3 sierpnia 2018
Dzikie Mani - jaskinie Diros... …na dźwięk słowa „Mani” każdemu Grekowi przychodzą od razu na myśl cztery rzeczy: krwawe wendety; pieśni pogrzebowe; rola, jaką wódz Maniotów Petrobej Mawromichalis odegrał w czasie wielkiej wojny o niepodległość; oraz pamięć o tym, że Mani, wraz z górami Sfakii na Krecie i, na krótko, turniami Souli w Epirze, stanowiło jeden z nielicznych regionów Grecji, które wywalczyły sobie wolność od tureckiego panowania i utrzymały stale zagrożoną niepodległość.(Patrick Leigh Fermor: Mani. Wędrówki po Peloponezie.)Jedziemy na półwysep Mani - dziki, niepokorny, złowrogi i nieurodzajny kawał skał i gór, gdzie duchy wąsatych Maniotów wciąż krążą wśród zburzonych, opuszczonych kamiennych wież...
Klik - ten i kolejne wpisy o Mani.klik,
klikZaczniemy jednak nie od słynnych domów wieżowych i historii waśni rodowych, ale od miejsca, które okazało się peloponeskim numerem jeden naszej młodzieży - Jaskiń Diros.
Jaskinia Alepotripa jest badana przez archeologów właściwie od niedawna, bo podobno od lat 70-tych XX wieku, a była zamieszkała czy też używana już w neolicie. Wtedy właśnie doszło do trzęsienia ziemi, w wyniku którego wejście do niej zostało zasypane, a uwięzieni ludzie zginęli, zostawiając po sobie wiele artefaktów. Jaskinia Vlychada, eksplorowana od 1949 roku, jest obecnie otwarta dla zwiedzających, a podróż łodzią (+ kawałek pieszo) w ciszy podziemnego świata to niezapomniane przeżycie.
Podjeżdżamy pod
kasę tuż po 9.30. Stajemy grzecznie w kolejce - na szczęście niedługiej - i kupujemy
bilety, które do tanich nie należą. Pan sprzedający informuje, że nie możemy zostawić samochodu przy kasie - te miejsca są zarezerwowane dla kupujących bilety i autokarów. Musimy poszukać sobie parkingu niżej. Na początku wydaje nam się to niewykonalne - wszystkie oczywiste miejsca parkingowe przy drodze dojazdowej do jaskini są już zajęte. Na szczęście istnieją jeszcze miejsca nieoczywiste, a nawet bardzo nieoczywiste...
Znajdujemy więc jakiś kawalątek przy drodze, gdzie wciskamy ibizę, po czym udajemy się w pobliże wejścia do jaskini.
Pan w kasie informował nas, że wejście mamy za około godzinę. W praktyce weszliśmy po ponad półtorej godziny czekania. Turyści za nami mieli już znacznie gorzej - więc im wcześniej rankiem tam się dojedzie, tym lepiej...
Czekając na wejście można umilać sobie czas obserwacją otoczenia - mnie np. zachwyciło beztroskie ustawianie kwietników na miejscach parkingowych, które są tam na wagę złota...
Można zrobić zakupy w sklepiku z pamiątkami, albo spędzić czas w knajpce z widokiem na zatokę i pobliską plażę...
...albo nawet popływać i poopalać się, gdy czas oczekiwania jest baaardzo długi, zwłaszcza, że i plaże i woda są bardzo urokliwe...
Można spacerkiem udać się wzdłuż brzegu w stronę wyjścia z jaskiń, podziwiając kolory i przejrzystość wody...
Nie da się ukryć, miejsce ma swój urok...