Poniedziałek, 24 września Ryanair lata z Wrocławia na Teneryfę jeden raz w tygodniu, w poniedziałki właśnie. Jeszcze przed świtem (tak wracaliśmy) samolot odlatuje z lotniska Tenerife Sur. Po wysadzeniu we Wrocławiu wypoczętych
ludków, ładuje na pokład kolejnych spragnionych słońca i oceanicznych fal
, a potem wraca na wyspę.
Planowy odlot z Wrocławia 13:40 , mieliśmy opóźnienie około 35 minut… Wcale nie dlatego, że
Kapitanowa i Kapitan nie zdążyli na czas! Pilot nie zamierzał na nich czekać, po podpisaniu kwitów po prostu odleciał
, a wraz z nim i my. Tyle, że
bez naszych przyjaciół, którzy mieszkają poza Wrocławiem, a w drodze na lotnisko
utkwili w gigantycznym autostradowym korku. Dotarli
10 minut po tym, jak samolot wystartował…
Fotek z lotu nie mamy, gdyż nie udało nam się wylosować miejsc przy oknie. Nie mieliśmy też wyznaczonych miejsc obok siebie, wiadomo jednak, że już w samolocie sytuacja zmienia się
. Siedzieliśmy więc razem
, chociaż nie z widokiem na to, w dole…
Wylądowaliśmy około 18:35 czasu lokalnego (miało to nastąpić o 18:10), potem czekanie na odbiór większego bagażu bezpłatnego, kolejka do Cicara… Na szczęście procedura wynajmu przebiega tam sprawnie i wkrótce (19:12) byliśmy posiadaczami kluczyka do naszego pojazdu
i mogliśmy ruszyć w stronę miejsca, w którym był zaparkowany.
Zarezerwowaliśmy Fiata Tipo za 111,31 euro (płatne na miejscu gotówką lub kartą, zero opłat za ewentualną rezygnację), auto mieliśmy zwrócić w następny poniedziałek do 6:00. Cena oczywiście z kompleksowym ubezpieczeniem (w tym szyb, lusterek i opon) bez wkładu własnego, nie obejmującym jedynie podwozia i zgubionego kluczyka oraz rzeczy osobistych w aucie. Żadnej blokady na karcie, nielimitowany przebieg, bezpłatnie dodatkowy kierowca (w naszym przypadku opcja
niewykorzystana, gdyż ręka Kapitana - tuż po zdjęciu gipsu - nie nadawała się na kanaryjskie zakręty i stromizny) i foteliki dla dzieci (też nie skorzystaliśmy, bo nie zabraliśmy naszej wnuczki
).
Zamiast Fiata trafił nam się Seat Ateca, którego tygodniowa cena wynajmu w naszej wypożyczalni to kwota około 255 euro. Oczywiście nie było powodu, żeby być niezadowolonym z takiej zamiany
.
Przy uiszczaniu zapłaty zgodnej z kwotą widniejącą na potwierdzeniu rezerwacji, pobrano od nas jeszcze depozyt w wysokości 30 euro za pół baku paliwa. Tak było na umowie, tyle paliwa wskazywała też strzałka na tablicy w aucie, faktycznie jednak było chyba mniej, bo stanowczo za szybko
zapaliła się rezerwa.
Jako że auto mieliśmy oddać przed godziną otwarcia biura (czynne jest od 7:00) to nie było szans, żeby ktoś sprawdził, ile faktycznie zużyliśmy z paliwa wlanego na start. Nie mogliśmy więc liczyć na ewentualne odzyskanie kwoty za paliwo pozostawione w baku... Mało prawdopodobne, abyśmy dojechali z powrotem na lotnisko na oparach
, ale polityka paliwowa Cicara jest OK
, zwłaszcza z w porównaniu z Goldcarem
.
Nie było szans, abyśmy przed
nastaniem ciemności dojechali do miejsca noclegowego… Na szczęście udało się trafić bez problemu
, chociaż za przełęczą Erjos pojechaliśmy (świadomie!) nie nadal główną drogą TF-82, lecz boczną TF-373 przez La Montañeta. Po drodze dopadła nas mgła, pewnie dlatego za La Vega zjechaliśmy (omyłkowo!) z TF-373 ( która miała doprowadzić nas do TF-82 już niedaleko dolnej części Icod de los Vinos), skręcając na TF-366 wiodącą przez El Amparo. Błąd ten spowodował
konieczność zjazdu wąskimi stromymi uliczkami przez całe Icod, na szczęście dojazd z dolnej części miasteczka do naszego
San Marcos to już pryszcz
.