30 lipca 2018
Starożytna Nemea... cd.
Spod stadionu podjeżdżamy do drugiej części stanowiska archeologicznego.
Już z daleka rzucają się w oczy pozostałości świątyni Zeusa Nemejskiego:
Tu też sprawdza się grecki patent na starożytne zabytki: odnajdźmy parę rozwalonych kolumn, złóżmy je do kupy, postawmy i już będziemy mieć zabytek, a reszta może leżeć jak leżała...
Widać, że Amerykanie się starali, bo kolumn jest aż dziewięć, to więcej niż w Koryncie...
Starania zostały dokładnie udokumentowane w blaszaku gdzieś za świątynią: dużo zdjęć i opisów składania resztek budowli do kupy...
Oglądamy jeszcze rzymskie łaźnie, pieczołowicie zadaszone przez archeologów, ruiny wczesnochrześcijańskiej bazyliki z 5 wieku, a nawet wystawiony za szkłem starożytny szkielet, bo dokopano się także do nekropolii.
Szkieletów nie fotografuję z zasady - wystawianie ich na widok publiczny w muzeach i miejscach jak to jest dla mnie bulwersujące.
W muzeum w Koryncie też takie były...
Warte odwiedzenia jest muzeum, gdzie wszystko (no, może oprócz toalet
) wykonane jest bardzo profesjonalnie.
Są makiety obrazowo przedstawiające starożytne budowle...
Można obejrzeć film o starożytnych lekkoatletach i prostych konstrukcjach uniemożliwiających falstart...
Są dawne przedmioty codziennego użytku, no i oczywiście ozdoby...
Małe, ale całkiem niezłe muzeum. Tylka ławka przed nim trzyma się na trytytkach...
Pa pa, Nemeo...
Pora się pakować i jechać dalej...