Przystanek pierwszy w Grecji - Gerakini
Półwysep Chalkidiki przypomina trochę trójpalczastą stopę jakiegoś stwora. Trzy podobne na mapie palce są jednak całkowicie różne w rzeczywistości.
Pierwszy licząc od zachodu to Kassanda. Płaski, goły, mocno zagospodarowany turystycznie i na pierwszy i ostatni zarazem rzut mojego oka - nieciekawy wizualnie.
Drugi to Sithonia. Zielony, górzysty, porośnięty gęstymi lasami, mniej na nim miejscowości ale za to konkretnych np. Porto Carras. Głębiej wcięte zatoki, nie zawsze piaszczyste plaże... tak.. tutaj podoba mi się... oj tak - zdecydowanie
Athos, to trzeci przylądek tego półwyspu. Górzysty, na końcu przylądka - Święta Góra wznosi się na ponad 2000 m.n.p.m. Niestety niedostępny. Istnieje na nim niezależne, automiczne, teokratyczne państwo mnichów. Wstęp kobietom zabroniony, mężczyźni tylko wybrani - cokolwiek to oznacza. Trudno, choć ta niedostępność wraz z wyglądem przylądka działa tylko i wyłącznie pozytywnie i czuje się tajemniczość tamtego miejsca.
My na pierwszy przystanek wybraliśmy - za podpowiedziami z przewodnika - małą miejscowość pomiędzy Kassandą a Sithonią o nazwie Gerakini.
Pierwsze moje wrażenie przy ogólnie pozytywnych nastrojach reszty było mało entuzjastyczne, zresztą widać moją minę na zdjęciu poniżej.
Czysto, schludnie, zielono, egzotyczne roślinki, ciepła woda.... więc co? Ano piasek... ano płasko... ano jakoś tak dziwnie inaczej. Rozczarowany jestem.
Deptak wzdłuż plaży.
Plaża
Trochę zmęczeni są wszyscy i nie za bardzo chce się jechać dalej. W sumie mamy być tutaj góra trzy noce. Szukamy kampingu, a znalezienie go wcale nie jest takie oczywiste , ale udaje się i po chwili zagospodarowujemy się na swoich parcelkach.
Zerkamy na plażę. Szału nie ma. Z prawej strony widać płaski ląd Kassandry, z lewej pagórkowate ciemne kształty i zarys Sithoni.
Pod nogami piasek... wrrrrr
W oddali widzę kawałek niewysokiego klifu i kamienie tuż przy wodzie. Jest więc może nadzieja na kawałek normalnej kamienistej plaży...
Poszukam jej jutro.
c.d.n.