Dzień 10. Poniedziałek 13.06.2016 cz. 1Wczoraj cały dzień odpoczywaliśmy więc dość już tego leżenia…
Jedziemy na wycieczkę!
Wstajemy o nieludzko wczesnej porze
wypijamy kawę, zabieramy przygotowane wczoraj manatki i wio do samochodu. Podgora jeszcze śpi, ale nie ma się co dziwić… Kiedy wyjeżdżamy z parkingu nasz zegar pokazuje dokładnie godzinę 4:50.
A przed nami długa droga na południe Chorwacji.
Patrząc na niebo możemy przypuszczać, że będzie ładna pogoda
w późniejszym czasie nawet troszkę słoneczka wychodzi. Super! Milsze będzie zwiedzanie Dubrownika, bo właśnie tam jedziemy, w słońcu.
Z drogi zdjęć mało ale co nam się udało ustrzelić już po przejechaniu słynnego mostu w Dubrowniku
Kierujemy się na Bosankę i wjeżdżamy na górę Srđ.
Miałam obawy czy zmieścimy się naszym kombi na pierwszym zakręcie w prawo, po zjechaniu z Jadranki na drogę prowadzącą na Bosankę. Ale nie mieliśmy problemów. Odetchnęłam z ulgą bo tę część trasy uznałam za najtrudniejszą. O jakie było moje zdziwienie później…
Z samym przejazdem nie mamy jako tako problemów. Jedziemy za busem i mijamy 2 samochody, pierwszy stoi już w zatoczce, drugi spotykamy dopiero przy Bosance, gdzie można bez obawy zjechać na pobocze, w trawę.
Ale… jakoś tak im wyżej jedziemy tym bardziej moje ciało wbija się w fotel, jedną ręką niby coś tam pstrykam aparatem a drugą trzymam mocno fotela… no wiecie… żeby mu się nic nie stało przypadkiem…
Jadąc dalej jakoś tak ciężko mi ślinę przełknąć… i… o mamo! najgorsze dopiero przed nami, czyli ostatni etap, który wydawał się taki prościutki…
W końcu jesteśmy na parkingu. Uf! Wychodzę z samochodu i… mało nie mdleję. Nogi mam jak z galarety no i zakręciło mi się w głowie. Jak to dobrze, że już tu stoimy. Sebek zaczyna mnie straszyć zjazdem, że to dopiero będzie masakra.
Trochę przesadza ale skąd ja mogę wiedzieć jak to jest… takimi drogami nie jeździłam, więc ogarnia mnie strach :p ale o tym pomyślę później.
Czas ruszać na zwiedzanie
Zabieramy plecaki i … ktoś tu chyba gdzieś się kręci w pobliżu. Owszem, kilka aut już na górze stało ale okazuje się, że to…
bracia mniejsi
Zbiegają się nagle nie wiadomo skąd.
No ale my musimy iść właśnie tam… Ruszam, ale mąż woła, żebym jednak chwilę zaczekała. Czekamy ale decydujemy się w końcu przejść w drogą stronę, do krzyża.
- widok niezły, ale ta kolejka tu szpeci
Sebek chce skorzystać z lunety, wrzuca monetę i… nic. Ma pecha, nie działa
Wracamy, może już nie będzie koziczek.
Tak parkowaliśmy
Okazuje się, że towarzyszki i towarzysze wciąż tu stoją. Idziemy dalej a one… ruszają na nas!
Aaaaaa!!!!
A nie. To te najmniejsze przebiegły obok. Cieszymy się już, że mamy spokój, jeszcze tylko te większe przejdą.
Ale zaraz okazuje się, że te małe są za naszymi plecami!!
Co robić?
Nic nie robić. Nagrywać filmy – to robimy
Nagle te większe skaczą w bok a nam kopary opadają, gdzie one wskoczyły??
Ano tam
Zaraz zleciały się tam wszystkie, więc spokojnie ruszamy dalej.
Mijamy twierdzę
I idziemy na dół, do miasta
Co chwilę spoglądamy na Dubrownik, piękny!
Ooo, przebija się słoneczko… Bo jak na razie to tutaj w okolicach Dubrownika niebo było lekko zachmurzone
nie to co wcześniej po drodze
Droga do najłatwiejszych nie należy a to za sprawą kamieni i kamyczków.
Znów co chwilę sobie podjeżdżamy i ja już wiem co musi sobie myśleć mój mąż, który w Omisu powiedział „ostatni raz taka wycieczka”
Ścieżka jest zarazem drogą krzyżową, więc na zakrętach mijamy kolejne stacje. Właściwie to zaczynają się one na dole.
W końcu wychodzimy przy Jadrance, obok wjazdu do tunelu.