W Kruszwicy, przed Makowskiem, jabłecznego szampana wytwarzał
polski król, nijaki Popiołek, któren znowuż z foksdojczką Rykszą się ożenił. Baba była zakapior i taka „sama w
sobie”, że na te pamiątkie rowerowe derożki na dwie osoby rykszamy się nazywają.
- Zaraz, zaraz. Czy pan czasami czegoś nie pomylił, o ile pamiętam, Ryksa nie była żoną Popiela?
- Nic nie pomyliłem, dziadek nieboszczyk mnie o tem opowiadał, a przyznasz pan chyba, że starszy był troszkie od pana i lepiej mógł te rzeczy pamiętać.
- No, istotnie - odpowiedziała "ciemna masa"
- Otóż więc dziadek mówił, że ta owa Ryksza flądra była, że rzadko poszukać, sprzątać się cholerze nie chciało,
brudy niemożebne w całem domu zapuściła, od czego myszy się wkradli. Narzekał nieraz Popiołek,
kamaszamy za myszamy ciskał i sztorcował żonę, że pułapek nie zastawia, ale nie mógł nic zrobić, bo sam stale
i wciąż przy butelkowaniu „Złotej Renety” był zajęty.
I tak sobie myszy go pozbadli, że na koronie mu siadali, w „chowankie” mu się po kieszeniach bawili i w
„komórki do wynajęcia”. I wiesz pan, jak się skończyło?
- Wiem. Myszy Popiela zjadły.
- Właśnie. Tylko korona, berło i podkówkiod butów po niem się zostali. Na te pamiątkie urządza się teraz w
Warszawie raz na rok uroczystość odszczurzania. Tylko o to się rozchodzi, żeby się młodzież historii nauczyła,
bo szczurom to podobnież nic nie szkodzi.
Otóż więc jak myszy Popiela nam wtroili, nie posiadaliśmy chwilowo żadnego króla i bardzo się nasze przodki
z tego powodu truli, ale nikt na takie niebezpieczne posade nie lefrektował. Długo się to ciągło, aż koniec
końców Piast niechcący w ten interes wleciał jak śliwka w komput. A stało się to w następujący deseń.
Ten ów Piast był podobnież z fachu kołodziej i nieduży warsztat niedaleko Poznania prowadził.
A miał, uważasz pan, syna, któren fatalnie fryzjera się bał i za żadne pieniądze do rezury nie dał się zaprowadzić,
chociaż siedem lat już skończył i włosy szczeniakowi takie urośli, że same warkoczyki mu się zaplatali.
„Dosyć mam tego, do wielkiej niespodziewanej grypy, muszę Zyzia ostrzyc” - bo jemu Ziemowit było na imię, ale w domu wołali go Zyziek.
Pożyczył gdzieś chłopina maszynkie, chłopaka za łeb, ręcznikiem szyję mu obwiązał i strzyże, a tu się drzwi
otwierają i wchodzi dwóch młodych facetów. Patrzy się Piast i myśli, co za cholera. Coś tak jak skrzydła pod
jesionkami mają. Anioły nie anioły, podróżne nie podróżne, ale oni, uważasz pan, mowe zawalają, że ten ów
strzyżony w tem trakcie dzieciak za króla się zostanie.
Słuchał Piast tego bajeru jakiś czas, aż koniec końców się pyta:
„A panowie szanowne właściwie kto takie?”
„Jak to kto, to pan nie znasz Cyryla i Metodego?”
Spietrał się ten Piast na razie, przybladł troszkie i mówi:
„To panowie z Cyryla i Metodego?” - gwoli wyjaśnienia, na Cyryla i Metodego znajduje się słynna, praska, komenda milicji, a dziś policji obywatelskiej, o której przysłowie ludowe mówi Cyryl, jak Cyryl, ale te Metody
Na te pytanie goście odpowiedzieli:
„Nie, my same jesteśmy Cyryl i Metody, w charakterze świętych się zatrudniamy i raz jeszcze zaznaczamy, że
ten nie dostrzyżony małoletni chłopak w szkolnem wieku za króla się zostanie, i nie tylko on, ale i jego potomki.”
„Przepraszam, jak godność?” - pyta się jeden kołodzieja.
„Piast się nazywam.”
„Dobrze, otóż ten pierwszy król i wszyscy, co po niem nastąpią, przejdą do historii starożytnej jako Piastuszkiewicze.”
Po tych słowach znikli jak kamfora.
Mimo nalegań, pan Piecyk w tym miejscu przerwał wykład, obiecując mi ciąg dalszy w niedalekiej przyszłości,
gdyż musi sobie przypomnieć dalsze dzieje panowania w Polsce rodu „Piastuszkiewiczów”.
Opuściliśmy Łazienki, minęliśmy wzgórze Jazdowskie, Trójkę, która jakiś jubileusz obchodzi i skwer George'a Harrisona ...
Znaczy na dalsza opowieść o naszej historii trzeba będzie chwilę poczekać
Pozdrawiam