Niestety nic nie mogę powiedzieć na temat odnogi Cetiny. Mogę natomiast napisać kolejny ( i ostatni
) odcinek.
23 lipca (sobota) - To już jest koniec...
Trudno jest mi pisać ostatni odcinek, bo to oznacza definitywne pożegnanie z naszymi wakacjami. Na koniec dobrze jest zostawić "mocne uderzenie", które w tym przypadku zapewni nam... pogoda.
Ale po kolei. Wstajemy koło 9:00, nie śpieszymy się specjalnie ze zwijaniem naszego dobytku, bo i tak przyjedziemy do domu w środku nocy (jak się okazało, było to dopiero nad ranem...). Żegnamy się z naszymi sąsiadami, którzy właśnie wybierają się na wycieczkę do Imotskiej Krainy
Po godzinie guzdrania się dostajemy nagłego przyspieszenia... Znad Hvaru i Pelješca nadciągają ciemne chmury. Jeszcze przed chwilą ich nie było, a teraz nie wygląda to dobrze:
Chociaż w zasadzie wygląda bardzo ładnie, tylko odrobinę niepokojąco
Dajemy sobie 15 minut. Sądzimy, że to bezpieczny czas, żeby zdążyć przed deszczem. Udaje nam się "uciec" z campingu niemal w ostatniej chwili. Żegnamy gościnny camp Boban,:
na którym było nam tak dobrze, że obozowaliśmy tutaj przez całe 7 dni i 7 nocy. To nasz rekord w Cro!
I ledwo wyjeżdżamy na Jadrankę, na wysokości Igrane, "atakuje nas" ściana deszczu. Opady są tak nagłe i obfite, że mamy wrażenie, jakby ktoś nam nagle chlusnął wiadrem wody w twarz, tzn. w szybę:
Ulewa mija równie szybko jak się pojawiła:
Dojeżdżamy do Makarskiej i postanawiamy zatrzymać się na ostatnie zakupy w Konzumie. Mamy szczęście - awaria prądu następuje w momencie, jak odchodzimy od kasy
To znak, że gdzieś w pobliżu szaleje burza. Jak się okazuje, pogodowe niespodzianki dopiero przed nami...
Ale i inne niespodzianki, które w zasadzie nie były trudne do przewidzenia, czyli korki
Ale żeby aż tak? Wyjeżdżamy z parkingu Konzuma i utykamy w korku, który przesuwa się w ślimaczym tempie aż do samego zjazdu na Šestanovac. Do tego zaczyna znowu padać, a niebo co jakiś czas przecinają błyskawice.
Chorwacja płacze z powodu naszego wyjazdu
Jazda w takich warunkach nie należy do przyjemności, jednak cieszymy się, że przez 3 tygodnie świeciło nam piękne słonko. Jak się potem okazało, ta sobota była początkiem tygodniowego załamania pogody w Cro. Wiedzieliśmy, jaki termin urlopu wybrać. Czarownice wiedzą takie rzeczy
Niestety wychodzi na to, że czarownice nie wiedzą, że z Chorwacji nie wraca się w sobotę, a raczej nie wiedziały i musiały się o tym boleśnie przekonać...
W okolicach Zadvarje leje tak strasznie, że niemal nic nie widać; wycieraczki nie nadążają. Termometr pokazuje tylko 18 stopni
W strugach deszczu wjeżdżamy na autostradę:
Pada jeszcze przez jakąś godzinę. Znowu wypogadza się, chociaż słońce już nie grzeje.
Jedziemy i jedziemy... Kilka piękny widoków na Velebit:
Dojeżdżamy do tunelu "ciepło - zimno", który tym razem powinien być tunelem "zimno - ciepło". O dziwo, wyjeżdżając ze sv. Roka, nie odnotowujemy znaczącej różnicy temperatur. Przed tunelem są 24 stopnie, a za 23
Wygląda na to, że w Chorwacji się ochłodziło, również na wybrzeżu
Powoli zaczynamy się robić głodni i rozglądać za jakąś restauracją. Niestety na parkingach są wyłącznie kawiarnie. Gdzieś w pięknym, zielonym regionie Lika:
Zimno...:
Pierwszy raz podczas tych wakacji przydała mi się kurtka
Coś konkretnego do jedzenia udaje nam się wreszcie znaleźć na Odmorište Dobra. Jest tu samoobsługowa restauracja sieci Marche. Znam ją z Wrocławia, chociaż niestety wybór dań nie jest tak duży jak we wrocławskim lokalu. Powiedziałabym nawet, że jest bardzo niewielki, a ceny niestety wysokie. Wybieramy w końcu pljeskavicę (pikantną i bardzo dobrą), jakieś surówki i makarony.
Najedzeni i zadowoleni ruszamy w dalszą drogę. Niestety po dwóch godzinach uśmiech znika z naszych twarzy... Korki!
Na bramkach przed Zagrzebiem nie ma problemu - już wcześniej jest pas dla płacących kartą. Korzystamy oczywiście, mijając ponad kilometrową kolejkę tych, którzy kartą płacić nie chcą. Dziwimy się, dlaczego... My tak robimy od kilku lat i nigdy nie mieliśmy żadnych problemów.
Niestety na ostatnich bramkach, przed słoweńską granicą, nie jest tak dobrze. Tutaj pas dla płacących kartą pojawia się dopiero tuż przed bramkami. Musimy stać we wspólnej kolejce
W około 1,5 godziny pokonujemy dystans aż 3 kilometrów
, wiercąc się przy tym i denerwując. W Cro-nice, która tradycyjnie towarzyszy nam w każdej Cro-podróży, zapisuję wielkimi literami: NIGDY WIĘCEJ NIE WRACAĆ W SOBOTĘ!!!
Postanawiam też wryć to sobie w pamięć.
Ale cóż mogliśmy zrobić? Wracanie dzień wcześniej nie miałoby większego sensu, bo wtedy nie byłoby wczorajszego dnia i wycieczki nad Cetinę. Węgierskie "łagodne przejście" okazało się w tym roku niemożliwe ze względu na paskudną pogodę panującą obecnie niemal w całej Europie.
Następnego dnia, już w domu, kiedy emocje opadną, stwierdzimy, że jednak dobrze zrobiliśmy, wracając w sobotę. Jednak w tym momencie jesteśmy zupełnie przeciwnego zdania.
Przejazd przez Słowenię i objazd słoweńskiej autostrady (Ptuj - Lenart - Mureck) nie zajmuje nam dużo czasu. Na austriackiej autostradzie przystanek na kolację, czyli bułkę z sałatką, a potem długa i monotonna droga do domu. Na szczęście już bez przygód i stania w korkach.
Słońce wschodzi, gdy jesteśmy na czeskiej autostradzie, w okolicach Ołomuńca:
Zaczyna się nowy dzień, a my idziemy spać
Oczywiście dopiero wtedy, gdy dojeżdżamy do Gliwic, czyli koło godziny 7:00.
Tak kończą się nasze szóste (:!:) wakacje w Cro i na pewno nie ostatnie, choć pewnie przydałaby się jakaś przerwa
Było, jak zwykle, wspaniale
Te wakacje różniły się od innych przede wszystkim tym, że mało się przemieszczaliśmy - byliśmy "tylko" na trzech campingach. Odkryliśmy, że zwijanie i rozkładanie całego campingowego majdanu jest już dla nas męczące. I pomyśleć, że dopiero za szóstym razem w Cro doszliśmy do takiego wniosku
Pewnie to dlatego, że się starzejemy i robimy się coraz bardziej wygodni
Na szczęście mieszkanie w namiocie nadal nas cieszy, chociaż ja zaczynam coraz częściej myśleć o przyczepie campingowej...
Myślę, że tegoroczny chorwacki urlop był połączeniem tego, co najlepsze z dwóch poprzednich lat - trochę kajakowania i trochę szutrów
Taka też miała być ta relacja... Mam nadzieję, że udało mi się napisać coś, co przyda się paru osobom
Na koniec, tradycyjnie, subiektywny
ranking atrakcji Cro-wakacji 2011 (niekoniecznie w tej właśnie kolejności), czyli
top 10
1. fishpicnic do Bolu
2. wycieczka do Imotskiej Krainy
3. wieczory w Osorze (Cres)
4. plaża Ručica koło Metajny (Pag)
5. delfin
6. kajakowanie z campu Dražica do Jakišnicy
7. zatoczka Koromačna (Cres)
8. wycieczka nad Cetinę
9. wieczór w Małym Lošinju
10. kolacja (Plata Pag) w Metajnie
Oj, kolejność wyszła mi zdecydowanie przypadkowa
Dzięki układaniu tego "rankingu" uświadomiłam sobie, jak wiele widzieliśmy i przeżyliśmy
I jeszcze coś - fakt, że najbardziej podobało nam się w ostatnim miejscu pobytu. Wychodzi na to, że uwielbiam Makarską Rivierę, choćby za to, że (oprócz pięknego Biokova "wiszącego" nad Jadranem) daje możliwość robienia ciekawych wycieczek, jak choćby do Imotskiej Krainy i nad Cetinę
Co do dwóch wysp, które odwiedziliśmy w tym roku, oboje (z mężem) jesteśmy zgodni co do tego, że Pag jest do powtórzenia w najbliższych latach, a Cres, cóż... niekoniecznie, może za jakiś czas. Oczywiście było nam tam wspaniale i jest to bez wątpienia piękna wyspa, jednak brakowało nam dalmatyńskich klimatów. Myślę, że w przyszłości czekają na nas Brač, Vis i Lastovo
Ale kto wie, co może się zdarzyć...
No to się rozpisałam, a miałam kończyć
Dziękuję pięknie za uwagę wszystkim Czytelnikom, tym ujawnionym oraz tym ukrytym
Pozdrav
Maslinka