Dzień 8. Sobota 11.06.2016 cz.1Na dzisiejszy dzień znów zaplanowaliśmy wycieczkę. Mamy dwa punkty do zobaczenia
Wstajemy więc wcześnie rano, wypijamy szybko kawę i przed 6:00
wyjeżdżamy z parkingu. Droga jest nam już znana – naszym pierwszym celem jest Omiś, przez który już przejeżdżaliśmy w drodze do Splitu.
Pogodę znów mamy średnią
w drodze nawet troszkę kropi deszcz.
Zostawiamy samochód na darmowym parkingu za tunelem. O tej porze możemy sobie wybrać miejsce postoju
Wychodzę z auta i zastanawiam się czy nie lepiej przebrać adidaski na górskie buty, na co Sebastian stwierdza, że jego górskie i tak zostały w pokoju, więc on nie ma problemu.
„Jak to w pokoju?? To jak Ty chcesz iść w tych butach??” – pytam.
„Przecież mówiłaś, że idziemy na twierdzę! A nie w góry!” – odpowiada.
Oj… Już wiem jakie myśli za chwilę będzie miał w swojej głowie
Trudno! Idziemy.
A naszym celem jest…
Pierwsze parę metrów nas przeraża
Stromo w górę po kamieniach, do tego miejscami masa mniejszych osuwających się kamyczków. Są momenty, że w zasadzie muszę się nieco wspinać
Na szczęście można się poratować drzewami
Kilka metrów takiego podejścia i już czuję uda. Ściągamy te nasze wierzchnie okrycia, bo patrząc na niebo stwierdziliśmy, że lepiej wziąć kurtki…i koniec końców całą drogę taszczymy je w plecakach wraz z bluzami. Owszem jest chłodno, ale podejście wyciska z nas siódme poty i nieźle rozgrzewa. Wyglądamy tak ->
Ale przychodzi moment kiedy przed oczami pojawia nam się nasz cel
Ścieżka jest już przyjemniejsza ale do czasu… Dochodzimy do mini rozwidlenia – w lewo wąska ścieżka prowadząca między krzaki, trochę zarośnięta, w prawo…skały
i na tych skałach oczywiście oznaczenie szlaku. Sebastian chce tam właśnie iść, no bo jak inaczej…? Ja za to się nie zgadzam. Przed oczami mam już obraz jak lecę z tych skał w przepaść.
Robimy małe podejście po tych skałach ale rezygnuję. Do twierdzy nimi nie dojdę, zabiję się – to bardziej niż pewne.
Wybieram zarośniętą ścieżkę i przyjmuję na siebie rolę przewodnika
Po chwili, mimo tego, że jest gorąco ubieram bluzę. Mam wrażenie, że już mnie całą obeszły wszystkie możliwe robaki. Pozbierałam trochę pajęczyn i to dlatego. W dodatku taka mi przyszła myśl, że nawet nie wiem o jakie rośliny się ocieram a swego czasu było głośno o barszczu Sosnowskiego, więc kto wie czy nie ma tu roślin o podobnych „właściwościach”…
Ostatecznie wychodzi na moje – dobrze, że wybrałam ścieżkę bo dochodzi ona do drugiej, tej prowadzącej od strony miasta i łatwo można dojść pod samą twierdzę, bez wizji śmierci.
Zaglądamy tu i ówdzie i wchodzimy do twierdzy.
Podobno płatna ale nikogo nie ma przy wejściu.
O niech Was to nie zmyli i nie myślcie sobie przypadkiem, że może akurat przed sezonem załapiecie się na darmowe wejście (ja oczywiście tak pomyślałam).
Wystarczy wejść dalej i już przemiła pani kasjerka, z pięknym uśmiechem na ustach wita Was słowami „Hello! You can buy a ticket here!”
No to kupujemy. 15 kun/os zgodnie z tabliczką. Rozmawiamy jeszcze chwilkę z panią, pytamy czy tak codziennie tu wchodzi. Wchodzi.
Zastanawiamy się, o której musi wyjść, żeby dojść tu na 7.00 :O Ale na pewno wybiera łatwiejsze wejście, od strony miasta. I też o to wejście pytam, czy to prawda, że łatwiej nim zejść. Taki właśnie mieliśmy plan – wejść od strony rzeki bo jest gorzej a zejść do miasta.
(Schodząc zastanawiałam się głośno nad kondycją kasjerki, na co mąż zapytał czy nie zwróciłam uwagi ile ona papierosów wypaliła w czasie naszego zwiedzania. Bo on widział jak odpalała 3, jeden po drugim zanim jeszcze zdążyliśmy zejść :O)
A wracając do tematu szlaków to nie radzę przejścia „na odwrót”, albo po prostu odradzam schodzenie w stronę rzeki. Ostatecznie może się to zamienić w zjazd. Zresztą jeśli się nie mylę to pisała o tym
dhmegi a nawet na YT można znaleźć jej filmik z tej wycieczki.
Kręcimy się jeszcze trochę po dole i wchodzimy na samą górę twierdzy podziwiać widoki.
- parking jeszcze pusty
- niezłe wejście… takie 3 stopnie
Schodzimy, tak jak pisałam „łatwiejszą” ścieżką do miasta. No niby łatwiejsza ale nie lajtowa. Też trzeba uważać, żeby gdzieś nie podjechać.
W końcu docieramy do asfaltu! Nareszcie! Już mam dość tych kamieni.
Ale… na murku znajdujemy narysowany drogowskaz – Omiś w lewo. Patrzymy więc w to lewo i… nie… ciąg dalszy ścieżki!