W zeszłym roku jak co roku zapakowalismy autko i ruszylismy. Dzięki
Waszej pomocy wybralismy Kamp Boban w Zivogosce czego nie żałujemy.
Jadąc do Cro zdecydowalismy się pojechać autostradą, zjechalismy na riviere itd. Z powrotem pojechaliśmy sobie wybrzeżem aż do Senj,po drodze zwiedzanie itp, gdzieś w połowie drogi między Sveti Juraj a Seni mieliśmy przygodę której nie zapomnę do końca życia, a w którą co niektórzy nam nie wierzą...Na krętym odcinku drogi, gdzie po lewej mielismy urwisko, po prawej burtę z kamienia wysokosci ok 2 m, spotkaliśmy niedzwiedzia.
Kierował mąż, ja na miejscu pasażera ( od strony burty) Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam był ogromny kosmaty łeb i zęby na wysokosci dachu auta. Otoz niedzwiedzica chciałą sobie przejsc prawdopodobnie na drugą stronę i tak pechowo się stało ,że akurat przejezdzalismy, zsuneła się prosto na naszego seata... gdyby mąż jechał szybciej to miałabym ją na kolanach... Spadając ze zbocza uderzyła w prawy przód. Na szczęscie nic nie jechalo z naprzeciwka bo uderzenie bylo jak w kamień, wybilo nas na drugi pas i tylko dzięki umiejętnosciom mojego Pana nie wylądowalismy na dole...Zatrzymaliśmy się jakieś 20 metrów dalej, podejrzewam ,że widok naszych min był bezcenny.
Ja siedzialam jak zamurowana, a mąż wyszedł zobaczyć jak sprawa wygląda. Parę metrów bliżej siedziała sobie nasza niedzwiedzica, a ze skarpy zaczely zeskakiwać po kolei male niedzwiadki...Chyba nie muszę mówić ,że mąż zlapal resztki zderzaka i lampy i zwinął sie do srodka auta. A mamusia wstala, wziela dzieci i poszla sobie...Była naprawde duża...Straty to wgnieciona maska, prawa lampa rozbita w drobny mak, zderzak i nadkole, więc nie bylo tak zle jak wyglądało, ale to tylko dlatego ,że jechalismy dosc wysokim vanem. Jakos się pozbieraliśmy, zjechalismy na najbliższy parking ochłonąć i dopiero wtedy sobie zdalismy sprawę jakie szczęscie mielismy,że auto jest jeszcze na chodzie. Miejsce w którym się to stało to kompleten ,,zadupie " było więc nawet gdyby to nie miałby kto nam pomóc. No ale trzeba było jechać dalej. Strach jak cholera, w każdej chwili mogła nas zatrzymać policja i byłby problem. Bez niespodzianek udało nam się dojechać aż do Słowacji, no niestety tam przyuważył nas jakiś spostrzegawczy policjant...i wydatek na dobry obiad dla niego w kwocie 70 euro, które bylo wlasciwie niczym w porownaniu jakie atrakcje chcial nam zafundować za poruszanie się niesprawnym według niego autem. Już w domu okazało sie ,że w nadkolu tkwi siersc zwierzaka. Wiem, piszę chaotycznie ale jak sobie to przypomne... Czy miesliscie kiedyś taką sytuacje? Bylismy tyle razy w Cro i pierwszy raz taka akcja. Masakra