Miałam już nie dzielić dni na tyle części, a znów jestem do tego zmuszona
To wszystko przez Was! Bo chcieliście żebym wrzucała dużo zdjęć.
Dzisiaj będzie ich
trochę Dzień 3. Poniedziałek 06.06.2016 cz. 1
Wstajemy wcześnie rano, chyba nawet przez 6.00. Zjadamy śniadanie, pakujemy ostatnie torby do samochodu i jedziemy. Dziś w planach mamy zwiedzanie Jezior Plitwickich no a później przejazd do Podgory i szukanie noclegu na resztę wakacji.
Pogoda taka sobie. Jest chłodno i niebo mamy zachmurzone. Oby tylko znów nie padało. Jedziemy w stronę jezior i po drodze zatrzymujemy się na chwilkę w punkcie widokowym wypatrzonym wczoraj.
A widoki...
BAJKA! Nawet przy takiej marnej pogodzie.
Wsiadamy do samochodu i jedziemy na parking. Na miejscu jesteśmy jakoś parę minutek po 7.00. Bierzemy bilecik, wjeżdżamy i ... TAK! Mój mąż ma dylemat gdzie zaparkować! No ale tak to jest, jak człowiek ma zbyt duży wybór to potem głupieje i nie może się zdecydować :p Sebastian w końcu mi mówi, że zaparkowałby najchętniej między drzewkami bo jest tam w miarę równo ale czy to też jest parking i czy można?? Dobra, w końcu stajemy gdzieś przy brzegu na w miarę równym terenie. Wysiadamy i zabieramy plecaki, a w tym czasie podjeżdża samochód na chorwackich blachach i parkuje zaraz obok nas. „Tutejsi“ – myślę. Ale z auta wyskakuje Azjatka. Jednak widzę ją tylko kątem oka i uznaję, że się mylę. Zaraz za nią wyskakuje mężczyzna, też Azjata. „Aha! Przylecieli, samochód wypożyczyli i będą latać z tabletami“. Azjatów jest czworo, dwie pary, wiek może koło 40 lat, 40-50 coś takiego.
Ok, my ruszamy i kierujemy się w stronę kładki prowadzącej nad drogą do kas.
Pod kasami stoi grupa pracowników i chyba tylko jakaś jedna para idzie w stronę kas. My lecimy jeszcze do punktu informacji turystycznej. Kupuję tam mapkę za 20 kun (o przydatności tego zakupu nie będę pisać
). Robię jeszcze zdjęcia plansz informacyjnych przed wejściem
i idziemy do wejścia a tam już Azjaci obkupują pierwszą kasę. Z drugiej wychyla się kasjerka i zaprasza do niej. Kupujemy dwa bilety, cena dla dorosłych w czerwcu to 110 kun/osobę.
Wchodzimy i widać, że ktoś się już po parku kręci.
Mijamy tron, ale nie siadamy bo mokry
I dochodzimy do pierwszego punktu widokowego.
I co widzimy...
To chyba najpiękniejsze miejsce w całym parku, przynajmniej moim zdaniem.
Ja w myślach mówię „wow, ale pięknie“ natomiast za chwilę dołączają do nas Azjaci i... zaczyna się prawdziwy koncert.
„Ooooo, oo, oooo, oooooooo, oo, ooooooo, oooo, ooo, ooo...“. Dzwięki są raz niskie, raz wysokie, raz pośrednie i trwa to dobrą minutę, jeśli nie lepiej. Sebastian odwraca głowę, najwyraźniej znalazł wyjątkowo atrakcyjny punkt,
ja za to staram się jak najmocniej skupić na robieniu zdjęć. No, ciężko nam powstrzymać się od śmiechu.
Najwidoczniej Panie Azjatki – bo to one się tak ekscytowały, widokami są zachwycone (inne mocniejsze słowo nie przychodzi mi na myśl).
Podziwiamy jeszcze chwilkę widoki i ruszamy dalej. Chcemy przejść trasą K ale chyba mamy problem...
No cóż. Przy kasach nikt nic nie powiedział.
Następna z dłuższych tras to C, więc nią pójdziemy. Przez chwilę jesteśmy troszkę zasmuceni ale w końcu uznajemy, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Czyli ostatecznie dobrze się złożyło z tym noclegiem, że wzięliśmy tylko na jedną noc skoro na park i tak nie poświęcilibyśmy całego dnia...
Jakoś nam od razu lżej na duchu. Do tego te widoki...
Dochodzimy do takich tablic
I decydujemy się zejść do jaskini. Chociaż to ostatnie zdanie o wejściu na własne ryzyko troszkę mnie przeraża.