Nazwa kraju Hiszpania wywodzi się od słowa Ispania, które oznacza Ziemię Królików. Język hiszpański wymieniany jest w pierwszej piątce najczęściej używanych języków na świecie. Najdłuższą rzeką Hiszpanii jest rzeka Ebro, licząca sobie 930 kilometrów. Hiszpanie to naród uwielbiający grę na loterii. Zdrapki można kupić na rogu każdej ulicy.
Podjeżdżamy pod niewielkie zabudowania tuż za jeziorem - na samym końcu drogi, gdyż coś nas tam zainteresowało.
Wagonik kolejki linowej. Zauważyliśmy, że coś się tam czasami porusza po bardzo stromej trajektorii. Sprawdzamy - kursuje co godzinę. O której pierwszy wyjazd? OK, zanotowane. Spróbujemy tę najnowszą informację wykorzystać następnego dnia, a teraz już zjeżdżamy w dół. Widzieliśmy po drodze kemping i zamierzamy spędzić na nim noc.
W Torre de Cabdella żadnych problemów - załatwiamy formalności; płacę z góry, żeby rano już nikogo w recepcji nie szukać i rozstawiamy namiot. Przygotowuję z grubsza trasę, pakujemy graty na dwa dni - znów będę miał ogromny wór na grzbiecie - i kończymy dzień przy piwku. Wieczór jest piękny i zapowiada się wspaniała pogoda na najbliższe dni. Wreszcie się doczekaliśmy...
Wstajemy wczesnym rankiem i zwijamy majdan. Panuje jeszcze ostry chłód, za to niebo jest bezchmurne. Podjeżdżamy z powrotem pod zaporę zbiornika Sallente, gdzie zostawiamy samochód. Tym razem na dwa dni, o ile zdążymy do niego w tym czasie wrócić.
Zgodnie z ustalonym poprzedniego dnia planem skorzystamy z kolejki linowej. Rzeczywiście, pierwszy wagonik punktualnie wyrusza z dołu. Jest nawet dosyć wypełniony - oprócz kilku robotników jedzie nim spora grupka turystów. Szybko pokonuje 450m w pionie i towarzystwo wysypuje się u góry. Po drodze nie mijał podobnego sobie wagonika - to tylko jedna sztuka kursuje tam i z powrotem.
Wrzucam ciężki wór na plecy i ruszamy w naszą trasę. Początkowo jeszcze w towarzystwie innych, ale wkrótce nasze szlaki się rozchodzą. Poprzedniego dnia na piechotę z dołu osiągnęliśmy Estany Gento. Tym razem omijając go, docieramy do leżącego na północ od niego Estany de Colomina. Na południowym brzegu zbudowano schronisko, gdzie zatrzymują się ostatni turyści, których mieliśmy dotąd w zasięgu wzroku.
Teraz zostajemy już sami - tylko my i katalońskie Pireneje. Ruszamy wzdłuż brzegów Colominy.
Szlak prowadzi wzdłuż północno-zachodniego brzegu jeziora. Cały ten rejon obfituje w liczne - naturalne i sztuczne, bądź częściowo sztuczne - zbiorniki wodne. Niby wiemy o tym z mapy, ale jeszcze sobie nie zdajemy sprawy, że to praktycznie Mazury, na które ktoś powrzucał góry.
Pomimo pięknej pogody panuje wciąż poranny chłód, co zresztą pomaga w wędrówce, zwłaszcza z ciężkim worem wypakowanym sprzętem biwakowym. Wkrótce schronisko mamy dokładnie po drugiej stronie jeziora Colomina, a już naszym oczom ukazuje się mur zapory kolejnego zbiornika.