Dziesiąty dzień!!!!!!!
Obudziłem się rano, z nie smakiem! Przecież to ostatni dzień! Kurcze, szybko zleciało.
Cofając się do tyłu, stwierdziłem, że podzieliłem się z Wami naszymi wakacjami. Prawie Wiecie o nas wszystko cośmy w Cro robili! Prawie, prawie!!!! Od pierwszego dnia wakacji, myślałem o wjeździe na św. Jure. Kurcze, trochę zabrakło czasu, jak był czas nie było pogody.
Duża zasługa, że jeszcze nie zaliczyłem Jure jest po Waszej stronie! Opisujcie dalej drogę na szczyt, że ciężko, że stromo itd. To moje dziewuchy nie wjadą tam ze mną nigdy. One mają po prostu cykora! Samemu wjechać to żadna frajda. Lena przeżywała drogę przez Biokovo do
Mostaru (nareszcie mam na to światków), a o Jure nie wspomnę co kombinowała aby nie jechać. Ja tam jeszcze wrócę !!! Może kiedyś z wnukami!!! Przypomniał mi się larum w samochodzie kiedy w którymś roku mieliśmy jechać przez Knin. Dobra po użalałem się trochę, jedziemy dalej.
Więc, ostatni spacer po Podgorze, kawka, lody i małe piwko. W drodze powrotnej zamawiamy na godzinę 21.30 w restauracji hotelu Primordia, pożegnalną kolację, a na kolację peka! Piszę pożegnalną, bo żegnaliśmy się z Jadranem, nie wiedziałem jeszcze że czeka nas niespodzianka! Mała kawka na tarasie i jedziemy do Tučepi. Jedziemy sami z Bonią, Nela jeszcze musi się do smażyć, zostaje na plaży w Podgorze. Spacer po Tučepi,
parę fotek, wreszcie nasza ulubiona pizza z tuńczykiem. Snujemy się dalej po miasteczku, zaglądamy tu i tam. Ładna mieścina, ludzi jak na lekarstwo, co raz bardziej podobają mi się wakacje we wrześniu. Pora na jakąś kawkę i mój ulubiony deser lodowy "banana split";.
Wreszcie Lena znalazła zapalniczki, pisałem o nich wcześniej. W jednym miejscu zaskoczył nas plac zabaw dla dzieci, ciekawe nowoczesne huśtawki, a sam plac wyłożony płytą granitową. Wchodzimy i zdziwko, to jest płyta granitowa, ale gumowa!!! Fajnie zrobione
I bezpieczne dla milusińskich.
Szybko wychodzimy, jeszcze się Boni spodoba..........!
Suknia Pani Jesień!
Wracamy do Podgory. Ale, ale jeszcze nie byliśmy pod pomnikiem, słyszałem, że mówią na to mewa lub golubica. Wjechaliśmy prawie pod sam pomnik. Cokół z granitu, sama figura odlana z betonu. Coś w sobie ma. Wspaniałe widoki na Podgorę. Wracamy do auta i w drodze powrotnej pstrykam parę fotek miasta.
Ostatnia kąpiel!!
Na miejscu, wychodzimy jeszcze na spacer w pobliżu kwatery. Jak byliśmy w Tučepi, dostaliśmy od Plumka sms, ( notabene spod Jure), że w drodze powrotnej wpada do nas do Podgory. Zapowiada się bardzo fajny wieczór.
Spotykamy się z Anią, Martyną i Tomkiem i ruszamy w miasto. Jest już ciemno, co kawałek jakaś impreza, muzyczka i tańce. Zaliczamy piwko, kawkę, lody co kto woli. W związku z tym, że czeka na nas umówiona kolacja, namawiamy całe towarzystwo na kolację z nami.
Snujemy się jeszcze po Podgorze i w pobliżu umówionej godziny meldujemy się w Restauracji. Wchodzimy do środka, na dwoże chłodno się już zrobiło. I zgadnijcie kto pierwszy zostaje obsłużony......., nie myślcie już tyle, już piszę, Boni! Kurcze ona nic nie musi wołać , zawsze jest pierwsza! Jak ona to robi?
Dostajemy naszą pekę. Na to danie trzeba zawsze się umówić. Jest to różnego rodzaju mięso zapiekane z ziemniakami w żeliwnym garncu( taki nasz kociołek, pamiętacie Jankowo?), piecze się to od dwóch do trzech godzin, dlatego to zamówienie. Niestety na wieczorne spotkanie nie wziąłem aparatu. Nie mam fotek. W tym miejscu poproszę Anie o wstawienie w tym wątku fotek. Wspaniały wieczór, wspaniała zabawa przy kolacji.
Dziękujemy za to Ani, Martynie i Tomkowi, dzięki Wam ten ostatni wieczór nie był smutny!!!!
Oj posiedzieliśmy trochę zrobiło się późno, czas na pożegnanie i powrót do domu.
Tarasu już nie było, poszliśmy spać. Jutro do domu!