No i wreszcie musiałem zabrać się do tego co obiecywałem przed wyjazdem. Czyli opis i przy okazji porady dla pierwszaków wyjeżdżających do Cro. Termin poniekąd jest dobry bo przecież zaczyna się szkoła i wielu tych pierwszaków zacznie swoją nową przygodę. Ja również ją zacząłem mam na myśli tu wyjazd do Chorwacji. Same zamysły już były na przełomie roku 2006/2007. Potrzebny był tylko kopniak od kogoś zaufanego, który by rozwiał wątpliwości z natury rzeczy bardzo realne. Takim zaufaniem został przeze mnie obdarzony człowiek, który znany jest pod nickiem Toudee. Znalazłem go spośród wielu innych Cromaniaków. Dodam jedynie, że nie szukałem go na cro.pl. Człowiek ten wykazał się dużą cierpliwością odpowiadając na moje pytania w stylu: czy dojadę i czy może się coś po drodze stać ( teraz wydają się śmieszne ), czy duży problem sprawia różnica językowa itd. itp. Darek bo tak ów Toudee ma na imię spowodował to, iż moja szanowna małżonka uwierzyła w słowa człowieka, którego nie widziała na oczy. Jedyny wtedy problem to taki, że nie chciał ten dobry człowiek przejąć na siebie odpowiedzialności za w razie czego nieudany pobyt ( to jest żart ). Po krótkiej wymianie uprzejmości i informacji na temat drogi, kosztów i samego pobytu w CRO została podjęta decyzja: nie nad polskie morze, ale do CRO nad Adriatyk a co wolno. Decyzja ta była o tyle trudna, że nie dość, iż jechaliśmy pierwszy raz to jeszcze zupełnie sami. Wertując strony z kwaterami wybór padł na Vedrana Lekić. Podstawowy powód to możliwość porozumienia się w naszym ojczystym języku. Obawialiśmy się, aby niedogodności związane z zakwaterowaniem a ujawnione na miejscu nie były zrzucone na karb różnic językowych. Po wstępnym dogadaniu się i wpłaceniu zaliczki zostało tylko czekać na dzień "sądu ostatecznego" czyli wyjazd. Celownik został wypośrodkowany na wyspę Ciovo/Okrug Gornji. Zaczęło się wertowanie i zbieranie wszystkich informacji na temat tego kraj i dojazdu do niego. Tu muszę przyznać, że takiego forum jakie tworzy społeczność cromaniaków ja osobiście jeszcze nie spotkałem. Wszędobylska życzliwość i uprzejmość z małymi wyjątkami , które są prostowane przez samych forumowiczów. Podstawowa sprawa to przygotowanie autka ( myślę, że jest to sprawa jasna ). Zapoznanie się z obowiązującymi zasadami w państwach, przez które będziemy jechać. Dzięki temu wymieniłem gaśnicę na nówkę, zrobiłem porządek w apteczce, zakupiłem kamizelki odblaskowe, uzupełniłem zapas żarówek i bezpieczników (te ostatnie się przydały na miejscu), drugich okularów nie brałem bo miała żona hi hi hi hi. Bym zapomniał, miałem również drugi trójkąt, ale ten już był pożyczony. Warto wykupić ( dla czystego sumienia ) pełne ubezpieczenie zdrowotne ( to z NFZ jest takie sobie ) oraz na samochód "assistans". Wiadomo, że wszystkiego nie można przewidzieć. Pierwszym małym problemikiem był zakup atlasu samochodowego. Musi być "dobry" i dokładny, żeby się nie zgubić po drodze ( jak sobie przypomnę ). Na nic zdały się poszukiwania GPS, który doprowadzi do celu. Własnością moją stał się atlas firmy "Daunpol"
Z perspektywy czasu nie żałuję zakupu, ale teraz wiem, że można by dojechać bez tego atlasu. Widząc jakie fotki wstawiają ci co już byli w Chorwacji nie zostało nic innego jak kupić ( trochę przez zazdrość w pozytywnym tego słowa znaczeniu ) statyw. Porobiliśmy trochę zapasów, które na dzień dzisiejszy na pewno byśmy powiększyli o słoiki z obiadkami ( przygotowanymi przez rękę małżonki ). Nie tylko dlatego, że taniej ( choć ma to dla mnie wielkie znaczenie ), ale dlatego, że ich kuchnię można posmakować a nie całkiem się na nią przestawić. Moje subiektywne odczucie to takie, że nie wyobrażam sobie dzień w dzień jeść kalmary, pizzę lub inne owoce morza mimo tego, że bardzo je lubię. Iście królewską ucztą było zjedzenie polskiego mielonego ( z chorwackiego mięsa ) z ziemniakami i kefirem mniaaaam. Do tego całego majdanu dodaliśmy konserwy, których i tak zabraliśmy za mało. Ja sprawiłem sobie zapas napoi energetyzujących ( również za mało ). Jeśli chodzi o walutę to zdecydowaliśmy się dla czystego sumienia pobrać po trochu euro i kun ( tą drugą to zabraliśmy w ilości zapewniającej spokojny pobyt ). Pewnie narażę się na słowa krytyki, że przepłaciłem i tak dalej, ale my chcieliśmy być spokojni na obczyźnie, że nigdzie nie trzeba będzie szukać ( a jak by się nie znalazło ). Teraz już wiem, zabrać euro i trochę kun a te pierwsze wymieniać na miejscu bo to przecież cywilizowany kraj. W miejscu zamieszkania zakupiłem również winiety ( dla czystego sumienia ... ). Teraz nie żałuję bo Czech, który handluje winietami na granicy w Cieszynie okazał się prostakiem ( o tym trochę później ). Cóż innego zostało ...? Odliczanie w Kalendarzu DDW i upewnianie się czy czasami czegoś nie pominęliśmy. Plany mieliśmy takie, aby wyjechać z domu około godziny 22:00 lub 23:00. Kolega, który już był w CRO naprostował moje myślenie i za jego radą wyjechaliśmy około 19:00. Wydawałoby się, że powód jest prosty, którego ja nie znałem. Wyjazd o tej godzinie ( może być nawet wcześniej ) jest wskazany ze względu na fakt, iż drogę przez Chorwację najlepiej przebyć w taki sposób, aby na miejsce zajechać raniutko ( godzina wyjazdu zależy od miejsca startowego ). Lepiej rano czekać na kwaterę niż jechać w upale (pół biedy jak ktoś ma klimę). W taki oto sposób doszliśmy do dnia wyjazdu. Szpilki już w tyłek tak uwierały, że musiałem sobie znaleźć miejsce w którym spokojnie posadzę tyłek. Rodzina zapakowana wraz z bagażami. Sprawdzenie ostateczne dokumentów i innych mogących mieć decydujące znaczenie przedmiotów. Dnia 22.06.2007 około godziny 19:40 rozpoczęliśmy wielką ( naszym zdaniem ) przygodę w nieznane. Dodam tylko, że nigdy nie jechałem samochodem za granicę ( nie liczę Harachova ). Trasę, którą obrałem prowadziła przez: Łódź ( tu się wszystko zaczęło ), Cieszyn, Frydek Mistek ( Czechy ), Olomuc, Brno i tu są dwie drogi do wyboru. Można wjechać do Austrii przez Mikulov lub przez Znojmo. Ja wybrałem drogę przez Znojmo. Według info szybciej z tego przejścia wjeżdża się na autostradę, ale podobno droga wydłuża się o 10 km. Według własnego uznania. W Austrii nie ma możliwości by się zgubić. Zaraz po wjeździe na ichnią drogę są znaki kierujące na Słowenię. Kierujemy się na Wiedeń a potem na Graz. Granicę ze Słowenią przekraczałem w Spielfeld. Nie wiem jak to zrobiłem, ale dojeżdżając pewnie do granicy ( była niezła kolejka samochodów ) zjechałem w prawo i droga doprowadziła mnie przez rondo ( w lewo ) do budki granicznika, któremu nie chciało się nawet wyjść. W taki oto sposób przekroczyłem granicę (nie ukrywam, że byłem w szoku). Słowenia jeśli chodzi o drogi to przypomina mi nasze realia. Tu kierowałem się na Maribor a następnie przez Ptuj na przejście w Macelj. Wjechałem do kraju, o którym nigdy nie myślałem, że go odwiedzę, a który wydawał mi się nie osiągalny. Moja radość była tak wielka, że miałem ochotę uściskać granicznika. Tu już droga sama prowadziła do wytyczonego celu tj. przez Zagrzeb, kierunek Rijeka a potem na Split i zjazd do Trogiru. Teraz parę słów co do samej trasy. Samochodzik mój jest zasilany gazem ( Fiat Brava 1.4 i ledwo wyczuwalne jakieś tam konie…chyba mechaniczne ). Z tankowaniem na trasie nie było jakiś większych problemów. Czesi i Chorwaci tankują do bólu, aż się licznik zatrzyma. Jest to o tyle fajne, że jak zatankowałem w Czechach ( przed granicą z Austrią ) to przejechałem całą Austrię, Słowenię i tu w Chorwacji gdzieś "przespałem" stację z Autoplinem. Także jakiś kawałek chyba ok. 100km jechałem na benzynce. A potem to już nie było żadnego problemu z gazikiem. Ile dusza zapragnie. Nie muszę dodawać, że gacie moje falowały pomimo zamkniętych okien. Nie wiem czy to z powodu nieznanego czy dla tego, że tak już jest za pierwszym razem. Pierwsza i chyba ostatnia niemiła sytuacja była na przejściu granicznym z Czechami. Po wjeździe do ich państwa obowiązkowo trzeba nakleić winietkę ( jak się jedzie przez autostrady ). No cóż Tony Halik ze mnie nie jest i biorąc do ręki ten kawałek naklejki zastanawiałem się jak go przekleić. Wiedziałem, że musi być pod szybą po prawej stronie, ale zmylił mnie mały szczegół. Otóż naklejając wg. wskazówek, winieta znalazłaby się nie pod szybą, ale na szybie. Moje obawy co do poprawności wykonania tej czynności nasiliły się po tym jak żonka stwierdziła, że ta winietka będzie zmyta przez deszcz ( no cóż również i ona nie była żoną Tonyego Halika ). Widząc właściciela budy z winietami powędrowałem do niego pełen nadziei, że mi dobry człowiek pomoże. Język podobny to i bez problemu zrozumiał o co mi chodzi. Jak zaczął gadać to ja również zrozumiałem o co temu pajacowi chodzi. A no kazał mi wrócić tam gdzie kupowałem winietę i ich się spytać w jaki sposób ją nakleić. Tu wracając do samochodu posypały się pi... pi... pi... pi... Nie mogłem dopuścić, aby moja podróż zakończyła się już w Czechach. Z pomocą przyszli mi młodzi ludzie podróżujący żółtą meganką ( pozdrawiam serdecznie ), którzy uświadomili jak i gdzie to się mocuje. Jeszcze niezły kawałek jechałem kontrolując czy ta winietka się nie odklei ( padał deszcz ). No cóż nie wiedza robi z człowieka nieporadnego jak dziecko. Trzyma się do tej pory. Tak racząc się "1" ( napój energetyzujący ) dojechałem do Chorwacji. W tym kraju również był moment, kiedy przyfalowały mi portki. Dojeżdżamy do bramek
i powstaje pytanie jak i gdzie się ustawić żeby nie było wstydu. Widzę ludzi i widzę również, że ci sami ludzie coś przy tych bramkach robią. Jestem w szoku bo nie wiem czy nie ominąłem gdzieś jakiegoś miejsca, w którym powinienem kupić bilet. Dojechaliśmy do samej bramki w stresie bo już brak możliwości odwrotu i co naszym oczom się ukazuje ...? W budce jest przycisk, który każdy przyciska i odbiera bilet. Uff my również powtórzyliśmy ta procedurę i udało się pojechaliśmy dalej. Dodam dla tych co jeszcze nie byli w CRO, pilnujcie bilecik jak "oka w głowie" bo tu również byliśmy w delikatnym szoku. Droga nam się dłużyła i ani widu ani słychu bramki, w której bilecik mogliśmy oddać. Przez chwilkę myśleliśmy, że nawet uda się dojechać do Trogiru bez płacenia. Jakże było wielkie nasze "rozczarowanie", gdy przy samym zjeździe z autostrady ukazały się naszym oczom bramki
Dla wiadomości podróżujących: podjeżdżamy do bramki, gdzie pali się zielona strzałka ( niby logiczne, ale...). Według własnego uznania w jaki sposób będziemy płacić. Dojechaliśmy na miejsce po około 22 godzinach jazdy: deszcz i burza przed Cieszynem a potem w Czechach i korki w samej Chorwacji
i tak zeszło. Jechałem z przystankmi a w Austrii próbowałem się nawet zdrzemnąć, ale bez powodzenia ( pewnie zawodowe przyzwyczajenie ). Nie ukrywam, że na siłach podtrzymały mnie napoje. Acha, polecam dla pierwszaków zakup lodówki turystycznej, którą z powodzeniem możemy i na pewno wykorzystamy na plaży. Bardzo przyjemne jest spożycie w drodze chłodnego napoju lub zjedzenie kanapki w stanie dobrym. U celu podróży ukazała nam się kwatera w sensie apartament, który ku naszemu miłemu zaskoczeniu niczym nie odbiegał od tego w ofercie. Oczywiście po rozpakowaniu auta wypad na pierwszy spacer i tu ostrzegam wszystkich pierwszaków. Nie oceniajcie Chorwacji zaraz po podróży. W moim przypadku ( zaznaczam, że jest to moja subiektywna ocena ) miejsce do którego dojechaliśmy tak surowo oceniłem, że byłem bardzo rozczarowany. Gdzieś pękły wyobrażenia o pięknie i egzotyce tego kraju. Owszem były palmy i kryształ w morzu, ale były również i takie widoki
Jakież było kurcze moje zdziwienie jak obudziłem się rankiem i oczom moim ukazał się ten sam widok, ale jakże różny od tego co widziałem wczoraj. Sen ma ten zbawienny wpływ na nasz organizm, że po nim wszystko jest w innych kolorach. Było ekstra. Piękne palmy i kryształ w morzu i te śmieci jakieś "inne" ( podobno takie widoki są w całej Chorwacji ). Wszechobecne słońce dawało powody do radości. Sama wyspa a konkretnie Okrug Gornji i Trogir zrobił na mnie pozytywne wrażenie i pewnie dostałem to czego oczekiwałem. Cisza, spokój i piękne miasto Trogir. Kika knajpek w okolicy. Była również kawiarenka internetowa i co najważniejsze parę sklepów ( do wyboru ) Jadąc do CRO poniekąd byliśmy "umówieni" na CROspotkanie z jednym a może z wieloma forumowiczami. Temat ten zainicjował niejaki forumowicz AdamK. W któryś z pierwszych dni w trakcie zakupów stojąc przy kasie, moja szanowna małżonka zatroskała się o czyjeś artykuły, które leżały bezpańsko na taśmie. I ... wtedy usłyszeliśmy głos dochodzący zza jej pleców "borewicz z forum od czerwonej bravy?". Z ust moich padła potwierdzająca odpowiedź a oczom moim ukazał się w pełnej krasie AdamK wraz z rodzinką. Każdemu życzę, żeby ludzie których spotkacie byli tacy właśnie jak oni. Tu gorące pozdrowienia dla Beatki, Adasia i Kubusia. Drodzy przyszli cromaniacy. Nie bójcie się jechać w pojedynkę ( mam na myśli jedną rodzinkę ). Jak wspomniał Toudee Europa jest już cywilizowana ( bynajmniej ta część ) i nie ma problemu z uzyskaniem pomocy. Język nie jest barierą nie do przebicia a Chorwaci jak będzie trzeba to pewnie pomogą ( nie byłem zmuszony do korzystania z tej pomocy ). Jedna rzecz bardzo istotna ( jak dla mnie ). Brak lumpów i chamstwa, którego u nas jest mnogo. Fakt pozostawienia nie zamkniętego auta wydaje się czymś nie realnym. A jednak po powrocie do Polski trzeba się przyzwyczajać, aby to samo autko zamykać i wyjmować radio. Szok. Ktoś może się zdziwić dlaczego tak późno zabrałem się do pisania. Kilka powodów: dołek, który mnie dopadł po powrocie, obowiązek pracy...
Troszkę się rozbujałem, ale wybaczcie jeśli jakaś część tego co napisałem może wydawać się chaotyczna. Starałem się spisać wszystko za jednym zamachem. Krótko, polecam wszystkim wyjazd do CRO a na pewno będzie to udany wypoczynek ( szczególnie jak się wraca do domu i konfrontuje się ze znajomi urlop ... hmm ). Ja już czekam niecierpliwie na przyszły rok.
Pozdrawiam.