Na nasz podbój Toskanii wyruszyliśmy w Wielki Piątek około godziny 5 rano.
Tym razem nie było problemów z pakowaniem, gdyż nasze wakacyjne auto jest duuuuuużo większe od naszego Smarta
Ledwo wsiadłam do samochodu zaczął padać deszcz. No i niestety nasz Jeep, który jeździł tylko w słoneczne weekendy
i nie wie co to jazda w deszczu, że o śniegu nie wspomnę
, już na starcie się pobrudził
.
Droga przez Polskę cały czas w deszczu, ale raczej bez problemów.
Za to w Czechach, tuż za Frydkiem-Mistkiem jest przebudowa drogi na odcinku kilku kilometrów i trochę nas to spowolniło
Obawiam sie, że w czasie wakacji mogą się tam tworzyć spore korki
.
W Czechach jeszcze tradycyjnie wkurza nas odcinek trelinki przed Brnem
, mogli by wreszcie coś z nim zrobić
.
Postój na rozprostowanie kości i posilenie się tradycyjnie w Milulovie.
Jest około 13 stopni, nie pada i jest bardziej zielono niż w Polsce
.
Dalej jedziemy przez Wiedeń, przejazd bez problemów
.
Natomiast za Wiedniem nie pojechaliśmy tradycyjnie autostradą A2, a zjechaliśmy na drogę S6. I to był bardzo dobry pomysł
,gdyż droga ta jest o wiele ciekawsza i bardziej malownicza, choć miejscami mgła i deszcz nie pozwalają nacieszyć oczu pięknymi widokami
.
Po drodze jest dużo tuneli, całkiem dlugich, 2-3km, a kończący drogę tunel pod Grazem ma ponad 10km. O ile mnie pamięć nie myli ma 10200m. Do Oekotelu dojechaliśmy około godziny 17. Mieliśmy jeszcze wyskoczyć do Grazu, ale pogoda była raczej kiepska, więc sobie darowaliśmy
.
Rano śniadanie i dalej w drogę. No i znowu w deszczu
.
Zatankowaliśmy jeszcze Jeepa, co jest o wiele bardziej bolesne niż tankowanie Smarta
. No ale za komfort trzeba zapłacić
.
Benzyna w Austrii 1l/1,54euro, przy autostradach nieco drożej.
Im dalej na południe tym cieplej
, a gdy przejchaliśmy góry skończył sie wreszcie deszcz
.
Autostrada między Udine a Ferrarą strasznie nudna i bardzo nam się dłużyło
.
Wreszcie dojechaliśmy do Toskanii
,
a autostrada między Bolonią a Florencją jest już bardziej ciekawa
.
No i jedziemy nią pierwszy raz, więc wszystko jest dla nas nowe
.
Z autostrady zjeżdżamy we Florencji, za całość zapłaciłam 32,4 euro-trochę dużo
.
Dalej jedziemy drogą dwupasmową, tzw Fi-P-Li.
Około 16 jesteśmy w Livorno, i tu nasz Jeep upomniał się o jedzonko
. Zjeżdżamy więc na stację - jest samoobsługowa, ale nie przyjmuje karty kredytowej, tylko gotówkę
.
Ok, za kilka metrów widać następną i tu to samo
. Na kolejnej to samo
.
Nie chciałam wydawać euro, które miałam na "drobne wydatki", ale cóż było robić, kupiliśmy "nieco" paliwa.
"Nieco", bo we Włoszech tankowanie auta naprawdę boli, 1l/1,94euro
.
Około 17 jesteśmy w Cecinie. Podjeżdżamy do agencji turystycznej, za pośrednictwem której wynajęłam apartament.
Tu bardzo miła obsługa. Pani wręcza nam klucze do domu i do całej posiadłości, ręczniki i pościel. Tłumaczy jak mamy dojechać i po kilku minutach jesteśmy wreszcie na miejscu
Miejscówka okazała się bardzo fajna, ale mnie najbardziej spodobała się aleja cyprysowa, która wiodła od bramy do domu
Cała posiadłość równie przyjemna
Latem można pewnie spędzić przyjemnie czas przy basenie
Zdjęć wnętrza naszego apartmana nie mam, ale kiedy my się wprowadzamy robi się niewyobrażalny bałagan
.
Ale wnętrze nie odbiega od tego, co jest na zdjęciach na stronie agencji, więc jeśli kogoś zainteresuje, to podeślę linka.
Rozpakowujemy się, zjadamy kolację i padamy
c.d.n.