Powrót.
Wracamy przez Macedonię i Serbię.
Na granicy grecko - macedońskiej spory korek. Nie wiemy dokładnie co się stało, ale w końcu ogonek ruszył. Wjechaliśmy na pas "EU citizens"... i musieliśmy się wycofywać - pas nieczynny.
W Macedonii przez dużą część drogi towarzyszyło nam mocno zachmurzone niebo na pograniczu deszczu. Bardzo malownicza droga kanionem Vardaru, choć tyle tych kanionów i dolin rzek było, iż dziś już nie do końca wiem czy o dobrym myślę
.
Gdzieś przed Skopje dopada nas deszcz.
Na granicy macedońsko - serbskiej bez żadnych komplikacji. Zatrzymujemy się na kawkę na pierwszej w Serbii stacji. Kupuję sobie do samochodu "Ballady" Bijelo Dugme i jedziemy dalej.
Pozytywnie jestem zaskoczony jakością serbskich dróg. Krajobraz Serbii stopniowo się zmienia od jałowych spalonych słońcem wzgórz do krajobrazów powszechnie u nas widywanych.
Zauważam zjazd na Pozarevac. Kto się interesuje najnowszą historią tych terenów, będzie wiedział o co chodzi.
W Belgradzie zwalniamy na remontowanym moście, ale bez korków bez straty czasu.
Tradycyjnie musimy się jednak zgubić i zamiast skręcić na autostradę na Novi Sad, skręcamy na równolęgłą drogę lokalną. Szkoda czasu, wracamy. W Novi Sad chcemy znaleźć nocleg.
Kilka agralnych zdjęć, które obiecałem. Spichlerz byłej Jugosławii czyli Wojwodina i okolice Novi Sad.
Nocleg znajdujemy praktycznie od razu, w miarę blisko wyjazdu na Suboticę.
Za pokój ze śniadaniem płacimy 20 euro.
Wprawiamy w zakłopotanie recepcjonistę prosząc o wrzątek, by dzieciakom coś gorącego do jedzenia zrobić. W kuchni nie mieli czajnika elektrycznego, więc facet kursował do nas z rondlem
.
Dzieciaki tuż przed zaśnięciem.
Ja po uspaniu naszych smyków przełaczyłem na film "Rocky" i ćwiczyłem czytanie cyrlicy... film (ale mnie) urwał się przed samą walką finałową
.
Śniadanie? No cóż... takiej kawy z mlekiem to nie piłem od czasów stołówki studenckiej. Zawsze jednak posileni ruszyliśmy w kierunku węgierskiej granicy.
Takie mieliśmy widoki sprzed pensjonatu.
Wbrew pozorom nie są to cygańskie budynki.
Jeden z ważniejszych środków lokomocji w tym rejonie.
Na granicy w Horgoś widzę celnika, którego spokałem kilka miesięcy temu. Mówię do żony "Jeżeli zapyta Cię czy znasz Marcina Gortata, powiedz, że tak"
- ".... a Marcina Gortata iznas?"
- "Da... Da... da... izname" odpowiadamy chórem
- Sretan Put! Dovidjenja.
- Ty Mariusz, a kto to wógóle jest ten Gortat...?
Zapomnaiłem przekazać to znajomym... zaskoczony pytaniem kolega powiedział, że nie zna... musieliśmy poczekać nim "przetrzepał" im bagażnik
No i tak jechaliśmy sobie i nic się nie działo.
Deszcz złapał nas oczywiście w Polsce tuż za tunelem w Lalikach.
W Ciścu zrobiliśmy jeszcze zakupy. Spore zdziwienie wywołaliśmy, choć poczatkowo nie wiedzieliśmy dlaczego.. no tak, krótkie spodenki, okulary przeciwsłoneczne na głowach... jak urwani z choinki.
Około wpół do ósmej wieczorem dotarliśmy do Bielska-Białej.
KONIEC.
Dziękiuję wszystkim, którzy czytali i zaglądali. Miało być krótko i w większości zdjęciowo. Wyszło jak wyszło...
Pozdrawiam.