10-11 lipca 2019
U Kostasa w Agios Andreas... ...było fajnie.
Chociaż przed przyjazdem miałam pewne wątpliwości, czy dobrze zrobiłam wynajmując u niego apartamencik na 10 nocy...
No bo było to jednak coś zupełnie innego niż dotąd szukałam na wakacjach: spory nadmorski rodzinny hotelik na 30 mieszkanek, na dodatek przyjazny dla dzieci, więc już sobie wyobrażałam ich dzikie wrzaski we wszystkich europejskich językach; do tego restauracyjka, gdzie Kostas osobiście przygotowywał chętnym lunche i dinnery, nie wspominając już o niewielkiej prywatnej plaży z parasolami i krzesełkami, na której gospodarz niezmordowanie uzupełniał piasek skradany przez morze. Ja w takich okolicznościach?
Co mnie pokusiło?...
No sam Kostas mnie skusił, jakże by inaczej.
Bez jego hiperaktywnej osobowości i niesamowitej gościnności to miejsce pewnie byłoby przeciętnym, zupełnie niewypasionym hotelikiem z łazienkami i aneksem do remontu. Ale z takim gospodarzem...
Tradycyjnie wysyłałam jesienią zapytania hurtowo na UDW biorąc po kolei i bezrefleksyjnie adresy mailowe wszystkich dostępnych apartamentów wzdłuż wybrzeża Mesenii od Kitries aż po Elia beach za Kalo Nero, bo te tereny odpowiadały mi
logistycznie. Bardzo pomogła mi ta stronka:
https://www.filoxeno.com/search/interce ... lag=buttonGdy przychodziły masy odpowiedzi, zrobiła mi się z nich fajna mapka cen w tym regionie.
Już sama średnia cena apartamentu w Finikoundzie znacząco przekraczała mój budżet, a prawdziwym hitem było to:
https://www.marriott.com/hotels/hotel-r ... rino/tbof/za 5230 ojro na dobę.
Może wzięłabym
ale zniechęcili mnie wołając jeszcze o 4 euro
taxu. Złego wrażenia nie zatarł nawet proponowany transfer limuzyną lub helikopterem z lotniska...
Zachodnie wybrzeże Zatoki Meseńskiej, może mniej atrakcyjne, cenowo prezentowało się nieco przyzwoiciej.
Kostas wysmarował do mnie uroczego maila - całego z wielkich liter
wykrzykników i wielokropków - wspominając o 60E. Zajęta robotą i zawalona innymi propozycjami zignorowałam hotel, interesowały mnie bardziej kameralne kwatery, więc po kilku dniach dostałam kolejnego maila pełnego wielkich liter i zaniepokojenia, dlaczego nie odpisuję, może hotel niefajny albo cena nieodpowiednia? No to poinformowałam grzecznie, że szukam za 50E na dobę i z kuchenką w aneksie...
Kolejne wielkie litery i wielokropki przyniosły informację, że 50E też może być, kuchenkę ma akurat nową to wstawi, a jego syn nam zagra na buzuki i zaśpiewa...
Hmmm... Powybrzydzałam jeszcze trochę na drogę przelotową przy hotelu (
dam Ci apartament z drugiej strony...), plażę dzieloną z jakimiś ludźmi i parasolami
(
wokoło jest dużo ustronnych plaż, ale moja też jest spokojna) oraz inne takie, ale cokolwiek bym nie wymyśliła i o to nie pytała, gospodarz natychmiast proponował rozwiązanie moich problemów i anielską sielankę w lipcu.
Ugięłam się więc w końcu, szczególnie, że nigdy dotąd nie mieszkaliśmy nad samym morzem,
i zabukowałam dwupokojowy apartament "na gębę" bez zaliczki, licząc się z tym, że wszyscy będą tam szczęśliwi oprócz mnie. O dziwo, nieoczekiwanie mnie też się spodobało mieszkanie w
Kassimiotis Hotel - dzieci zbyt nie hałasowały, na kameralnej plaży przy hotelu były luzy, spokój i dużo cienia pod parasolami, a Kostas okazał się niezwykle serdecznym i ciepłym gospodarzem, gotowym spełnić wszelkie życzenia gości.
I co ważne - po kilku miesiącach wciąż pamiętał o wszystkich swoich obietnicach!
Samo Agios Andreas to mała mieścina - czyli taka jak lubię. Niedaleko portu (oddalonego o jakieś 600m od hotelu) znajdzie się parę restauracji, ze dwa markety i jakieś inne sklepiki, piekarnia, a nawet apteka. Jest i zabytkowa cerkiew św. Andrzeja z XII wieku, od której miejscowość wzięła zwą nazwę. Senna, spokojna atmosfera.
Siga, siga...Czekając na przyjazd mojego małżonka, pozostaje tylko wskoczyć do morza i zatopić się w relaksie...