17 lipca (niedziela) - Makarska da się lubić!
Jedziemy do Makareny, jak czasem nazywamy stolicę Riviery
Najpierw musimy załatwić prozaiczne sprawy, czyli zrobić zakupy w Konzumie.
A potem już można przywitać się z miastem. Lubię tu przyjeżdżać! Mimo tłumów. Miasteczko ma swój urok i, moim zdaniem, da się lubić
Jak spoglądam na Biokovo "wiszące" nad głową, jestem o tym przekonana.
Pierwsze kroki kierujemy na nabrzeże, w stronę zacumowanych statków i łódek. Wypatrujemy najmniejszej łajby, która zabrałaby nas na fishpicnic. No i jak na zawołanie podchodzi do nas dziewczyna z ofertą rejsu. Zwykle uciekamy od "naganiaczy", ale pani nie jest nachalna. Pokazuje nam zacumowaną łódkę (najmniejszą ze wszystkich oferujących fishpickniki). Płyną do Bolu. I tylko tam! 4 godziny w miejscowości. W zasadzie do Jelsy nie ma sensu zawijać, bo nieźle ją znamy. Czyżbyśmy mieli fishpicknikować na Zlatni Rat?
Zawsze sądziłam, że Bol to straszna komercha, a rejsy z Makarskiej jeszcze większa
Ale stateczek wygląda przyjaźnie. (Wiedzieliśmy, że na pewno nie chcemy płynąć Makarskim Jadranem, Calypso ani żadnym innym wielkim statkiem.) Ostatecznie zweryfikujemy nasze wyobrażenia i nie musimy spędzić całych 4 godzin na Zlatnim Racie. A zobaczyć warto! Żeby mieć swoją opinię. Uciec od tłumów w Bolu - to dopiero będzie wyzwanie! Dajemy jakąś małą zaliczkę (coś w stylu 20 kun), pani wypisuje nam bilety na jutro. Koszt rejsu to 180 kun od osoby (w tym oczywiście rybka i winko na pokładzie). Więc jutro znowu będziemy w Makarskiej. I to już o 8:15, bo tak wcześnie jest zbiórka, wypływamy o 8:30. No no, jestem ciekawa, jaki to będzie ten rejs... Nastawienie mamy bardzo entuzjastyczne
Ale póki co, jest niedziela (jeszcze nie poniedziałek) i spacerujemy sobie po Makarskiej o zachodzie słońca. Promenada:
Kačiciev Trg:
Zawsze jak jesteśmy w Makarskiej, idziemy na obiad do konoby Decima. Tym razem wypadnie nam kolacja. Ludzi mnóstwo, ale znajdujemy wolny stolik (chyba ostatni). Ceny podnieśli o 5 kun
, czyli nadal jest tanio. Bo 45 kun za porcję białej ryby (orada lub lubin) z ziemniakami, to przecież, jak na chorwackie konobowe standardy, malutko.
Zawsze polecałam tę konobę, bo stosunek jakości do ceny był przyzwoity - było i tanio, i smacznie.
Ale już nie będę polecać...
W końcu, po 5 latach odwiedzania Makarskiej i tejże konoby (co roku tak układaliśmy trasę, żeby wpaść tu na rybkę), muszę przyznać, że się zawiodłam. Lubin, którego zamówiliśmy, był malutki, nie do końca dobrze wypatroszony i nie smakował tak dobrze, jak powinien. Do zimnych ziemniaków może i można się przyzwyczaić, ale ja jakoś nie mogę...
Obsługa też nie była miła i miałam wrażenie, że kelner chce się nas szybko pozbyć.
I tak było! Kończąc jeść, odwróciliśmy się (siedzieliśmy tyłem do placu) i ze zdziwieniem zobaczyliśmy kolejkę (tak! kolejkę!) ludzi czekających na stolik. W pośpiechu dopiliśmy piwo i ewakuowaliśmy się stamtąd.
Do tej pory jedliśmy w Decimie zawsze w ciągu dnia i porcje były większe, a jedzenie smaczniejsze. Wieczorem to już widać masówka. Wniosek: wieczorami nie jadać w przystępnych cenowo miejscach. A ja się chyba tak zraziłam, że niewykluczone, że o żadnej porze już tu nie zajrzę. A szkoda, bo to było "nasze miejsce". Chociaż, jak widać po popularności, nie tylko nasze
Robi się ciemno. Ruszamy ponownie na spacer nabrzeżem.
Obowiązkowe zdjęcie z pomnikiem turystów:
Coraz bardziej wytarty (miejscami
) ten pomnik
Na Makarskim Jadranie ruch w dzień i w nocy. Wieczorem statek zamienia się w "stacjonarną konobę":
I jeszcze nocny widoczek portu:
Bazar w Makarskiej to dość przytłaczające miejsce, ale zapuszczamy się tam w poszukiwaniu prezentów dla rodziny i znajomych. Ostatecznie kupujemy coś tylko dla mnie - długą, zieloną sukienkę
Takie suweniry najbardziej lubię
Prezenty dla innych kupimy następnego dnia
Pora zbierać się do odjazdu, bo juto musimy bardzo wcześnie wstać, żeby być w Makarskiej o 8:15. Już się nie mogę doczekać!