Piątek rano . Lekko boli głowa (z akcentem na lekko) Nie wiem czy to od przeżyć czy od wina. W południe refleksja, że już niedługo wyjeżdżamy - ostatni dzień na Peljesaću. Jestem wypoczęty psychicznie i fizycznie, bo na prowincji czas płynie wolniej. Na plażę zbieramy się późno ok 16.00 i nie jesteśmy wyjątkiem .
Nie tylko nam impreza pozmieniała szyki piątkowego dnia. Pozdrawiamy na plaży innych uczestników imprezy. Wyglądają nie lepiej niż ja.
Viktor ma jakiś problem z łódką musi ją wydostać na brzeg pomaga mu jakieś 1/5 uczestników plażowego życia i w zasadzie 4 pokolenia - od maluchów po babcię Viktora. Na plaży dowiaduję się, że w Boraku odbywają się regaty (pierwsza sobota sierpnia) Dostaję propozycję zostania jeszcze przez weekend - niestety następnego dnia muszę wracać. Pytam o co chodzi w regatach. Viktor mniej-więcej informuję mnie o zasadach,ale jakże inaczej, przede wszystkim chodzi o zabawę. Po regatach poważna impreza.Viktor startuje w łodzi z Conanem i kolegą ze Splitu. mija błogo piątek
zbieramy się z plaży jest grubo po 18.30. Żona zaczyna się pakować, przed nami ostatni wieczór w Podobućach i ostania noc. Zostało nam jeszcze rozliczyć się z Viktorem . Niecałą połowę pieniędzy płaciłem w agencji i została dopłata. Szukam Viktora, żeby uregulować rachunek; potwierdził, że przyjdzie wieczorem. Ktoś puka , otwieramy i zapraszamy Viktora na Nasz (Jego) taras. W tym momencie muszę napisać coś o mentalności Farciców i pewnie wszystkich mieszkańców Peljesackiej prowincji. Widzę, że to jedyny moment, że Viktor jest skrępowany. Dwukrotnie na propozycję zapłaty odsyłał mnie na ostatni , przedostatni dzień . Czuję, że kotłuje w nim konflikt wewnętrzny. Gości Cię jak przyjaciela (po 10 razach jak brata), a na koniec musi skasować za pobyt. Obserwuję, że z tego tytułu ma dyskomfort - Ciekawe nie?
Przeżywa katusze, jak ma doliczyć taksę klimatyczną. Inny Viktor , ich powołaniem jest jednak gościna a nie zarobek , w tym czują się naturalnie. Ale ten smutny moment przerywam zamawiając wino; doradza, żeby wziąć jedynie czerwone, bo lepsze. Przepada na 10 minut w piwniczce i przynosi 4 butelki etykietowanego, zakorkowanego trunku.
Żegnamy się jak rodzina , w międzyczasie przychodzi matka Viktora i dołącza do pożegnań , są całusy i uściski. Łezka kręci się w oku! Wiemy, że już tego roku się nie zobaczymy . Rano wszyscy Podobućanie jadą , w zasadzie płyną do Borka. Kładziemy się spać , ja śpię jak zabity , żona ma problemy ze snem-ciekawe czemu?. Jutro powrót. Budzą nas klaksony werbujące na wyjazd do Borka. Smucę się, że uciekła impreza, która zapada w pamięci.Ładujemy graty i wyjazd
Wyjeżdżamy , żona wyskakuje z auta, żeby pstryknąć jak ciasno jest między budynkami - po 5 cm z każdej strony .Szersze auto na pewno składa lusterka . Po 17h jesteśmy w domu. Szkoda
KONIEC
Pozdrav . Do zobaczenia na Peljesaću