Zante - fior di Levante
Na greckiej Zakynthos byliśmy dwa lata temu. Polecieliśmy z Itaką, bo nie chciało nam się szukać niczego na własną rękę, a i czasu jakoś wtedy nie było zbyt dużo. Jak przed każdym wakacyjnym wypadem, obłożyłam się literaturą i zanim zobaczyłam wyspę na własne oczy, dokładnie wiedziałam, co musimy zobaczyć, gdzie dobrze zjeść i gdzie poleżeć O Zante jest sporo informacji w sieci, nawet jest kilka ciekawych autorskich blogów. Literaturą literaturą jednak, a rzeczywistość rzeczywistością. Już wykupując wycieczkę wiedziałam, że jest to także cel wakacyjnych wypadów... połowy Warszawy! W biurze podróży w tym czasie pojawiły się trzy pary i każda z nich chciała na Zante! To skutecznie osłabiło mój zapał, ale apetyt na pocztówkowe widoki zwyciężył. Nic na to nie poradzę, że od kilku lat ciągnie mnie w stronę Grecji...
Wiele szczegółów pewnie mi już umknęło, dlatego relacja będzie odrobinę w innym stylu. Bez spowiedzi z każdej godziny danego dnia, a według kierunków podróżowania po wyspie.
Na mapce niebieską kreską zaznaczyłam, ile udało nam się zobaczyć. Wszystko, zgadza się! Przejechaliśmy wyspę wzdłuż, wszerz i jeszcze przed środek. Nie jest niby duża, jednak odległości od miejsca do miejsca są spore. Kręte i dość strome czasem drogi nie pozwalają na brawurę.
Mieszkaliśmy w Kalamaki (na czerwono). Uroczej małej, spokojnej miejscowości położonej 5 kilometrów od miasta, 7 kilometrów od lotniska, w zatoce Laganas.
Naturalnie byliśmy tam z małą, dwuletnią wówczas Nadią Lubię pokazywać jej świat moimi oczami
Do tamtych wakacji wracam z ogromną przyjemnością. Może dlatego skusiłam się na relację... Wszystko zagrało idealnie. Biuro podróży wykorzystujemy jedynie w celu przelotu, jak zawsze. Na miejscu zarządzamy czasem i sobą wedle naszych reguł, poznając miejsce na wylot a nie tylko z perspektywy leżaka i parasola. I tak jest od 15 lat.
Zagrało więc idealnie. Świetna lokalizacja, najcudowniej położony hotel na wyspie (zorientowaliśmy się już po kilku dniach), doskonała baza wypadowa, znakomita kuchnia pod samym nosem, bezpieczna odległość od hałaśliwego centrum, pogoda, cisza i widoki. Nic nam więcej do szczęścia nie brakowało.
Przyznaję, kieruje mną czysty egoizm. Wypowiadając wojnę tegorocznemu latu (a raczej jego brakowi) wracam pamięcią wstecz i odgrzebuję Zante. Cudowne, tegoroczne wakacje na Cykladach (Mykonos) nadal nie dają mi spać, więc Zante jest trochę środkiem przeciwbólowym na te dolegliwości
Jest na forum jakaś relacja, ale nie znalazłam w nich moich miejsc, które tam pokochałam. Dlatego, poznajcie moją Zante! Zapraszam