Podobno zdarzają się tacy, którzy na widok pałacu tracą głowę i kontrolę nad całym swoim ciałem.
Na przykład pewna pani mieszkająca w wieżowcu Ściany Wschodniej, która z powodu pałacu Stalina przeżywała wielokrotne orgazmy utrudniające wykonywanie codziennych obowiązków domowych.
Wspomina o tym pani Hanna Szczubełek, kronikarka PKiN od 50 lat.
- Pani skarżyła się, że Pałac, a ściślej anteny na nim zamontowane wywołują u niej niekontrolowane orgazmy, które ją strasznie wyczerpują - wspomina.
Podobno jak dowiedziała się, że anten telewizyjnych na pałacu już nie ma - orgazmy minęły
Kiedy w 1951 roku odwiedził Warszawę Mołotow, rzucił Sigalinowi, naczelnemu architektowi BOS, "nieoczekiwaną" propozycję posatwienia w Warszawie wieżowca takiego: "jak stawiają w Moskwie radzieccy architekci".
"Skonsternowany" taka propozycją, Sigalin, propozycję przyjął.
Początkowo nie było wiadomo nawet, gdzie wieżowiec będzie stał.
Wśród polskich propozycji była obecna lokalizacja, ale także na Pradze, w rejonie Portu Praskiego, na Grochowie, w rejonie ronda Wiatraczna, bądź na Mokotowie, w rejonie Puławskiej i Rakowieckiej. Różne były też planowane przeznaczenia budynku: uniwersytet, kompleks administracyjno-mieszkalny bądź apartamentowiec. Ostatecznie zdecydowano się na wariant z ulicą Marszałkowską.
O dziwo, mimo, że koncepcja wybudowania kopii jakiejś moskiewskiej budowli była dla naszych architektów całkowicie do zaakceptowania, to nie znalazła ona zrozumienia wśród towarzyszy, którzy zaproponowali nam budowę całkowicie nowego gmachu.
Mało tego - gmach ten miał zawierać w sobie całą masę polskich akcentów, o co zabiegał główny architekt gmachu, tow. Rudniew, który w tym celu przyjechał do Polski i wyruszył na wycieczkę po polskich miastach.
Na razie udało się ustalić tylko wysokość nowego budynku.
Wysokość tę określono obserwując z praskiego brzegu samolot latający nad miastem.
Zachęceni tym, że "mogą mieć jakiś tam wpływ na budynek", polscy architekci nie zaakceptowali pierwotnie określonej przez Rudniewa wysokości100 metrów.
Ba, nie zaakceptowali również kolejnej propozycji - 120 metrów, a ponieważ nikt ich nie rozstrzelał za to, machali łapkami do pilota "wyżej, wyżej" i tak doszli do wysokości 160 metrów, jakie miał mieć gmach główny, co, z projektowaną iglicą, dało nam dzisiejsze 230 metrów.
W razie czego, żeby za bardzo nie dyskutować o tym, kolejne spotkanie zaproponowano w Moskwie, gdzie już aplauzem przyjęliśmy miejsce postawienia daru: zdecydowano się na poprawiony projekt pierwszy na osi ul. Pankiewicza i Złotej, oddalony o 175 metrów od ulicy Marszałkowskiej, czyli tu, gdzie stoi dziś
Jak wspominałem w pałacu zaszyte są różniste nawiązania do elementów architektury typowo polskiej.
Jeżeli byście tu kiedyś byli, to zwróćcie uwagę na takie szczegóły jak:
"... kolumnady (...) zapożyczone od warszawskich budowli klasycystycznych XIX wieku, attyki dachowe nawiązują do tych z krakowskich Sukiennic, znajdujące się wewnątrz kasetony nawiązują do tych z Wawelu, natomiast wieńcząca całość strzelista wieża jest kopią podobnych wież na ratuszach w Chełmnie bądź Zamościu."
W ten oto sposób, jeszcze za życia Stalina, uchwałą z dnia 5 kwietnia 1952 roku Związek Radziecki wziął na siebie wszelkie koszty, ustalono też ostatecznie, skąd brane będą materiały na budowę. Tam, gdzie koszty transportu z Rosji będą wyższe niż koszty wydobycia w Polsce, ma być zastosowany materiał polski. W budowie pałacu zostaną użyte m.in. granit strzegomski czy wapień pińczowski, który został zakwalifikowany, mimo iż nie wytrzymywał prób zamrażania. Zdecydowano ostatecznie, że skoro w Pińczowie istnieją kilkusetletnie budynki z tego kamienia, to do budowy Pałacu Kultury i Nauki także można go użyć.
Za życia, bo końca budowy Wujek Józek nie doczekał.
Ale o tym - w kolejnym odcinku ...
cdn.