Niespodzianka - koljny odcinek.
23 czerwca: Hvar - lawendowa wyspa
Jeszcze 2 dni na Hvarze i przyjdzie ten znienawidzony przez nas czas wyjazdu. Póki co po raz kolejny nie mogliśmy liczyć na pobudkę zgotowana przez wpadające przez okno promienie słoneczne. W sumie pogoda bardzo fajna na zwiedzanie a w końcu z takim zamiarem jechaliśmy na Hvar - chłodniej, nie leje się z nas ciurkiem tak jak to miał miejsce przy zwiedzaniu Riwiery Makarskiej. Co prawda myśleliśmy raczej o porannym plażowaniu i zwiedzaniu popołudniami i wieczorami, ale pogoda zweryfikowała nasze plany.
Tuż po śniadanku wyruszyliśmy w kierunku Hvaru starą drogą łączącą miasta Stari Grad-Hvar. I właśnie tej trasy będzie dotyczył ten odcinek.
Przede wszystkim tak jak rozczarowałam się drogą Sucuraj - Stari Grad tak i tutaj opis starej drogi jest lekko przesadzony. Znaczy się wiadomo Niemcy, Austriacy, czy Chorwaci którzy na co dzień maja doczynienia z autostradami i drogami równymi jak stół mogą trochę ponarzekać. Ale powiedzmy sobie szczerze - każdy wie jakie mamy drogi w Polsce. To, że politycy i drogowcy mówią, że 95% dróg w Polsce jest bardzo dobrej jakości to i tak my wiemy swoje. Dlatego tez stan drogi można z powodzeniem porównać do jednej z tysięcy dróg w Polsce, która łączy ze sobą małe miasteczka - jednym słowem jesteśmy na takich drogach wychowani i do nich przyzwyczajeni.
Za to jeśli chodzi o widoki roztaczające się dookoła, o przeżycia estetyczne związane z mijanymi krajobrazami, na wpół opuszczonymi wioskami to są to chwile niezapomniane i każdemu ze szczerego serca polecam przejechać się tą drogą nawet jeśli planuje odwiedzić Hvar w ramach wycieczki jednodniowej.
Trasa też jest oznakowana jako szlak rowerowy. Myślimy sobie suuuper. Już oczami wyobraźni widzę jak po 100m rzeżę, po 200 pluję krwią a po 300 padam martwa. Podczas gdy te wizje zaprzątaja moją głowę widzę pierwszych rowerzystów i to są w śród nich kobiety i jadą, nic im nie jest, uśmiech na twarzach. Pełen szacun. W sumie kilka takich grupek rowerowych mijaliśmy na trasie. Jeśli chodzi o turystów na czterech kółkach to mijaliśmy się to spotykaliśmy na punktach widokowych z polakami którzy wynajęli autko i postanowili przejechać się tą drogą i tak jak ja byli zachwyceni i co chwila gratulowali sobie pomysłu.
Zresztą co tu dużo pisać. Lepsze są zdjęcia;) . Dużo zdjęć
. Z króciutkim komentarzem
Widok z punkt widokowego polecanego przez Kasię G.
Widok na Stari Grad - szkoda ze pogoda nie dopisała piękną grą świateł. Niestety słoneczko było trochę dalej w kierunku miasta Hvar
Nie chciałam nadwyrężać cierpliwości PM bo jeszcze by kazał mi iść piechotą skoro chcę się zatrzymywać co 100m:> wiec niektóre zdjęcia robione w czasie jazdy
A robienie zdjęć z auta gdzie obiekt fotografowany jest po stronie kierwcy wygląda czasami komicznie
dla postronnego obserwatora
I kolejny punkt widokowy rekomendowany przez Kasię
Velko Grablje
Pierwotnie chcieliśmy tam zjechać autem ale podczas naszego postoju obserowaliśmy jeepa z napędem na 4 koła który miał problemy z wdrapaniem się po serpentynach więc pamietając o zapaszku sprzęgła daliśmy sobie spokój.
I tu większa wesja:
http://img225.imageshack.us/img225/6641/h10pand.jpg
A potem było Brusje i pola lawendy... lawenda, kochana śliczna lawenda.
No i tu PM zmuszony był czekać równie długo jak to się miało w przypadku kotów.
No bo ja przecież musiałam znaleźć 2 pozostałe kadry do tryptyku. Meżczyżni czasami maja problemy ze zrozumieniem najprostrzych rzeczy.
Może ten...
nie moze jednak ten...
a może jakos w poziomie .... do kuchni
nie moze jednak ten... chyba ten
Nie zajechaliśmy daleko. W przypadku PM nie były to ostatnie chwile stania w pełnym słońcu bo Madzia zauważyła kolejne pole lawendy. I takie jakby większe i zapragnęła w nie wejść... i zażądała postoju. Co tam roje pszczół - lawenda najważniejsza i najpiękniejsza w tym zakątku.
No i jak tu się nie zatrzymać:
Tu juz nie były krzaczki tylko okazałe krzeczory lawendy.
3 do tryptyku
krzaczor musi iść obowiązkowo
I tak romantycznie, zwiewnie...
Sama też oczywiście w krzaczory wlazłam
i zdjęcia mam. Żadna pszczoła mnie nie użarła wiec było dobrze.
Czas ruszać bo wole nie sprawdzać kiedy cierpliwość PM się kończy.
Ostatni rzut okiem z jadącego już samochodu - papa lawendko