10 lipca 2019
Lecimy... ...do Aten. Tym razem nie
Egonem z Krakowa, a zwykłym
łizerem z Katowic, który wprawdzie nie oferował w cenie biletu jedzonka (ani koszernego, ani żadnego innego
), za to wylatywał w nieludzko stosownej porannej porze (6.20) z lotniska oddalonego od mojego domku o max pół godziny drogi. Będzie trochę o kasie także. Gdy kupowałam bilety lotnicze jesienią, cztery zestawy tam i z powrotem z wówczas obowiązującym bagażem podręcznym 10kg w rozmiarze 55x40x23 cm, plus 1 dodatkowy rejestrowany bagaż 20kg, plus 1
priority (bo miało jeszcze malutki bagaż podręczny), plus 2 wybierane miejsca w każdą stronę, kosztowały mnie 1979 zł. Po kolejnej reformie bagażowej tanich linii dostaliśmy w tej cenie dodatkowo (oprócz 10kg walizek) także mały bagaż podręczny, jedno
priority gratis do dużej walizki i opcję pełnego zwrotu kosztów biletów, gdyby nam się ich zmiany nie spodobały. Oczywiście nie wybrzydzaliśmy zbytnio
, ostatecznie waliz i
tasiek mieliśmy mieć tyle co u
Egona w podobnej cenie, nie było więc źle. Tylko koszernego trochę żal.
Ludzkie
koleje losu prowadzą zawsze ostatecznie do jednego pewnego punktu historii każdego człowieka. Z tego powodu dwa dni przed wylotem okazało się, że małżonek mój nie poleci z nami 10 lipca, lecz wyruszy dopiero kolejnego dnia wieczorem z tego samego lotniska, lecz dla odmiany
rajanem, bo akurat był dostępny i nawet o dziwo latał. Cóż, bywa i tak...
Dolecieliśmy więc do Grecji niejako
na raty, lecz ostatecznie wszystko jakoś się ułożyło.
Teraz wypadałoby wstawić zdjęcie z okien samolotu, ale nie mam, bo było duuużo chmur i nie pstrykałam fotek
więc kolejne będzie z dłuuugaśnego korytarza prowadzącego od miejsca lądowania
łizerów aż do hali gdzie odbieraliśmy bagaże. Korytarz miał genialny
taśmociąg dzięki któremu pokonaliśmy tę przydługą trasę jakieś dwa razy szybciej niż normalnie pieszo, po drodze podziwiając świetne materiały reklamowe (plakaty, filmy, tapety, grafiki etc.) o Atenach i Grecji.
Jak poprzednio, skorzystaliśmy z lokalnej wypożyczalni samochodów
ACR, gdzie wynajęcie auta klasy C na dwa tygodnie przy płatności gotówką kosztowało nas 480 euro w sumie. Blokada na karcie wynosiła ponoć 500 euro, ale jak zwykle nawet jej nie zauważyłam. Nie korzystam z pełnego ubezpieczenia z wypożyczalni, zmieściliśmy się czasowo na styk w naszym rocznym ubezpieczeniu wynajmowanego auta zakupionym w ubiegłym roku online w
icarhireinsurance za £39.99. Zimą odkryłam ze zgrozą, że firma ta przestała sprzedawać ubezpieczenia mieszkańcom Polski, jednak upewniłam się mailowo, że stara polisa obowiązuje do dnia wygaśnięcia.
Tak więc 10 lipca w godzinach przedpołudniowych miły pan z ACR zapakował nasze bagaże do trzyletniego Forda Fiesty, na umowie mocno porysował szkic auta dokoła, bo czepiałam się każdej rysy
i wręczył nam kluczyki. Najbardziej podobała mi się jego instrukcja korzystania ze świateł awaryjnych:
jeśli musisz się gdzieś na drodze zatrzymać, po prostu naciśnij na ten trójkąt i możesz wyjść z auta.
No tak, przecież to dokładnie tak wygląda na greckich ulicach.
Ponieważ musiałam sama dojechać na koniec Peloponezu wynajętym autem z dwójką dzieci na pokładzie
zatrzymałam się tylko dwa razy - na stacji benzynowej i przy Lidlu w Kalamacie.
Startowałam z duszą na ramieniu, kierownica jęczała od uścisku moich dłoni
i chciałam mieć to jak najszybciej za sobą, ale że trasa autostradą aż do Kalamaty była właściwie prosta
jak w pysk strzelił, dałam radę i już wczesnym popołudniem mogłam relaksować się na balkonie w Agios Andreas rozkoszując się widokiem na Zatokę Meseńską...
cdn.