Tego dnia mieliśmy najgorszą pogodę czasie naszego krótkiego urlopu. Nie padało wprawdzie i było raczej ciepło, ale przy tym niestety mglisto i chmurzasto. Aura zupełnie nieodpowiednia na zwiedzanie gór Anaga, ale cóż począć? Nie mieliśmy już innego wyboru, bo ostatni dzień na Teneryfie jednogłośnie postanowiliśmy spędzić bez ruszania auta.
W sumie to byliśmy mentalnie przygotowani na taką pogodę, w tych górach przecież mgliste dni przeważają nad słonecznymi. To zupełnie inna Teneryfa, niż słoneczne i „pustynne” południowe wybrzeże!
Wulkaniczny masyw Anaga to geologicznie najstarsza część wyspy, powstała około 7 mln lat temu ( a może nawet wcześniej ?). Góry nie są zbyt wysokie (najwyższy szczyt Cruz de Taborno ma 1024 m n.p.m.), ale widoki na głębokie doliny i postrzępione grzbiety są tam rewelacjne! Pod warunkiem oczywiście, że trafi się na inną pogodę, niż nam to było dane . Bo my, zamiast oszałamiających panoramek, podziwiać mogliśmy najczęściej tylko gęstą mgłę. Ale i tak było fajnie , nie tylko wtedy, gdy mgła na moment lekko się rozwiewała.
Nie było jednak najmniejszych szans, aby w kilka zaledwie godzin zobaczyć wszystkie miejsca, do których warto dojechać. Cóż więc marzyć o wędrówce którymś z licznych w tym rejonie szlaków turystycznych? Na tę część Teneryfy z pewnością można poświęcić caluśki tygodniowy wypad, a i tak nie udałoby się przedreptać wszystkich znakowanych ścieżek… Fajnie byłoby powędrować przez wawrzynowe lasy i małe tarasowe poletka obramowane opuncjami, przysiąść na piwko i mały tapasik w jakieś cichej, niemalże zagubionej wiosce… Może innym razem ?
A tymczasem…
… TF-5 do La Laguny, następnie TF-13, a przed Las Mercedes na TF-12 i serpentynami w górę.