Wtorek 19 wrzesień. Wyjazd do Mostaru. Noc spokojna. Budzimy się rano, jak na wakacje to rychło było, coś koło siódmej. Śniadanko na tarasiku. Grupa jadących powiększyła się o jeszcze jedno auto. Jadą z nami sąsiedzi z piętra, młode małżeństwo z Czech. Schodzimy na dół klan Voidów już gotowy, jedziemy. Ja po drodze wpadam do miasta do wuja bankomata.
Podjeżdżamy do Makarskiej, Jarki już czekają na nas, zabieram ich do nas, auto zostawiają na parkingu pod Konzumem. Ruszamy w górę. No i zaczęło się! Jurek wolniej! Jurek nie tak blisko balustrad! Nie tak szybko! Ojej Autobus jedzie! Małżonka moja kochana, nie może nigdy słuchać opowieści o drogach. Niestety jest niesamowitą panikarą w tym temacie. Na pokładzie non stop panika. Dla mnie trasa przez Biokovo miodzie! Chciałbym, żeby u nas takie były w nizinach. Podziwiamy widoki z góry.
Karol prowadzi, ja za nim, za mną czesi. Wpadamy na granicę z BiH. Jedziemy dalej. Do Mostaru docieramy około 11.30. W samym mieście gubię Voida. Po jakimś czasie spotykamy się na skrzyżowaniu, wniosek taki, że wszystkie drogi prowadzą do centrum. Szukamy parkingu, jest. Parkujemy, obok nas parkują żołnierze z sił pokojowych EUFOR. W koło jest ich sporo, są wszędzie widoczni, w pojazdach, patrole piesze i w powietrzu. Facet na parkingu bez naszego pytania pokazuje nam drogę na stary most. Ruszamy. Po drodze dogadujemy się, że nikt za nikim nie czeka, każdy zwiedza jak mu pasuje, a droga powrotna też jak komu pasuje. Wchodzimy w miasteczko! Czuje się te granicę między starym a nowym Mostarem. Rozpraszamy się, Oglądamy te wszystkie cudeńka. Moim laskom świecą się oczy do tych wszystkich świecidełek. Wszystko muszą obejrzeć. Ja podziwiam budowle i urodę muzułmanek. Zaraz, zaraz, mi się oczy też zaświeciły. Zawsze moim marzeniem było mieć czapkę muzułmańską, a tu ich od koloru do wyboru. Kupuje, a jak ! Od razu ląduje na mojej głowie. Teraz wszyscy tubylcy patrzą na mnie inaczej, mam wrażenie że przyjaźnie. Ma to miejsce swój urok !!! Po drodze parę, naprawdę parę pytań o psa. U nich ta rasa chyba jest nie znana, mnóstwo oglądających się. Tworzymy z Bonią niezła parę. Ja w czapce, a ją wszystko interesuje.
Dochodzimy do mostu. Na pierwszy rzut oka, dla mnie nic specjalnego. Po dokładnym przyjrzeniu się mu, poznania jego historii zaczynam czuć klimat tej budowli. Obejrzałem go ze wszystkich stron, także obfociłem. Dużo zdjęć robi Nela. Moja krew! Ruszamy dalej, wchodzimy w głąb tego starego miasta. Wiem, że to wszystko co widzę było prawie zrównane z ziemią. Dlatego magia tego miejsca coraz bardziej mnie połyka. Narada, siadamy na kawkę. Fajna muzułmańska kafejka. Muszę uważać, Boni ma ochotę usiąść, na prawdziwej tureckiej kanapie! Siedzimy i obserwujemy miejscowych. Podziwiamy ich stroje, ja oczywiście także urodę. Nie odważyłem się zrobić zdjęcia. Nie chciałem, aby pomyśleli, że traktuje ich jako zjawisko turystyczne. Idziemy dalej, nadal czuje jak na mnie patrzą, uśmiechają się, to wszystko przez czapkę.
Wchodzimy w boczną uliczkę. Nela wchodzi na jakieś podwórko, wybiega, bierze ode mnie jedno euro, aparat i znika. My stoimy dość długo, nie wiemy o co chodzi. Po jakimś czasie wychodzi rozpromieniona i opowiada gdzie była. Zwiedzała dom turecki, była zachwycona. Ja podszedłem do tego na zimno. Bo obejrzeniu zdjęć, bardzo żałowałem, że nie wszedłem. Wokół rozlega się muzułmańska modlitwa. Robi wrażenie na nas. Wokół same meczety. Zaczyna padać. Na szczęście krótko. W samym mieście dużo śladów wojny. Mnóstwo kamienic, budynków urzędowych ze śladami ostrzelania, bombardowania. Bez okien, drzwi. bez dachów, opustoszałe. Widok nie codzienny wręcz szokujący. Strach pomyśleć co tu się działo trochę ponad dziesięć lat temu. Wypłacam 50 marek z bankomatu. Wyszło coś koło 106 zł. Po drodze zakupy na mostarskim targu. Wracamy z powrotem, po drodze obiadek w konopie z pięknym widokiem na most. Po jedli, po pili, ruszamy dalej. Znowu przewracamy w tych świecidełkach, małe zakupy też były. Dochodzimy do mostu. Na moście stoi gościu, który chce skoczyć z niego. Z Jarkiem zajmujemy pozycję fotoreporterów. Coś mu to kiepsko idzie, stoi dość długo, kumpel jego rozmawia z turystami. Wysyłam umyślnego, aby dowiedział się o co chodzi? Ja nie z chodzę z miejsca, myślę zrobię fajne fotki! Wraca umyślny, już wiem o co chodzi. Chodzi o sto eurasów, jak tyle uzbiera to skoczy. W czapce miał pusto! On rezygnuje, my też, zmęczył mnie tym czekaniem. Potem gdzieś widziałem na zdjęciach jak skacze, prosto na nogi, pomyślałem za sto euro sam bym skoczył ha ha ha !
Robimy mnóstwo fotek, wracamy spokojnie oglądając jeszcze te cudeńka, rękodzieła.
Warto tu jeszcze wrócić. Po rozmowach, okazało się, że ta starówka którą zwiedzaliśmy ma dużo jeszcze wspaniałych miejsc których nie widzieliśmy.
Ruszamy z Mostaru, każdy osobno. Zgodnie z umową nikt za nikim nie czeka. Wychodzi na to, że my wyjechaliśmy na końcu. W samochodzie mój pilot, czyli Jarek, wyciąga mapę i po krótkiej naradzie, obieramy kierunek Vodopad Kravice. Pilot pięknie prowadzi mnie przez BiH, fajnie się jedzie jak masz stu procentową pewność, że dobrze jedziesz. Ale uwaga, one są tak oznakowane, że można je przejechać. W ostatniej chwili zauważyłem tablicę, kierującą na wodospad. Zjechaliśmy samochodem prawie na sam dół. Wcześniej na parkingu zauważamy znajome auto. Schodzimy już do wodospadu i po drodze mijamy się z Voidovą rodzinką. Karol opowiada co jest na dole. Po tych deszczach z niepozornego wodospadu, pod którym mieliśmy się wykąpać, powstała miniatura Kanadyjskiej Niagary. Niesamowicie szeroki, wielkie ilości wody, niesamowita bryza przez którą ledwo widać sam wodospad. Knajpki przy wodzie pozatapiane, przed wodospadem stworzyło się wielkie jezioro. Nie podaliśmy się, zeszliśmy na dół, chodziliśmy po podtopionym tarasie knajpki. Widok świetny, fotki też. Nie wykapaliśmy się, żywioł nam na to nie pozwolił, ale odpłacił nam się pięknymi widokami. Wracamy do Podgory. Po drodze widoki na wielkie pałacie ziemi pod wodą. Ta ilość wody zrobiła swoje. Przy zjeździe z Biokova stajemy i robimy zdjęcia.
Piękne widoki, Jadranka z góry wygląda jak makieta z zabawkami. Zostawiamy Jarków w Makarskiej, oni nazajutrz wyjeżdżają do domu. Żegnamy się, nie możemy doczekać się zlotu.
A wpadliśmy jeszcze na zakupy do Konzuma, ja oczywiście po krewetki! W domu tarasik, krewetki i rakija. Ale, Ale lecę do samochodu, otwieram schowek, o kurna! W mim paszporty
Reni i Jarka! Co teraz? Biorę komórkę i dzwonię, nie mogę się połączyć. Wysyłam SMS.
Dostaje odpowiedz: „ spoko, my jutro nie musimy jechać, zostajemy i jedziemy na plaże do Tucepi „. Kamień spadł mi z serca. Więc umawiamy się razem na plaże pod hotel Jadran
Skończyły się burze i deszcze, zrobiło się lato !!!!!!!!! Noc piękna i spokojna, no ale w alkowie było życie!!!
[img]http://www.album.com.pl/zKyZm68ZzB/239827.jpg[/img
CDN.....Trochę cierpliwości