Wstęp - dzieciństwo, jeszcze Polska.
Wakacje, czas na który, jak pamiętam od zawsze oczekiwałem z utęsknieniem. Od dziecka wyjeżdżaliśmy z rodzicami na mazury. Nie wiedziałem wtedy o takim miejscu jak Chorwacja, wówczas Jugosławia. Ośrodek MPT nad jeziorem Wiartel to miejsce, gdzie prawie corocznie spędzaliśmy wakacje, miejsce którego obraz na trwale pozytywnie zapisał się w mojej pamięci i który chętnie wywołuję, tak jak teraz, aby czuć się jak najlepiej. Godziny spędzone na molo, czasami z własnej roboty wędką z kija, kawałka żyłki, spławika z gałązki lub z przybrzeżnych piór łabędzi i haczyka wędkarskiego, nieraz z wędką zakupioną w sklepie w Piszu oddalonym o jakieś 12 km, ale nigdy z kartą wędkarską . Cóż takie są fakty, dziecku można prawie wszystko ... Czasami było super, kiedy wędkarze stojący obok z mizernym skutkiem połowu patrzyli jak 10-cio może 13-to letni chłopak wyciąga obok na kij dorodne płocie i podleszczyki. Słońce i kąpiele, rowery wodne, kajaki, wypady na grzyby z ojcem to taki pozytywny okół powracającej pamięci. Ale najlepsze i najciekawsze wspomnienia to zawsze szczegóły i nie zawsze te, które nazywane są jako dobre. Ja przywołam dwa takie, z którego pierwszego dobrze nie pamiętam, a drugi wspominam jako chwilę strachu.
Obraz pierwszy, z opowieści rodziców.
Wiartel - miejscowość nad jeziorem Wiartel, położona od ośrodka MPT, do którego jeździliśmy wówczas (lata 80 do 90) z rodzicami z przydziału pracowniczego ojca, oddalona od ośrodka o ok. 3 km. Karczma w Wiartlu, była miejscem, do którego w sezonie wakacyjnym stale odbywały się piesze pielgrzymki wiernych dobrym pogaduchom ze znajomymi przy kuflach świeżego, wypełnionego po brzegi gęstą pianą piwa. Do takich należał mój ojciec, który razem z wieloma innymi przedstawicielami płci, jak to przyjęto mówić - brzydkiej, wybierał się wspólnie na nie winne degustacje. Czasami z braku ciekawszych zajęć, ja razem ze swoimi kolegami, którzy jak to w życiu bywa byli najczęściej synami ojców, a jak to bywa w ośrodkach wczasowych ich ojcowie okazywali się być kolegami mojego taty, wyruszaliśmy - dzisiaj już to mogę powiedzieć - w męskim gronie, na w sumie 6 km spacer, w połowie którego następowała konsumpcja. Wówczas nasz wiek, to znaczy mój i rówieśników pozwalał nam cieszyć się wówczas najbardziej frytkami i colą w szklanych jakże pamiętnych kształtem butelkach.
W jednym, ostatnim z tych "wakacyjnych jedynie męskich" wypadów z ojcem, na które pozwoliła mi matka miałem okazję przedobrzyć z tym, czym cieszyli się nasi ojcowie. Jako ich potomkowie zawsze mieliśmy prawo, sprawdzające się tylko nie w obecności mam, do "spijania pianki". Tegoż pamiętnego dnia, nasi starzy, aby nie stać kilka razy w kolejce, zaopatrzyli się w zapas wypełnionych po brzegi złocistym płynem kufli. Biorąc po jednym, resztę postawili z tyłu na stole. Ja z kolegą, nadanym nam prawem spijaliśmy to co mogliśmy. Nie wiem jak to się stało, bo nie pamiętam (bardziej z racji wieku niż nagięcia praw), ale naszymi szybkimi duszkami padło po kuflu litrowych piw. I chociaż my byliśmy w wyśmienitych humorach to czary goryczy najbardziej skosztowali nasi ojcowie.
Obraz drugi, z własnych wspomnień.
Każdy z Was wie, kiedy nadciąga burza. Wcześniej jest zwykle parno. Wędkarze też wiedzą, że często przed burzą, ryby są bardziej skore do "współpracy z nimi", czyli bardziej niż zwykle żerują. Jako dziecko, jak i teraz uwielbiałem łowić ryby. Z racji bycia jedynakiem miałem, w odróżnieniu do czasu obecnego, więcej czasu na przyjemności. W jeden z takich dni, w którym ryby nie chciały rezygnować z brania, a ja w związku z tym nie chciałem zrezygnować z zejścia z molo, niebo zaczęło się zasnuwać chmurami, wiatr przybierał na sile i z upływem czasu zaczęły pojawiać się błyski i oddalone gdzieś pomruki piorunów. Będąc dobrej myśli, że pewnie burza pójdzie bokiem, "stałem na posterunku". Do czasu, kiedy piorun nie przyp... jakieś 50 metrów obok mnie, w jezioro. Dosłownie chwilę później, byłem już w naszym domku kempingowym, bez wędki, po którą ojciec musiał po burzy pójść sam, bo ja się jeszcze bałem.
Cdn.
Obiecuję, że napiszę i o Chorwacji, w której, byłem dwa razy w wakacje, a w tym roku wybieram się po raz trzeci, ale chcę to zrobić w takiej kolejności chronologicznej, w jakiej się tam znalazłem zaczynając od lat najmłodszych. Po za tym mam nadzieję, że zaciekawię również wspomnieniami z wypadów w Polskę.