Elizasz napisał(a):Kodak z biedronki czy nie-ale przynajmniej masz zdjęcia spod wody
W tamtym roku mieliśmy cyfrówkę w wodoszczelnym opakowaniu, ale nie było to zbyt wygodne, bo nic nie widzieliśmy na wyświetlaczu i należało ciągle suszyć aparat. Tym razem było wygodniej, chociaż dopiero po paru dniach połapaliśmy się, że nie można go trzymać na słońcu, bo potem w wodzie paruje się obiektyw.
Aguha napisał(a):Maslinko, czy Ty i Twój Małzonek jesteście fakirami?
Ja bym nie wyleżala na takich skalnych grzebieniach dłużej niż 30 sekund
.
Trzeba było się delikatnie położyć i już nie ruszać
longtom napisał(a):Jaka fajna kamizelka, tylko czemu nie używana
No bo jak bym się w kamizelce opalała na kajaku
Cześć Ozyrys. Kajak - fajna sprawa! Ale jak sobie popatrzyliśmy na Sevylory, to już wiemy, czym one się różnią od naszego Challengera. Następnym razem musimy sobie takiego Sevylora sprawić, bo przede wszystkim jest dużo szybszy od naszego i mniej się namachamy. Chociaż cena dużo wyższa, to jednak porządniejsze pływadło. No ale to kiedyś...
Ewcia, już piszę dalej
Zapraszam na kolejny odcinek.
7 lipca (czwartek) - W obu LošinjachPóźnym popołudniem wsiadamy w Fabiaka, kierunek: Lošinj - ten mniejszy i ten większy. Problem z Lošinjami jest taki, że ten który jest obecnie większy (jest największym miastem na wszystkich chorwackich wyspach!) nazywa się Mali Lošinj i na odwrót - ten malutki, kiedyś był większy od Małego i została mu nazwa Veli Lošinj. Zamotałam strasznie, ale wiecie, o co chodzi
Przed Małym Lošinjem stajemy w sporym korku. O co chodzi?
Okazuje się, że wyspy Cres i Lošinj są rozdzielone nie jednym, ale dwoma kanałami i właśnie stoimy, bo otworzył się drugi most obrotowy na wyspach (ten akurat jest otwierany o 9:00 i 18:00). Nie miałam o tym pojęcia! Albo nieuważnie czytałam cresko-lošinskie relacje, albo ten most to jakaś nowość
Idę zobaczyć, jak to wygląda:
Mechanizm jakby nowszy od osorskiego mostu, ale raczej nie tegoroczny, więc musiałam czegoś nie doczytać albo zapomnieć
W Małym Lošinju parkujemy tylko na godzinę. Musimy tu załatwić wymianę euro na kuny w banku, no i przejść się po nabrzeżu. Zdecydowanie większą ochotę mam na wieczór w Velim Lošinju.
Ale póki co Mały Lošinj. Na nabrzeżu:
Bardzo ładny ten Mały, chociaż "włoski"
:
Słynne pomniki i fontanny, które na pewno już dobrze znacie z innych relacji
:
To był naprawdę krótki rekonesans. Miasteczko ładne, chociaż nie różni się szczególnie od innych chorwackich miejscowości-marin.
Jedziemy dalej, do Veli Lošinj, który jest mniejszy
Parkujemy nad miasteczkiem (duży, darmowy parking w lesie) i schodzimy, żeby zobaczyć to małe cudo jak z obrazka.
Faktycznie, śliczny jest:
Wyślizganą uliczką idziemy pod górkę:
i docieramy do kościoła Matki Boskiej Anielskiej (Gospe od Anđela) z XVI wieku:
Nie wchodzimy do środka. Nie jestem odpowiednio ubrana, żeby zwiedzać kościoły.
Wracamy do "centrum" miasteczka. Przed bazyliką na nabrzeżu zaczyna się koncert:
Sadowimy się w knajpce naprzeciwko, zamawiamy piwo i pizzę (z pršutem oczywiście
):
Zapada zmrok i miasteczko robi się jeszcze bardziej klimatyczne. Wybieramy się na nocne łowy z aparatem (niestety bez statywu):
Na koniec dostojnie górująca nad wyspą Lošinj Televrina sfocona z nadmorskiej ścieżki za kościołem:
Oba Lošinje bardzo się nam podobały, chociaż już widzimy, że musimy się przyzwyczaić do innego charakteru miasteczek. Włoskie wpływy w architekturze są tu bardzo wyraźne. W końcu to Kvarner, nie Dalmacja. Będę to pewnie powtarzać z uporem maniaka
, ale brakowało mi tego dalmatyńskiego klimatu, oj brakowało...
Veli Lošinj ładniejszy, bardziej uroczy niż Mali, chociaż to pewnie też kwestia pory, w której go odwiedziliśmy. Wieczór w Małym Lošinju też mógłby być piękny
Pozdrawiam