15 czerwca
Dzień rozpoczął się wg utartego już szablonu: piekarnia, śniadanko, plaża. Na plaży opalanie tyłka, ew dekoltu dryfując leniwie w kierunku nieznanym bo to był ten jeden z 2 dni kiedy tafla morza była jak lustro. PM nie może wysiedzieć na słońcu, kursuje woda, cień, słońce, woda.
Jeśli ja wolę siedzieć w wodzie i tam się opalać machając nogami w wodzie to faktycznie jest gorąco. Tylko oczyma wyobraźni widzę jak mi je odgryzają rekiny. O matko coś mnie smyrnęło w stopę, moje gwałtowne ruchy powodują że tylko górna połowa mnie jest jeszcze na materacu, z godnością usiłuję ją na nim utrzymać równocześnie przytrzymując cynik, bo sobie taka rozwiązana leżę żeby pasków do ślubu nie mieć opalonych. No wszystko na miejscu: ja na materacu, cycnik na mnie. Rekina nie widzę, pewnie jakaś ławica rybek. Leżę i przypiekam się dalej ale nogi mam już na materacu.
Może i mam wybujałą wyobraźnię ale... Ze 2 dni później w wiadomościach na sat'ce mówili że turysta zrobił zdjęcie rekina, który pływał w morzu śródziemnym. Niestety nie dosłyszeliśmy w którym rejonie straszy turystów więc czemu nie morze w okolicach Podgory.
Nie da się wytrzymać, po 14 ewakuujemy się na kwaterę a tam już czeka na nas gospodarz, dumny i oświadcza: 'TV sat good'. Tego PM tłumaczyć nie muszę tylko drzwi otworzyliśmy a on już w ręku ma 2 piloty i jazda wyszukiwać kanały na których dają mecze. Długo szukaliśmy ale jest jakiś niemiecki.
Dziś na popołudnie plan Baśka Voda i Brela na 8 kółkach. Znaczy do Baśki jednak autkiem bo przypatrzyłam się tej trasie jak jechaliśmy do Podgory i to górka za górką nie ma szans się wyrobić a ja bym tam padła w połowie drogi. W Baśce parkujemy, tu zdzierca parkingowy woła 10 kn/h ( przepłaciliśmy 500m dalej było za 6 kn). Po Baśce i potem do Breli i w Breli poruszamy się rowerami.
O Baśce już pisałam w ramach odpowiedzi na nurtujące kogoś pytanie. Bardzo ładna, ale dużo więcej turystów niż w Podgorze, no i jednak mi ta Podgora bardziej pasi. Utwierdziłam się jedynie w moim wyborze. Na plus niewątpliwie plaże. Chociaż jakie można sobie zdanie wyrobić będąc tam przez godzinę.
Baśka pocztówkowo
No to pora do Breli. W tamtą stronę jedziemy uliczkami, fajne widoki z góry na wybrzeże, ale nie zatrzymujemy się. Dość szybko dojeżdżamy na miejsce, w końcu to dwa kroki. No i od razu widzę że Brela to miejscowość dla tych co chcą pragną ujedrnić pośladki, stracić kilka kilogramów, dla tych co są na rowerze i chcą sobie zrobić permanentny makijaż wyhamowując np. twarzą. Za to raczej nie wybrałabym jej gdybym spędzała wakacje z małymi dziećmi, do tego w wózkach itp.
Ot taki obrazek:
Jedziemy, w dół w końcu chcemy się dostać na przystań. Całą uwagę skupiam na tym, aby mi roweru nie przeważyło (jakaś taka wyjątkowo stroma uliczka) i nie wylądowała w tej przystani co to jest 20 m poniżej do tego szurając po ulicy twarzą do tego ciągnąc za sobą rower. Co jak co, ale jestem z tych co makijaż robą ze 4 razy w roku i permanentny nie jest mi potrzebny. Kątem oka rejestruję jak z uliczki obok wyłania się zziajana (wyglądała podobnie do mnie na 400 metrze drogi prowadzącej do pomnika w Podgorze) młoda drobna mama. Obładowana jak wielbłąd a przed sobą ostatkami sił pcha wózek, mająca świadomość, że musi dać rady, bo inaczej dziecko stoczy się w odmęty wody gdzie czyhają rekiny... no dobra już kończę z tymi rekinami (ale mam dziś taki dzień ze muszę trochę głupot z głowy uwolnić, bo przez 3 godziny na 2 egzaminach musiałam pisać raczej konkrety i o rekinach nie mogłam). W mojej głowie koduje się 'z dziećmi/wózkami nie wybieramy Breli'.
Jadę dalej udało się jesteśmy przy morzu. Kolejne fotki standardowo na 'molo'. Jakoś z tych miejsc najlepiej widać daną mieścinkę. Naprawdę nie mogę zrozumieć dlaczego to jest ponoć najdroższa mieścinka na riwierze. Ładnie to wygląda, ale żeby za to płacić 20% wiecej... eee nie dla mnie.
Brela
Jeździmy sobie po Breli robimy zdjęcia, usiłujemy nie zabić przechodniów samobójców którzy jeden za drugim próbują rzucić się nam pod koła, pewnie im kasy brakuje na pobyt w Breli i próbują wyłudzić cos z ubezpieczenia, ale nieeeeee nie znami te numery nie damy się naciągnąć nasza czujność nie śpi, lewo, prawo, hamowanie z piskiem opon (nie wiedziałam że się da na rowerze, myślałam że tylko autem, ale jak się rusza na światłach, żeby nie zgasło).
Słyszę język polski, to jakieś rodziny z wózkami, zatrzymuję się i upewniam że promenadą damy rady z rowerami dotrzeć do Baśki. Parę schodów jest, ale z wózkami dali rady to my damy z rowerami. Jedziemy, stajemy, dźwigamy, jedziemy stajemy robimy zdjęcia, dźwigamy (oczyma wyobraźni wizą bicepsy Pudziana w sukni ślubnej brrrr), jedziemy, idziemy z rowerami, robimy zdjęcia ale dotarliśmy. Oczywiście gdzieś tam trzeba było odbić na ulicę ale przegapiliśmy więc ostatnie 150m pokonujemy z rowerami po plaży, im też się należy trochę od życia... pobyć na plaży, dotknąć stopami tfu kołami tych białych kamyczków...
Spowrotem w Baśce i fajne dno:
Rowerkowa plaża
W Baśce kupujemy jeszcze owoce i nie dajemy panu satysfakcji naliczenia opłaty za koleją godzinę :> jeszcze czego. Pakujemy rowerki na bagażnik i jazda do Podgory. Tym razem obserwuję trasę Podgora - Tucepi -Makarska bo to już robimy samymi rowerkami.
Dojeżdżamy już porządnie głodni, PM szykuje się na meczyku tu gospodarze nas wołają i zapraszają na domowej roboty rakiję i maraskę. Maraska pyszna, niby maja tylko na swój użytek ale jedna butelkę po konsultacjach decydują się nam sprzedać. Rakija za to mocna strasznie, pali mnie niesamowicie, PM stwierdza 50 % a gospodarz 'ne, ne 45%' - jak to było 45% to ja mam 18 lat Po 2 kieliszkach maraski i 1 rakiji czuję straszny gorąco na twarzy.. eh wychodzi się z wprawy na stare lata. Jeszcze troszkę rozmawiamy i idziemy na kolację i meczyk i piwko już tym razem nie do knajpy ale w naszym saloniku.
Kończę bo Karlowacko mi się grzeje a Paragawaj z Hiszpanią już grają.