Re: ... po roztańczonej Mazowsza krainie ... listopad
napisał(a) weldon » 11.12.2012 13:31
mariusz-w napisał(a):weldon napisał(a):Postaram się, żeby i w następnych było coś ciekawego
... jakoś jestem o to spokojny !
To zaraz będzie i śmieszno i straszno
Franz napisał(a):weldon napisał(a):był on ... arianinem ... arianem?
Pierwsza propozycja lepsza.
Dzięki Arek napisał(a):weldon napisał(a):kaszubskiexpress napisał(a):Lutenka.
Nie słyszałem takiego imienia, to jakieś zdrobnienie, bo to chyba grób dziecka.
Łucja, Lucyna ... na pewno zdrobnienie, ale dokładnie od czego to nie wiem
Może Lutosława... Tak tylko gdybam.
Lutek od Lutosława znalazłem, więc ta Lutosława może być.
Swoją droga piękne, staropolskie imię.
Niedawno czytałem artykuł o współczesnych imionach, jakie rodzice próbują nadać swoim potomkom w Polsce, ale skończyłem na ... Eutanazji
*************************************
Śmieszno ...
Ziemia, na której posadowione zostały cmentarze nie zawsze była tak ładnie zagospodarowana i zadrzewiona jak teraz.
Początkowo na chowanie zmarłych przeznaczono tylko część terenu, pozostałą przekształcając na tzw. ogród. Tak, tak drogie dziatki, zanim zaczęto grzebać tam nieboszczyków, na kawałku obecnego cmentarza uprawiano buraki
W 1828 r. wprowadzono szczegółowe przepisy grzebania zmarłych, określające nie tylko wymiary pojedynczego grobu, ale narzucające podział ziemi cmentarnej na kwatery.
I tak, kalwiński cmentarzyk został pokrojony na kawałki, które oznaczono literami alfabetu. Nadal jednak nie istniały jasno wytyczone granice poszczególnych miejsc pochówku. Efekt był taki, że zmarłych grzebano, owszem w kwaterze X, ale nieraz zupełnie przypadkiem wkopywano się w miedzę sąsiada-nieboszczyka i była afera
Zanim przejdę do rzeczy strasznych, wspomnę jeszcze kilka osób, których groby mijamy, często nie wiedząc o kogo chodzi:
Adam Pilch (1965-2010) – ks. ewangelicki, zm. w katastrofie pod Smoleńskiem
Ofiara położonego pod Warszawą, hitlerowskiego obozu śmierci w III Forcie w Pomiechówku, dość tajemniczego miejsca kaźni, w zasadzie chyba nigdy nie uznanego za obóz zagłady :/
W końcu rodzina Lothów.
W zasadzie każdy z członków tej rodziny, czy to jako piłkarz, czy to jako działacz, związany był z warszawską Polonią.
Mało kto o tym dziś pamięta spośród kibiców :/
A teraz ...
Dlategoż prorokuj, a mów do nich: Tak mówi panujący Pan:
Oto Ja otworzę groby wasze, i wywiodę was z grobów waszych, ludu mój! i przywiodę was do ziemi Izraelskiej!
~(Ez. 37, 12, Biblia Gdańska)
Zupełnie jak w proroctwie wygląda nagrobek Anny Reginy Killeman (zm. 1793 r.).
Z nagrobkiem tym wiąże się tyleż ciekawa, co nieprawdziwa historia, ale tu oddam głos Eugeniuszowi Szulcowi, który w książce Cmentarz ewangelicko-augsburski w Warszawie : zmarli i ich rodziny tak całą rzecz opisuje:
"Prasa warszawska z 1893 r., powołując się na informację sprzed stu lat opisała okoliczności niezwykle dramatycznej śmierci Anny Kilemann, która została na skutek pomyłki lekarskiej pochowana w letargu. A oto przebieg wydarzenia wg relacji "Kuriera Warszawskiego" z 1893 r.: "Następnego dnia po pogrzebie grabarz kopiąc dół w sąsiedztwie szał jęki [...] Rzucił przerażony robotę. Nadzorca po sprawdzeniu tego kazał rozkopać grób, wydobyto trumnę, oderwano wieko i oczom widzów ukazał się widok pełen grozy. Kobieta pochowana wczoraj jako umarła, dziś przebudziła się. Była w letargu. Pomoc jednak przybyła za późno. Ofiara w kilka minut skonała. Lecz nie tu koniec tragedii [...] Nieszczęsna była w stanie poważnym i konając wydała na świat żywe i zdrowe dziecię." Tak to zdarzenie przedstawiała ówczesna prasa.
Ja natomiast przypominam sobie zasłyszaną w dzieciństwie opowieść starego grabarza na ten temat. W jego relacji przebieg tego wypadku był nieco odmienny. Otóż mąż zmarłej, nie mogąc pogodzić się z werdyktem lekarskim orzekającym śmierć żony i będąc wewnętrznie przekonany, że ona żyje, starał się wszelkimi sposobami odwlec termin pogrzebu. Mimo jego oporu żona została jednak pogrzebana. Wówczas nieszczęśliwy zakradł się nocą na cmentarz, rozkopał mogiłę, otworzył trumnę i zobaczył z przerażeniem, że ciało żony znajduje się w zmienionej pozycji, jakby usiłowała wydobyć się z zamknięcia. Obok spoczywały zwłoki noworodka. Ta wersja wydaje mi się bliższa prawdy, chociaż nie można wykluczyć, że źródłem opowieści grabarza była ta sama notatka z "Kuriera", zmieniona przez opowiadających w miarę upływu lat. Jakikolwiek nie byłby przebieg tego wydarzenia, pozostaje faktem oczywistym, iż rzeźba na płycie grobowej Anny Kilemann jest wymowną ilustracją tej tragedii. W pęknięciu tablicy, czy wieka trumny, ukazana jest postać kobiety wyciągającej przez szczelinę rękę trzymającą niemowlę. Nad głową kobiety widoczna jest korona - prawdopodobnie symbol męczeńskiej śmierci."
I tym, oto, miłym akcentem chciałem zakończyć opowieść, ale w ręce, a w zasadzie w oko, wpadło mi jeszcze jedno zdjęcie.
Kiedy w grudniu '39 roku Niemcy rozstrzeliwali bogu ducha winnych mieszkańców Wawra i ich gości - między innymi dwóch obywateli Stanów Zjednoczonych - zatrzymali się przy jednym z nich.
Pośród zatrzymanych znalazł się czterdziestoletni urzędnik Narodowego Banku Gospodarczego w Warszawie, Daniel Gering, z pochodzenia Niemiec.
Ku zdumieniu hitlerowców ten człowiek noszący nazwisko marszałka Rzeszy upierał się, że jest Polakiem. "Czy wiesz, czym to grozi?" -spytali. "Tak, wiem, ale jestem Polakiem" -odrzekł Gering. Dwukrotnie wywoływali go z szeregu domagając się, żeby powiedział im tylko, że jest Niemcem. Gering odmawiał. Wtedy pobili go dotkliwie. Zgodnie z relacją świadka, kiedy Gering upierał się przy polskości, po prostu został zmasakrowany.
(Na podstawie Zapomniany holocaust - Polacy pod okupacją niemiecką 1939-1944 - Richard C.Lukas)
Zawsze mnie to intrygowało, jak wiele potrafią opowiedzieć ci, którzy już mówić nie mogą ...
Pozdrawiam