacja w hotelu. Na domiar złego zabrakło mi do kupna biletów 10 kun..., a w kasie nie przyjmowano Euro. Byłam gotowa wymienić już 10 Euro na 10 kun u jakiegoś dobrego człowieka z kolejki...
I tu spotkałam kolejną dobrą, m.in. po właścicielce i panu od ukąszenia osy, osobę
. Kasjer powiedział, że tych 10 Kun, to już nie trzeba (żeby tak u nas było takie podejście). Byliśmy uratowani
W dodatku prom, który się ustawił, był wielkości określonej przez nas jako wielkość "Titanica". Wszyscy zmieściliśmy się na pokład i już po chwili płynęliśmy znów w kierunku Splitu...
Po przybiciu do portu ruszyliśmy w dalszą, ok. 6-godzinną podróż do Poreczu. Była dosyć męcząca, gdyż nie mieliśmy klimatyzacji, a wiadomo jak ciepło jest w samochodzie w południe i to w Chorwacji. Przed tunelem Sv. Rocha postaliśmy jeszcze trochę w korku. Ale daliśmy radę