14 lipca 2019
Methoni - twierdza Półwysep Meseński widokowo nie robi aż takiego wrażenia jak np. Mani, gdzie góry Tajget spływają wprost do morza. Jednak droga między Koroni a Methoni biegnie przez malownicze tereny wśród wzgórz i wzdłuż urozmaiconego zatokami wybrzeża, więc jazda nią dostarczała oczom wiele przyjemności.
W Methoni podjechaliśmy prosto na
parking przy twierdzy, bezpłatny jak prawie wszystkie na Pelo.
Ruszamy na podbój
twierdzy położonej na najbardziej na południe wysuniętym końcu zachodniego wybrzeża Peloponezu.
Już w 7 wieku p.n.e. były tu ponoć fortyfikacje. Stał tu także później bizantyjski fort. Jednak gdy Wenecjanie panowali tu w latach 1209-1500 miasto osiągnęło swój szczyt rozwoju, stając się centrum handlowym i finansowym regionu. Właśnie wtedy zbudowano zamek, którego grube mury robią duże wrażenie. Jak inne twierdze i ta w Methoni przechodziła potem cyklicznie z rąk weneckich w tureckie i odwrotnie, aż do kapitulacji Turków w 1828 roku. Najbardziej malowniczą część twierdzy - wysuniętą w morze ośmiokątną wieżę Bourtzi - zbudowano za panowania tureckiego po roku 1500. Pełniła nie tylko funkcje obronne, lecz była także więzieniem i miejscem tortur.
Już arkadowy most nad fosą (zbudowany w miejscu drewnianego dopiero w 1829 roku) i brama wejściowa robią na mnie wrażenie...
Fosa niczego sobie...
Po przejściu przez bramę zauważamy nowiutką białą budkę - jak się okazuje to
kasa, gdzie dorosły musi zakupić bilet za 2 euro. Nie jest to dużo - pewnie dopiero testują pomysł z opłatami, bo przed wyjazdem na oficjalnej stronie nie było info o biletach wstępu. Właściwie dziwię się, że dopiero teraz je wprowadzili i do tego tak tanie, bo twierdza z pewnością warta jest odwiedzenia, a utrzymanie i konserwacja kosztuje...
Za murami zaglądamy w zakamarki...
Wewnątrz twierdzy nie zachowało się wiele, ale wędrując dalej przez jej bardziej otwartą przestrzeń nadal jesteśmy zachwyceni - teren jest ogromny, cały porośnięty fioletowym dzikim czosnkiem, którego zapach delikatnie unosi się w powietrzu...
Oglądamy poszczególne budowle i ruiny.
Zbudowany przez Francuzów kościół Przemienienia Pańskiego z 1833 roku:
Wydobytą z dna morza kolumnę z czasów weneckich...
Ruiny innych budowli...
...z których najciekawsze znajdujemy na samym końcu cypla...
Widoki stąd na morze i oczywiście Bourtzi są świetne.
Idziemy do ośmiokątnej wieży - wiatr za chwilę pourywa nam głowy, wieje jak nad Bałtykiem.
Fale rozbijają się ostre skały wystające z wody wokół Bourtzi...
Więzienie jak się patrzy...
Pora wracać...
Wdychamy jeszcze głęboko zapach dzikiego czosnku...
...co znakomicie zaostrza apetyt.
Musimy coś przekąsić - zjadamy obiad w jednej z knajpek w miasteczku niedaleko plaży (tak 3/10
), a potem spacerujemy po samym Methoni.
Plaża taka sobie...
...a miasteczko takie... nijakie. Koroni jak miejscowość podobało mi się zdecydowanie bardziej, jednak to twierdza w Methoni wymiata.
Żegnamy Methoni i wracamy do Kostasa tą samą malowniczą drogą koło Finikoundy i Koroni.