Witaj, Lidio!
Cieszę się, że moja relacja zatrzymała Cię na dłużej
Jeszcze raz dzięki za inspirację.
Co do wyspowych szczytów, z każdym rokiem nabieram na nie większej ochoty. Trzeba będzie kiedyś przynajmniej raz się poświęcić, wstać wcześnie i wdrapać na jakąś górę
Pozdrawiam serdecznie.
15 lipca (piątek) - Od żółwia, poprzez masliny, do osiołków
Dzisiaj święto, bo do śniadania piję herbatę
(Chyba nigdy w Cro nie zdarzyło mi się pić niczego gorącego. Z uzależnienia od kawy wyleczyłam się jakieś 4 lata temu
)
Postanawiam jednak zrezygnować z leczenia gardła zimnem (przynajmniej na razie). Mój mąż robi dziwną minę, że mam takie zachcianki, gdy na dworze już niemal 30 stopni. Ale czajnik elektryczny przynajmniej się przyda
Po śniadaniu zauważamy żółwia szwendającego się w okolicy naszego namiotu. O żółwiu już pisałam (niechronologicznie, w odcinku o campingu), ale żeby było po kolei, jeszcze jeden portret stałego mieszkańca campu, dla przypomnienia
:
Dzisiaj nasz ostatni cały dzień na Pagu i postanawiamy go dobrze wykorzystać. Będzie obfitował w wiele wrażeń, o czym jeszcze nie mamy pojęcia
Na szczęście po śniadaniu moje samopoczucie się poprawia, gardło już prawie nie boli, zamiast tego mam katar, ale jak już napisałam, będę go olewać. Jestem gotowa na dłuuugie zwiedzanie
Na pierwszy ogień idzie Lun. Będziemy deptać po śladach Longtoma
Najpierw zobaczymy dwa kościółki - župną crkvę sv. Jeronima oraz crkvę Anđela Čuvara:
Uwielbiam focić te małe kościoły
Potem wskakujemy do Fabiaka i jedziemy w stronę Tovarnele. Po drodze mijamy dom, przed którym leżą owieczki, z tym, że są tak nieruchome, że nie jesteśmy pewni, czy to żywe owce, czy taka dekoracja
:
Dopiero w drodze powrotnej okazuje się, że jak najbardziej żywe, bo zmieniły swoje położenie
Przed nami Tovarnele:
Interesujący znak! Uwaga na kelnera
:
Mniej więcej w tym miejscu będziemy się kąpać:
Odpuszczamy sobie najbardziej na północ wysunięty fragment Pagu. Mamy napięty plan na dziś, a poza tym zdecydowanie wolę schować się w cieniu... maslinek
Bo jak okolice Lun, to oczywiście nie można pominąć Lunjskiej Maslinady
Zanurzamy się w dający przyjemny cień niemal tysiącletni gaj oliwny:
Najstarsza oliwka ma właśnie około 1000 lat!
To zdaje się ona:
Znaczy się ta z pniem i gałęziami, bo ta pomarańczowa jeszcze taka stara nie jest
I znowu maslina i Maslinka
:
Jakbym mogła tu nie przyjechać!
Po krótkim spacerze i sesji zdjęciowej wracamy do samochodu i tym razem obieramy kierunek na Metajnę. Celowo zostawiliśmy ją sobie na deser, bo coś czuję, że tam spodoba nam się najbardziej
Przy skręcie na Metajnę pasą się osiołki:
Nie możemy się nie zatrzymać, chociaż na chwilę:
Wyżerają resztki trawy i w tym celu czasami wystawiają głowy poza ogrodzenie
Ruszamy w dalszą drogę. Czekają na nas piękne widoki, cudna plaża i krystalicznie czysta woda...
Ale o tym wszystkim w następnym odcinku